Za radą Ewalda, wierzchowce awanturników znalazły schronienie w stajniach, gdzie zostały oporządzone, napojone i nakarmione. Usługa nie była tania, ale innego miejsca, gdzie można by pozostawić zwierzęta w Galerii Kupieckiej nie było.
Rozpytywanie o przyzwoite lokum, zaprowadziło bohaterów do okazałej, przylegającej do lewej ściany [patrząc od wejścia], drewniano-murowanej gospody „Imperialna”, prowadzonej przez rodzinę Gerstottów. Hugo Gerstott był emerytowanym żołnierzem z elitarnej Drugiej Gwardyjskiej Imperatora, a jego galowy mundur wraz z całym oporządzeniem, umieszczony w szklanej gablocie zdobił ścianę sali jadalnej. W Imperialnej było spokojnie i niezbyt tłoczno. Awanturnicy zostali przyjęci przez Leona Gerstotta, syna właściciela i poprowadzeni do zacisznego stolika w głębi. Na blacie zaraz pojawił się pieczony bażant i miska prażonej kaszy. Kelner, odziany w schludną, białą koszulę zebrał zamówienia i oddalił się, aby po chwili wrócić z trunkami. Oznajmił, że na dania trzeba będzie poczekać. – Krótką chwilę – zapewnił.
Jednak ta krótka chwila nie minęła, gdy do „Imperialnej” zawitała pewna kobieta. Odziana w skromną, brunatną suknię, z włosami upiętymi pod lekkim, obszytym futrem toczkiem, zupełnie nie wyglądała na znaną bohaterom osobę. Dopiero, gdy krokiem, zdradzającym obycie bardziej z wojskowymi buciorami niż z luksusowymi trzewikami na koturnach, kobieta podeszła do stolika można było dostrzec ciemne, brązowe włosy, zadarty nos i zielone oczy. Karelia Maitner uśmiechnęła się zalotnie. – Miło mi Panów znów widzieć. Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać...