Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2019, 00:10   #78
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Teraz to technik zrobiło się dziwnie. Rozumiała mechanizm działania społeczności, ale i tak… nie znać ojca? Nie wiązać się z nikim na stałe? Nie patrzeć na spuściznę, nazwisko, koneksje. Po prostu… być częścią większej całości. Jednej wielkiej rodziny…
- Widzisz Alex? - zwróciła się do Runnera poważnym tonem - Nie tylko ja twierdzę, że takie trzymanie mnie w bryce na użytek własny jest egoistyczne. Zresztą sądzę że gdy przetrwamy noc tutejszej osadzie przyda się szybko zacząć uzupełniać braki w ludziach, więc jeżeli załapiemy się na podobny rytuał… czy jak to nazwać… - potrząsnęła głową i z uśmiechem zwróciła się do szatynki - Dziękujemy za zaproszenie, chętnie z niego skorzystamy. Co prawda technicznie ja dziecka nikomu nie dam, ale Alex nadrobi za naszą dwójkę. Od siebie mogę zaproponować zbadanie każdej chętnej do prokreacji kobiety. Zobaczę w jakim są stanie fizycznym, może coś im poradzę jeśli z zajściem w ciążę mają kłopot. - skończyła pogodnie nawet nie patrząc na swojego gangera. Przelecenie wioski chętnych kobiet… oczywiście że będzie na tak.

- O! Świetny pomysł! Wspomnę o tym jak będę rozmawiać z panem Johansenem! - Lee wyglądała na bardzo ucieszoną z odpowiedzi Vesny i z tej radości objęła ich oboje ramionami trochę jakby się do nich przytulając a trochę przytulając ich do siebie. - I nie przejmuj się Ves, jako gość to nawet jak nie chcesz mieć teraz dziecka to możesz przyjść i na pewno będzie wszystkim bardzo miło. - zapewniła nową koleżankę mówiąc to trochę ciszej aby tylko we trójkę słyszeli się nawzajem.

- Ale to poczekaj, to jak macie tą noc to czemu się zgodziłaś, znaczy chciałaś, znaczy no wiesz, tam na jutro co się umawialiśmy. I serio można bzyknąć w taką noc każdą laskę co tam będzie? A jacyś wkurzeni bracia, kuzyni i inni tacy? - Alex wydawał się albo trochę skołowany albo podejrzliwy gdy chyba nie mógł ot, tak przyjąć do wiadomości, że taka instytucja może istnieć w tym świecie.

- Oj no bo Ves mnie poprosiła i namówiła i wydała mi się całkiem fajna. No i ty też znaczy. Pomyślałam, że moglibyśmy spróbować skoro jest okazja. No i nie wiedziałam ile zostaniecie. No i potem najwyżej bym w ciągu paru dni uprawiać seks jeszcze z kimś. No chociaż aby tradycji się stało zadość to z dwoma. No bo inaczej jakbym zaszła w ciążę no to bym wiedziała, że to z tobą a to no nie byłoby dobre u nas. Lepiej jak się nie zna ojca dziecka albo chociaż tak nie na pewno. - Lee wyjaśniła te kwestie bez zbytniego skrępowania patrząc na przemian do na Vesnę to na Alexa gdy sprawdzała czy mają jeszcze jakieś pytania. Okazało się, że Alex miał.

- A to jakbyś robiła ten seks, znaczy poza mną… Znaczy chodzi mi robisz to na raz z paroma facetami czy jakoś po kolei? - Runner wydawał się zafascynowany tymi zwyczajami godowymi panującym w tym plemieniu i dało się to bez trudu dojrzeć na jego twarzy.

- No najlepiej to od razu, właśnie po to są te noce poczęcia. Ostatniej to nas było trzy a naszych mężczyzn było chyba ze trzech. Ja miałam wtedy chyba ze trzech albo czterech. A poza nocą poczęcia no to trzeba jakoś sobie radzić ale to raczej mało kto odmawia jak kobieta jest w potrzebie. - szatynka powiedziała z ciepłym łagodnym uśmiechem lekko tylko marszcząc brwi i nosek gdy próbowała przypomnieć sobie detale ostatniej nocy poczęcia o jakiej mówiła.

