Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2019, 22:19   #249
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ wreszcie czuł się w swoim żywiole. Walka z nomadami, podczas której jego "lewar" położył trupem kolejnego przeciwnika, po czym szybki pościg ulicami zrujnowanego Albuquerque, podczas którego Martin wykorzystywał lornetkę, osłony i swoją niewielką, zwinną i ruchliwą sylwetkę do utrzymywania ciągłego kontaktu z uciekającymi, cofnęły go myślami do treningu, jaki przeszedł dawno temu, w armii Republiki Nowej Kalifornii.
A nawet jeszcze dalej, do polowań na dziką faunę na bezkresnych równinach pogranicza Kalifornii i Nevady.
Dał radę wtedy, da radę i teraz.

Buty miarowo skrzypiały po piasku, mięśnie szczypały od bólu i wysiłku, gdy młody żołnierz kulił się za kolejną osłoną, wyglądał zza niej, lustrował teren w poszukiwaniu celów, a potem szybkim, acz nie za głośnym krokiem żwawo poruszał się do następnej osłony.

Ogień przeciwnika, jaki rozległ się w okolicach centrum miasta, skłonił MJa do nieco ostrożniejszego tempa, które jednakże wróciło do normy, gdy tylko Martin zdał sobie sprawę, że ostrzał ze strony wrogich strzelców wywiera działanie głównie psychologiczne, a celność wystrzelonych przez nich kul da się określić tylko słowem "stanowa" - tak od jednej granicy stanu do drugiej. Oczywiście Martin wiedział, że "kula, która cię zabije, nie jest podpisana twoim imieniem, tylko 'do wszystkich zainteresowanych' "... tak znów twierdził Murphy, a ten stary pierdziel zdążył już udowodnić, że nigdy się nie myli. Toteż Martin nie ryzykował. Strzelali, to chował łeb za osłonę. Przestawali, to wyskakiwał i biegł do następnego osłoniętego przed kulami miejsca.

Pościg za nomadami zaprowadził wreszcie MJa i pozostałych na odległość, z której przez lornetkę dobrze było widać poskręcane estakady i wiadukty tworzące dawny węzeł dróg przy kompleksie mieszkaniowym University Towers. Spomiędzy hałd piachu wystawały fragmenty żelbetowych podpór, urywające się kawałki asfaltowych ramp i resztki murów stanowiących niegdyś ściany wielkiego apartamentowca, który stał w tym miejscu. Całość otoczona była czymś w rodzaju zaimprowizowanej palisady czy ogrodzenia z różnorakich losowo połączonych ze sobą elementów ze stali i innych materiałów. Najwyraźniej nomadzi mieli tu swoją siedzibę.

MJ przycupnął za najbliższym fragmentem betonowej osłony krawężnika dawnej Coronado Freeway i oparłszy łokcie o beton, uniósł lornetkę do oczu, chcąc jak najdokładniej obejrzeć miejsce, które za chwilę być może przyjdzie im zdobywać. MJ nie chciał pchać się prosto w nieznane miejsce, w którym według wszelkiego prawdopodobieństwa roiło się od wrogów, ale z drugiej strony, jeśli chcieli wydostać się z miasta, musieli zdobyć zapasy. A tylko w tym umocnionym kompleksie mogli liczyć na zdobycie czegokolwiek, bo logika nakazywała myśleć, że jeśli w tym miejscu tak długo przeżyła liczniejsza grupa ludzi, to muszą mieć dostęp do wody, żarcia... i być może czegoś więcej. Czegoś, co zwiększy szansę, że grupa zdesperowanych banitów przeżyje kolejny tydzień lub dwa wędrówki przez Pustynię Śmierci.
 
Loucipher jest offline