Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2019, 23:09   #49
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
zierżąc prowizoryczną pochodnię ruszyli w głąb ziemi. Niesiony przez siebie blask przeganiał mrok i pozwalał dostrzegać szczegóły. Najpierw przeszli przez uchylone drzwi, które ziały swą szczeliną od kiedy tylko je zobaczyli. Te były wykonane z ciężkiego drewna, zapewne dębowego i dokładnie okute. W stworzonych przez metal ramkach widniały dość starannie wykonane lilie. Malunki nie były może misterne ani skomplikowane, lecz spełniały swoje zadanie, przynosiły ukojenie. Tak by było rzecz jasna w normalnych warunkach, lecz dla trójki wtajemniczonych odnośnie zawartości krypty podkreślały raczej makabrę sytuacji, aniżeli symbolizowały spokój.

Za nimi chwile jeszcze ciągnęły się kamienne schody. Uderzenia butów o litą skałę niosły się i odbijały echem od gołych ścian gdzieniegdzie poprzecinanych niespokojnymi liniami pęknięć. Wreszcie zeszli do właściwego korytarza, gdzie wiszący w powietrzu smród zgnilizny i odchodów był wyraźnie silniejszy, aniżeli na górze. Krypta była jego źródłem, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Chustka przyłożona do nosa przez Pelaiosa na nic mu się zdała. Tunel sam w sobie nie był długi, miał może z kilkanaście metrów. Kończył się on natomiast następnymi drzwiami, równie albo i jeszcze masywniejszymi co poprzednie. Te jednak pozbawione były jakichkolwiek zdobień czy symboli. Miast tego ich okolica prezentowała się już ciekawiej. Oto bowiem przed samymi drzwiami leżało trochę kamieni oraz gruzu, które jednoznacznie pochodziły z nadwyrężonego sklepienia. Delran, który wchodził w skład przedniej części grupy chwilę przyglądał się pęknięciom i mógł z dość dużą dozą pewności stwierdzić, że zniszczenia nie powstały na skutek starości czy osuwania się gruntu, a raczej pod wpływem uderzenia lub czegoś podobnego.

To co… otwieramy je? – ciche pytanie pół-drowki dobiegło do prowadzącej trójki zza ich pleców.
Ten zapach nie bierze się sam z siebie, więc… – Astine jednoznacznie spojrzała na Pelaiosa, po czym zaczęła uspokajać Lunę ozdrażnioną uciążliwą i ostrą wonią.
Otwieramy – powiedziała twardo kapłanka. Dłonią przytrzymała Sile z prośbą aby została w tyle. Mogło być za wcześnie dla niej na kolejne okropności. Sama Hanah przepchnęła się do przodu, do drzwi. Jej usta poruszały się bezgłośnie formując wewnętrzną modlitwę. Niech Ilmater ulituje się i da się. Niech wybaczy za grzechy.
Przygotujcie się – powiedziała zapierając się.
Mukale, który trzymał się dotąd z tyłu, chwycił mocniej Włócznię, będąc w pełnej gotowości, by w razie zagrożenia chronić wodza.

Kobieta naparła z całych sił na drzwi, wszystkie mięśnie jej ciała napięły się. Te jednak nie chciały się ruszyć, chociaż nie były zabezpieczone żadnym zamkiem. Kapłanka ustąpiła na chwilę, wzięła kilka głębokich wdechów, po czym znów strała się je przepchnąć. Pod naporem zdwojonej determinacji ruszyły wreszcie z miejsca, najpierw o cal, potem drugi. W tym samym czasie rozchodzi się dźwięk kamienia sunącego po metalu, kamieniu i drewnie. Kiedy przerwa pomiędzy ramą, a skrzydłem rozwarła się na wnętrze krypty w Hanah uderzyła fala smrodu zgnilizny, uryny i fekaliów. Zaraz za nią wpadły jej pod nogi kamienie i pył. Kobieta zakaszlała i starała się odruchowo odgonić śmierdzący opar od siebie. Kiedy już doszła do siebie przystąpili bliżej z pochodnią i oświetlili nią skrawek przejścia, który otworzyli. Od góry do dołu wypełnił go gruz. Niemniej zza niego dało się usłyszeć coś jakby ciche, wymęczone pojedyncze głosy. Jeżeli cokolwiek mówiły nie dało się ich zrozumieć.

Pelaios ledwo co powstrzymał się od mocniejszej reakcji na odor. Mocniej przycisnął chustkę do nosa i ust i zamknął na moment oczy powoli oddychając, przyzwyczajając się do panującej tu atmosfery. Powtarzał sobie, że bywał w gorszych miejscach. Kłamał.
Gdy Hanah poszerzyła przejście, uniósł powieki i jego wzrok natychmiast spoczął na gruzowisku. Podniósł załzawione oczy ku górze oglądając sufit.
Zawalisko – Było to coś pomiędzy pytaniem, a stwierdzeniem. – Mukale…Ekh…
Ciężko się mówiło, więc Pelaios po prostu gestem zasugerował poszerzenie przejścia. Gdy odwracał się przy tym w kierunku czarnoskórego towarzysza, jego wzrok spoczął na Neffie. Zastygł w pół ruchu przypominając sobie o nowych możliwościach.
Elf uchwycił spojrzenie diablęcia i momentalnie aktywował połączenie telepatyczne pomiędzy drużyną, samemu służąc za przekaźnik. Pelaios skinął głową w podzięce.
”Mukale, pomóż Hanah… trzeba poszerzyć to przejście.”
Gdy Cely poczuła odór dobiegający się zza drzwi, przykryła usta jedną dłonią, a drugą złapała się za brzuch.
Co za smród… ja chyba zaraz zwymiotuję… – powiedziała, powstrzymując odruch wymiotny.
Mukale z zażenowaniem obserwował reakcję Kobiety Kameleon. Westchnął, utwierdzając się jedynie we własnych myślach, ale nie pisnął słówka. Skłonił się przed Wielkim Bawołem i pomógł wdowie odblokować przejście, wciąż zachowując najwyższą czujność.
Po chwili, gdy pół-elfka poczuła, że da radę nie ukazywać zawartości swego żołądka reszcie towarzyszy, wymówiła krótką inkantację, wykonując przy tym różne ruchy rękoma. Gdy skończyła, na jej dłoni pojawiła się czerwona chusta pachnąca lawendą. Dziewczyna przewiązała sobie ją na twarzy z nadzieją, że zniweluje ona duszący odór unoszący się w powietrzu.
Delran czuł w życiu wiele rzeczy, ale taki smród jak tutaj, dane mu było czuć pierwszy raz w życiu. Otwieranie tych drzwi, to jednak nie był dobry pomysł. Na początku miał nadzieję, że może będzie mu dane odpocząć od reszty grupy, chociaż na chwilę, gdy pójdą siłować się z drzwiami. Niestety, jak zwykle, reszta grupy musiała przyleźć za nimi. Pomimo smrodu, był jednak ciekaw, na co trafią w środku.

Maska Celaeny zmaterializowała się w jej dłoni i po chwili wypełniła jej nozdrza przyjemniejszym zapachem. Przynajmniej na moment, bowiem obie wonie mieszały się za sobą sprawiając, że odczuwane niedogodności zostały jedynie nieznacznie zniwelowane. W tym samym czasie barczysty Mukale znalazł się obok Hanah. Spojrzał na nią z góry, po czym wspólnymi siłami spróbowali zmierzyć się z drzwiami oraz blokującym je zawaliskiem. Zaparli się ile mogli i ze wszystkich sił pchali. Metal znów zaskrobał o kamień, obok sypał się pył i kamyki, lecz koniec końców drzwi przesunęły się jedynie o niespełna cal. Kapłanka i dziki wojownik dysząc z wysiłku zrobili sobie małą przerwę. Spoglądali na efekty swych działań z nieskrywanym zawodem.
Odsuńcie się. Mam pomysł. – powiedziała Cely zdecydowanym głosem.
Wzrok Mukalego idealnie pokazywał, co myśli o pomysłach Cely, ale odsunął się, jednocześnie spoglądając na twarz wodza.
Hanah milczała. Nawdychała się zapachów i miała dość. Pozwoliła Cely zrobić na co miała ochotę. Sama póki co nie miała żadnych pomysłów.
Zaklinaczka zignorowała pogardliwe spojrzenie wojownika, była prawie pewna, że jej plan wypali. Kiedy towarzysze zrobili jej wystarczająco miejsca, stanęła naprzeciw drzwi i wyciągnęła w ich stronę ręce. Zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia, a z jej dłoni wystrzelił bąbelek kwasu, który poleciał w stronę drzwi. Pół-elfka powtórzyła ową sztuczkę jeszcze kilka razy.

Na wezwanie Celaeny rozstąpili się oraz odstąpili na bezpieczną odległość, miano bowiem ciskać magią. Zaciekawione oraz zaniepokojone pary oczy spoglądały to na nią, to na zablokowane drzwi. Półdrowka skupiła się, wezwała magię płynącą w żyłach i wymawiając odpowiednie słowo machnęła ręką. W drewno i metal uderzyła mała kula kwasu. Jej spotkanie z drzwiami wywołało syk, kiedy zielonkawa substancja niemal wypalała ślady dębinie oraz nadtapiała okucia. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym ciskała zaklęciem raz za razem. Środek drzwi zdawał się wręcz niknąć w kąpieli kwasu, który przeżerał się głębiej i głębiej. W jednej chwili, kiedy w drewnie zdawała się ziać już wielka dziura, rozległ się trzask i przez wypalony otwór potoczyły się kamienie, wznieciona została chmura pyłu. Zakasłali i przetarli oczy, by móc dostrzec, jak resztki kwasu w magiczny sposób ulatniają się, a z pomiędzy plątaniny drewna i metalu kończy przelewać się fragment zwałowiska.

Zadowolona z siebie Celaena popatrzyła w kierunku Hanah oraz Mukalego, którzy zabrali się znów do pracy. Wspólnymi siłami sprawnie i szybko pozbyli się najpierw skał po swojej stronie, a następnie wyjęli ile byli w stanie przez dziurę. Dziura ziała czernią oraz smrodem, lecz stanowiła jako takie przejście. Ze środka krypty doszły ich słabe głosy brzmiące mniej więcej jak prośba o pomoc. Popatrzyli po sobie, po czym Hanah jako pierwsza ruszyła do środka dzierżąc lśniącą nogę od krzesła, a za nią ruszyli kolejni.

Najpierw wsadziła źródła światła, dzięki któremu była w stanie zobaczyć dwa kamienne sarkofagi ustawione w niewielkiej odległości od wejścia oraz straszliwy bród je pokrywający. Przełożyła nogi, a następnie resztę ciała. Kiedy szukała po drugiej stronie podnosiła się i stawała na równe nogi usłyszała cichy plusk. Spojrzała pod siebie, gdzie zobaczyła, że stoi w czymś, co chyba było połączeniem uryny, wody i odchodów. Jeżeli swąd wydobywający się z dziury był trudny do zniesienia to trudno było powiedzieć o tym co zastali w środku.

J-ja zostanę tutaj – powiedziała słabo Sile, kiedy tylko sama zbliżyła się do przejścia. Pozostali natomiast ruszyli za Hanah i tylko Pelaiosa zawiódł żołądek, o czym zaświadczył dźwięk charakterystyczny dla wymiocin. Pozostali znieśli zastaną sytuację całkiem nieźle, być może noc w świątyni już ich trochę zahartowała. Po drugiej stronie zastali niezbyt rozbudowaną kryptę z czterema kamiennymi sarkofagami ustawionymi parami po obu stronach pomieszczenia. Z kolei bezpośrednio naprzeciwko wejścia były kolejne wrota, tym razem bardziej zdobione, dwuskrzydłowe. Wszystko jak okiem sięgnąć pokrywał brud odchodów oraz wszelkich innych wydzielin ciała i zaschniętej krwi. Posadzkę pokrywała niewielka kałuża uryny.

Niemniej najbardziej przerażającym widokiem byli ludzie. Wychudzeni, pokryci brudem, strupami oraz śladami chorób oraz zgnilizny. Odziani w rozpadające się resztkach ubrań leżeli i siedzieli pod ścianami. Wszystkich ich nie było nawet tuzina, głównie mężczyźni, dokładniej siódemka, a oprócz nich dwie kobiety oraz jedno dziecko, na oko kilkunastoletni chłopak. Kiedy tylko weszli jeden z przytomnych podniósł się opierając rękami o sarkofag, na którego górnej płycie postawiono misę oraz bukłak, z którego rytmicznie skapywały pojedyncze krople wody.


Twarz miał wychudzoną oraz pokrytą brudem i krwią. Zakaszlał straszliwie, niemal wypluwając sobie płuca. Na wpół przytomnie powiódł po nich jednym okiem, aż dostrzegł Astine.
Aa *kheh* Aa-stine? To ty? Bogowie cię nam ze… – przerwał dostrzegając skórę Celaeny. Jego oko zrobiło się większe, chociaż uczyniło to z trudem. – Ddd-drow? Prędzej bym się diabł… – znów przerwał, kiedy zza reszty wyłonił się Pelaios kończący pożegnanie ze śniadaniem. – Nnnn-na pp-prawdę jestesmy w piekle…
Zsiniała twarz pobielała jeszcze bardziej, spuścił wzrok i zaczął mamrotać do siebie:
Cośmy uczynili… uczynili..
Astine złapała się za głowę, najprawdziwsza trwoga, rozpacz oraz swoista radość mieszały jej się na twarzy, kiedy przyglądała się tej straszliwej scenie. W końcu znów skupiła się na mężczyźnie, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć kto to jest.
To jest Despar – zwróciła się do reszty. – wójt Łanu...
 
MrKroffin jest offline