Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2019, 02:35   #79
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - IX.01; noc

IX.01; noc; zarośnięta wioska na pd od Espanoli




Marcus; parter; drzwi wyjściowe



Powoli, spokojnie, bez paniki, nic się nie dzieje, teraz ostrożnie… Wydawało się, że czas zwolnił jak uwięziony w jakiejś gęstej melasie. Szmery i szelesty palców przemykających po zawartości szuflady, szelest ubrania ocierającego się o ścianę, szuranie buta po czymś rozbitym na podłodze, ciężkie oddechy… Wszystko wydawało się takie głośne! Przynajmniej w tym małym, ciemnym pomieszczeniu wypełnionym czwórką zdenerwowanych ludzi.

Najgłośniejszym i najbardziej krytycznym momentem wydawał się dźwięk pocieranej zapałki i nagła jasność. W tej nerwowej atmosferze wydawało się to głośne jak eksplozja. Oczy zmrużyły się od nagłego blasku chociaż to była tylko zapałka. A chwilę potem knot świecy. Ale zrobiło się jakoś jaśniej. Także na sercu od tego wątłego światełka dawanego przez świecę.

Ciemnowłosa dziewczyna z wrażenia położyła dłoń na swoich gustach. Pozostałych trzech mężczyzn popatrzyło z takim samym niepokojem na nią jak ona na to co było na podłodze i ścianie. Znaczy wcześniej pewnie była tam mała szafka - gablotka z kluczami. Widać było małe kołeczki czy gwoździki na jakich część kluczy nadal była zawieszona. Ale większa część spadła i leżała w metalicznym bezwładzie na podłodze tworząc kluczowe rumowisko.

Młoda kobieta sapnęła gdy zrobiła krok ze świecą aby przyjrzeć się ocalałym kluczom nadal wiszącym w gablocie. Najwidoczniej nie było tam tego jakiego szukała bo spojrzała pod własne nogi. W blasku trzymanej świecy szklane i metalowe odłamki mieniły się swoim blaskiem. Tubylcza dziewczyna stęknęła próbując uklęknąć ale nie dała rady zgiąć zranionej nogi. Oparła się ciężko o krawędź biurka. Nachyliła się aby oświetlić co się da świecą i w tym rumowisku znaleźć właściwy klucz. Młody Latynos nie wytrzymał i podszedł do niej wyręczając ją w tym zajęciu. Cicho i sprawnie przesuwał, podnosił albo odkładał kolejne klucze aby ranna mogła je obejrzeć. Za każdym razem po chwili wpatrywania się było widać tylko negujący ruch jej głowy. Aż wreszcie oczy jej się zaświeciły i potwierdziła energicznymi ruchami głowy. Nawet dała radę się uśmiechnąć. Ricardo zresztą też.

Zostawało wyjść na korytarz i wrócić do drzwi. Teraz mieli już klucz to była nadzieja, że uda się je otworzyć po cichu. W międzyczasie odgłosy pazurów na posadzce ucichły odkąd Marcus przymknął drzwi. Jeśli coś tam było to jeszcze ich nie znalazło albo znalazło sobie coś ciekawszego do roboty. Gdy szli we czwórkę korytarzem i znów zbliżali się do drzwi te wabiły ich jak ćmy światło. Widoczne prostokąty na tle panującej w korytarzu czerni wydawały się być jaśniejszymi, regularnymi kształtami półmroków nocy.

Doszli już na ostatnie kilka, może z tuzin kroków gdy usłyszeli pierwszą eksplozję. Przyciszoną nieco przez drzwi i ściany. Gdzieś na zewnątrz albo wewnątrz innego budynku. Ale jednak całkiem blisko. Cała czwórka zamarła i popatrzyła na siebie w zdezorientowaniu. Co to miało znaczyć?! I zaraz potem kolejna eksplozja! Też gdzieś na podobnym adresie! I nie tylko oni to usłyszeli! Na zewnątrz słychać było warkot bestii i ruch ich pazurów gdy eksplozja w przeciwieństwie do zwykłych zwierząt wydawała się zwabiać a nie odstraszać. Zaczęła się walka! Słychać już było strzały, warkot albo skomlenie bestii, krzyki ludzi, wybijane szkło jednym słowem walka!

Dopadli do drzwi. Ricardo macał za kluczem którego schował do kieszeni aby mieć wolne ręce no i go nie zgubić. - Szybciej! Pośpiesz się! - syknął cicho Zimm wyglądając nerwowo na przemian to przez okno to w stronę korytarza jakim właśnie przyszli. No i dojrzał niestety. Chociaż raczej było słychać niż widać. Znów chrobot pazurów gdzieś tam w ciemności i gardłowy, złośliwy warkot bestii.

- Mam! - młody Latynos wyszarpał wreszcie klucz z kieszeni w triumfalnym geście.

