Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2019, 22:10   #88
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Kraków, 1910

W całym swoim kobiecym życiu najbardziej nienawidziła swatania. Odkąd pamiętała wskazywano jej takich czy innych kandydatów, próbując wpłynąć na jej decyzję. A ona? Ona głupia karmiła się romantycznymi opowieściami o prawdziwej miłości, od których roiła się bogata biblioteka jej rodziców. Kiedy jeszcze mogła, zbywała tego typu zabiegi śmiechem, potem nagle sytuacja ich rodziny zmieniła się diametralnie, a ona okazała się jedyną nadzieją. I wtedy nikt nie musiał jej nic wskazywać, prosić, przekonywać. Sama wiedziała, co należy zrobić. I tak też uczyniła. W jednej chwili zamieniła romantyczność na pragmatyzm i sceptycyzm. Wybrała tego, kogo musiała wybrać. I choć wiedziała, że mogła trafić gorzej, przysięgła sobie, że nie zrobi tego nigdy więcej. Kiedy więc usłyszała o planach Aleksandra miała ochotę wrzasnąć NIE! NIGDY! Co ty sobie wyobrażasz gówniarzu! Dostrzegła jednak radość i przejęcie na jego twarzy. Był tak dumny z siebie, tak podekscytowany odzyskaniem klejnotów i deklaracją zmiany swego życia na lepsze. Nie mogła mu tego zrobić. Jeśli teraz go zniechęci, chłopak stoczy się nieodwołalnie. Jeden obiad nic nie znaczy. Odegra swą rolę jak należy, a Słupskiego po prostu zniechęci.

Spotkanie przebiegało w miłej, ale dość oficjalnej atmosferze. Starała się jak mogła, by choćby przez chwilę swatany jej bankier nie pomyślał, że obdarza go jakimkolwiek zainteresowaniem. Cóż, niestety mężczyzna przybył do nich już z konkretnym nastawieniem, a zaproszenie zapewne tylko jeszcze bardziej zachęciło go do działania. Wychwytując coraz bardziej natrętne spojrzenia mężczyzny, gorączkowo próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie. Z nieoczekiwaną pomocą przyszedł jej lokaj, oznajmiając przybycie gościa. Skorzystała z ulgą z tej wymówki, by uwolnić się od gęstniejącej atmosfery. Była tak zajęta myślami o niefortunnym obiedzie, że zapomniała zapytać Jana, kto miał na tyle pilną sprawę, by przeszkadzać w obiadowej porze. Nacisnęła z impetem klamkę i … stanęła jak wryta.

Nie spodziewała się go. Przynajmniej nie po tym co, i jak, ostatnio mu powiedziała. Huragan myśli przeszedł przez jej głowę. Zamknęła drzwi i zebrała się w sobie, by zacząć „normalną” rozmowę. Tego, co stało się później, nigdy nie zrozumiała. Nie zdążyła zareagować, gdy jego usta spoczęły na jej wargach, a dłonie przyciągnęły do siebie, chwytając władczo w pasie. Zamiast zaprotestować, odsunąć się ze wstrętem, bezwiednie rozchyliła usta, pozwalając jego językowi wtargnąć do środka i dać się pokonać narastającej namiętności, o którą się nie podejrzewała.
Byłaby się tak dalej pewnie oddawała zatraceniu, gdyby nie oderwał się od niej nagle i bez słowa ruszył do wyjścia. Patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę rozszerzonymi oszołomieniem oczami. Nie potrafiła wykrztusić słowa ni zrobić kroku. Czuła, że jej twarz płonie. Nie wiedziała ile czasu minęło od jego wyjścia, lecz widać na tyle dużo, by wzbudzić niepokój współbiesiadników.

- Tosiu? Wszystko w porządku? - dobiegło ją z głębi korytarza.
- Tak braciszku, już idę – rzuciła dość niemrawo i próbując naprędce doprowadzić się do porządku, udała się do jadalni.
Niestety jej wzburzenie nie uszło uwadze Zosi, która nie dbając o konwenanse, wypaliła:
- Co ci moja droga? Czy coś się stało? Kto to był?

Padło pytanie. Oczekiwano wyjaśnienia. Co miała odpowiedzieć? Przecież i tak się dowiedzą. Wymyślić na poczekaniu jakąś historyjkę? Nie bardzo miała teraz na to ochotę, a i pomysłów jakoś brakowało. Spojrzała na wpatrzone w nią twarze, i Słupskiego, który wyglądał jakby tylko czekał, by porwać ją w swoje ramiona i ukoić wzburzenie. I wtedy ją olśniło. A może by tak to wykorzystać? Potrzebowała przecież jakiegoś argumentu, by absztyfikant nie robił sobie dłużej nadziei. Spojrzała znacząco na Zosię, która, będąc jej powiernicą, zawsze w lot rozumiała jej intencje.

- To był Barski...
Aleksander spiął się, Słupski nic nie rozumiał, Nałkowska wpatrywała się w nią wnikliwie, próbując odczytać reguły gry.
- Poprosił o moją rękę …
- I ? - Zapytał trzyosobowy chórek.
- I ja go …
- Przyjęłaś? - Zosia podjęła narzuconą jej rolę.
- Tak.
Aleksander wstał gwałtownie, zaciskając dłonie w pięści, Słupski z impetem odsunął krzesło i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie, przyjaciółka zaś puściła do niej porozumiewawcze oko.
Szybko uprzedziła wybuch brata:
- Powiedziałeś, że będziesz już zawsze szanować moje wybory...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 12-04-2019 o 22:13.
Nimue jest offline