Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2019, 18:58   #241
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wszystko się zesrało, zesrał się też zamysł Billy'ego. Zamiast korzystać z prowizorycznej osłony w postaci pordzewiałych wraków przedwojennych aut i innych śmieci, przebiegł wraz z Archiem całą ulicę drąc się jak debil i waląc do legionistów jeszcze zanim znaleźli się w zasięgu jego strzelby. Czemu to zrobił? Spanikował? Bo Brufford, który biegł pierwszy tak zrobił? Bo jakieś światotwórcze bóstwo nim pokierowało? Cholera wie, c'nie?

I chociaż pomysł wydawał się szalony, a Sticky zaczął się zastanawiać jaki kolor wewnętrznej strony wieka trumny powinien wybrać, jakimś cudem wyszli z tego cało. No, może nie cało, ale przynajmniej trumna mogła poczekać na inną okazję. Sanitariusz widział jak Archie pada na plecy pod wpływem siły eksplozji jakiejś dziwnej broni płonącego legionisty. Nie zdążył jednak do niego podbiec. Któryś z dogorywających przeciwników zdołał jeszcze wystrzelić do niego przed śmiercią. Billy zobaczył celującego w niego wkrótce poległego wojaka, chwilę przed naciśnięciem przez niego spustu. Nie wiedzieć czemu wzniósł w górę strzelbę i jakimś niebywałym zbiegiem okoliczności, w porywach cudem, pocisk legionisty trafił w zamek broni Kitty'ego.

Los nie byłby jednak sobą, gdyby nie zgotował największemu tego dnia farciarzowi na świecie, odrobiny nieszczęścia w szczęściu. Pocisk rozpieprzył bowiem zamek strzelby w drobny mak, a odłamki z niego rozorały twarz sanitariusza. Chłopak leżał na ziemi nim zdążył się zorientować co się stało. Czuł tylko piekący ból całej twarzy. Krzyczał, ale niedługo potem przestał. Ból zelżał. Teraz poczuł, że jego twarz jest mokra. Krew, domyślił się, gdy poczuł w ustach metaliczny posmak.

Bał się otworzyć oczy. Podciągnął się tylko kawałek w bok do miejsca, w którym jak pamiętał, stał jakiś wrak. Oparł się o niego plecami i tak siedział. Słyszał bowiem, że walka już się skończyła. Teraz musiał tylko poczekać aż Jinx opatrzy Utanga i Archiego, a potem zajmie się nim. Nieoczekiwanie jednak usłyszał inny znajomy głos. Igła! Znów ratowała mu tyłek, choć w tym konkretnym przypadku chodziło akurat o inną cześć ciała. Opatrzyła go szybko, wyjęła części zamka z jego twarzy, zszyła bardziej rozległe rany i zabandażowała mu pysk. Potem poleciała dalej. Cholera, jak tak dalej pójdzie to nigdy nie zdoła się jej odwdzięczyć...

Sanitariusz miał jeszcze jeden problem. Sięgnął ręką po to co zostało z jego lewarowej pukawy. Postrzelać, już z niej nie postrzela, zresztą amunicja i tak była na wykończeniu. Jednak postanowił jej nie wyrzucać. Lufa była cała, podobnie kolba, spust, lewar też. Może Lucky'emu przydadzą się do czegoś te części? W ich sytuacji nie mogli marnować nawet takich dóbr jak zniszczona strzelba.

Lecz skoro stała się bezużyteczna jako broń, Sticky musiał poszukać zamiennika. Udał się w tym celu do trucheł legionistów, uważając przy okazji czy czasami nie jest dobrze widziany zza rogu, od strony marketu. Niewiele jednak było do pozbierania. Bronie palne, z zapasami amunicji, znalazł tylko lub aż dwie. Dwa pistolety, z czego jeden maszynowy. Dla siebie zatrzymał SIG-Sauera, natomiast automat wzniósł do góry i kierując się w stronę reszty drużyny krzyknął:

- Kto ma ochotę na nową zabawkę?

Zabrał też znalezioną broń białą, którą położył na ziemi w pobliżu towarzyszy. Jemu do niczego się nie przyda, ale inni, zwłaszcza ci obyci w walce kontaktowej, mogą z niej zrobić piekielnie dobry użytek. A okazja do tego zdarzy się już niebawem. Igła doniosła o tym, że ich bazę zajęły dzikusy zza rzeki. Podjęto decyzję o uderzeniu na nich. Oby tylko legioniści nie postanowili wykorzystać tego momentu i nie zaskoczyli ich od tyłu...
 
Col Frost jest offline  
Stary 06-04-2019, 21:36   #242
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kolejne rany... kolejne blizny po bitwie... ale trupy trzech elitarnych zabójców Legionu były ewidentną oznaką, że są w stanie ich odeprzeć.

- To dobra broń. - rzekł wskazując na broń palną przy trupach legionistów - A takie ostrza to poważne trofea. Poważne i śmiercionośne. - pokazał fikuśny gladius, który jeżeli nikt go nie zgarnie to weźmie sam Utang.

Koledzy sanitariusze wzięli się za szycie ran i zasypywanie ich medykamentami. Ze swojego "niezbędnika" dziki zażył jeden ze swoich leczniczych proszków, by jeszcze szybciej podnieść się na nogi. Wieści przyniesione przez Igłę były niedobre i trzeba było szybko działać.
Utangisila przelicytował ewentualny stosunek tribali do nich. Wyglądało na to że jak zwierzęta trzymają się prostej zasady, że przeżyć znaczy zwyciężyć.
O, jak niewiele wiedzieli ci nomadzi o tym czym się kończy bezrefleksyjne podejście do tej zasady.
Mieli się wkrótce przekonać...

***

Kiedy tylko Utang został postawiony na nogi, a rany przestały mu tak dokuczać dzięki leczniczym czarom uzdrowicieli ruszył w kierunku ich awaryjnej kryjówki. Trzeba było wykonać zwiad, dowiedzieć się co właściwie nomadzi zrobili z ich zapasami i... i czy nie przygotowali jakiś niespodzianek.

Jak się okazało jego przeczucie go nie myliło. Czarnoskóry dziki ostrożnie zbadał okolicę zajętego wcześniej przez nich budynku. Nomadzi byli świetni w ukrywaniu się pośród piachu, ale najwyraźniej niektóre ruiny im nie odpowiadały. W sensie dostrzegł ich skrytych w domu i czuwających. Najwyraźniej zasadzka. Było ich jednak niewielu. Znalazł za to sporo śladów prowadzących za wyschnięte koryto rzeki. Głębokich i płytkich, najwyraźniej ktoś szedł z obciążeniem. Utang zakradł się pod dom i sprawdził jeden z kątów gdzie składowali rzeczy. Nie ma. Najwyraźniej Nomadzi wynieśli do siebie co byli w stanie i pozostawili tych, aby dobili wracających z potyczki z Legionistami wojaków.

Wracając do swoich Utang kręcił głową. Nomadzi przekonają się, że ich przedsięwzięcie było ryzykiem, którego nie powinni podejmować.
 
Stalowy jest offline  
Stary 06-04-2019, 22:34   #243
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ opuścił broń, przeliczył amunicję i zerknął na przedpole przez lunetę. Był zaskoczony, że starcie skończyło się w tak korzystny dla drużyny sposób.

OK, Utang był lekko posiekany kulami i odłamkami po małym armageddonie, jaki rozegrał się niemal o wyciągnięcie ręki od niego, a Kitty i ten nowy leżeli na pokrytej pyłem nawierzchni zasypanej ulicy dawnego Albuquerque i rozcierali na twarzach psychodeliczny makijaż z własnej krwi cieknącej z licznych zadrapań i skaleczeń, ale wyglądało na to, że żadnemu z nich nie stała się bardzo poważna krzywda. Przynajmniej żyli i się ruszali.

W odróżnieniu od trójki atakujących ich legionistów, z których zaledwie jeden, do niedawna dzierżący w dłoniach coś na kształt laserowego aparatu spawalniczego, nadawał się jako tako do identyfikacji, choć wyraźnie brakowało mu sporego kawałka ciała w miejscu, które wyglądało, jakby przetoczyła się przez nie kawalkada wściekłych braminów. Cała reszta wyglądała jak braminie łajno wymieszane z uranowym pyłem z kopalni w Broken Hills i rozrobione mieszaniną rumu Roentgen i piwa Atomowy Łyk na konsystencję kleistej brei.
Ponoć dawno temu w jakiejś wiosce na północy ktoś podłożył dynamit w wychodku i cały zgromadzony pod ziemią metan pierdyknął jak bomba atomowa, że aż cała wiocha była usmarowana łajnem od progów po dachy. Resztki legionistów wyglądały, jakby właśnie stamtąd wyfrunęły.

Resztę zapału bojowego legionistów zgasił niezawodny M-60 Harrisa... który, pokazując Murphy'emu wielkiego wyprostowanego fuckera, ani na moment się nie zaciął. Upewniwszy się, że pozostali legioniści nie zdradzają chęci do poddania się zabiegowi hurtowego wycinania dodatkowych otworów wentylacyjnych kalibru 7,62 mm, MJ zwinął stanowisko i dołączył do grupy widząc, że z przeciwnego kierunku dołączyła do nich Natalie. Złożony przez dziewczynę zdyszanym, urywanym głosem raport nie był pocieszający: nomadzi zza rzeki urządzili łupieżczą wyprawę do kryjówki drużyny i zapewne plądrowali teraz wszystko, czego Igła nie dała rady wynieść na własnych barkach z kryjówki.

Należało im pokazać, że popełnili duży błąd.

MJ zaoferował, że tak jak poprzednio, wyruszy przodem, pokazując drużynie miejsca, które wypatrzył podczas zwiadu, wykrywając zasadzki i wskazując kolegom i koleżankom cele do ostrzału. Atak musiał być ostrożny, bo wchodzili mimo wszystko na dość słabo rozpoznany teren, kontrolowany przez przeciwnika o nieznanej liczebności, uzbrojeniu i możliwościach manewrowych. Zwiadowca miał nadzieję, że uda się przynajmniej na początku uzyskać efekt zaskoczenia lub, w najgorszym razie, przynajmniej nie wleźć w zasadzkę ewidentnie czujących się tu jak u siebie nomadów.
 
Loucipher jest offline  
Stary 06-04-2019, 23:14   #244
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Szarża może nie była najmądrzejszą rzeczą jaką Arch ostatnio zrobił, ale ta adrenalina, emocje i poziom endorfiny taki, że skale wyjebało sprawiały, że nie czuł się źle. Jak puścił ogień w legionowego trepa i potem jak pierdutło no ten widok zostanie zapamiętany na zawsze przez Brufforda. Dla takich chwil się szykował przez całe życie. Wcześniej choć zawód karawaniarza nie jest zbyt bezpieczny to Gizmo umiał tak poprowadzić, że nigdy nie było poważnego niebezpieczeństwa. Zawsze był dogadany z najważniejszymi gośćmi co mieli sporo do powiedzenia w okolicy, a jeszcze częściej to byli jego klientami. Przez to Archi specjalnie nigdy nie poznał smaku walki o którym tyle słyszał, czytał, czy oglądał w przedwojennych filmach ze starego projektora. Teraz za to poznał smak krwi, walki i wojny.

Starcie było krótkie, a Arch powalony przez wybuch specjalnie nawet się nie zorientował kiedy się dokładnie skończyło. Wszyscy żyli tylko trochę lekkich ran. Miał fakt faktem trochę poparzone ręce i spaliło mu brwi, ale raczej wszystko git. trochę pomógł mu Jinx i opatrzył mu poparzone miejsca na tyle, że jest w stanie w miarę jak dawniej i nie boli już specjalnie mocno.

Na szybko uzupełnij paliwko w Betsy i poprawił broń by dobrze leżała. Nomadzi wjechali im na chatę to możliwe jest, że jeszcze sobie powalcz. Zamierza teraz jednak rozegrać to bardziej spokojnie. Bez zbędnej brawury i głupiego szarżowania na wroga. Nomadzi są na swoim terenie, ale chyba najlepiej nie strzelają. Walkę zostawi dalekodystansowcom, a sam stanie na czatach czy jakiś luj się nie podkrada do nich i nie wyleci z jakąś dzidą. W końcu to oni znają tutaj każdy kąt to mogą zrobić jakaś zasadzkę. Musi być czujny i spokojny i mieć sokole oko to może wszyscy przeżyją.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 07-04-2019 o 08:46.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 07-04-2019, 00:07   #245
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Jinx kopnięciem odłamał boczne lusterko samochodowe i podszedł do rogu budynku. Przetarł zakurzoną, szklana powierzchnię rękawem i zerknął za winkiel. Legionistów nie było widać, znaczy schowali się – najprawdopodobniej w marcie. Vernon postarał się dojrzeć ich ślady, ale ze względu na piaszczyste podłoże jak i kiepski kąt widzenia było to kłopotliwe.
-Wycofali się. Za rogiem czysto – poinformował towarzyszy. Następnie podszedł do Utanga i zaczął go opatrywać draśnięcia na łydce i ramieniu nie były poważne, bardziej zaniepokoiła go rana w korpus. Pocisk przebił pancerz i utknął w ciele. Trzeba było działać, być może nieodzowna okaże się pomoc Igły.
Co do Archiego, oparzenia na dłoniach i twarzy nie były poważne, ale wyglądało na to, że pęcherze i zaczerwienienia będę mu towarzyszyły jeszcze kilka dni. Vernon zajął się i nimi.

Nie było chętnych na 12.7mm Submachine Gun, więc Jinx go przygarnął. Podobnie jak solidnie wyglądający nóż bojowy. Potem jeszcze kawałkiem cegły napisał na ścianie pozdrowienia dla legionistów. Jedno zdanie w języku, jakiego czasami używali. Vernon zapamiętał je, kiedy był w niewoli: Mater tua mentula est.

-Nie ma co atakować Marta, bo wszyscy zginiemy. Możemy się zaczaić i poczekać do zmroku, aby nie mieli przewagi snajpera, jednak nawet atak w nocy przyniesie zbyt wiele ofiar po naszej stronie. Ruszajmy na nomadów. I bądźmy ostrożni, pewnie się na nas gdzieś czają.
Ja się okazało, nomadzi zasadzili się na byłą B-team w ich drugiej kryjówce. Jinx wysłuchał informacji, które zdobył Utang podczas zwiadu i zaproponował:
-Nieźle się ukrywam. Chętnie tam podejdę z innymi skradaczami jako element szpicy i postrzelam z 9mm smg. Jak skupimy na sobie uwagę wroga, to niech reszta wali tam jak najszybciej i przyłączy się do walki. My powinniśmy zaskoczyć ich. Choć maja dla nas zaplanowany dokładnie odwrotny scenariusz. Kto jeszcze chętny na szpicę? – Jinx zerknął w stronę Utanga i MJ.
-Następnie proponuję zwiad za rzekę i ogarnięcie sytuacji tamże. Te patałachy nas zaatakowały, niech odczują co to znaczy.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 07-04-2019 o 17:44.
Azrael1022 jest offline  
Stary 07-04-2019, 10:32   #246
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Igła opatruje Sticky’ego

Strzały umilkły kilka minut wcześniej. Legioniści wycofali się, Sticky zdążył podłapać nieco łaciny podczas pobytu we Forcie i zrozumiał komendę ich dowódcy. Teraz siedział oparty o, jak mu się wydawało, wrak jakiegoś auta. Nie czuł już bólu na twarzy, a raczej nie był on tak duży jak początkowo. Obmywająca ją ciecz trochę łagodziła pieczenie, co pomagało, nawet mimo świadomości, że tą cieczą jest jego własna krew. Bał się otworzyć oczy. Słyszał o przypadkach, gdy od podobnych ran ludzie tracili wzrok. Delikatnie macał się po twarzy. Wyczuł, że jeden odłamek wbił się w ciało tuż pod lewym oczodołem, być może nawet łamiąc kość policzkową. Kawałek wyżej i nie miałby oka.
Słyszał wokół siebie kroki, ale dalej nie podnosił powiek. Wiedział, że to ludzie z drużyny B, legioniści już dawno władowaliby mu kulkę, albo skopali na śmierć, chcąc zaoszczędzić amunicję. Na wszelki wypadek, gdyby drugi sanitariusz był w pobliżu, powiedział:
- Jinx, zajmij się innymi, Utangiem, Archiem. Ja jakoś wytrzymam, to tylko tak źle wygląda.
Wziął głęboki oddech. Czuł bicie własnego serca, gdy próbował się zmusić do otwarcia oczu. Czuł jak po powiekach ścieka mu krew, przetarł je palcami, by choć trochę odwlec czas próby. Na trzy... Raz... Dwa... Trzy... I nic. Nie da rady. Spróbuje ponownie za chwilę.
Igła dotarła na miejsce walk załamana, ale szybko skupiła się na tym by pomóc rannym. Starcie chyba było zwycięskie choć widziała jedynie trzech z ich oprawców. Czyżby reszta umknęła?
Podbiegła do siedzącego pod wrakiem auta Stickiego i ucieszyła się widząc, że jest przytomny.
- Cześć. - Rzuciła obok siebie plecak i przysunęła się do twarzy sanitariusza by ją dokładnie obejrzeć. - Jest kilka odłamków, ale chyba nie uszkodziły unerwienia twarzy… powinnam je wyciągnąć.
- Igła? - Billy pomyślał w pierwszej chwili, że ma omamy słuchowe. Czuł jednak, że ktoś obok niego przyklęka, więc albo kompletnie mu odwaliło, albo sanitariuszka rzeczywiście do nich dołączyła. - Co ty tu robisz? Zresztą nieważne, pomóż innym. Utang może być w poważnym stanie. Dostał postrzał, nie wiem gdzie, a przecież ma jeszcze niezabliźnione rany z poprzednich dni.
-Jinx się nim zajmuje. - Sanitariuszka wydobyła z torby kawałek bandaża i zabrała się za wydobywanie tych mniej wbitych odprysków. -Przyszli nomadzi… było ich dziesięciu.. wzięłam ile byłam w stanie unieść i przyszłam do was. Nie chciałam byśmy stracili oba skraplacze. - Jej dłoń pomału wędrowała po twarzy sanitariusza odnajdując te mniej szkodliwe kawałki.
- Jesteś nieoceniona - mężczyzna lekko się uśmiechnął. - Szkoda, że nie zostawiliśmy z tobą jeszcze kogoś, mógłby wynieść drugi skraplacz. Tutaj i tak wszystko poszło nie tak jak miało pójść - walcząc z samym sobą, powoli otworzył oczy i z głęboką ulgą uznał, że widzi przed sobą twarz Igły, chociaż spływające po rzęsach krople krwi starały się zatrzeć mu ten obraz. Odetchnął głęboko. - Dobrze, że nadal masz ten talent zjawiania się tam, gdzie jesteś potrzebna. Będziemy musieli się stąd szybko wynosić, a Jinx w pojedynkę wszystkich by nie obskoczył. Gdyby tylko drugi sanitariusz nie próbował “przybohaterzyć” - dodał na koniec szczerząc zęby.
- Teraz i tak ogarniemy ich prowizorycznie. - Igła zgarnęła palcem krew z łuku brwiowego Kittiego. - Nie martw się, będzie co robić. A teraz zamknij oczy zszyję ci to rozcięcie, bo będziesz miał problem by coś widzieć.
- Przynajmniej teraz widzę świat na kolorowo. Inna sprawa, że ten kolor to czerwony - spróbował zażartować, ale zamknął posłusznie oczy. - Dawno nie rozmawialiśmy - Billy gadał dalej, byle choć trochę odciągnąć myśli od spodziewanego ukłucia igły Igły. - Znaczy w cztery oczy. Chyba ostatnio, gdy dzieliliśmy celę w Malpais. Wtedy też mnie łatałaś.
- Dużo się wydarzyło… - Igła wyjęła spory odłamek i zabrała się za szycie łuku brwiowego sanitariusza, zerkając na inny problematyczny obiekt, tuż pod okiem Kittiego. Czuła jak rumieniec zalewa jej twarz. W ostatnim czasie wiele wieczorów poświęcała Maxowi, a jeszcze wczoraj… Wspomnienie ich wspólnego czasu nadal było żywe. Nie mogła teraz jednak się rozglądać..
- Fakt - przyznał Billy, ledwie powstrzymując drgnięcie, gdy koniec igły wbił się w jego skórę. - Zresztą po naszym buncie nie byłem najlepszym partnerem do konwersacji. Chociaż jak pomyśleć to w zasadzie nigdy nim nie byłem - przerwał na chwilę przez drugie ukłucie. - Gęba mi się nie zamyka tylko podczas opatrywania rannego, żeby ten nie myślał o bólu. Najwyraźniej nie ma znaczenia czy to ja opatruję - kolejne “użądlenie” - czy jestem opatrywany - uśmiechnął się. - Ale na brak towarzystwa nie możesz narzekać, często widzę z tobą MJ’a albo Lucky’ego. I dobrze, trzeba mieć z kim pogadać, to pozwala… Może nie zapomnieć, ale pogodzić się… - urwał w pół zdania, po czym szybko dodał dla żartu. - A już na pewno pomaga o wiele lepiej niż butelka czegoś mocniejszego. Zresztą jeden ochlejus w drużynie wystarczy. Inaczej ilość dostępnego na osobę alkoholu spadłaby do oburzająco niskiego poziomu.
- Żadne z nas nie powinno pić alkoholu, to przytępia zmysły, powoduje wzmożone pragnienie i łaknienie. - Igła skończyła szyć i powoli przesunęła dłonią po nici sprawdzając swoją pracę. - Zajmę się teraz raną pod okiem.. prawie ci je wydłubało, wiesz?
- Zauważyłem - zaśmiał się z własnego żartu. - Nie będę już taki piękny jak kiedyś. Trochę mi zdeformowało moje mongolskie rysy… - zasępił się na chwilę, lecz nie chcąc za dużo rozmyślać, poruszył pierwszy temat, jaki przyszedł mu do głowy. - Myślisz, że tam na wschodzie coś jest? Znaczy coś poza niekończącą się pustynią i plemionami krwiożerczych nomadów? Zmierzamy dokądś czy donikąd?
- Myślę… że wszyscy chcielibyście wrócić do NCR. - Natalie pomału wyjęła odprysk z policzka Kittiego. -Będzie duża blizna… naruszyło mięsień twarzy.
- Super, przynajmniej będę wyglądał jak żołnierz - skwitował sanitariusz. - Sam już nie wiem czy chcę wracać. Ryzykować kolejne starcia z popychadłami Ceasara? Jest po co? Nawet zakładając, że w NCR nie wcielą nas z powrotem do woja i nie wyślą na kolejną przegraną bitwę z Legionem, albo gdy odmówimy, nie oskarżą nas o dezercję i z miejsca nie rozwalą? Może inni mają po co, ale ja? Babci nie widziałem ze dwa lata, z tego co wiem może już nie żyć, albo umrze zanim do niej dotrę. A jeśli jej już nie będzie to w rodzinnych stronach nikt na mnie z otwartymi ramionami czekał nie będzie, pod swój dach nie weźmie. Bez znajomości czy pieniędzy do gangu też mnie nie przyjmą. Przyjdzie wykopać dół na Golgocie i nawet nie będę miał czym palnąć sobie w łeb. Wolę już chyba szukać szczęścia na wschodzie, o ile jest tam czego szukać. Przynajmniej nigdy więcej nie usłyszę o Legionie.
- Nie wiem… jak na razie dobrze im idzie podążanie za nami. - Igła wydobyła sporej wielkości odłamek, który zatrzymał się chyba aż na kości i przytrzymując skórę palcami, zaczęła ją szyć. - Ja… nie nadaję się już raczej do życia w NCR… ale pomogę wam ile mogę i jak mogę.
- A gdz… - Billy syknął z bólu. - A gdzie byś chciała wobec tego żyć? - spytał bez cienia ironii w głosie. - Do jakiego życia się nadajesz?
- Wiesz, że na twoje pytania są dwie zupełnie różne odpowiedzi. - Natalie uśmiechnęła się delikatnie. - Jeszcze chwila, zaraz skończę.
- Skoro wiesz, że to dwie różne odpowiedzi to musisz je znać - zauważył Sticky. - Na pierwsze pytanie chyba też ją znam, a jaka jest na drugie?
- Do życia w Denver. - Igła niechętnie przyznała się do swoich przemyśleń. Zawiązała szew. - Ale nie chce tam wracać… gotowe.
- Dzięki - rzucił Billy obmacując się dłonią po zabandażowanej twarzy. - Wygląda na to, że nie tylko nie dałem rady ci się odwdzięczyć za Cottonwood, ale na dodatek mój dług rośnie - dodał z uśmiechem, który jednak zaraz zniknął. - Słuchaj… Nawet jeśli uważasz, że pasujesz do Denver to jeszcze nie znaczy, że jest to jedyne miejsce, do którego pasujesz. W takim wypadku nie byłoby cię tutaj z nami, a przynajmniej nie mielibyśmy z ciebie żadnego pożytku. Spytaj tych chłopaków, których opatrywałaś w Malpais, albo potem już w drodze, czy uważają że jesteś bezużyteczna. Spytaj tych, którzy codziennie jedzą przygotowane przez ciebie potrawy, albo tych, którzy w przyszłości będą musieli skorzystać z upichconego przez ciebie antidotum. Jeśli sądzisz, że tu nie pasujesz to musiałaś się mocno uderzyć w głowę i szwankuje ci aparatura poznawcza, o logicznym myśleniu nie wspominając.
- Na szczęście nic nie szwankuje, bo inaczej nie chciałbyś bym ciebie opatrywała. - W głosie Igły dało się wyczuć żartobliwy ton. Nie chciała kolejnej osobie tłumaczyć czemu czuję się tak jak się czuje. Wystarczyło, że Max wiedział, że zadbał o jej wytresowane, złamane ciało. Powoli podniosła się z ziemi i rozejrzała szukając Luckiego. -Trzeba pomóc pozostałym i ruszać za nomadami… musimy odzyskać nasz prowiant.
- Od jednej walki do drugiej - Billy westchnął. Uszanował też wolę sanitariuszki, która dała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie chce dłużej dyskutować o swojej osobie. - Wygląda na to, że ja już nie mam czym walczyć - rzucił wzrokiem w kierunku swojej zniszczonej strzelby. - I tak amunicja już się kończyła - wzruszył ramionami. - Poza mną ucierpieli Utang i Archie, jeśli Jinx zajął się obydwoma to wkrótce ruszamy. Pójdę zobaczyć czy te ścierwa nie miały przy sobie czegoś czym mógłbym zastąpić straconą broń. Dzięki raz jeszcze.
Natalie przytaknęła i ruszyłą pomóc Jinxowi. Potem upewni się co z MJ-em i Maxem.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-04-2019, 21:47   #247
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Ranni zostali opatrzeni, łupy zgarnięte. Pistolet maszynowy trafił do rąk Richarda Vernona, podobnie jak nóż bojowy. Gladiusem zainteresował się Utangisila, SIG-Sauer zaś zastąpił zniszczoną strzelbę u Billy'ego Kitty'ego. Resztę zgarnął Harris, raczej w charakterze fantów do ewentualnego handlu, aniżeli do czego innego. Jemu starczył w zupełności groźnie wyglądający nóż typu Bowie, który miał odkąd przedarł się do Malpais.

Przy trupie vexillariusa było też coś jeszcze. Pękata, stara koperta z papierem "z odzysku". Dokumenty były gęsto zapisane koślawym pismem. Łacina. Rozkazy, na pierwszy rzut oka. Trzeba było nad tym siąść później. Były też prowizoryczne wizerunki Drużyny B narysowane węglem. Teraz było w pełni wiadomo, że tą drużynę posłano za banitami.

Legion został odparty, ale nie wyeliminowany. Ponadto nomadzi zdecydowali się działać, instynktownie wyczuwając moment chwilowej słabości by zrajdować i splądrować sadybę intruzów. Nawet zostawili paru z tyłu, w zasadzce. Trzeba było im dać nauczkę i w miarę możliwości odzyskać, co zagrabili. Za wszelką cenę. To, co zachowała Igła, ledwo starczyło na dwa dni przy głodowym racjonowaniu. Toteż ekipa wycofała się z okolic SD Mart i, korzystając ze zwiadu Utanga, uknuła plan.

Był prosty, wręcz prostacki. Polegał raczej na personalnych umiejętnościach i szczęściu, aniżeli skomplikowanej strategii czy znajomości terenu. Trzech "skradaczy" miało w "skradny" sposób podejść do kryjówki, zinfiltrować ją i wyeliminować nieproszonych gości. Reszta miała obstawiać teren tak, aby nomadzi zza "rzeki" i asasyni nie przeszkadzali.

Jak pomyśleli, tak zrobili. Trójka śmiałków: Martin J. Lucas, Richard "Jinx" Vernon i Utangisila ruszyli do działania. Podejście było bezproblemowe - mimo stosunkowo płaskiego terenu i jego specyfiki, nomadzi o dziwo nie byli zbyt bystrzy. Albo specjalnie się nie wychylali, wiedząc, że obcy wracają do swojej nory. Szybko się to okazało nieprawdą, bo spalili własną zasadzkę przez brak cierpliwości. Jeden z nomadów zajmujących chatę, siedzących na piętrze, zaczął pakować naboje z powtarzalnego karabinu w stronę sylwetek, które dostrzegł - w tym przypadku byli to Harris i Brufford, obstawiający skrzyżowanie z zawalonymi estakadami. Nie odpowiadali ogniem - Harris nie chciał marnować naboi, dystans był zbyt duży, a ryzyko przypadkowego "hacznięcia" swoich skradaczy zbyt wysokie. Brufford zaś nie miał nawet czym odpowiedzieć na kilkudziesięciometrowym zasięgu. Więc się pochowali za gruzami, skupiając wzrok na zawalonym moście, jak było planowane.

W międzyczasie infiltratorzy bez problemu podkradli się do chaty i wślizgnęli do środka. Była tam jakaś... ruszająca się góra szmat? Nie, nomad. Niewysoki, zakutłany w resztki skór i odzienia. Mruczał coś do siebie, przetrząsając rozgrabione resztki po obozowisku. Utang się nim zajął. Frajer nie miał szans... ale zdołał krzyknąć. Momentalnie z piwnicy zaczął wybiegać kolejny. W rękach miał dwa pistolety N99. Skurwysyn był szybki jak błyskawica. Już walił z nich na oślep po całym pomieszczeniu. Jeden nabój. Drugi. Trzeci. Naboje 10mm bzykały wokół, infiltratorzy się kryli po podłodze. Huk, trzask, brzęk zamiast czwartego naboju. Metaliczne kliknięcie zamiast piątego. Jeden z pistoletów dosłownie wybuchł mu w dłoni, urywając ją. Drugi był poważnie uszkodzony. Stał więc tak z przerażonym, ściągniętym bólem wyrazem twarzy. Zaraz potem Utangisila upewnił się, że nic go już miało nie boleć.

Z góry zbiegał już trzeci. Wystrzelił z prowizorycznego pistoletu, chybił. Szrotowa pukawka była zaopatrzona w... czterotaktowy zamek. Czterotaktowy zamek. W pistolecie. W dodatku typ zamiast się kryć, zaczął się szarpać z przeładowaniem broni. Krótka seria z peemu Jinxa powstrzymała go przed tym i przed wszelkim innym.

Typ na piętrze wiedział, że jest skończony. Więc wyskoczył przez dziurę na ulicę. I zaraz zawył z bólu, potoczył się po piachu, skruszonym asfalcie i bruku. Karabin, nieco tylko wydłużona pukawka "rurowa" z dorobioną kolbą, zastukał po klepisku, porzucony. Ręce trzymały za skręconą kostkę, morda darła ryja - aż zamilkła, uciszona postrzałem z lewara MJa.

To był koniec tej krótkiej potyczki. Kryjówka wpadła z powrotem w ręce Drużyny B... ale niestety, była całkowicie ogołocona. Zabrali praktycznie wszystko - naczynia, koce, namioty, narzędzia, wodę i żywność, drugi skraplacz. Część żarcia i napitku zeżarli i wychlali na miejscu jak szarańcza, robiąc śmietnik z porzuconych i podartych pakunków oraz pobitych butelek. Straty bolały. Tym bardziej, że sporo ogołocili na miejscu. Ale wciąż była szansa na odzyskanie reszty.

Bez tego nie mieli szans przetrwać po tej stronie Rio Grande. Wątpliwe, by jakaś żywność została w Los Volcanes, a reszta była ogołocona - jak nie przez nich, to przez Legionistów (choćby stadion). Ślady prowadziły na drugą stronę, wgłąb miasta. Wciąż mieli więc szanse ich dorwać. Czym prędzej się do tego zabrali, zgarniając łupy z ubitych pustyniarzy.

Dotarcie na drugą stronę Rio Grande nie sprawiało trudności. Co bystrzejsi przeszli pierwsi, wytyczając szlak i pomagając pozostałym we wspinaczce. Deptali nomadom po piętach. Ślady były świeże, ale nie widzieli ich sprawców. Może sami nie byli wystarczająco bystrzy, ale doskonale umieli się kamuflować w zapiaszczonym środowisku. Po drodze mijali w 95% zasypane zabudowania dzielnic Los Duranes po lewej i West Old Town po prawej. Wkraczali w coraz głębszy, mroczniejszy, chłodniejszy i głośniejszy (od wyjącego wiatru) kanion z ruin i piachu, na którego widok oniemieli z daleka. Pozdzierane i powyginane szyldy wciąż pokazywały znajome nazwy: Coronado Freeway, Interstate 40. Wkrótce mieli dotrzeć do pierwszego dużego skrzyżowania po tej stronie rzeki, z Rio Grande Boulevard NorthWest... a przynajmniej tak mówiła mapa Wade'a, na którą zerknęli podczas krótkim przycupnięciu.

Nomadzi w międzyczasie spieprzali w podskokach. Musieli wiedzieć, że intruzi - Drużyna B - w brutalny i szybki sposób poradziła sobie z ich braćmi oraz tymi innymi intruzami, Legionistami. Czym prędzej pragnęli wrócić do kryjówki, wsadzić łupy do schowka i przygotować zasadzkę. Albo spróbować przegonić intruzów...

...o czym poświadczył szybki ogień z długich półautomatów od strony skrzyżowania ku Drużynie B. Trzy lufy, jedna to Colt Rangemaster, druga huczała podobnie jak te ciężkie gnaty na naboje półcalowe, trzecia to były raczej krótkie serie z karabinku. Ogień ten był bardzo niecelny: gówniana jakość amunicji i silny wiatr sprawiały, że pestki biły wszędzie wokół. Dzień snajpera minął... ale zaporowego ognia już niekoniecznie. Podejście do skrzyżowania z na wpół zawalonymi estakadami było trudne - prawie całkiem otwarte (była tylko garstka wraków i gruzu), bez możliwości obejścia bokiem (przez ściany piachu i ruin). Trzeba było przeć naprzód, albo się wycofać. Więc decyzja mogła być tylko jedna.

Parli naprzód, skacząc od osłony do osłony. Tak, jak uczono ich na boot campie (a przynajmniej żołnierze NCR - reszta ich zaś naśladowała). Kapral poprowadził natarcie, zaraz za nim Lucky. Mieli najcięższe pancerze, a ponadto dobrze było móc cofnąć się do wpojonych procedur. W odpowiednich momentach kładli zasłonę ogniową - ostatnią serię z pierwszej taśmy do M60 i po kilkanaście naboi .38cal i 10mm ze zdobycznych spluw (aby nie marnować własnych pestek). Drugi pistolec N99, mimo starań Wade'a, rozsypał się pod koniec podejścia. Wróg próbował się odgryzać, ale miał za mało luf aby skutecznie przełamać przyszpilenie. Musiał się wycofać, co zrobił wbrew pozorom bardzo szybko. Drużyna B wkrótce potem zajęła ich pozycję.

Obyło się bez strat po obydwu stronach. Sądząc po łuskach, oponent korzystał z amunicji szrotowej, ale dało radę określić kaliber. Pistoletowy 12,7mm i karabinowe .223 Remington oraz bardzo podobny doń 5,56mm "wojskowy" (w teorii, bo nomadzi klepali te naboje ze złomu). Dwa półautomaty, jeden automat. Same długie lufy. Wiedzieli więc, czym było co najmniej trzech tamtych.

W międzyczasie asasyni na pewno kombinowali już, jak odwrócić kota ogonem i odgryźć się swojej "zwierzynie". Być może już na nią polowali; tak, jak banici ścigali szabrowników. A raczej na pewno. Od strony mostu niosły się echem dźwięki walki. Przebijały się nawet ponad wycie wiatru. Cztery lufy. Znany im, mocny automat o pełnym kalibrze, wyliczane huki Rangemastera, wreszcie dwa dużo cięższe brzmienia - strzelby, jedna "typowa", druga biła szybko, półautomat. To musieli być asasyni... którzy wpadli na coś w okolicach splądrowanej kryjówki. Kanonada i krzyki tylko wzmagały na sile. Wreszcie... huk. Jeden, drugi, trzeci. Granaty. Parę chwil więcej i potężne jebnięcie - dynamit albo plastik. Nawałnica ognia kontynuowana jeszcze przez parę sekund, a potem cisza. Wade przewidywał, że legioniści wpadli na jakąś faunę - może na radskorpiony z Los Volcanes, rozdrażnione ostatnimi wydarzeniami. Sądząc po ostrzale kontynuowanym po wybuchach, mogli wygrać te starcie i wciąż siedzieć im na ogonie.

Lornetka pokazywała, że nomadzi spieprzali w podskokach i mieli sporą przewagę odległości nad Drużyną B. Ponad 500 metrów tamta trójka strzelców, pozostałych czterech dużo dalej. Uciekali w prostej linii ku centrum miasta - do wielkiego skrzyżowania przy University Towers, na oko trzy kilometry od obecnej pozycji banitów z Malpais. O dziwo, estakady wciąż stały... i były zabudowane złomem. Baza czy nawet wioska nomadów?



Łupy

- Pipe gun (bolt-action; 16 naboje .38 cal Junk - czyli ze złomu)
- Pipe rifle (bolt-action; 14 naboi j.w.)
- Dwa magazynki do N99 (1x5, 2x12 10mm JNK)
- .22 Revolver (sześciostrzałowiec z długą lufą, stan bdb; 8 naboi .22 LR JNK)
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 09-04-2019 o 12:12. Powód: Dopisek
Micas jest offline  
Stary 13-04-2019, 18:08   #248
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Szturm na dawną siedzibę poszedł w miarę gładko. Jedyny moment niepewności był kiedy zaczęli walić do Archa, a on nic z tym nie mógł zrobić. Czuł z tego powodu frustracje związane z bezsilnością. Na szczęście reszta oddziału nie próżnowała i jakoś wszystko w miarę się dobrze skończyło. Niestety cześć złodziei uciekła. Z zdobyczy Brufford zabrał sobie te samoróbki chcąc się z nimi pobawić. Złożyć może w porządnego gnata, albo pozyskać części na przyszłość. Jak nie będzie się sprawdzać w boju to zawsze można później komuś opchnąć. Tak czy siak czasu na większe rozmyślania nie było trzeba gonić nomadów i pozyskać zapasy.

Ruszyli w pościg i nawet jakoś to szło. Złodzieje próbowali ich spowalniać, ale jakoś drużyna parła na przód. Choć zdobyli pozycje to straty jakie poniosły obie strony były tylko w amunicji.

Pewne niepokoje zbudziły hałasy powodowane najpewniej przez dawnych legionowych kumpli, a może nie tak dawnych. Tak czy siak gonili ich, więc trzeba by było się pospieszyć.


Widząc najpewniej osadę, czy tam bazę nomadów Arch przypomniał sobie coś z książki co kiedyś przeczytał. Uważając, że zawarty tam plan może się sprawdzić podzielił się myślą z pozostałymi. Mówił szybko by nie marnować czasu.

- Ja i Utang szturmujemy pozycje. Utang eliminuje bliskie cele, a ja w miarę możliwości palę umocnienia czy możliwie je wysadzę (chce podłożyć ładunek bezpośrednio, ale jak za mocno będą strzelać to wykorzysta patent z pewnego filmy i uzbroi ładunek wpakuje do worka czy tam w jakąś szmatę owinie i rzuci w kierunku umocnień, albo jak Utnag będzie chętny to on rzuci). Drugą grupą będzie tworzyć Jinx i Sticky. Będą bliskim wsparciem ogniowym dla pierwszej grupy, a w razie czego pomocą medyczną. Trzecia grupa będzie podzielona, ale ma w założeniu walczyć na najdalszej odległości. Harris ma przygwoździć ogniem nomadów aby pierwsze dwa oddziały mogły się przemieszczać. MJ i Lucky mają eliminować poszczególnych strzelców wroga. Igła i Lulu jak pozwolicie to biegacze zostawią Wam zbędne obciążenie, a tak to wspierajcie zaporę ogniową Harrisa. Z odrobiną szczęścia zdobędziemy umocnienia to wtedy się zgrupujemy i wbijemy do osady mniej więcej przeczesując ją w takim stylu jak naszą bazę.- plan nie był zbyt skomplikowany, więc może zadziała. Ostatnie chwile przed akcją Arch zostawił zdobyczne samoróbki, wraz z cięższymi narzędziami. Na szybko uzupełnij braki amunicyjne.
- Jak wszyscy gotowi to ruszamy! Z fartem ludzie! Uaaa!- krzyczał chcąc zagrzać tak drużynę do walki.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 13-04-2019, 22:19   #249
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ wreszcie czuł się w swoim żywiole. Walka z nomadami, podczas której jego "lewar" położył trupem kolejnego przeciwnika, po czym szybki pościg ulicami zrujnowanego Albuquerque, podczas którego Martin wykorzystywał lornetkę, osłony i swoją niewielką, zwinną i ruchliwą sylwetkę do utrzymywania ciągłego kontaktu z uciekającymi, cofnęły go myślami do treningu, jaki przeszedł dawno temu, w armii Republiki Nowej Kalifornii.
A nawet jeszcze dalej, do polowań na dziką faunę na bezkresnych równinach pogranicza Kalifornii i Nevady.
Dał radę wtedy, da radę i teraz.

Buty miarowo skrzypiały po piasku, mięśnie szczypały od bólu i wysiłku, gdy młody żołnierz kulił się za kolejną osłoną, wyglądał zza niej, lustrował teren w poszukiwaniu celów, a potem szybkim, acz nie za głośnym krokiem żwawo poruszał się do następnej osłony.

Ogień przeciwnika, jaki rozległ się w okolicach centrum miasta, skłonił MJa do nieco ostrożniejszego tempa, które jednakże wróciło do normy, gdy tylko Martin zdał sobie sprawę, że ostrzał ze strony wrogich strzelców wywiera działanie głównie psychologiczne, a celność wystrzelonych przez nich kul da się określić tylko słowem "stanowa" - tak od jednej granicy stanu do drugiej. Oczywiście Martin wiedział, że "kula, która cię zabije, nie jest podpisana twoim imieniem, tylko 'do wszystkich zainteresowanych' "... tak znów twierdził Murphy, a ten stary pierdziel zdążył już udowodnić, że nigdy się nie myli. Toteż Martin nie ryzykował. Strzelali, to chował łeb za osłonę. Przestawali, to wyskakiwał i biegł do następnego osłoniętego przed kulami miejsca.

Pościg za nomadami zaprowadził wreszcie MJa i pozostałych na odległość, z której przez lornetkę dobrze było widać poskręcane estakady i wiadukty tworzące dawny węzeł dróg przy kompleksie mieszkaniowym University Towers. Spomiędzy hałd piachu wystawały fragmenty żelbetowych podpór, urywające się kawałki asfaltowych ramp i resztki murów stanowiących niegdyś ściany wielkiego apartamentowca, który stał w tym miejscu. Całość otoczona była czymś w rodzaju zaimprowizowanej palisady czy ogrodzenia z różnorakich losowo połączonych ze sobą elementów ze stali i innych materiałów. Najwyraźniej nomadzi mieli tu swoją siedzibę.

MJ przycupnął za najbliższym fragmentem betonowej osłony krawężnika dawnej Coronado Freeway i oparłszy łokcie o beton, uniósł lornetkę do oczu, chcąc jak najdokładniej obejrzeć miejsce, które za chwilę być może przyjdzie im zdobywać. MJ nie chciał pchać się prosto w nieznane miejsce, w którym według wszelkiego prawdopodobieństwa roiło się od wrogów, ale z drugiej strony, jeśli chcieli wydostać się z miasta, musieli zdobyć zapasy. A tylko w tym umocnionym kompleksie mogli liczyć na zdobycie czegokolwiek, bo logika nakazywała myśleć, że jeśli w tym miejscu tak długo przeżyła liczniejsza grupa ludzi, to muszą mieć dostęp do wody, żarcia... i być może czegoś więcej. Czegoś, co zwiększy szansę, że grupa zdesperowanych banitów przeżyje kolejny tydzień lub dwa wędrówki przez Pustynię Śmierci.
 
Loucipher jest offline  
Stary 14-04-2019, 09:43   #250
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Jinx wysłuchał sugestii Archiego. Były zasadne, ale chciał zmienić sektor odpowiedzialności Lulu lub Igły gdy zacznie się już właściwy szturm na bazę nomadów.
-Przeprowadzimy natarcie po przestrzeni ulicy, poruszając się grupami – szturmową i wsparcia. W szturmowej Utang, Arch, Sticky, Lucky i ja. W grupie wsparcia Igła, Lulu, MJ i Wade. Poruszamy się tak jak nas uczyli – systemem żabich skoków, wykorzystując improwizowane zasłony jakie są w okolicy – głównie wraki samochodów, kioski, wiaty przystanków autobusowych. Podczas gdy jedna grupa się porusza, druga ma baczenie na wszystko – jedna osoba jest odpowiedzialna za zagrożenia na poziomie ulicy, dwie-trzy biorą na siebie obserwację budynków po obu stronach ulicy, ostatnia trzyma tyły. Zawsze musimy się liczyć z atakiem z godziny szóstej. W sumie w tej mieścinie nie spotkaliśmy jeszcze żadnych przyjaciół.

Vernon zrobił krótką przerwę, aby odpowiedzieć na ewentualne pytania czy wątpliwości i wysłuchać innych propozycji oraz opinii. Zawsze mogło mu coś umknąć. Kombinował taktycznie, ale nie był ekspertem w posługiwaniu się każdym rodzajem oręża, którym dysponowali i wolał się upewnić, że to co planuje ma sens z punktu widzenia każdego członka drużyny.

-Co do samego szturmu, – kontynuował – grupa szturmowa podzielona na dwie sekcje podchodzi żabimi skokami pod kryjówkę pod osłoną karabinu Wade’a i ognia snajperskiego MJ. Arch, materiały wybuchowe będą tu nieodzowne, jak będziemy wystarczająco blisko, wrzuć jakieś cacuszko nomadom przez okno. Jak wybuchnie to natychmiast wbijamy i liczę tu bardzo na miotacz ognia, który w walce w budynku jest morderczą bronią. Zabija, wypala tlen, zostawia w powietrzu szkodliwe opary. Dla mnie - bomba. Dla naszych płuc może niekoniecznie, więc zwilżmy nasze chusty ochronne wodą i owińmy sobie nimi usta/nos.
-Igła lub Lulu - niech jedna z was nie strzela, tylko ciągle trzyma tylny sektor. Strzelanina może przyciągnąć legionistów lub coś jeszcze innego
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172