- Szybciej! Znalazł nas jakiś! - dziewczyna ponagliła go patrząc w panice w czerń korytarza. Jako jedyna nie miała nic do strzelania więc oparła się plecami o drzwi i w obronnym geście uniosła lagę przed siebie.

- Kurwa! - zaklął Zimm unosząc swój sztucer i próbując wymierzyć w pędzącą ku nim plamę ciemności którą ledwo w tych ciemnościach korytarza było widać. Przy prędkości stworów wystarczyło jej parę ruchów aby dorwać ludzi przy drzwiach!



Vesna



Alex strugał wielkiego pozera, mega cwaniaka i luzaka którego wcale nie rusza ta śmieszna a nawet zabawna sytuacja ale jednak coś podejrzanie chętnie ją obejmował, przytulał do siebie i całował. - Żarcie? No pewnie foczko. - mówił z zawadiackim bezczelnym uśmieszkiem jak pewnie co drugi z ulic Novi. Zastali Lee w świetlicy gdzie stała oparta o skrzynkę materiałów wybuchowych. Uśmiechnęła się do nich i pomachała im wesoło na przywitanie. Zostało jeszcze podłączyć lonty co Lee wolała zaczekać na Vesnę. Podłączenie tuzina tub, puszek, kawałków rur i słoików z lontami zrobionymi z nasączonych łatwopalnymi substancjami kawałków materiałów nie było znów takie długie ani trudne jak się już miało wszystkie półprodukty na miejscu.

- No właśnie Lee i gadaliśmy o tobie. Więc na noc rozpłodu… - Alex który dzielnie im asystował gadał za całą trójkę i głównie do Lee o Lee by szatynka była ciekawa jak im poszło załatwienie jej sprawy.

- Chodzi ci o noc poczęcia? - Lee zmrużyła oczy nieco wcinając się w słowa Runnera gdy nie była chyba pewna czy mówią o tym samym.

- No właśnie, o tym mówię. To będziemy się tam widzieć. A dużo masz jakiś fajnych koleżanek? - Runner jako gaduła i bajerant sprawdzał się całkiem nieźle. Lee już nie wiedziała czy ma gadać z nim czy asystować Ves. Zresztą czekoladowłosa akurat już kończyła więc szatynka właściwie nie miała nic do roboty poza gadaniem z Foxem.

- No przyjdziesz to sam zobaczysz. A Ves będzie? - tubylcza dziewczyna popatrzyła pytająco na nich oboje. Ves akurat podłączyła ostatni lont i mogła uwolnić ręce i skrzynkę no i wstać do poziomu innych.

- Nooo… - Alex zawahał się patrząc na twarz Ves i skrzynkę z bombami jakie właśnie mu podawała. Dzięki czemu mógł na chwilę w zgrabny sposób urwać rozmowę.

- No fajnie jakbyście byli oboje. Inaczej nie byłoby równości no i byłby to egoizm. A z tego nie wynika nic dobrego. - Lee chyba wyczuła, że nie tylko odbieranie skrzynki jest powodem zająknięcia się gangera w skórzanej kurtce bo popatrzyła na niego z delikatnym upomnieniem w głosie i spojrzeniu.

- Noo doobraa… Niech już stracę. - Alex wydusił z siebie jak kot co wypluwa połknięte kłaki. Zbliżył się do twarzy swojej partnerki i pocałował ją szybko w usta. - Ale żadnych cholernych ciąż z jakimiś frajerami! - skorzystał z okazji i syknął jej do ucha zanim cofnął twarz. Lee może usłyszała a może nie ale wyraźnie się rozpromieniła gdy się zgodził.

- To cudownie jak będziecie oboje! Będziecie nowi to będziecie mieli wzięcie. Zawsze każdy chce z kimś nowym. - szatynka objęła ich oboje a Alexa chwilę w pierwszej chwili to nawet ucieszyło. Dopiero jak spojrzał na twarz Ves jakby zorientował się, że Lee mówi o nich obojgu z tym braniem i miał minę jakby jednak rozważał czy jednak tego nie odwołać.

- Taa? Dobra ale na razie to jutro obie was zapnę w kuper! - Runner mówił jakby chciał szybko przejść do innych tematów, jakichkolwiek i nawet odwrócił się do nich plecami i ruszył w kierunku wyjścia na korytarz.

- Co? - teraz Lee przestała się uśmiechać i popatrzyła ze zdziwieniem na tył odchodzącej skórzanej kurtki a potem na stojącą obok Vesnę.

- No tak, od zapinania w kuper rosną szanse na ciążę, bo wiesz, chodzi o to aby się maksymalnie ujarać, znaczy najarać, na siebie ale ujarać do tego też oczywiście można, bo to pomaga na wszystko no ale wiesz jak mamy cię zabrać to musimy sprawdzić co jesteś warta no i to pod każdym kątem i dziurką no i w ogóle. - Runner szedł środkiem korytarza dźwigając skrzynkę z już gotowymi bombami różnej maści. One obie szły z każdej jego strony bo tak było najłatwiej rozmawiać a raczej słuchać jego tokowania.

- Co? - Lee najwyraźniej nie nadążała za tym tokowaniem w tym obcym dla niej runnerowym slangu bo coraz częściej zerkała nie na gangera tylko na idącą z drugiej strony Vesnę chyba licząc, że ta jej coś wyjaśni lepiej.

- Dobra, ja muszę lecieć nie? To Ves, weź jej wytłumacz co i jak. Ja zaraz wracam. - Alex zatrzymał się bo już było widać drzwi chyba na klatkę schodową i czekających przy nich zbrojnych. Brakowało tylko jego i bomb które niósł. Właściwie to widać było już od dobrych kilku drzwi jakie mijali i gdyby nie paplanina Runnera i dupach to pewnie byłoby to dość stresujące. Wydawało się, że zbliżają się do przejścia do innego świata. Takiego z huczącym ołowiem, pękającymi bombami, przenikliwym zapachem prochu, wrzaskiem rannych i umierających, krwią i strachem. Teraz już byli ledwo o parę kroków od tego przejścia więc Alex zatrzymał się i odwrócił aby pocałować Vesnę. - Trzymaj się foczko, zaraz wracam. - powiedział pogodnie jak na bajeranta z Novi przystało. Lee pod wpływem impulsu objęła go i pocałowała w policzek. - No po jutrzejszym to chyba nie będziemy się cmokać tak tylko grzecznościowo co? - roześmiał się i Lee się nawet chyba trochę zarumieniła. Gadał jakby miał iść wyrzucić śmieci albo kupić fajki za rogiem.

No i zostały same. Lee pocieszająco i szukając pociechy złapała za dłoń Vesny i objęła ją. Zaczęły wracać korytarzem z powrotem. Jeszcze słychać było bajerę Foxa który nawijał z tymi bombami co jest co conajmniej jakby sam je nie tylko przyniósł ale i zmajstrował. Były dwa różne światy. Świat walczących mężczyzn i świat czekających na ich powrót kobiet. Każdy niby niezależny a jednak współistniejący. Każdy musiał jakoś wytrwać i zrobić swoje. Każdy udawał, że to nic i to tylko tak. I każdy czuł jednak brzemię i strach na dnie serca.

A jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Trochę jeszcze widziały, trochę słyszały. Jak grupka ustawia się do wyjścia. Szykują broń. Ktoś został wyznaczony do otwarcia drzwi. Ktoś trzymał podłużny pojemnik sprokurowany przez nie obie. Sylwetka w skórzanej kurtce stała ze dwa kroki od drzwi ze swoją emką. I kurtkę i emkę miała tylko jedna sylwetka więc wiadomo było kto to. Jeszcze obok, ta elegancka i wymuskana. Z szablą i pistoletem w dłoni. I kolejna, zwalista z wycelowanym w drzwi shotgunem. Otwarte! Grenadier cisnął pojemnik w dół schodów. Odźwierny zatrzasnął drzwi. Cisza. Jeszcze. Eksplozja! To musiał pójść hukowy. Krzyki mężczyzn. Otwarcie drzwi. I poszli! Po dwóch. Pierwsza zniknęła sylwetka w skórzanej kurtce i ta zwalista z shotgunem. Więcej pewnie się na raz nie zmieściło. Za nimi van Urk i kolejny a potem kolejny.

I krzyki! Łoskot! Z przeciwka!? Wrzaski przerażenia! Na piętrze! Trzasnęły drzwi i wypadła przez nie jakaś kobieta prując przed siebie na oślep. Biegła wprost na Vesnę i Lee. Zaraz wypadł jakiś facet, przez te same drzwi do jakiejś klasy. - Są tutaj! Przebiły się przez okno! - wydarł się uciekając w ich stronę korytarzem. Przy drzwiach na schody była już z połowa zbrojnych którzy jeszcze nie zdążyli zejść na dół. Na dole zaś huknęła kolejna bomba. Jakieś strzały, krzyki ludzi i skamlenie bestii. Zbrojni pozostali na piętrze, może z pół tuzina popatrzyli z dezorientacją nie wiedząc co teraz robić. Kobieta która wypadła pierwsza otwarła drzwi do innej klasy i zatrzasnęła je za sobą. Facet który wybiegł za nią chciał pójść w jej ślady ale albo drzwi się zatrzasnęły same albo ona to zrobiła więc wściekle i nieprzytomnie dobijał się do drzwi i walił w nie pięściami. Z sali z jakiej wybiegł słychać było, warczenie i wrzaski rozszarpywanych ludzi. Znów ktoś przez nie wypadł. Tak nieprzytomnie, że wbiegł z impetem w ścianę naprzeciwko drzwi i chyba w szoku usunął się po niej na podłogę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline