Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2019, 00:20   #80
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gGGWN2T-Nno[/MEDIA]
Coś jednak było w stwierdzeniu, że dama bez swego rycerza zaraz wpakuje się w opresję… nie żeby Ves zamierzała coś podobnego kiedykolwiek przyznać przy Foxie, lecz wystarczyło żeby zniknął i nie minęło wiele czasu, a już zaczęły się kłopoty. Na razie za drzwiami, teraz zamkniętymi z jednej strony, tej od korytarza… z potworami i ludźmi po drugiej - ciągle żywymi, chociaż akurat ich życie było już policzone patrząc na sprawność i zawziętość dzikunów. Technik zamarła na mgnienie oka, odpychając od siebie myśl aby zacząć wołać Alexa. On też był zajęty, ona miała własne plany i obowiązki. Własne kłopoty do ogarnięcia. Niby wystarczyło zabarykadować drzwi i czekać do świtu z nadzieją że bestie nie wlezą przez kolejne okno… ale równało się to wyrokowi śmierci na tych co zostali wewnątrz salki.
Szybka decyzja, sapnięcie rezygnacji i nabranie powietrza aby podnieść głos.
- Lee pomóż mu - wskazała na drzwi trzymane przez przerażonego miejscowego, jednocześnie obracając się do zbrojnych - Pomóżcie nam, tam wciąż są żywi!

Szatynka zawahała się w pierwszym momencie tak samo jak Vesna. Dziewczyna z Det poczuła jak miejscowa przez chwilę kurczowo zacisnęła dłoń na jej dłoni ale gdy czekoladowłosa okazała się decyzyjna Lee postanowiła widocznie ją wesprzeć. Doskoczyła do faceta i złapała go za ramię.
- Zamknięte! Leć do następnych! Zamknięte! Do następnych! Biegnij! - krzyczała mu nad uchem i coś chyba do przerażonego mężczyzny dotarło bo w końcu zostawił zablokowane drzwi i ruszył do kolejnych.

W tym czasie z grupki zbrojnych przy drzwiach ze dwóch najbardziej zdecydowanych albo na odwrót, najbardziej podatnych na sugestie ruszyło w stronę Lee i Vesny. Biegli korytarzem, pozostali krzyczeli coś, chyba pytali co się dzieje. Albo ich ktoś pytał bo często zerkali w dół schodów gdzie też się darli a może ktoś tam z dołu się do nich darł. W tym czasie dwóch pierwszych minęło się z tym którym pokierowała Lee i byli już całkiem blisko ich dwójki. Tymczasem facet który wpadł na ścianę zajęczał i najwidoczniej odzyskiwał przytomność bo poruszył głową i ręką którą do niej przyłożył. Z sali nadal dobiegały straszne odgłosy walki, krzyki bólu, strachu i rozpaczy, warkot bestii, dźwięki rozbijanych rzeczy. Do tego buchnęła aura jakby coś tam się zapaliło.

- Weszły przez okno! - panna Holden krzyczała do uzbrojonych ludzi, których nie znała choćby z imienia. Uścisnęła mocno Lee, a potem dopadła do leżącego, sprawdzając na szybko czy nie jest ranny, a jak tak to w jakim stopniu - Trzeba ewakuować tych co tam zostali i zablokować drzwi zanim przedrą się na korytarz! Tam dalej leżą ranni, dzikuny nie mogą się do nich dostać!

- Nie da się ewakuować! Ten korytarz biegnie przez całe piętro! Jak się tu dostaną to dostaną się wszędzie!
- Lee krzyczała z przestrachu ale pobiegła za Vesną i uklękła przy powalonym przy ścianie facecie aby pomóc jej go podnieść. Przez to znalazły się naprzeciw drzwi sali gdzie dostały się dzikuny. Widok był straszny. Chyba poszła jakaś lampa czy coś podobnego po w środku paliło się coś rozlanego. Nie było widać walczących i to chyba było najgorsze. Widać było jedną, zakrwawioną i nieruchomą na podłodze ludzką rękę co nie zapowiadało niczego dobrego. Ale potem do drzwi dobiegli ci dwaj z bronią i zablokowali widok.

- O cholera! - krzyknął jeden z nich zaglądając do środka. Dał kroka i wycelował ze swojej broni w głąb ale nie strzelał. Ten drugi stanął w przejściu i zrobił podobnie. - Nie mogę strzelać! Za bardzo się ruszają! - krzyknął z desperacką żałością ten z sali. Lee pomogła unieść tego półprzytomnego na tyle, że obie miały już go między sobą.

- Co tam się dzieje?! - od drzwi na schody dobiegło domagające się niezwłocznej odpowiedzi pytanie wykrzyczane przez van Urka. Stał tam z pistoletem i szablą pośród kilku miejscowych z bronią jakby próbował na własne oczy dojrzeć co się dzieje na korytarzu. Ze swojego miejsca jednak nie mogli zobaczyć tego co się dzieje w klasie szkoły która stałą się areną desperackiej walki między ludźmi a bestiami z dżungli.

- Przedarły się oknami, są na piętrze! - panna Holden odkrzyknęła Federacie, więcej uwagi skupiając na odciągnięciu rannego. Po kolei, po jednym i z uwagą… aby nikomu z obrońców nie przeszkadzać, nie zrobić krzywdy cierpiącym, ani głupio samej nie wpaść na przysłowiową minę. Taką z pazurami, kłami i morderczymi zamiarami.

Ranny wydawał się bardzo ciężki. Pewnie przez tą bezwładność bo właściwie zawisł im obu między ramionami i ciągnąć takiego kloca nie było łatwo. Ale strach dodawał im sił! Wlokły go między sobą a on, z zakrwawioną twarzą trochę mamrotał, trochę jęczał, trochę poruszał głową ale raczej trudno uznać było to za jakąś formę współpracy. Nawet w pośpiechu nie było wiadomo czy ta krew na jego twarzy to od tego zderzenia ze ścianą, upadku, oberwał wcześniej czy jeszcze coś innego. Dochodzili we trójkę do drzwi gdy minął ich szef karawaniarzy wodząc za sobą czwórkę zbrojnych. Co jak co ale zdecydowana postawa uzbrojonego faceta w połączeniu z niejasną sytuacją wyzwoliła zbrojnych tubylców ze stuporu i już bez ociągania ruszyli za nim. Przy drzwiach zostało tylko ze dwóch, pewnie do ich pilnowania.

Vesna i Lee zostawiły za plecami mrożące krew w żyłach odgłosy walki. Wrzaski ludzi, skowyt bestii, warkot, wywracane meble, wystrzały to wszystko z każdym krokiem cichło. Ale w każdej chwili przecież jakiś zwierz mógł wypaść na korytarz! Ale jednak nie wypadł.

- Chodź tutaj! - Lee sapnęła i wskazała na drzwi gdzie wcześniej zniknął ten przestraszony facet. Otworzyły i spowodowały niejaką panikę wśród zebranych tu tubylców. Kobiety, dzieci, ranni i wszyscy ci zbyt słabi, starzy lub schorowani co nie mieli brać udziału w walce. Teraz zareagowali ze strachu jak żywa fala starając się cofnąć od nagle otwartych drzwi przez jakie mogły wpaść te cholerne bestie.
- To my! To tylko my! Mamy rannego, pomóżcie nam! - Lee jako jedna z nich krzyknęła do nich ostrzegawczo. Wraz z tym jak otwarły drzwi wdarł się harmider walk z sali obok i jeszcze te z parteru też dołożyły swoje trzy grosze. Ale jednak znajoma twarz i głos po tym pierwszym momencie paniki przełamały stupor. Pierwsze sylwetki kobiet i starszych mężczyzn ruszyły ku nim aby przejąć poszkodowanego. Przez chwilę trwało zamieszanie gdy jedne ręce go brały a inne puszczały.

- Słyszycie?! - jeden ze starszych mężczyzn syknął powodując zamarcie tej pstrokatej grupki. W pierwszej chwili spojrzały na niego zaskoczone twarze. Ale on wskazał na wciąż otwarte drzwi iii… nic. Cisza. Walki w sali obok ucichły. Przestraszone spojrzenia wpatrywały się w prostokąt półotwartych drzwi jakby zaraz miał przez nie wpaść sam diabeł i zakończyć ich żywoty. Ale nie wpadł diabeł wpadł za to rozkazujący okrzyk niesiony korytarzem.

- Medyk! Mamy rannych! Dawajcie medyka! - słychać było zdecydowany krzyk Federaty który chyba przejął tam dowodzenie.

Vesna wypuściła powietrze, orientując się że wstrzymywała oddech nie wiadomo jak długo. Równie szybko zebrała się w sobie, podnosząc z klęczek i rozglądając po tłumie.
- Udało im się, powstrzymali je - zdobyła się na uśmiech satysfakcji i zaraz ruszyła w stronę okrzyku, przez ramię rzucając ostatnie słowa do nowej pomocnicy - Lee zajmij się nim, opatrz jeśli trzeba. Zobaczę jak stoimy z resztą i w razie czego cię zawołam, ok?

- Dobrze. -
szatynka zgodziła się i pokiwała jeszcze głową na zgodę przejmując opiekę nad rannym mężczyzną. Vesna mogła więc oddalić się ze spokojem sumienia. Właściwie to nawet ze dwie osoby wyszły za nią na korytarz i tam dostrzegli stojącego w drzwiach do zaatakowanej sali van Urka. Gdy tylko ją zobaczył przywołał słowem i gestem do siebie. Chociaż machanie trzymanym w dłoni pistoletem było trochę niepokojące to jednak w obecnej sytuacji, tuż po walce całkiem zrozumiałe a gest czytelny.

- Panno Holden, prosimy tutaj. Przyda się pani pomoc. - powiedział głośniej gdy już podbiegała do drzwi. Lekko położył jej dłoń na ramieniu wprowadzając ją do sali i wszedł tam zaraz za nią. Chociaż zatrzymał się i znalazł zajęcie dla tych dwóch co zostali w drzwiach sąsiedniej sali niepewni co robić dalej.
- Wy dwaj! Znajdźcie jakieś narzędzia! Trzeba zabić okno! - zawołał do nich rozkazująco.

No miał rację. Trzeba było zabić okno. Vesna jednym spojrzeniem objęła całe pobojowisko. To była narożna sala więc miała okna z dwóch stron. Z jednej było to rozbite okno przez jakie widocznie wpadły dwa stwory jakie truchła właśnie zbrojni wywalali z powrotem na zewnątrz przez tą wybitą dziurę. W środku panował chaos pobojowiska. Ze dwóch ludzi machało jakimiś płachtami próbując ugasić ogień z chyba rozbitej lampy. Ze dwóch strzelało do czegoś za oknem. W sali panował rumor rozbitych albo poprzewalanych stołów i krzeseł, rozwalone szkło, przewrócone świeczki, kolorowe plamy wosku, krwi i błota na podłodze. Na nich odciski łap, butów i ludzkich dłoni. I ciała. Ze trzy nieruchome ciała. W tym jedno jeszcze zdradzało oznaki życia. Na jednym z krzeseł zaś siedział jakiś facet z rozwaloną poważnie nogą. Pewnie użarł go któryś ze stworów.

Technik zamaskowała grymas ulgi krótkim skrzywieniem twarzy. Mogło pójść dużo gorzej, jak zawsze zresztą. Zanim jednak podeszła do rannego w kończynę, obrzuciła szefa karawany uważnym spojrzeniem od góry do dołu.
- Zajmę się nim, a potem panem, jeśli doznał pan uszczerbku podczas tej potyczki i… dziękuję - uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem - Wybawił nas pan z większych tarapatów.

- Nic mi nie jest, dziękuję za troskę, proszę się zająć tymi tutaj. -
Federata skinął głową i wskazał pistoletem na tego na krześle i tego co jeszcze dychał na podłodze. Ci przy oknach co chwila strzelali do czegoś za oknem. Krzyczeli do siebie nawzajem, poganiali się i na słuch brzmiało to niepokojąco jakby stwory było podejrzanie blisko ale na razie żaden nie wskakiwał przez okno. Van Urk podszedł do nich aby ocenić sytuację a Vesna została chwilowo sama z rannymi i tymi dwoma co starali się ugasić płomienie przez co kolejne fale podmuchów ich płacht owiewały także i ją.

Facet na krześle był poważnie ranny w nogę. Ale poza tym chyba był cały. Jęczał i stękał siedząc na tym szkolnym krześle i zanim, i podczas, i po założeniu opatrunku. Vesnie poszło to jednak całkiem sprawnie. Zrobiła co można było zrobić czyli oczyściła ranę i założyła bandaż powstrzymując krwawienie. Facet raczej przez jakiś czas nie będzie mógł biegać i przy chodzeniu też należało uważać ale o ile nie wda się zakażenie to powinien to przeżyć.

Z drugim było trudniej. Oberwał kilka razy, mniej lub bardziej. Stracił więcej krwi i był przez to i z szoku od ran poważnie osłabiony. Jęczał tylko boleśnie a może nawet płakał. A może właśnie był w szoku nie do końca świadom ani tego co się dzieje wokół ani własnych reakcji. Zanim Vesna znalazła wszystkie poszarpane kłami i pazurami rany, przemyła je i opatrzyła do pokoju przybiegła Lee. I za nią jakiś facet z dwoma deskami i młotkiem. Lee przyklękła przy niej a facet podbiegł do Federaty wyciągając ku niemu ten młotek.

- Nie mnie! Na co czekasz! Zabijaj okno! - Federata fuknął na niego ze złością za to zachowanie ale podziałało. Facet przystawił pierwszą deskę do ramy okna i wtedy się okazało, że miał sam młotek ale nie miał gwoździ. Dopiero ich szukali.

- Lee pomóż im, mam sytuację pod kontrolą - panna Holden uścisnęła krótko dłoń dziewczyny i wróciła do pracy, zerkając na twarz rannego. Nie dało się nie zauważyć jego cierpienia… niepotrzebnego przecież, cholera jasna i jasny szlag.

- Bądź dzielny. Musisz być twardy - powiedziała spokojnym głosem, próbując mu dodać otuchy i zagłuszyć własne sumienie. Czekała ich daleka droga, jeszcze niejeden ranny nawinie się po drodze. Chociażby Alex… potrzebowali zapasu leków, bandaży, ale przede wszystkim leków.
- A walić to - westchnęła, zaciskając usta i z torby wyjmując morfinę. Szybko naciągnęła tłoczek strzykawki i nie ociągając się, wbiła igłę w przedramię mężczyzny.
- Już… już dobrze. Nie bój się, zaraz przestanie boleć… wyjdziesz z tego, jeszcze chwila… już… już zaraz będzie lepiej. - mruczała przy tym uspokajająco.

Do ciężko rannego mężczyzny coś dotarło. Jak nie słowa to silny środek przeciwbólowy. Vesna miała okazję zobaczyć z bliska jak działa morfinowa magia. Oddech faceta w parę chwil się uspokoił, z oczu zniknęło cierpienie, przez moment nawet jakby spojrzał na nią przytomnie ale właśnie wtedy morfina objęła go w posiadanie w całości. Przymknął oczy, oddech mu się uspokoił i zasnął chemicznym snem bez snów, czucia, bólu i udręki. No to tych dwóch miała na razie z głowy.

Tymczasem Federata sprawnie przydzielił jeszcze dwóch ludzi do gaszenia ognia i wreszcie wydawało się, że uda im się go zdusić. Palby broni palnej zdarzały się jakby rzadziej a kolejni zbrojni obstawili większość okien wypatrując zagrożenia albo strzelając do niego. Szef karawaniarzy widząc, że dziewczyna z Detroit jest już wolna przywołał ją znów słowem i gestem.

- Panno Holden, można panią tutaj prosić na chwilkę? Rzuci pani na to okiem? - Ves wyczuła, że facet z trudem powstrzymuje wybuch irytacji ale sądząc z rwetesu przy oknie z tym blokowaniem okna nie szło im zbyt dobrze. Lee zaś znalazła kolejnego rannego. Wyłuskała go z tych zbrojnych i chyba nawet jeden z tych dwóch co przybiegli pierwsi sądząc po ubraniu. Widocznie nie był aż tak poważnie ranny jak ci dwaj co opatrzyła właśnie sama skoro rany nie spowolniły go i nie obezwładniły jak dwóch jego pobratymców. Lee kazała albo sama posadziła go na krześle i właśnie rozpinała mu koszulę. Jednak nie miała przy sobie żadnych opatrunków a przynajmniej Ves ich u niej nie widziała. Pewnie przybiegła od razu z pomieszczenia obok a jak wracały z odprowadzania Alexa to nic przy sobie właściwie nie miała.

Technik rozejrzała się po sali i zdusiła westchnienie z gatunku zmęczonych.
- Oczywiście panie van Urke, z przyjemnością - odpowiedziała pogodnie, podnosząc się z klęczek i podchodząc do Lee. Podała jej rolkę bandaża i gazę, po czym kontynuowała wędrówkę nim nie zatrzymała się przy Federacie.
- Czym mogę służyć? Jak panu pomóc?

Lee uśmiechnęła się widząc podstawione pod nos gotowe opatrunki.
- Dzięki, kochana jesteś. - powiedziała z ciepłym uśmiechem ulgi i życzliwości podnosząc wzrok na twarz Vesny. Skinęła głową i wróciła do zdejmowania koszuli młodego pobratymca. Teraz opatrzenie jego ran zapowiadało się o wiele prościej. On zresztą też posłał jej trochę ciekawe a trochę rozgorączkowane spojrzenie ale musiała ich zostawić by podejść do szefa.

- Może pani coś poradzić na to? Nie możemy tego tak zostawić bo znów mogą tu wskoczyć w każdej chwili. - van Urk wskazał na panoramę przed i za parapetem. W pobliżu pełno było szkła i kawałków czegoś co pewnie wcześniej wypełniało okno. Do tego krew i łuski niewiadomego pochodzenia. Szlachcic posłał tubylcowi od dech tak czytelne spojrzenie pełne irytacji i rozczarowania, że ten cofnął się aby ciemnowłosa mogła w spokoju ocenić sytuację.

No okno zostało rozbite. Właściwie nie było się co dziwić bo z zewnątrz był poziom podobny jak na wewnątrz czyli dość niski. Parapet sięgał Vesnie trochę powyżej pasa. Dla dorosłego człowieka żadna sensowna przeszkoda, nie mówiąc o skocznych i silnych czworonogach. Zresztą dwa ich truchła leżały na zewnątrz tuż pod oknem. Teraz widziała, że co prawda byli na piętrze. I sądząc po krokach i krzykach na górze ktoś ich wspomagał z dachu. Ale przed oknem był spory kawałek dachu parteru. O ile raczej nie było szans, że stwory dadzą radę doskoczyć z ziemi do okien na piętrze to już dach parteru był w połowie drogi. Jakoś widać wskoczyły na ten dach a po nim wbić się w okno jak żywa torpeda to przy prędkości stworów było parę susów i już były wewnątrz. Na razie sytuacja była opanowana ale też pewnie z połowa grupy jaka miała oczyszczać parter teraz była uwięziona tutaj aby pilnować tego podejścia do piętra. No chyba, żeby właśnie jakoś zablokować to podejście to znów zwolniłoby zbrojnych do innych zadań.

- Na razie użyjmy stołów i szaf, wolnych desek, aby zabić okna. Zabezpieczyć chwilowo póki nie dostanę się do narzędzi... - technik popatrzyła melancholijnie na szefa karawany. Po chwili ten wydał dyspozycje i pierwsze blaty poderwano z podłogi, zaczynając montować je w oknach, a Ves zastanawiała się po cichu gdzie Alex i czy wszystko z nim w porządku.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 19-04-2019 o 00:25.
Amduat jest offline