Krasnolódcy zabójcy nie byli przyjemniaczkami. Z resztą prawie każdy krasnolud do Limhandila odnosił się z pogardą i chęcią zmazania jakiś starych krzywd, które khazadzi trzymali w swoich sercach przez te długie wieki. Elf przyzwyczaił się do tego, ale zachowanie pary krasnoludów było agresywne.
Z wielką ulgą przyjął słowa Helma o wyruszeniu. Odjeżdżając postanowił nie jechać konno bo poobijane , jak nie połamane żebra doskwierały dość znacznie.
Dotarli do Ćwierćmilowego Mostu. Konstrukcja była imponująca. Szeroka i stabilna. Moonlight nie znał się na budownictwie czy na kamieniarstwie, ale to wyglądało bardzo solidnie i przeprawa na dwustumetrową przepaścią nie wzbudzała w elfie obaw.
Przed wrotami gdy strażnicy sprawdzali wozy i odkryli Limhadila nie byli radzi, ale nie skomentowali jego obecności. Jedynie wyrazy min pokazywały ich niezadowolenie.
Na wielkim placu w jaskiniach oświetlonej zmyślną metodą zwierciadeł i soczewek było gwarno. Zwiadowca nigdy nie lubił tłumów a do tego będąc w jaskini gdzie nie widać nieba było przytłaczającym doznaniem.
- Jak oni mogą tak żyć?- Zapytał kompanów.
Pożegnał się Ewaldem chowając zapłatę i spytał się o medyka i gdzie przebywa elf do którego go kierowano. Zamierzał znaleźć nocleg wraz z nimi a później po umówieniu się w jakimś miejscu udać się do wyżej wymienionych.