Vesna słuchała zafascynowana, ale jeden szczegół był jej cierniem w boku i drzazgą w oku… taki w skórzanej kurtce, stojący obok. Teraz brzmiało nieźle, naprawdę jak świetna zabawa. Gorzej jeśli w trakcie, albo przed samym początkiem Foxowi się nagle odwidzi i zamknie ją w bagażniku aby przypadkiem nikt obcy jej nie dotknął. Westchnęła w duchu, ciesząc się mimo wszystko z całej rozmowy. Dobra odmiana od walki i niepewności jutra - snucie planów na przyszłość.

- No tak, trzeba sobie radzić - pokiwała mądrze głową i zerknęła badawczo na Alexa - Czyli w skrócie każdy z każdym i nikt nie ma potem pretensji. Żadnych. O nic. Zero fochów. Zero awantur. Zero “przecież się nie wkurwiłem na to”... no i zero rękoczynów.

- Do mnie mówisz?
- Alex przybrał ton jakby sprawdzał czy ktoś ma o coś do niego jakiegoś focha czy coś na podobę. Lee pokiwała mądrze swoją główką na znak, że oboje wyłapali co najważniejsze.

- No tak, przecież to wszystko wspólna miłość i same pozytywne relacje. To właśnie nas łączy i scala. Pomagamy sobie. Jak komuś coś nie pasuje to wystarczy, że powie a jak coś by chciał to wystarczy poprosić. No czasem ktoś odmówi no ale to następny się pewnie zgodzi. Mnie kolega ostatnio poprosił podczas takiej nocy bym się pocałowała z koleżanką bo go to kręciło. No to tak zrobiłyśmy. Fajnie było. No ale ta trzecia nie chciała no to nie. Nie lubi to trudno. Więc nie bójcie się, nic tam nikomu się nie stanie krzywda. Po prostu się tam pobawimy i tyle. Ale jak macie ochotę to możemy i jutro u mnie. Tylko u mnie to we trójkę to już ciasno będzie to jakbyście chcieli jeszcze kogoś to już chyba trzeba by poszukać innego miejsca. Ale jak chcecie to spróbuję coś znaleźć. - Lee mówiła jakby zależało jej na tym aby przekonać ich oboje do tego systemu jaki tutaj panował. Wyglądała na pogodną, układną i chętną do współpracy aby jej goście poczuli się tak dobrze jak tylko mogli.

Zapowiadał się ciekawy dzień, musieli tylko do niego dożyć. Technik dokończyła banana i wzięła następnego czując że prawie się najadła. Znaczy już czuła się pełna, tylko łakomstwo wciąż grało tango w kiszkach.
- Co ty na to? - postanowiła skonfrontować się z Runnerem od razu, aby mieć to z głowy. - Ja nie mam nic przeciwko, chętnie się dołączę. Pytanie czy tobie pasuje… świadomość że… no wiesz - wzruszyła ramionami - Będziemy tam na równych zasadach. Ty i ja. Nie chcę odmawiać wszystkim prócz ciebie, nie o to chodzi. Dasz radę? - spoważniała.

Alex wyraźnie się wahał. Nic nie mówił tylko myślał. Zmrużył oczy, przejechał od wewnątrz językiem pod policzkiem i główkował. W końcu Lee postanowiła wspomóc prośbę Vesny.
- Oj wiecie, nic na siłę. Możecie się zastanowić i pogadać. Ale by to na pewno pomogło jakbyście dali się zaprosić, zwłaszcza oboje, na noc poczęcia a miałabym jechać z wami. Wtedy to taka wymiana, może Alex zostawiłby nam po sobie jakieś dziecko albo ktoś z naszych zostawił dziecko Vesnie? To taka wymiana by była, życzliwiej by na was tutaj patrzyli już tak trochę jak na swoich. To i pewnie z Johansenem by się łatwiej gadało jakby miał mnie puścić. - szatynka przedstawiła swoje argumenty i wydawało się, że widzi same plusy takiego rozwiązania ale też raczej namawiała a nie nalegała nie chcąc pewnie wywierać presji na swoich gości.

- Zobaczymy jutro. Jak nam to wyjdzie. Jak będzie w porządku to pomyślimy co dalej. - Alex w końcu na coś się zdecydował i wydawało się, że to taki kompromis jaki mógł się zdobyć w tej chwili między pokusą wzięcia udziału w takiej ciekawej nocy samemu a zgodzie na to by Ves również w tym brała udział tak jak on i reszta chętnych kobiet.

- Jutro wyjdzie świetnie, czuję to w kościach - panna Holden przygarnęła ich oboje do siebie, ściskając mocno. Każdy też zarobił po całusie w usta i wesołym uśmiechu - Teraz jednak… chyba trzeba iść pogadać. Z naszym i twoim. Powiedzieć że gotowe co miałyśmy zrobić, pomyśleć co dalej. Lee zostaniesz z okiem na naszych zabawkach? My z Alexem pójdziemy robić dobre wrażenie.

- No pewnie, przypilnuję co trzeba. Aha! Tylko nic nie mówicie o burdelu jak będziecie gadać z Johansenem! To się źle kojarzy. Pomyślą, że chcecie mnie wywieźć nie wiadomo gdzie i po co.
- Lee zgodziła się zostać i przypilnować skrzynki z ładunkami różnej maści ale widząc, że dwójka z innego świata idzie rozmawiać w jej sprawie podpowiedziała im co nieco. Alex machnął ręką i głową w uspokajającym geście i poprowadził Ves na korytarz. Chyba z tego kierunku co sam niedawno przyszedł.

- Nie wierzę. Można tutaj przyjechać i wydymać wszystkie chętne laski i jeszcze nikt nic, nie ma o to pretensji. I to tak oficjalnie zorganizowane. - Alex na nowo przeżywał całkiem odmienną kulturę lokalnego plemienia gdy szedł korytarzem dawnej szkoły. - Słuchaj, czy ja dobrze czaję? Jak ją kupimy to mamy własną niewolnicę napaloną na zachodzenie w ciążę co kompletnie nie jest zazdrosna o innych i chętna do współpracy? Myślisz, że łyknie, że od robienia laski albo obrabiania kuperka zwiększają się szanse na zaciążenie? - Alex nawijał jakby jakieś dzikuny, oblężenia, lokalne tragedie wcale go w tej chwili nie obchodziły za to fascynował go temat na jaki natknęli się prawie mimochodem i przypadkowo tylko dlatego, że Ves zgadała się przypadkiem z jedną z lokalnych dziewczyn.

- Tak to już jest z miejscowym folklorem. Co kraj to obyczaj - technik rzuciła filozoficznie, trawiąc informacje i zastanawiając się co dalej. Chwilę milczała ale gdy podjęła wątek mówiła pewnym tonem - Mamy motor jak coś i sporo talonów. Broń, amunicję, nawet złoty pierścień od Amari. Jeżeli ją wykupimy będzie nasza… i tak. Chętna, napalona na zaciążenie, ale nie niewolnica. Nie lubię niewolnictwa. Lepiej ją traktujmy jako pomocnika. Wygląda na miłą dziewczynę, szkoda jej na tę dziurę… i weź przestań - ofukała go - Mówiłam ci setki razy że jak pakujesz w kuper to nigdzie więcej bo to niehigieniczne i od razu dostaję zakażenia, nie tylko ja. Każda kobieta. Wtedy szlaban na numerki przez tydzień… do tego antybiotyki - burknęła - Można podejść do tematu w ten sposób że lody i kuperek wzmagają wydajność u mężczyzny, więc im więcej będzie się takim zajmować na podane sposoby, tym więcej prób będzie mógł podjąć przy właściwej operacji zapładniania. No coś wymyślę, w końcu jestem lekarzem, nie?

- No tak, tak, no masz rację… I jej, żartowałem z tą niewolnicą! Tak mi się skojarzyło skoro właściwie mamy ją kupić… No i fakt, wygląda na całkiem sympatyczną. I weeźź… jak to po kuperku przez tydzień szlaban? No nie wygłupiaj się…
- popatrzył na nią raz i drugi i w zależności o czym mówił to różne to było mówienie i patrzenie. Trochę przyznawał jej rację, z tą niewolnicą to chyba też tak dosłownie mu nie było to w smak na koniec jednak miał wyraźny żal o ograniczenie i to takie mocne kuperkowych opcji. Ale zbliżali się do jakichś drzwi więc zamilkł i sądząc po minie nad czymś główkował.
- No. Mamy troche szpeja na wymianę. To możemy to sami sobie ją zorganizować. Będzie nasza. A ten fircyk jak chce to niech sam się ugaduje z tym palantem co tutaj rządzi. To właściwie z nim trzeba gadać. Ale to może ty z nim gadaj bo jak mi jeszcze raz się przychrzani do Runnerów albo kurtki to go chyba zdzielę. - zdecydował się w końcu zatrzymując się pod drzwiami i już trzymając dłoń na klamce. Popatrzył na Vesnę jakby sprawdzał czy jest coś jeszcze do obgadania zanim zaczną gadać z innymi.

- Głuptasie… tydzień szlabanu jest jak z kuperka przełożysz od razu gdzie indziej bez mycia, ale jeśli stosujesz się do zasad nie ma potrzeby szlabanów - Vesna poklepała go po ramieniu, robiąc mądrą minę i próbując chociaż trochę złagodzić traumę która czekała go za drzwiami podczas rozmowy z pozostałymi.
- Dobrze, będę gadać, a ty kochanie zapal sobie i spróbuj… nikogo nie połamać. Zrobisz to dla mnie? - zawiesiła mu się na szyi jak na wdzięczną foczkę przystało.

- Dobra. Ale to niech się nie przychrzania do mnie. - Alex wydawał się trochę udobruchany i uspokojony tym, że z tym kuperkowaniem nie będzie tak strasznie. Pocałował krótko usta Ves i otworzył drzwi. Weszli do pomieszczenia gdzie było kilka osób w tym ci najważniejsi czyli van Urk - szef karawany, Johansen - szef miejscowych, i ten mniej ranny gliniarz który był kimś w rodzaju bezpiecznika i pośrednika w razie zapalnych sytuacji między tymi dwoma. Ponieważ para z Detroit weszła jako jedyna do pomieszczenia to wszyscy spojrzeli w ich stronę.

- No zdrówko. Bombeczki gotowe. Możemy zaczynać imprezę. Mówiłem, że moja focza sobie poradzi. Całą skrzynkę zmajstrowała! - Alex zaczął od dobrych wieści i tym razem jego luzacka błazenada przyniosła pożądany skutek bo wszystkim widocznie ulżyło, że wreszcie mają jakieś wsparcie a nie same straty.

- A na co dokładnie możemy liczyć panie Alex? - van Urk zachowywał stosowne maniery chyba bez względu na okoliczności i chciał wiedzieć coś więcej.

- Dobra Ves to ja tu z szefem pogadam a ty Ves pogadaj z nim o reszcie. - Alex dość zręcznie wyślizgał się z rozmowy z Johansenem pewnie nie zauważając abo nie chcąc zauważyć, że te pogardliwe “nim” i podobny ruch reką wskazujący na gospodarza zjeżył mu spojrzenie. Sam podszedł do Federaty i zaczął mu opowiadać o zawartości skrzynki przygotowanej przez Vesnę. Jej zaś zostawił rozmowę z Johansenem który łypnął na nią podejrzliwie okiem bo też chyba wolałby wiedzieć na co dokładniej mogą liczyć w tej skrzynce.

Zostawało tylko westchnąć na ten przejaw taktu rodem z Novi i zabrać się do sprawy jak na kogoś z Downtown przystało. Panna Holden uśmiechnęła się do przywódcy osady i podeszła do niego, stając w odległości pozwalającej na cichą, spokojną rozmowę.
- Proszę wybaczyć Alexowi. Bywa czasem dość obcesowy, jednak zaręczam że nie miał nic złego na myśli, ani w intencji. Oboje dobrze wam życzymy, poza tym myślę że ja również jestem dostatecznie zobligowana oraz poinformowana, by móc udzielić panu wyczerpujących odpowiedzi - kiwnęła lekko głową - Mamy na stanie cztery bomby błyskowe, jedną hukową, dwie rurowe, jedną dymną i dodatkowo dwa koktajle Mołotowa. Lee była tak kochana, że pomogła zorganizować w trybie ekspresowym potrzebne materiały, reszta to już tylko składanie… a skoro już rozmawiamy, chciałam podziękować, że mimo dość gwałtownego początku nie zlecił pan otworzenia do nas ognia. Zajęłam się też waszymi rannymi, ci najbardziej potrzebujący dostali morfinę, każdy uzyskał pomoc medyczną. Gdyby panu też coś dolegało proszę mówić śmiało, jestem lekarzem… i mam na imię Vesna.

- Ryan.
- Johansen wydawał się udobruchany wychowaniem rodem z detroickiego Downtown i okazywaniem odpowiedniego zachowania i szacunku wobec kogoś na jego stanowisku. W końcu wychodziło na to, że wśród miejscowych jeśli nie był najważniejszy to jednym z ważnych, odpowiednikiem van Urka u karawaniarzy.
- Tak o rannych Lee wspomniała jak tutaj była. To bardzo miłe z twojej strony, że się nimi zajęłaś. Doceniam to. I choćby z tego względu cieszę się, że dotarłaś na piętro. - starszy facet o posturze nieco spasionego wikinga podziękował za okazaną pomoc niemniej też dość wyraźnie dał znać spojrzeniem, że o ile jest w stanie dostrzec zysk z obecności Vesny na tych salach i korytarzach to z jej partnerem no niekoniecznie tak samo ocenia tą sytuację.
- Dobrze, to teraz musimy przemyśleć jak wykorzystać te bomby. - pokiwał głową i wydawało się, że uznał rozmowę za zakończoną i chce dopilnować by van Urk i Alex nie wysiudali go z bombowego siodła bo zaczął im się przyglądać bardzo intensywnie tracąc zainteresowanie Vesną.

- Jeszcze moment, proszę - Vesna za to nie straciła zainteresowania nim, zwracając na siebie jego uwagę położeniem dłoni na jego lewym łokciu. Gdyby dała radę sięgnęłaby do ramienia, niestety trochę kurdoplasto wypadała w tym zestawieniu.
- Rozmawiałam z Lee jeszcze o jednej sprawie, a raczej dwóch, ale po kolei. - z uprzejmym uśmiechem zaczęła wywalanie spraw długofalowych - Jedziemy w bagna, w stronę rzeki. Lee wspominała, że zna się na miejscowych ziołach. Poza tym naprawdę przydała się i podczas opatrywania rannych i podczas produkcji bomb. Ma zręczne ręce, a ja… cóż. Mam ich tylko jedną parę i czasem naprawdę nie wiem w co je wsadzić aby połatać okolicę i trzymać ją w kupię. Lee chciałaby spróbować z nami… pojechać. Zobaczyć kawałek świata poza waszą osadą. Ona zyska okazję do nauki, ja dodatkową parę rąk do pomocy. Mogę z niej zrobić lekarza, a przynajmniej porządnego medyka. Proszę wierzyć lub nie, ale miałam przedwojennych nauczycieli, do tego pochodzę z dużego miasta. Znam się dobrze na swoim fachu - uśmiechnęła się trochę.
- Chętnie tę wiedzę przekażę, jednak wiem również jak to wygląda tutaj jeśli chodzi o wyjazdy. Nie chcę aby to wyglądało, że Lee ucieka, bo to dyshonor, a nie o to chodzi. Dlatego moglibyśmy się dogadać odnośnie zastawu. Wy coś zyskacie, my coś zyskamy. Dobra, korzystna dla obu stron wymiana… i tu przechodzimy do ostatniej sprawy. Lee nakreśliła na czym polega wasz rytuał poczęcia. Jeśli nie będzie przeciwwskazań, a my zostaniemy tu dostatecznie długo, prosiłabym o pozwolenie wzięcia w nim udziału dla siebie i Alexa. To też korzystna wymiana. Może on zostawi wam dodatkowe życie, a ktoś od was to samo zrobi ze mną. W rytm poszanowania miejscowych tradycji - część o tym że nie zamierzała zaciążać tylko zabawić zachowała dla siebie.

To co powiedziała szefowi tej osady na nowo przykuło jego uwagę. Patrzył i słuchał uważnie co do niego mówi, o kim i o czym. Zastanawiał się dobrą chwilę na dobre tracąc zainteresowanie resztą dyskutantów.
- Całe zło dawnego świata wzięło się z wielkich miast. I one zapłaciły za to największą cenę. Do dziś płacą. Stamtąd nie przychodzi nic dobrego. - Johansen zaczął od zdyskredytowania potencjalnego atutu pochodzenia z wielkiego miasta. Ale mówił to z niechęcią jednak dość zamyślonym tonem jakby powtarzał jakiś miejscowy slogan czy inne motto według jakiego tu się żyło. Na poważnie zastanawiał się co dalej począć z prośbą i ofertą ciemnowłosej kobiety.
- Jesteś lekarzem. I mówisz możesz ją tego nauczyć. - spojrzał w dół na mikrą przy nim sylwetkę kobiety jakby po samym wyglądzie chciał ocenić jej referencje i umiejętności. Pokiwał głową, oparł się o blat stołu, złożył ręce na piersi i wpatrywał się gdzieś w ścianę o dwa kroki przed sobą.
- I chcesz ją zabrać. Daleko. - powtórzył na głos część tego co mówiła. Wyglądał trochę jak klasyczny handlarz który waży w myślach zyski i straty jakie może odnieść w danej transakcji.
- A na jak długo? Tydzień, miesiąc, rok, na stałe? - zapytał znów zerkając na nią gdy chciał wiedzieć to zanim podejmie decyzję.

- To już nie zależy ode mnie - technik pokręciła głową - Jeżeli będzie chciała wrócić, to ją z Alexem tu przywieziemy. Jeśli zaś postanowi inaczej… wtedy pewnie i tak ją tu przywieziemy, aby wam o tym powiedziała, a potem pojechała tam gdzie chce. Skoro jednak mamy operować terminami, powiedzmy że na rok. Za rok wrócimy i wtedy Lee zdecyduje co dalej.

- Rok. To długo. -
Johansen pokiwał powoli głową i znów chwilę w milczeniu wpatrywał się w ścianę. - Pomyślę nad tym. Muszę porozmawiać z nią i ze starszymi. - powiedział w końcu nie chcąc widocznie podjąć decyzji zbyt pochopnie. - I mówisz, że chcecie wziąć udział w nocy poczęcia. - wrócił do drugiej sprawy o jakiej wcześniej wspomniała rozmówczyni. Znów obrzucił ją uważnym spojrzeniem jakby sprawdzał czy się nadaje do takiej ceremonii. Potem odwrócił się aby podobnie oszacować Runnera gadającego z gliniarzem i Federatą. W końcu wrócił spojrzeniem do swojej rozmówczyni.
- To nie jest codzienna prośba od nieznajomych. Ale skoro Lee wam o tym wspomniała musieliście wywrzeć na niej dobre wrażenie. Cóż, nie jest to zabronione. Jeśli uszanujecie nasz próg i zwyczaje myślę, że to mogłoby dojść do skutku. Przyda nam się świeża, zdrowa krew. Zwłaszcza po dzisiejszej nocy. Myślę, że to ze strony twojego mężczyzny mogłaby być jakaś rekompensata za takie brutalne najście jakie nam zgotował. Mógłby zostawić po sobie coś pozytywnego. - najwidoczniej miał podobny stosunek do Alexa jaki ten żywił do niego. I nawzajem się po prostu drażnili samym swoim widokiem i manierami. Ale jednak Johansen myślał całościowo o swojej społeczności a nie tylko o czubku własnego nosa więc o ile Alex nie zacząłby się panoszyć w runnerowym stylu była szansa, że jakoś go strawi.

- Z jednej strony aż rok, z drugiej… to tylko rok - panna Holden zauważyła jeden dość istotny szczegół. Z niewinną miną wzruszyła ramionami - Przez rok dam radę porządnie przeszkolić kogoś tak bystrego jak Lee, ma potencjał i pewną rękę, a to ważne. Jest z wami zżyta, pewnie po tym roku postanowi z wami tu zostać, a czego się nauczy nikt jej nie odbierze. Wiedzą podzieli się też z innymi. Zyskacie sporo w ogólnym rozrachunku, puszczając ją z nami. Może i faktycznie z wielkich miast przyszła zagłada, lecz prócz niej wywodzą się z nich też pozytywne zjawiska. Wiedza przykładowo, czysto użytkowa. Mogę śmiało powiedzieć, że w tym regionie jestem najlepszym lekarzem jakiego znajdziecie. W Nice City wygrałam wszystkie konkursy medyczne i techniczne, a wielu ludzi startowało. Poza tym sam pan widzi że prócz opatrywania umiem też inne rzeczy. Naprawię wszystko od tostera po czołg, albo to wysadzę. Jeśli Lee będzie chciała, tego też ją nauczę. Przyda się wam tutaj mechanik i saper, dodatkowo medyk - uśmiechnęła się wesoło - Dziękuję że wyraża pan pozwolenie na nasze uczestniczenie w waszych obrzędach. Gwarantuję, że Alex przyłoży się do tego jakby chodziło o jego albo moje życie. Poza tym, jeśli kobiety wyrażą taką wolę, przebadam je przed całym spotkaniem. Kto wie, może uda się zlecić bądź zalecić co robić na dręczące je dolegliwości… albo aby zwiększyć płodność. Pan też tam będzie? - odwróciła nagle pytanie o sto osiemdziesiąt stopni.

- Ja? Nie, raczej nie. Już za stary na to jestem, zostawię to wam, młodym. - Johansen prawie zbył pytanie mimo uszu jakby nie było o czym mówić. Za to zastanawiał się mocno nad tym co teraz powiedziała niewysoka kobieta.
- Tak, Nice City, tak, tam mają festyn gdzieś w tą porę, tak… - pokiwał głową gdy coś widocznie kojarzył o otaczającym go świecie więcej niż Lee.
- I tak, naucz ją jak robić takie bomby. To nam się przyda. - ten pomysł wyraźnie przypadł mu do gustu bo wskazał za siebie na grupkę po drugiej stronie stołu gdzie chyba właśnie te sprokurowane bomby były głównym tematem rozmowy sądząc po strzępkach jakie do nich docierały.
- Z tym badaniem dobrze, zgadzam się. I tak byśmy żądali zadośćuczynienia za te drzwi, bramę i resztę. Takie badanie może bardzo wam pomóc. Uczestnictwo w nocy poczęcia również. Widzę, że ty akurat jesteś dobrze wychowana i umiesz negocjować i myśleć perspektywicznie. To dobrze. Przyda się w rozmowie ktoś taki. - szef tubylców był na tyle wymowny, że nie trudno było się domyśleć kogo z ich pary uważa za tego który stanowi przeciwieństwo wychowanki Downtown.
- Właściwie to mogę z tobą zawrzeć umowę. Tylko porozmawiam z Lee. Mogę się zgodzić by z wami pojechała na ten rok w zamian ty ją nauczysz leczyć i robić bomby i przebadasz nasze kobiety i weźmiecie udział w nocy poczęcia a twój mężczyzna podaruje nam swój karabin i naboje do niego. Wtedy jeśli Lee się zgodzi to może z wami jechać z naszym błogosławieństwem. Co ty na to? - szef tej osady wydawał się przychylnie nastawiony do oferty Vesny tak bardzo, że gotów był z nią przybić umowę prawie od ręki. Jeśli Lee była szczera to rozmowa z nią wydawała się raczej formalnością. Resztę warunków pochodziło od samej Ves. Tylko ten karabin i ammo Alexa były nowe. Wyglądało na to, że w zamian za jego karabin mogą zabrać Lee ze sobą.

- Cenicie tutaj tradycję, zasady którym się podlega. M16 Alexa jest jak jego nóż z Novi, to przedłużenie jego rąk, kawałki jego samego. To pamiątki, coś z czymś się utożsamia. Tam skąd pochodzimy mężczyznę poznaje się po broni i tym czym jeździ. Są rzeczy którymi się nie dzieli, bo nie ma się ich więcej. - technik spoważniała, patrząc na starszego mężczyznę z nagłym smutkiem i melancholią - Tak samo jakby zagroził mi pan śmiercią nie oddałabym swoich narzędzi medycznych. Niemniej mam kontrpropozycję, żeby nie było że chcemy się wymigać od zastawu. Zamiast karabinu możemy wam zaproponować crossa. Motor do jazdy terenowej. Szybki, zwrotny, idealny do jazdy w trudnym, błotnistym terenie, takim jak bagna i dżungla. Lepszy niż koń, bo się nie spłoszy ani nie padnie od ukąszenia. Dołożymy pełen bak i kanister benzyny. Jeśli jest pan gotów na to przystać, ja jak najbardziej jestem na tak.

- Tu nie ma gdzie jeździć. I z benzyną słabo. Z częściami słabo. Motor nam nie potrzebny. A karabin się przyda na pewno. Zwłaszcza, że takiego nie mamy. To moja oferta. Jak chcesz to porozmawiaj o tym ze swoim mężczyzną. Powiedz co ustaliliście. Ja muszę porozmawiać z Lee. Ale to potem, rano, jutro. Na razie mamy pilniejsze rzeczy do załatwienia.
- szef lokalnej społeczności w ogóle nie wydawał się zainteresowany ofertą wymiany zielarki na motocykl terenowy zaś karabin Alexa wyraźnie przypadł mu do gustu. Ale zostawił pole do negocjacji i rzeczywiście przy drugim końcu stołu dyskusja zaczęła przybierać na sile. Niejako się wymienili z Alexem bo gdy Johansen podszedł do dyskutujących Fox stracił zainteresowanie dyskusją i w zamian posłał Ves pytające spojrzenie.

- Chodźmy zatem do reszty, a pozostałe detale omówimy na spokojnie rano - technik zrobiła krok w bok, gestem zapraszając brodacza aby podszedł do jej grupy. Puściła Foxowi oczko i bez zwłoki ruszyła w jego stronę, robiąc przystanek dopiero kiedy znalazła się bezpiecznie pod jego ramieniem.
- Co ustaliliście?

- Spróbujemy zejść na dół z pomocą tych bomb. Ja chcę do samochodu po ammo i resztę. Oni chcą kogoś wyciągnąć bo chyba pod nami ktoś jeszcze żyje. A wy co tak długo gadaliście? Zgodził się by Lee jechała z nami?
- Alex stopniowo odszedł od rozmawiającej grupki która chyba właśnie obgadywała to co tak szybko streścił Ves. Wyglądało na to, że spróbują to zrobić raczej prędzej niż później.

- Zgodził, ale chce twój karabin w zastaw… albo coś użytecznego. Motoru nie dał sobie wcisnąć. Pogadajmy z van Urkiem, niech się dorzuci… droga długa. Przyda się twój karabin. Poza tym mamy pozwolenie wzięcia udziału w ich nocy rozpłodowej. Masz tam specjalne zadanie… w ramach zadośćuczynienia za rozwalone drzwi. Zająć się jak największą liczbą kobiet żeby coś zostawić tu po sobie. Ja za to przebadam każdą z nich… i też mam w tym wziąć udział - szybko streściła o czym mniej więcej rozmawiała z brodaczem.

- Karabin?! Zgłupiał?! To czym ja będę rozwalał te cholery?! Brzydkimi słowami?! - Alex zareagował tak jak zwykle czyli impulsywnie. Na szczęście opanował się na tyle aby mówić tzw. głośnym szeptem. No i już trochę wyszli na korytarz. Dlatego mógł w spokoju opluć ścianę i wsadzić z impetem ręce w kieszenie kurtki by spoglądać na wszystkich i wszystko ze złością. Kopnął potem postukał czubkiem buta ścianę ale najwyraźniej zaczął główkować co teraz dalej zrobić.
- A myślisz, że naprawdę nie poradzimy sobie bez tej foczy? Chcesz ją? I na kiedy on chce ten karabin? Już teraz jak mamy schodzić na dół? Bo to oni się teraz dogadają i już mamy tam iść. Ja też. Ale jak bez karabinu to niech spierdalają, poczekam tu do rana. - Runner nadal był zdenerwowany ale widocznie próbował się opanować i coś wymyślić. Dlatego pytał szukając informacji które mogłyby rozjaśnić sytuację i pomóc znaleźć jakieś wyjście.

- Karabin najprędzej rano i tak dostanie. Rano mamy wrócić do tematu, a teraz zająć się walką - Vesna westchnęła cicho - Tak, chciałabym ją. Pogadajmy z van Urkiem, może ma w zapasie jakiś karabin. Albo oddam im C4, jeśli zechcą. Przydałoby im się do rozwalenia gniazda dzikunów. Albo sąsiadów. Albo studni… czegokolwiek - pokręciła głową - Po wszystkim zostanie jeszcze jedna sprawa. Od rzeki, tam gdzie zmierzamy, rozchodzi się toksyczna mgła, opar… cos trującego. Tamten stary ramol ma o tym wiedzieć więcej. Przycisnę go w swoim czasie.

- A to już jest rzeka? Tak blisko?
- ta informacja zdziwiła gangera. Ale też trochę przekierowała jego uwagę na inne tory. - Dobra Ves, jak ją chcesz to będziesz ją mieć. Coś wymyślimy. Bez tego fircyka. Bo wtedy już nie będzie nasza jak ktoś się wtrąci. Ale to potem. Na razie chodź, trzeba przygotować te bomby i się do wyjścia. Do rana kupa czasu. - Alex nawet się uśmiechnął i podszedł do Vesny całując ją w usta. A potem zgarnął i zaczęli wracać korytarzem w stronę świetlicy. Póki ten problem nie wisiał mu przed twarzą na tu i teraz Runner widocznie był gotów go spławić na później jak natrętnego robala machnięciem ręki.

Możliwe że mieli ostatnią na najbliższe godziny chwilę względnego spokoju, dlatego też panna Holden korzystała z niej, klejąc się do Runnera i nie odstępowała go na krok jakby w obawie, że jeśli go puści, ten zniknie i więcej go nei zobaczy. Uśmiechała się jednak, choć pod maską pozornego spokoju szalała z niepokoju.
- Alex... jak będziesz na dole i nadarzy się okazja... złapiesz plecak z żarciem? - spytała, gdy stanęli pod ścianą, czekając na resztę towarzystwa - Głodna jestem. Te ich owoce są całkiem niezłe, ale zjadłam kurczaka. Coś porządnego. Mięso... to nie posiłek jak nie ma mięsa.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline