Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2019, 19:18   #103
Gortar
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Juan starał się opanować przemożny strach, którego doznawał. Musiał coś zrobić, bo stanie w tej bańce ciemności, na dłuższą metę, wydawało się kiepskim pomysłem. Po raz kolejny zamknął oczy wzywając imienia Rodzicielki Maryi i odpowiedział:
- Pierdol się padalcu, nie jestem niczyim narzędziem.
- Ale czy chcesz nim być? Bo zmierzasz ku temu prostą drogą.
- To tylko Twoja opinia - z każdym słowem Juan czuł się odrobinę pewniej.
- Myślisz, że klecha ci pomoże? Myślisz, że uciekniesz przed piekłem? Nie tylko tym, do którego teraz trafiłeś, ale tym, którego tak bardzo się boisz?
I znów niepokój powrócił. Skąd ta gadzina tyle wiedziała? Czyta w myślach czy jak? Zna jego lęki? Zna jego wnętrze? Nieee, nie może tak być…
- Spierdalaj wężu, nic o mnie nie wiesz.
- Wiem więcej, niż ci się zdaje, Juanie Mario Alvarezie. Znam każdy twój najskrytszy sekret. Z dzieciństwa. Z dni, które spędziłeś szczęśliwy i z tych, w których walczyłeś o każdy kolejny dzień. Znam ciebie tak dobrze, jak ty sam. Może nawet lepiej.
Wąż poruszał się w ciemnościach. Juan słyszał go lecz nie widział.
- Czego ode mnie chcesz? - warknął Juan - Zakładam, że nie wpadłeś w odwiedziny by porozmawiać o przeszłości przy szklaneczce tequili.
- Dowiesz się. Dowiesz się niedługo. Bardzo niedługo. Będziesz musiał wybrać. Wybrać i zdecydować. Staniesz się marionetką lub zerwiesz sznurki. Będzie to ostatni wybór. Nim otworzę wszystkie czy. Nim poruszę oceanem i wstrząsnę ziemią. Nim przesłonię niebo dymem tak gęstym, że śmiertelnicy zapłaczą za słońcem. Już niedługo, Juan Mario Alvarezie. Szybciej, niż myślisz. W chwili, w której najmniej się jej będziesz spodziewał.
Juan zaczynał się denerwować. A złość przełamywała strach.
- Ale teraz najwyraźniej nie możesz zrobić tego co zapowiadasz bo byś tak nie pierdolił, puta, tylko załatwił mnie na miejscu..
- Nie pragnę twojej śmierci. Nie pragnę niczego więcej, poza wolnością. Taką prawdziwą. Nie tą, jaką teraz mam. A wiesz, że ten, który uczynił ci to, czym się stałeś, lub czym się niedługo staniesz zrobi jeszcze to?
Dym zafalował pokazując rodzeństwo Juana. Zabijane powoli, po kolei, przez istoty z cienia i z kłami żądnymi krwi. Widział swoich bliskich w kałużach krwi. Martwych. Zakopywanych do dołów.
- Póki byłeś członkiem podrzędnego gangu, nikt nie interesował się twoimi bliskimi. Nikt nie chciał ich śmierci. Bo nikogo nie obchodziłeś, a ci, z którymi miałeś, jak wy to mówicie, kosę, nie postępowali w ten sposób. Podejmowali ryzyko osobiste, owszem, ale nie przenosili wojny na rodzinę. Takie były zasady. Lecz siły z którymi się sprzymierzyłeś, Juanie. Siły, z którymi chcesz walczyć i dla których walczysz, za nic sobie mają jakiekolwiek zasady. Tego chcesz dla swoich bliskich? Losu takiego, jak ci ukazałem, a może nawet i gorszego, którego nie jesteś sobie w stanie wyobrazić?
- A dlaczego niby miałbym Ci wierzyć? Szepczesz słodkie słówka, które następnie “popierasz” groźbami. Mogę się założyć, że pozostali “gracze” opowiedzieli by mi podobną historię. Szczególnie jeśli znaliby mnie dokładnie, jak twierdzisz to Ty. Ostrzegam tylko, że zadzieranie z moimi bliskimi nie należy do bezpiecznych zajęć - gniew w Juanie buzował odsuwając strach i w tym momencie naprawdę wierzył, że byłby w stanie zaszkodzić każdemu kto podniósłby rękę na jego rodzinę.
- Ja nie chcę im zaszkodzić. Chcę powstrzymać tych, którzy to zrobią, jak dowiedzą się, co się z tobą stało. Wiesz, co robią bruhejro, kiedy przyłączą kogoś do swojego gniazda? Wiesz, kogo musisz zabić, aby pokazać, że wybierasz rodzinę zrodzoną z krwi, a nie tę, którą miałeś? Mówili ci o tej cenie, czy oszukali, jak zawsze? Powiedz, Juanie Maria Alvarez, czy gotów będziesz zabić swoją rodzinę, wypić ich krew, czy pozwolisz by zrobił to ktoś z Węży? Bo taka będzie cena nieśmiertelności. Pozorny wybór, bo jeśli tego nie zrobisz, Xolotl zgładzi ciebie, a potem zamorduje twoich bliskich. Tak właśnie postępuje od wieków.
- I znów mam na to tylko twoje słowa. Nie sądzę żebyś miał mi do zaproponowania cokolwiek więcej niż Ci z którym z konieczności współpracuję, więc może łaskawie zabierzesz swoje łuskowate dupsko i dasz mi w końcu spokój?
- Tego chcesz? Bo, Juanie Maria Alvarez, może się okazać, że jestem twoim jedynym sojusznikiem. Że próbowałem ostrzec ciebie i resztę Węży od samego początku przed losem, jaki wam zgotuje wasz prawdziwy nieprzyjaciel. Zaryzykujesz? Jeśli teraz odejdę, nie wrócę do ciebie. Czy na pewno tego chcesz? Zastanów się dobrze, nim udzielisz odpowiedzi. Bo, może okazać się, że to właśnie ze mną miał skontaktować cię twój spowiednik. Z osobą, która kieruje się moimi radami. I w ten sposób odrzucisz ostatnią szansę na swoje ocalenie. Na ocalenie swej duszy.
Kusił. Niczym biblijny Wąż Ewę. Albo mówił prawdę?
Alvarez nie wierzył wężowi ani na jotę. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego iż faktycznie Xolotl może chcieć życia jego rodziny, ale nie sądził iż sprzymierzenie się z tym demonem z dymu może pomóc w czymkolwiek.
- Obiecujesz? Że dasz mi spokój? Bo jeśli tak to powtórzę to co powiedziałem na początku naszej rozmowy. Spierdalaj gadzie.
- Wybrałeś, Juanie Maria Alvarezie. Więc odejdę. I przestanę cię chronić.
Z tymi słowami ciemność zaczęła odpływać, wtapiać się w ściany, sufit, podłogę. Światło i cienie wróciły do swojej dziwacznej, rozmywającej się łuną i aurą normalności. Dźwięki, stłumione przez szyby w oknach, znów zaczęły dobiegać do uszu sicario. Zegar przeskoczył o kolejną sekundę. Jakby czas, podczas rozmowy z Wężem, przestał płynąć a teraz wskoczył na swoje tory.
W tym momencie Juan uświadomił sobie, że od swojej ostatniej wypowiedzi wstrzymywał oddech. Wypuścił powietrze z płuc i zaczął zastanawiać się co począć dalej. Skoro wąż zwrócił uwagę na jego rodzinę to inni też mogli….
Wyciągnął telefon komórkowy i napisał smsa do matki.
“Zabierz dzieciaki i wyjedź z miasta. Dokądkolwiek, byle jak najdalej stąd. Jesteście w niebezpieczeństwie.”
Odkładając komórkę sięgnął po kolejną flaszkę alkoholu. Choć smakował jak woda to sama czynność działała uspokajająco.
Puta - pomyślał - o tej porze nic już nie załatwi. Jadłodajnię, którą zamierzał odwiedzić najpewniej otwierają dopiero rano…
Czy wampiry śpią? Na filmach tak, ale tylko w trumnach. Takiej nie miał i perspektywa wylegiwania się takowej nie powodowała w nim szybszego bicia serca. Postanowił położyć się na kanapie i chwilę zdrzemnąć. Rano uderzy do jadłodajni i poszuka Elijaha de Morte.
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline