Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2019, 14:55   #114
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kaverin nie wiedział co zrobił, ale przez dobre dziesięć sekund w spojrzeniu Harper pojawiła się nuta zirytowania. Zaraz jednak zniknęła, zatopiona w innych odczuciach. Dokładnie spokojnej obojętności. Alice była aktorką, cokolwiek poczuła, Kirill zauważył to, a ona nie zdążyła tego w porę ukryć
- Oh… Rozumiem. Mówisz, że poznaliście się dopiero i uważasz, że będzie twoją wtyczką i będzie ci lojalna? Skąd ten optymizm w stosunku do ludzi, Kirillu? - odezwała się. W jej tonie pojawiło się odrobinę uszczypliwości?
- Zabrałeś ją do białego pokoju? Przy pierwszym spotkaniu? Musiała zrobić na tobie nielada wrażenie… - zasznurowała usta ‘Jak ja, gdy się poznaliśmy, pozwoliłeś spłonąć kościołowi i mnie, a potem cofnąłeś czas’ padło w ciszy, ale nie zostało wypowiedziane na głos.
- No przecież właśnie o tym mówię. Jak wiele razy kontaktuję się z tobą, żeby prosić cię o przysługę? To dosłownie pierwszy raz. Nie jestem człowiekiem, który lubi ciążyć innym i gdyby chodziło o jakąś banalną sprawę, nie kłopotałbym cię. Przecież wiem, jak bardzo zajęta jesteś… - mruknął, spoglądając na siniaka na udzie, ale znów podniósł wzrok na jej twarz. - Kira jest wyjątkową dziewczyną i zasługuje na lepsze życie. Nawet jeśli nie będzie mi lojalna, chcę zrobić dobry uczynek i wyrwać ją z Syberii - dodał. - Myślę, że polubiłabyś ją, gdybyś ją tylko spotkała. Nigdy nie poznałem drugiej takiej dziewczyny, jak ona - uśmiechnął się do śpiewaczki.
Rudowłosa wyglądała jakby zagotowała się przez moment w środku
- Dobrze. Zobaczę co dam radę w jej sprawie zrobić. Zadzwonię, jak już czegoś się dowiem. Może tym razem odbierzesz i będziesz bardziej rozmowny. Jak będzie to dotyczyło Kiry… - powiedziała, po czym wstała z krzesła, które zniknęło
- Muszę wrócić do swoich obowiązków. Sam powiedziałeś, że wiesz jak bardzo jestem zajęta… Czy jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć? - zapytała i zerknęła na niego uważnie. Wyglądała na zranioną? Zatroskaną? W jakimś stopniu wystraszoną? Tylko czym? Czy działo się w jej życiu coś, o czym mu nie mówiła, a co niechcący ruszył? A może przypomniała sobie, że zostawiła żelazko włączone nim weszła do Iteru?
- Kira jest dla mnie bardzo ważna i chciałbym, żebyś jak najszybciej mi odpowiedziała. Będę twoim dłużnikiem. Jeżeli będziesz potrzebowała jakiejś przysługi, to wiesz, gdzie mnie szukać. Jest jeszcze jedna sprawa… nie wiem, czy powinnaś powiadamiać innych Konsumentów o Kirze… - Kirill zawiesił głos, milknąc.
Nie mógł dopuścić do tego, aby Joakim wiedział o jej istnieniu. To było zbyt niebezpieczne. Kirill nie wybaczyłby sobie, gdyby wyprowadził Rasputin z Irkucka ku tylko gorszemu piekłu… którego Kaverin sam doświadczył.
Alice spojrzała na niego jakby wylał jej kubeł zimnej wody na głowę
- Słucham? I co moim Konsumentom do faktu jej istnienia... Przypominam ci, że… Że nikt raczej nie poleci z tym na skargę do Dahla, jesli to to chodzi co po głowie - zacisnęła szczękę na tyle mocno, że jej kości policzkowe stały się wyraźniejsze. Zaraz jednak uspokoiła się.
- Muszę tylko zamienić słowo w tym temacie z jedną osobą, bo to ona zdobędzie dla mnie jakiś kontakt w IBPI. Mogę pominąć jednak pewne kwestie związane z płcią, albo zażyłością waszej znajomości, jeśli to dla ciebie takie ważne - powiedziała, odbierając słowa Kirilla po swojemu. Skrzyżowała ręce pod biustem. Płomienne włosy falowały lekko na jej ramionach, kiedy zaczęła krążyć niespokojnie koło krzewów dzikich róż.
- Tak, gdybyś mogła - odpowiedział Kirill. - Nie chciałbym, żeby Kościół wiedział o bardzo bliskich mi osobach - wyjaśnił. - To byłaby moja słabość. A oczywiście nie ufam mu na tyle, aby wręczyć mu haka na mnie.
Rozbrzmiała długa chwila ciszy.
- A Kira jest bardzo ładna i mogłaby spodobać się Joakimowi.
- NIE CHCĘ… - eksplodowała Harper.
- ...o tym nic więcej słuchać - dodała już cicho, ale takim tonem, że mogłaby zabić jadem drużynę piłkarską. Zamilkła.
Kirill zaśmiał się kpiąco i spojrzał na nią spode łba.
- Boli cię to, prawda? Bardzo boli. Sama myśl, że mogłaby spodobać mu się inna… - mruknął.
Alice nie patrzyła w jego stronę. Celowo odwróciła się. Zaczęła zrywać pączki róż z krzewu. Te odrastały powolutku z powrotem. Po chwili miała ich już całą garść. Zaczęła je oskubywać z płatków. Nie robiła tego jednak subtelnie, czy delikatnie... Wyglądało co najmniej jakby ubijała i katowała te róże, które jej nic nie zawiniły.
Milczeniem pozwoliła Kirillowi uspokoić się. Zamilknąć i… posmutnieć.
- Chyba po prostu… boję się… również o ciebie, Alice. Nie uwierzysz w to, ale czasami martwię się o ciebie. Możesz czuć się tą wyjątkową wybranką, jednak prawda jest taka… że to powód by uciekać, a nie cieszyć się. Oboje wiemy, że Dahl nie miał powodu zrobić mi tego, co mi zrobił. Uczynił to jednak dlatego, bo mnie pożądał. Może kręciło go to, że jestem księdzem? Czysta żądza… Ją można zauważyć w spojrzeniu, wiesz? Postanowił uwierzyć w oszczerstwa, że niby wyrządziłem krzywdę Noelowi tylko dlatego, by mieć oficjalne usprawiedliwienie na spuszczenie swojej chuci ze smyczy.
Rzeczywiście… z tego, co Alice wiedziała, Kirill rzeczywiście mógł być w typie Joakima. Kirill był przystojnym blondynem. Podobnie jak Andreas, który również był kochankiem mężczyzny.
- Jeżeli chcesz zostać zniszczona, to nie uratuję cię. Ale pragnę uratować kogoś innego. I mam nadzieję, że mi w tym pomożesz, nie narażając tym samym tej osoby na niebezpieczeństwo ze strony osób, które mnie wykastrowały.
Alice zrozumiała. Zgniotła kwiaty w dłoniach i upuściła je na ziemię
- Oh… Boisz się, że Joakim wymyśli sobie, że to świetny pomysł dorwać twoją nowa koleżankę, która wzbudziła twoje zainteresowanie i zrobić jej to samo, co ty zrobiłeś mi w Petersburgu? - zapytała niby niewinnym tonem.
- Tyle że jej się to nie spodoba… taka różnica - Kaverin mruknął przez zaciśnięte zęby.
- Zapominasz w tym wszystkim o mnie Kirill. Nie pozwolę na to, by pod moim nosem nastąpił kolejny taki syf jak w twoim przypadku… - powiedziała sucho.
- Jeden i drugi wytykacie sobie fakt, że mi się to spodobało. Czasem…. Czasem… Nieważne - syknęła.
- Co… - zaczął Kirill, ale Alice mu przerwała.
- Załatwię ten kontakt z IBPI. Czekaj na mój telefon… - i w tym momencie Alice opuściła Iter. Nie mogła już dłużej znieść tej rozmowy.
Kirill poczuł złość. Sięgnął ku niej ręką… ale nie tą, która wystawała z jego ciała. Zwizualizował dłoń, która pochwyciła śpiewaczkę, zanim ta zdołała opuścić Iter. Chwyciła ego śpiewaczki tak, jak metalowy haczyk zatrzymuje w swoich sidłach rybę. Alice mogła znajdować się w swojej bańce, ale ta znajdowała się pośród Iteru. A tego mistrzem był Kirill. Jak mogła tak po prostu odejść od niego? Nie pozwalając mu nawet pożegnać się? Była bardzo szybka, ale niestety grała na boisku Kaverina.
- Kto wyrządził ci te rany? - Kirill zapytał ostro, wskazując uda śpiewaczki.
Wpadła z powrotem do swojego ogrodu. Zakrztusiła się, zaskoczona. Spojrzała na Kaverina szeroko otwartymi oczami. Jej zirytowanie ustapiło miejsca strachowi. Ten jednak zelżał już po chwili. Powróciła irytacja, z nową siłą
- Czemu mnie tu znowu ściągnałeś? Ty masz prawo wychodzić sobie stąd kiedy ci się podoba, ale ja juz nie mam prawa chcieć odejść? - rzuciła.
- Nie - Kirill uciął rozważania śpiewaczki, po czym powtórzył swoje wcześniejsze pytanie.
Spojrzała na siniak na udzie i lekko obciągnęła koszulę. Wkurzyła się, po czym zmieniła odzienie. Na koszuli pojawił się szlafrok, owinęła się nim. Sięgał aż do kostek.
- Co cię to obchodzi. Nikt, komu na to nie pozwoliłam - powiedziała urażona.
Kirill wstał i spojrzał na nią bardzo zraniony. Wyglądał tak, jak gdyby chciał podejść i uderzyć ją w twarz. Otworzył usta i je zamknął. I tak ponownie.
- Chciałem cię tylko uratować przed tym, czego sam doświadczyłem. Ale nie potrafię uratować cię przed tobą samą - syknął. - Jeżeli coś ci się stanie… Nie pomszczę cię. Jedynie zrobię sobie krzywdę. Będę swoim zakładnikiem w twojej sprawie. Jeżeli twoi mężczyźni cię zabiją, to popełnię samobójstwo, Alice. Przysięgam ci to.
Wyglądał najzupełniej poważnie.
Harper zbladła.
- Jak… Jak możesz w ogóle sądzić, że któryś z nich chciałby mi zrobić krzywdę? Mam wrażliwą skórę, łatwo zostają na niej ślady. Przypomnij sobie jak wyglądałam po twoim show.
Kirill wyglądał tak, jak gdyby dostał w twarz.
- Ale skoro tak mówisz. Dobrze. Zapamiętam sobie. Zapamiętam sobie, że jeśli któremuś z nich ówidzi się zabić mnie, to zabiorę cię ze sobą. Bo jesteś dość sprytny, by chcieć pójść ze mną po śmierci, dokądkolwiek wtedy idą Gwiazdy - powiedziała i posmutniała
Kirill roześmiał się.
- Myślisz, że tyczą się nas inne prawa? Po śmierci trafimy tam, gdzie wszyscy inni. Wielkiej pustki, nicości, do prochu. Jedyne, co po nas zostanie, to dusza, która nawet nie jest do końca nasza. Ta, która jedzie z nami na doczepkę… aż od urodzenia. Najprawdopodobniej - dodał nieco ciszej.
- Czy możesz mnie stąd wypuścić? Czy zamierzasz jeszcze bardziej mnie zranić? - zapytała.
- Zranić? - Kirill powtórzył, jak gdyby Alice zaczęła mówić w kompletnie obcym języku. Na jego twarzy pojawiło się jedno wielkie niezrozumienie.
- Tak. Zranić. Nie mówię chyba po chińsku… - powiedziała przygaszonym tonem. Wyglądała na zmęczoną. Nie miała nawet siły maskować emocji pod innymi.
Kaverin spojrzał na nią nieco dłużej i westchnął.
- Już nie będę cię powstrzymywał. Ani wymuszał siłą… Nie po raz kolejny… - uśmiechnął się kwaśno. - Obiecasz mi tylko, że zajmiesz się moją prośbą? - zapytał.
- Tak. Już mi się wypaliła na tyle czaszki… - powiedziała rudowłosa i westchnęła ciężko.
- Zadzwonię niedługo, jak tylko się czegoś dowiem. Dobrego dnia, Kirillu - pożegnała go tym razem. Posłała mu smutne, prawie łzawe spojrzenie. Poczekała, czy coś powie i dopiero wtedy, gdy ‘dała mu się pożegnać’, zniknęła.
- Dobrego dnia, tygodnia, roku i życia - odparł Kaverin, po czym sam również zniknął, chcąc wybudzić się w Irkucku. Jak ta rozmowa mogła pójść aż tak źle? Nie miał pojęcia. Jedynie chciał wstawić się za Kirą, a wyszła z tego jedna wielka, emocjonalna kolejka górska. Aż miał ochotę zwymiotować z nerwów. Wydawało mu się, że przynajmniej Rasputin była nieco bardziej stabilna emocjonalnie od Alice… i też od niego… jak miał nadzieję. Może rzeczywiście byłaby dla niego lepszą przyjaciółką od Harper? Wydawało mu się, że zbyt wiele dzieliło go ze śpiewaczką. Im bardziej starał się jej pomóc, tym bardziej rozdrapywał jej rany i wyrządzał jej ból. Czy to nie była toksyczna znajomość, jeżeli z dobrych intencji zawsze wychodziły złe skutki?

Kiedy spojrzał w stronę jednego z okien, zorientował się, że śnieżyca uspokoiła się. W pojedynczych miejscach, przez chmury przebijały się promienie słońca. Dalej pruszył śnieg i mienił się odbijając światło. Wyglądał jak brokat spadający z nieba. Był spokojny, kojący. Widok ten kontrastował mocno z odczuciami Kaverina, które zapewniła mu rozmowa z Alice. Kobieta nie była w najlepszym stanie. Wcześniej jeszcze był w stanie z nią rozmawiać, ale odkąd skończyły się Helsinki, oboje znosili wszystko dość ciężko. Tutaj Kirill mógł za to nieco odpocząć. Może powinien?
Może powinien. A może nawet zasługiwał.
Czy miał coś sobie do zarzucenia? Pewnie tak. Jednak w tej chwili Kaverin miał wrażenie, że nie miało znaczenia to, jak bardzo się stara, jak bardzo chce, aby było dobrze i jak bardzo zależy mu na różnych ludziach. Wszystko i tak niweczyło się i psuło. Czuł się tak bardzo zmęczony, że nawet nie był w stanie wymyślić powodu, aby się obwiniać. A przez to nie mógł obmyślić sobie kary. Dlatego po prostu położył się na lóżku i przykrył kołdrą. Obrócił się na prawy bok, spoglądając w szybę, o którą walił śnieg. Nagle… zrobiło mu się przyjemnie i komfortowo. Łóżko wcale nie było takie złe, jak mu się na początku zdawało, a może to on znacznie rozpaczliwiej potrzebował go, niż z samego rana. Był tutaj całkowicie sam. W domu bożym. To oczywiście dawało bardzo złudne poczucie bezpieczeństwa. Przecież przeżył na własnej skórze pożar w Sankt Petersburgu, zanim cofnął czas. A jednak… przynajmniej w tej chwili… odniósł wrażenie, że wszystko zło czai się gdzieś indziej. Kilka procent niegodziwości stara się obedrzeć Alice ze skóry. Kolejny ułamek czai się pod blokiem Kiry i Mishy. Wszystkie diabły rozpierzchły się, ale o nim… przynajmniej w tej sekundzie… zapomniały. Poczuł się senny. Przymknął oczy, rozkoszując się ciepłem kołdry. Zaczynał zapominać o rozmowie ze śpiewaczką. Ważne, że osiągnął to, po co ją zaczął, a więc kontakt z IBPI. Emocje… wszystkie emocje… Emocje znikały. Pomiędzy nim, a uczuciami wyrastała wielka, nieprzenikniona ściana. Bariera. I Kaverin czuł się komfortowo w odrętwieniu, które zaczęło go ogarniać. Niczym nie przejmował się, o nic nie dbał. Jedynie tkwił. I zaczynał prześlizgiwać się ku objęciom Morfeusza.

Zobaczył śnieżną polanę. Nie znał jej. Dookoła otaczały go wysokie drzewa iglaste, opruszone białym śniegiem. Ich gałęzie uginały się pod ciężarem białego puchu, a jednak nie załamywały. Był tu sam, a jednak miał wrażenie że ktoś go obserwuje. Poruszył się i nagle zrozumiał, że nie stoi na dwóch nogach jak człowiek. Co więcej, jego zmysły były nieco wyostrzone. Czuł bardzo intensywnie zapach sosnowych igieł i śniegu. Śnił.
Czy to była ironia? Kiedy poruszył się do przodu, postawił łapę na śniegu. Była duża, puchata i biała w ciemne pręgi. Kocia, a jednak za duża na zwierzę domowe. Musiał być jakimś dzikim kotem. Kiedy przyjrzał się uważnie, dostrzegł na swoich łapach blizny. Prześwitywały przez futro. Niekiedy nawet były bardzo wyraźne, że nawet miękka sierść nie mogła ich w pełni zakryć.
Słyszał ptaki i chyba sowę… Czuł się przyzwyczajony do tych dźwięków i zapachów. Gdy nagle pojawił się inny. Nowy. Obcy. Nie wydawał mu się nieprzyjemny… Kwiatowy. Jak białe lilie… Nadciągał ze strony przesmyku między gałęziami. Powinien pójść sprawdzić co to? Czemu czuł kwiaty, skoro dookoła była zima…
Kirill wyciągnął język i polizał łapy. Spoglądał na blizny, jednak tak naprawdę nie myślał o nich. Zimne powietrze sprawiło, że nieco przymarzł do własnej sierści, ale nieznacznie. Niosło z sobą nie tylko mróz, ale również dziwny zapach, który kompletnie nie pasował. To nie była jego sprawa i instynkt mówił mu, żeby nie mieszać się. Był przyzwyczajony do pewnych stałych elementów krajobrazu. Wiedział, które oznaczają posiłek, przed którymi lepiej było zmykać oraz które sprawiały wrażenie kompletnie neutralnych. Nowy obcy element… był czymś naprawdę niepokojącym. Powinien odnaleźć w sobie odwagę i ruszyć pomiędzy gałęzie? A może wykazać się rozsądkiem i przezornością, zostać w miejscu, lub skierować się w przeciwną stronę? Na krótki moment zastygł w bezruchu i dalej węszył. Czy zapach stawał się mocniejszy? A może słabł? Zmieniał w jakikolwiek sposób swój charakter?
Zapach pozostawał taki sam. Dość wyraźny, przynosił go wiatr spomiędzy gałęzi. Po chwili Kirill odniósł wrażenie, że się zbliża. Robi się intensywniejszy. Ma zamiar naruszyć przestrzeń jego polany. To był jego teren, a coś zamierzało w niego wejść. Czy powinien się bronić? Nie dopuszczać tu niczego obcego? A może powinien sprawdzić najpierw, czy na pewno to coś groźnego? Poruszył uszami. Dosłyszał kroki. Były powolne, spokojne. Ktoś szedł. Jakieś zwierzę? Zbliżało się…
Kaverin zwinnie skoczył na drzewo. Odepchnął się od kory dwa razy i wylądował na grubej gałęzi znajdującej się trzy metry nad ziemią. Jego ruch wyzwolił kaskadę śniegu. Przyczaił się na nagiej gałęzi i obserwował, gotowy do skoku. Był drapieżnikiem. Liliowy zapach kojarzył mu się bardziej z ofiarą, niż drapieżcą… jednak postanowił być czujny. Niekiedy słabe stworzenia okazywały się złudnie silne i Kirill nie chciał popełnić błędu. Nie przetrwał tyle czasu w tej puszczy przez przypadek. Przetrwanie było sztuką, której musiał się nauczyć. Wymagało zarówno atakowania, jak i uciekania. Wszystko polegało na tym, aby dobrze określić, co w danej sytuacji należało uczynić. Czekał, aż nieznana istota pojawi się na jego terytorium. Wtedy zdecyduje, jak się zachować.
Gałęzie poruszyły się. Spomiędzy nich wyszło kolejne kotowate stworzenie. Było śnieżnobiałe, nawet bielsze niż on, a na jego sierści były ciemne centki. W mniejszej ilości niż u niego. Irbis śnieżny, bo właśnie na to stworzenie patrzył był smuklejszy. Miał intensywnie niebieskie oczy otwarte dość szeroko. Szedł powoli, czujnie. Bardzo uważnie poruszał uszami, jakby to właśnie na tym zmyśle się głównie opierał. Kirill odkrył, że to jej zapach czuł - jej, bo już wiedział, że to jest ona. Samica zatrzymała się, bo na ziemi dostrzegła ślady, które zostawiły jego łapy. Powoli ruszyła w ich stronę, chcąc sprawdzić co to. Nie wiedziała najpewniej, że jest obserwowana.
Nieoczekiwany irbis był smuklejszy, ale czy słabszy? Kirill spojrzał na mięśnie samicy, które napinała przy każdym kolejnym kroku. Poruszała się z gracją. Lubił na nią spoglądać. Na dodatek bardzo przyjemnie pachniała. Kaverin nie był przekonany, jak się zachować. Zjeżył się i napiął całe ciało. Chciał sprawiać wrażenie jak największego i najbardziej groźnego. Następnie zawarczał, aby samica wiedziała, że natrafiła na obcy teren, który był już zajęty przez niego. Niech poluje gdzie indziej.
Irbis zjeżyła odruchowo sierść i natychmiast spojrzała w górę gdzie siedział Kirill. Otworzyła szeroko oczy. Wyglądała jakby go nie widziała, a bardziej słyszała. Cofnęła się o kilka kroków. Przekręciła łeb. Poruszyła nosem. Musiała oceniać jego zapach. Najwyraźniej to on ją tu przywiódł. Po czym przekręciła się i obróciła. Zrobiła coś, czego się nie robiło. Odsłoniła przed nim kark. Pokazała mu, że się go nie boi i że pokazuje mu, że ulega. Że gdyby chciał, mógłby jej skręcić kark. Zabić ją. Usiadła. Czekała, czy zejdzie z drzewa, czy dalej będzie agresywny.
Kirill zeskoczył na śnieg i wylądował z pełną gracją na czterech łapach. Dwa metry przed nim znajdowała się samica. Zaczął ją okrążać, wciąż nie do końca ufając. Podobał mu się jej zapach. Zastanawiał się, czy pozwolić jej zostać… choć to pewnie było nierozsądne. W ogóle jej nie znał. Do czego była zdolna? Czy chciała wbić w niego kły, kiedy będzie odpoczywał? Może zrozumiała, że nie pokona go w otwartej walce. Kirill zwrócił wzrok na jej duże, niebieskie oczy, chcąc wyczytać z nich intencje.
Nie mógł odczytać nic. Zdawały się nieco puste, nadal jednak piękne. Ich intensywna barwa przypominała idealnie czyste niebo. Kiedy Kirill zeskoczył i krążył. Pozostawała spokojnie w bezruchu. Następnie wstała i ruszyła w jego stronę. Nie podeszła za blisko, otarła się o niego tylko końcówką puszystego ogona. Okrążyła go i przeciągnęła się. Była ciepła i z bliska nadal pachniała liliami. Gdy był koło niej, nawet bardziej. Na swój sposób to był bardzo kojący zapach.
To było… nieznane uczucie. Coś, czego Kirill nie doświadczył w tej surowej dżungli. Miał ochotę zbliżyć się do samicy i uciec przed panującym wokoło chłodem. Nieco obawiał się jednak, że jak tylko to zrobi… będzie zgubiony. W taki czy inny sposób. Przybliżył się do jej karku i wsunął nos w jej sierść. Jak gdyby chcąc przekonać się, czy jej skóra również pachnie tak przyjemnie. Czy to był naturalny zapach irbisa? A może jedynie wytarzała się w czymś bardzo wonnym? Co to mogłoby być? Kaverin nie podejrzewał, żeby gdzieś nieopodal rosły kwiaty. Chyba że utkane z płatków śniegu i lodu.
Samica nie odsunęła się od niego, a co więcej naprawdę to ona pachniała w taki sposób. Jakby jej skóra wytwarzała taką wspaniałą woń. Irbis poruszyła się i oparła czubek nosa o jego szyję. Jakby jej jego zapach też się podobał. Otuliła go na moment długim ogonem, po czym usiadła ponownie i obserwowała go. Wyglądało na to, że przebywanie przy nim sprawiało jej przyjemność. Była ciepła i najwyraźniej on dla niej również był.

Kirill usłyszał jednak jakiś obcy szmer. Poczuł jakiś niepokojący chłód. Nadciągał ze strony, skąd przyszła samica. Z jakiegoś powodu odniósł wrażenie, że to było coś co ją śledziło. Irbis poderwała się i zjeżyła. Nie wydawała się wiedzieć, że coś za nią podążało i chciała bronić Kirilla.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline