Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2019, 04:58   #40
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację



Ironia. Tak, tekst piosenki, który napłynął do niej z wnętrza przejeżdżającego samochodu, pasował jak nic do sytuacji, w której się znalazła. Spacerując, uważała bowiem i to bardzo żeby nie iść zbyt szybkim krokiem, zastanawiała się jakim cudem wylądowała w obecnej sytuacji. Czuła się sama i nie chodziło tu tylko o to, że nikt jej nie towarzyszył. Brak możliwości wydobycia z siebie głosu sprawiał, że nawet wiedząc, że gdzieś tam są ludzie, którzy mogliby jej teraz pomóc, nie była w stanie nawiązać z nimi kontaktu. Oczywiście, takie postawienie sprawy było nieco nad wyrost, jednak dokładnie tak się czuła. Bezbronna, zagrożona i samotna. Każdy krok oddalał ją od jedynego człowieka, który wiedział gdzie była… Chociaż nie, musiała cofnąć tą myśl bowiem Mitras najpewniej nie miał zielonego pojęcia o tym jak zmieniło się ich położenie. Na dobrą sprawę to ona także tego nie wiedziała. W głowie miała mętlik jakiego nie doświadczyła od lat. Zwykle bowiem dbała o to żeby wszystko było poukładane tak, jak ona tego chciała. Rzeczy działy się w sposób przewidywalny bo tak się przygotowywała do każdego dnia. Niespodzianką stawiała czoła odziana w zbroję spokoju i akceptacji. Jak bowiem można było nie akceptować czegoś, na co było się mniej lub bardziej gotowym? Oczywiście, nie mogła być gotowa na wszystko, wiedziała o tym. Nikt jednakże nie zabraniał jej podejmowania walki każdego dnia. Nikt nie mógł jej powiedzieć by wzięła na luz, bo… Bo po pierwsze to było jej życie, a po drugie wcale nie stresowała się owymi przygotowaniami. Wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę reakcje innych, można było śmiało powiedzieć, że z Angie była solidna skałą podczas gdy reszta stanowiła budowlę z kart.

Ludzie mijali ją obdarzając krótkim, zaciekawionym spojrzeniem. Nikt jednak nie przystawał, nie pytał o nic. Była po prostu jedną z wielu, może nieco się wyróżniającą ale nie na tyle by powodować zachwianie porannego rytmu. Dzień toczył się swoim zwykłym trybem. Ludzie tkwili w korkach, powietrze wypełniała woń spalin zmieszana ze świeżo parzoną kawą i bułeczkami. Do Angie docierały urywki rozmów, głośniejsza lub cichsza muzyka, pokrzykiwanie i pikanie sygnalizacji świetlnej. Słońce świeciło jasno, chociaż wciąż pora była zbyt wczesna na to by mogło uderzyć z pełnią swej mocy. Para z małym psiakiem zatrzymała się na chwilę by zebrać z chodnika efekt nadmiernego dokarmiania najlepszego przyjaciela człowieka. Nieco dalej, stojąc na przystanku autobusowym, grupa nastolatek głośno komentowała walory nowego chłopaka w ich klasie. Po drugiej stronie tegoż samego przystanku, o jego boczną ścianę, opierał się ubrany w skórę mężczyzna mogący mieć z dobre czterdzieści lat. Jego wzrok utkwiony był w smukłych, nagich nogach, które grupka dziewczyn prezentowała światu. Ze spożywczego wyszła nader wkurzona matka z mniej więcej siedmioletnim synkiem. Maluch miał zapłakaną buzię i z pełnią swojej wątłej siły próbował powstrzymać rodzicielkę przed opuszczeniem owego przybytku. Chaos panował w najlepsze, jednak był to dobry chaos, znany i przyjmowany jako norma. Nie taki, w którym utknęła Angie i Mitras.


Przystanęła na chwilę przed witryną niewielkiej księgarni. Nie patrzyła jednak na wystawione za szybą książki, a na to co odbijało się w tej szybie. Czy nikt jej nie śledził? Czy wyglądała wystarczająco anonimowo jak na sytuację w której się znajdowała? Czy spod kitla nie widać kajdanek?
Życie wymknęło się jej spod kontroli i nie wiedziała co z tym robić. Wzięła głęboki wdech, powoli wypuściła powietrze. Znajdowała się za daleko cmentarza by poczuć moc swych przodków, jednak by wczuć się w atmosferę miasta nie potrzebowała stać wśród grobów. Miasto zaś nadal zdradzało oznaki wywołanego atakiem poddenerwowania. Nie były tak wyraźne jak zaraz następnego dnia, jednak jakaś aura niepokoju pozostała. Biorąc kolejne wdechy i w sposób kontrolowany pozbawiając płuc powietrza, wchodziła w tą aurę głębiej. Szukała w niej siły, codzienności która przywróciłaby wiarę w to, że wszystko będzie dobrze. Jej nieme usta szeptały przekazywane od pokoleń słowa. Najchętniej stałaby tak dłużej, jednak wiedziała że może na tą czynność poświęcić co najwyżej minutę. Czas ją gonił, niczym wściekłe psy pragnące wgryźć się w jej ciało. Mitras czekał na nią, nie mogła zatem pozwolić sobie na bycie samolubną. Ruszyła dalej, teraz już nieco pewniej stawiając kroki. Była w końcu wnuczką Babette, spadkobierczynią długiej linii kapłanek, miała za sobą moc swojego ludu. Ktoś taki nie mógł się po prostu poddać i nie mógł też zawieść.
Głowa Angie uniosła się wyżej, a plecy wyprostowały. Cokolwiek los nie rzuci jej pod nogi, ona da radę. Kąciki ust uniosły się nieco ku górze, a w oczach zalśnił ogień. Nikt nie miał prawa sprawiać by czuła się bezradna bowiem nikomu tego prawa nie dała.


Nie dała także prawa do odmowy, szczególnie komuś o tak słabej psychice jak człowiek, którego przyłapała na otwieraniu kafejki. Gdy raz już schwytała ofiarę w sidła pałającego niezachwianą determinacją spojrzenia, jego los był przesądzony. Oczywiście, brała także pod uwagę, że mógłby zareagować inaczej, nie dopuszczała jednak do siebie takiej możliwości. Zbyt wiele czasu upłynęło odkąd wyszła z parku i ruszyła na poszukiwania. Na szczęście udało się i już po chwili stała przy ladzie wpatrując się w owego nieszczęśnika z politowaniem w oczach. Tymi samymi oczami była już w stanie dojrzeć reakcję Papy na słowa, które tamten do niego wypowiedział. “Zluzować majteczki?”. Z trudem udało się jej powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Bokor z pewnością znajdzie sposób na to by dotrzeć do tego mężczyzny i uświadomić mu ogrom błędu, który popełnił. Angie nawet trochę mu współczuła, nie była jednak w stanie zrobić nic by go ostrzec przed dalszym pogrążaniem się. Zresztą, miała ważniejsze sprawy na głowie.
Głos babci dodał jej sił i otuchy. Zatem telefon nadal był włączony i nikt nie przerwał połączenia, które udało się jej nawiązać. Niestety, głos Babette przekazał także nieco mniej wesołe wieści. Skoro tamtych nie było już tak długo w samochodzie to mogli swobodnie zdążyć przeczesać park. No, chyba że najpierw szukali po ulicach to miała jeszcze jakąś szansę. Musiała wracać do porzuconego towarzysza.

Powrotna droga zajęła jej zdecydowanie mniej czasu. Tak, nadal rozglądała się w poszukiwaniu porywaczy, jednak jej kroki były już pewniejsze no i nie musiała wypatrywać ani budek telefonicznych ani też kafejek. Jedyne co musiała mieć na oku to para stojąca za jej obecnymi problemami. I nie zajęło znowu tak długo, gdy udało się jej wypatrzeć jednego z nich. O mały włos nie zderzyła się przez to ze starszą panią z wózkiem na zakupy. Uprzejmie przeprosiła skinieniem głowy i ruszyła dalej, tym razem zachowując jeszcze większą ostrożność. Musiała jak najszybciej dostać się do Mitrasa. Skoro tamci byli w parku to tylko chwile dzieliły ich od odnalezienia chłopaka. Nie mogła pozwolić na to by znaleźli go przed nią. Z tego też powodu nie mogła posłuchać nakazu babci i po prostu się gdzieś schować. Wiedziała że Babette zrozumiałaby jej decyzję i zaakceptowała. Wiedziała, a przynajmniej miała taką nadzieję.
Gdy dotarła w pobliże miejsca, w którym porzuciła swego towarzysza, sytuacja ponownie przybrała niekorzystny obrót. Nieznajomy Niemiec znajdował się między nią, a jej celem. Nie mogła tak po prostu wyjść i ruszyć do powoli budzącego się Mitrasa. Zamiast tego przykucnęła by stanowić jeszcze mniejszy cel dla czujnego wzroku napastnika. Także i ona przeczesywała wzrokiem okolicę, czekając na okazję do tego by przedostać się do chłopaka. Liczyła trochę na jakąś grupę matek z wózkami czy wycieczkę szkolną. Cokolwiek… Jednocześnie starała się opracować alternatywną drogę. Krzaki, pnie drzew, cokolwiek co mogłoby ją zasłonić przed wzrokiem tamtego.
“Tylko nie wstawaj i nie zacznij biec. Nie zwracaj na siebie jego uwagi. Leż tam spokojnie, do cholery… “, powtarzała w myślach, ową litanię kierując do wciąż leżącego towarzysza. “Pomóżcie nam”, dodała cichą prośbę do duchów przodków. Już od dawna w takim stopniu nie potrzebowała ich pomocy jak teraz. Oblizała spierzchnięte usta i wyjrzała zza drzewa by sprawdzić gdzie jest Niemiec.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline