Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2019, 18:06   #162
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"bunkier"

Do badania budowli stworzonej przez OBCYCH najlepiej by się nadawał, zdaniem Petera, jakiś robot. Saperzy takie mieli. Przynajmniej na filmach. Saperskie roboty były jednak daleko, a tu była robota do wykonania i... hmmm... ochotnicy.
Peter uznał, że w budowli pod dachem, być może pełnej krętych korytarzy czy małych pomieszczeń, karabin będzie mniej przydatny, niż pistolet, dlatego przewiesił Remingtona przez plecy, a z latarką i pistoletem w dłoniach przekroczył próg bunkra.

Powietrze było zatęchłe, na podłodze zalegał kurz… choć ten był dziwny. W świetle latarki lekko połyskiwał, zupełnie jakby drobinki były skrystalizowane? A po uczynieniu ledwie kilku kroków tunelem, Peter od razu zdał sobie sprawę, iż to nie był raczej bunkier. Zarówno sama podłoga, ściany, jak i sufit, miały dziwny, mleczny kolor, były gładkie, brakowało jakiś rur, kabli, czegokolwiek, co mogło być znajome w takim miejscu. Wszystko to było bardzo, bardzo dziwne. W końcu snop jego światła natrafił na jakieś boczne drzwi, oddalone jeszcze o jakieś dziesięć kroków, choć sam korytarz biegł dalej...
- Panowie, gdzie my jesteśmy? - Szepnął gdzieś na tyłach, kamerujący tą eksplorację Frost. A nawiasem mówiąc, zakłóceń w kamerze miał w cholibę…
- Warto by zebrać trochę próbek tego niby-kurzu - rzucił za siebie Peter, równocześnie oświetlając ściany w poszukiwaniu potencjalnych źródeł światła lub czegoś, co mogłoby służyć do włączenia tychże.
Jako że nie znalazł ani jednego, ani drugiego, ruszył powoli w stronę drzwi, za którymi, zapewne, kryło się rozwiązanie zagadek dziwnej budowli. W gładkiej ścianie, znajdowały się… gładkie, owalne drzwi, a właściwie to ich zarys. Nigdzie żadnej klamki, pokrętła, panelu, nic. Owe drzwi z kolei, były o wiele wyraźniej szczelne, niż te, którymi tu weszli. Nie dało się tam nic wcisnąć, choćby nawet wyjątkowo cienkiego noża… po zebraniu próbki kurzu, Collins i Miyazaki przez chwilę główkowali nad owymi drzwiami, ale w sumie nic mądrego nie wymyślili.

Nagle przez całą budowlę przeszła dziwna, przytłumiona wibracja. Coś gdzieś zabuczało, jakby pracująca maszyneria, jednak wydawało się to mocno oddalone. Wszystko skończyło się ledwie po trzech sekundach. Baker rozejrzał się po twarzach towarzystwa.
- Idziemy dalej? - Spytał nieco niechętnym głosem. Było bowiem ryzykownie pozostawiać za swoimi plecami niezbadane drzwi, zapuszczając się głębiej…
- Lepiej by było, gdybyśmy nie szli wszyscy - powiedział Peter. - Coś tam, w głębi działa, i warto by to sprawdzić, ale nie warto ryzykować zdrowiem czy życiem całej grupy. Przejdę się kawałek i sprawdzę, czy nie znajdę czegoś bardziej... znajomego - zaproponował.
- No na pewno nie sam - Stwierdził stanowczo Baker - Rozciągniemy nieco szyk, będę ubezpieczał, reszta zostaje nieco z tyłu - Spojrzał na pozostałych, by się upewnić, że go słyszeli.
Peter skinął głową, po czym ruszył, stale rozglądając się na różne strony, korytarzem, oświetlając każdy możliwy kąt. Po chwili należało skręcić w lewo, a tam, po kilku krokach, natknął się na coś w ścianie, co można było nazwać szybem. Duże tak mniej więcej na jedną osobę, niby jak od windy, ale właśnie bez owej windy, i znowu wszędzie gładziutkie powierzchnie, żadnych stopni, widocznych szyn, niczego. Curran ostrożnie zerknął do owego szybu, najpierw w dół, a później w górę, świecąc latarką… zdecydowanie i w jednym, i w drugim kierunku, były następne poziomy miejsca w którym się znajdowali.
- Trzeba by mieć linę albo drabinę - powiedział do majora, oświetlając wnętrze szybu. - W powieściach SF tu by działała antygrawitacja - dodał - ale ja w takie rzeczy nie wierzę i nie zaryzykuję skoku w dół.
Wziął jeden nabój i rzucił w dół szybu, a ten po prostu spadł, i gdzieś tam kilka(naście?) metrów w dole nawet o coś się nieco poobijał.
- No to tyle twoich filmowych teorii - stwierdził Major.
- Lepiej nabój, niż ja. Kto ma linę? - Peter spojrzał na uczestników wyprawy. Zanim jednak ktokolwiek zareagował, Baker pokręcił przecząco głową.
- Nie będziemy teraz się wspinali po jakiś szybach, na razie sprawdzimy dalej korytarz - zarządził głównodowodzący.
Wobec takiego postawienia sprawy Peter ruszył dalej, oświetlając podłogę, ściany i sufit, i po chwili dotarł do rozgałęzienia. Korytarzem w lewo, lub prawo… decyzję za niego podjął Major, Curran poszedł więc w lewo. A ledwie dziesięć kroków dalej, droga kończyła się przed kolejnymi drzwiami, i tu jednak już na ścianie obok nich było coś, co można było nazwać panelem, choć w sumie to były jedynie cztery wypukłe, różnokolorowe przyciski, odrobinę wyglądające niczym jakaś zabawka dla bobasa.
- Będziemy próbować chybił-trafił? - Peter oświetlił 'panel', usiłując dostrzec, czy któryś z przycisków jest bardziej zużyty niż inne… nie potrafił tego jednak stwierdzić, żaden z nich bowiem nie wyglądał na wytarty, czy był w podobnym(innym) stanie. Wszystkie wyglądały tak samo, oczywiście poza różnicą w kolorach…

- To może niech nad tym pomyślą nasi spece, a my zabezpieczamy teren? - Powiedział Major, i tak też zrobiono. Najemnicy pilnowali korytarzy, z lufami skierowanymi w półmrok, Peter pilnował drzwi przed którymi pracował Collin i Ryo, a Frost chwilowo przerwał filmowanie. Inżynier i Azjata głowili się i troili nad przyciskami już gdzieś od dobrych kilku minut...
- Może to jakoś podważyć, dobrać się do wnętrzności, zhakować? - Spytał nagle “Zapałka”, a zarówno Benjamin, jak i Ryotaro spojrzeli na niego… jak na wariata. Ale w sumie…
- Najprostsze rozwiązanie - mruknął pod nosem Inżynier, po czym się cicho roześmiał, a Miyazaki pokiwał twierdząco głową, również z uśmiechem.
- Próbowaliście nacisnąć wszystkie równocześnie, albo w kolejności czerwony, żółty, zielony, niebieski? - spytał Peter, który co prawda pilnował tych drzwi, ale nie śledził każdego ruchu "badaczy".
- Nie no, myślałem, że przed nimi zastepuję - powiedział z sarkazmem Ryo, co mocno zaczęło przypominać zachowanie Honzo. Czyżby wszyscy “jajogłowi” mieli takie zagrania? W każdym bądź razie, kombinowali na całego… aż w końcu wykombinowali. Jakaś tam, któraś z rzędu, metoda, sekwencja, traf na chybił trafił, zadziałała. Drzwi otwarły się z sykiem, a oczom Currana ukazało się wnętrze… windy?? I znowu gładkie ściany, pozbawione czegokolwiek, wszystko takie jakby sterylne, gładziutkie, jedyną anomalią były znowu 2 “gumowe”, okrągłe przyciski na ścianie, jeden pod drugim. Na górze niebieski, poniżej czerwony. Z sufitu biła słaba poświata, lekko oświetlając to pomieszczenie, jakby lampa, ale w sumie to sam sufit tak świecił, dając tyle światła co świeczka. Wewnątrz było zaś miejsca gdzieś na cztery osoby.
- Kto jedzie ze mną? - Peter stuknął obcasem w podłogę windy by upewnić się, czy nie pęknie, a potem ostrożnie wszedł do kabiny.
"Niebieski - niebo, czerwony - piekło", pomyślał.
- Ryzyko - stwierdził Major. - Ale chyba nie mamy innego wyjścia? Pojedziemy we dwóch… jeśli to w ogóle zadziała. Dół, czy góra?
- Góra powinna być bliżej - powiedział Peter i, nie czekając na odpowiedź nacisnął niebieski guzik. Najpierw lekko, a potem, gdy nie zadziałało, mocniej.
- Do… - Zaczął Baker, ale nie dokończył, gdy drzwi tej dziwacznej windy zamknęły się bezgłośnie i w mgnieniu oka! A gdyby tam ktoś stał? Głównodowodzący spojrzał ponuro na Currana, ale na nic więcej w sumie czasu nie było, drzwi otwarły się ponownie. Nie poczuli żadnego ruchu windy, nie było również żadnych dźwięków, a przed ich oczami pojawił się kolejny, mroczny korytarz. Baker celował tam ze swojego karabinu…
- Mamy łączność z “Zapałką”? - Zwrócił się do Petera.
- "Zapałka"? Słyszysz mnie? - Peter rzucił w słuchawkę. - Idziemy dalej? - Spojrzał na majora.
-...akhh...uts...to...khh… - Na łączu były jedynie zakłócenia. Major spojrzał po sierżancie, po czym wyszedł z windy, kiwając na niego głową.
Peter nie zamierzał zostawiać majora samego, więc wyszedł na korytarz i oświetlił ścianę w okolicy windy. Miał nadzieję, że i tu znajduje się panel z czterema przyciskami. Owszem, był.
Jednak Peter zdążył tylko na niego popatrzeć, gdy niespodziewanie drzwi zamknęły się. Zanim obaj wykonali kolejny krok, drzwi windy otwarły się ponownie, a w niej była reszta towarzystwa… choć Collins był bardziej blady niż pozostali.
- Dobrze was widzieć - Stwierdził Baker. Mogli więc ruszać dalej?
Peter nie skomentował pojawienie się reszty grupy.
- Nacisnęliście raz niebieski guzik? - upewnił się.

Ruszył korytarzem, podobnie jak piętro niżej (chyba niżej) oświetlając zarówno podłogę, jak i ściany tudzież sufit. Po paru chwilach wszyscy znaleźli się przed kolejnymi, tym razem o wiele większymi drzwiami… i z ich panelem dwójka naukowców poradziła sobie ledwie w kilka sekund. Gdy zaś wszyscy weszli do środka, niemal opadły każdemu szczęki do podłogi.

Ogromne pomieszczenie, minimalnie oświetlane w kilku miejscach własnym zasilaniem, wysokie na kilka pięter, ale co najważniejsze, setki, setki, a może i tysiące(?), wszędzie w ścianach, niewielkich, przeźroczystych tub, może co najwyżej rozmiarów około 50 centymetrów, a w owych tubach, przynajmniej w niektórych z nich, coś było…
- Biblioteka?
Peter podszedł do ściany, i obejrzał jedną z tub. W środku coś pływało, jakaś zawiesina, choć może słowo “pływało” było nieco niewłaściwe. Ta maź, której było ledwie kilka mililitrów(?) lewitowała wewnątrz. Mężczyzna spróbował tubę wyciągnąć, ale ta ani drgnęła.
- Biblioteka? - zdziwił się Ryo - Raczej jakiś magazyn, albo laboratorium.
- Peter! Co ty odpierdalasz? Łapy przy sobie! - warknął Major.
- W tych tubach może być wszystko - powiedział Peter. - Nawet bank komórek. A jeśli to magazyn, to gdzieś tu powinien być panel sterowania. Wpisujesz zamówienie i właściwa tuba wyskakuje. Potem jej zawartość wsadzasz do wielkiego inkubatora czy jak to nazwać, włączasz pole czasowe i za parę dni masz małego dinozaura - powiedział na wpół żartem.

Niemal wszyscy spojrzeli zdziwieni na Currana.
- Minąłeś się z powołaniem - stwierdził “Zapałka”, i chciał dodać coś jeszcze, ale wtrącił się Major:
- Rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale pozostać w zasięgu wzroku, sierżant do mnie, na słówko - Baker wskazał Peterowi paluchem podłogę tuż przed sobą.

Peter stanął we wskazanym miejscu i spojrzał na majora, czekając na światłe słowa, które (zapewne) miały spłynąć z ust wojskowego dowódcy ekspedycji.
- To było amatorskie zagranie - szepnął Major, by chyba reszta nie słyszała - Dobrze wiesz, że mogło ci łapy urwać. A teraz, co o tym wszystkim sądzisz? Ten obiekt jest chyba zbyt duży… potrzebujemy więcej ludzi do zbadania? “T” i Kaai tu by się też przydali, i “Sosna” z van Stratenem też…
- W tej sali musi być bezpiecznie - odszepnął Peter - bo to jest za duże, by wszędzie pozostawiali jakieś zabezpieczenia. A w ogóle to uważam, że to wszystko nas przerosło. Siedzimy we wnętrzu czegoś, co zapewne jest dziełem nieznanej nam cywilizacji. Badanie tego obiektu zajmie całej rzeszy naukowców długie lata. Możemy pozwiedzać, obejrzeć to czy tamto i niewiele więcej zdziałamy. Musimy narysować plan każdej kondygnacji, do której dotrzemy. Trzeba będzie przy wejściach do wind zostawić jakieś umowne oznaczenia pięter. Inaczej skończy się na tym, że zaczniemy tu błądzić. No i może powinniśmy tutaj przenieść bazę. Im nas więcej do badania tej budowli, tym lepiej, chociaż i tak będziemy to miejsce poznawać pobieżnie.
- No wiadomo, potrzebny na to czas… - zaczął Major, ale przerwały mu krzyki Kurta.
- Hej! Chodźcie to zobaczyć!
Peter poczekał, aż major ruszy w stronę Kurta, a potem poszedł za Bakerem. Kilkanaście metrów dalej, oczom zebranych ukazał się widok totalnie zdewastowanej ściany obiektu w którym przebywali, oraz całej masy skał i ziemi wewnątrz wielkiego pomieszczenia, w którym byli. Walała się wśród tego wszystkiego również masa porozbijanych cylindrów.
- To musiało być niezłe uderzenie, by tak rozwalić solidną ścianę - powiedział Peter, lufą karabinu trącając jeden z cylindrów. - Jeśli to było UFO, to już nigdzie nie poleci - dodał z cieniem ironii.
- Coraz więcej ku temu przemawia… - Stwierdził Ryo.
- Moooooment. My jesteśmy w ufo?? - Zreflektował się “Zapałka”, a Major uniósł brew.
- To nie jest rosyjska czy chińska produkcja - stwierdził Peter. - A że nie wierzę w to, że mieszkańcy starożytnej Atlantydy umieli robić takie cudeńka, to pozostaje tylko jedna możliwość. Kosmici. Chyba że za tysiąc lat wymyślą podróże w czasie... Kosmici są jednak bardziej prawdopodobni.
- I jak tam? - Major w tym czasie zagadał Collinsa, stojącego przy jednym z(a przynajmniej na takie wyglądały) pulpitów kontrolnych.
- Tu wszędzie brak zasilania, wszystko chyba jedynie w trybie awaryjnym - stwierdził Inżynier.
- Dobra panowie, to obejrzeliśmy co trzeba? Idziemy dalej? - spytał Baker.
- Ciekawe, ile metrów ziemi trzeba by przekopać, by dotrzeć na powierzchnię - rzucił retorycznym pytaniem Peter. - Chyba powinniśmy spróbować wrócić - odpowiedział na pytanie majora. - I dokładnie rozpracować działanie windy. Potem ruszymy na dalsze zwiedzanie. Co bierzemy, że tak powiem, na pamiątkę? Jako pierwszą zdobycz z tego miejsca? Jakiś cały cylinder może się znajdzie wśród tych rupieci?
- Jak jakiś znajdziesz, to bierz. Wychodzimy za minutę - Powiedział Major… a Peterowi w przeszukiwaniu gruzowiska zaczął pomagać Ryo. I to jemu udało się znaleźć tubę, która - przynajmniej na pierwszy rzut oka - była cała. W jej środku z kolei, jak w wielu innych, na ścianach - nadal znajdowały się jakieś “gluty”.

Ruszyli w stronę windy. Jej drzwi, jak się okazało, były zamknięte.
- To jaka to była kombinacja przycisków? - Peter zwrócił się do tych, co poprzednio zdołali "włamać się" do windy.
- Równocześnie niebieski i czerwony trzeba wcisnąć - Powiedział Collins. To było serio tak proste??
- Jedziemy na samą górę? - spytał Baker.
- Na samą górę - odparł Peter, naciskając wymienione przez Collinsa przyciski. - Może tam znajdziemy sterownię tego kosmicznego statku A później trzeba by znaleźć sypialnie naszych braci w rozumie...
- Pojedziemy pierwsi z Collinsem, po nas “Zapałka”, Frost i Ryo. Naciskamy niebieski przycisk… hmm… powiedzmy, pięć razy? - Spojrzał po towarzystwie Major.
- No to ruszamy - powiedział Peter, czekając tym razem, aż major pierwszy wejdzie do windy. - A potem będziemy musieli sprawdzić, czy można przywołać windę, gdy ktoś w niej jest... Jak sądzicie - zmienił temat - wcześniej trafimy na kosmitów śpiących smacznie w hibernatorach, czy na hangar i pojazdy? - To ostatnie było powiedziane nie do końca poważnym tonem.
Gdy cała trójka znalazła się w środku, Peter nacisnął pięć razy niebieski przycisk.
Ciekawą sprawą było według niego to, że kombinacja czerwonego i niebieskiego przycisku sprowadziła windę z takimi właśnie przyciskami. Czy naciśnięcie żółtego i niebieskiego sprowadziłoby inną windę, żółto-niebieską? Może kolor niebieski oznaczał piętro z salą z tubami, a nie kierunek "góra"? W takim razie nie powinni ruszyć się z miejsca, nawet gdyby nacisnęli przycisk dwadzieścia razy.



Drzwi się jednak zamknęły, po chwili otworzyły i… faktycznie, byli gdzie indziej. I chyba tam, gdzie chcieli, korytarza żadnego bowiem przed nimi nie było, a z samej windy wychodziło się prosto w półmroczne pomieszczenie, które właśnie wyglądało jak jakieś centrum sterowania, czy tam i kokpit. Ciemność rozświetlały jedynie pojedyncze, jakby “uśpione” kontrolki na różnych pulpitach, oraz latarki najemników.

Major ruszył przed siebie, z bronią uniesioną przy twarzy, celując to tu, to tam, sprawdzając okolicę… tuż obok niego podążał sierżant, czyniąc podobnie, a kilka kroków za nimi był Collins.

I nagle większość uśpionej aparatury wybudziła się, nieco rozświetliła, pojawił się nawet hologram Ziemi. A oni mało zawału nie dostali.



"Czujniki ruchu?", pomyślał Peter.

Po chwili, za pierwszą trójką, pojawiła się druga, wychodząc z windy… a Curran równocześnie z Bakerem, zauważyli na głównym fotelu pośrodku pomieszczenia, czyjąś szarawą rękę.

- Sprawdzę - powiedział Peter, powoli ruszając w stronę fotela. Mówił normalnym tonem. Jeśli zapalenie światła nie zaalarmowało nikogo, to mowa również nie powinna tego zrobić.
Wyglądało na tego, że mają do czynienia z dowódcą tego statku kosmicznego. Co było jednak przyczyną lądowania, to pozostawało wielką niewiadomą. Peter obchodził fotel z jednej strony, Major z drugiej…

Zmumifikowany humanoid, zdecydowanie nie ludzki. Wysoki gdzieś na 200 cm, posiadający trzy podwójne palce, zakończone małymi pazurami. Na sobie miał jakiś dziwaczny, szary kombinezon, równie “gładki” co niemal te wszystkie ściany, które wcześniej widzieli. Bakerowi na sekundę zadrżało światło latarki przy karabinie.

- Roswell numer dwa - mruknął Peter, przyglądając się kosmicie... po krótkiej przerwie, potrzebnej na odzyskanie oddechu. No to teraz wypadałoby się jeszcze wydostać z tej wyspy, żeby móc przekazać informacje o naszym znalezisku. Wolę nawet nie myśleć o konsekwencjach tego odkrycia.
- Jesteście pewni, że możemy tu tak przy tych zwłokach spokojnie oddychać? - Odezwał się nagle Collins, przykładając chusteczkę do ust i nosa. Całe towarzystwo spojrzało po sobie nieco zaniepokojone…
- Jest wysuszony, póki go nie ruszymy, albo coś, to się chyba nic nie stanie? - powiedział Kurt, a Major zmarszczył brwi.
- Może tak, może nie. Dobra, odsunąć się od niego, rozejrzeć po pomieszczeniu, za chwilę stąd wychodzimy.
- Trzeba by wymyślić jakiś sposób, by to ciało zabezpieczyć - powiedział Peter. Miał co prawda takie samo zdanie, jak Kurt, ale nie zamierzał z majorem dyskutować. Obszedł fotel i spojrzał na to, co powinno być panelem sterowniczym.

Ledwie Curran znalazł się przed konsolą, w powietrze tuż przed jego nosem wyskoczyło coś, co można było nazwać hologramem-ekranem, unoszącym się w powietrzu. Na owym ekranie, niby komputerowym, pojawiły się różne, dziwaczne wzory, symbole, a nawet i coś, jakby opcje do wyboru? W każdym bądź razie, jedna z owych opcji wyraźnie migała… kusiło, by ją nacisnąć?


Możliwości były dwie... a jedna z nich wydała się Peterowi bardziej prawdopodobna - system komputerowy obudził się i zareagował na obecność istot żywych w sterówce. Albo na odwrót. W każdym razie zaczął pracować. Może nie pełną parą, ale zaczął. I zażyczył sobie reakcji. Jednej, określonej.
A Peter, nie konsultując się z nikim, dotknął tego symbolu.

Wszędzie momentalnie rozbłysnęło oświetlenie, wszelkie komputery “ożyły” jeszcze bardziej, a na hologramie, który dotknął Curran, wyskoczyła seria jakiś… schematów, pokazująca chyba maszynerię, czy też tam jej przekrój? I wreszcie pojawił się dźwięk. Dochodził zewsząd, i wcale, a wcale, nie brzmiał optymistycznie.
- Fuck! Fuck! Fuck! - “Zapałka” chyba wpadł w małą panikę.
- Coś ty zrobił?! - krzyknął Ryo.
- Peter, kurwa, bekniesz za to! Gadałem nic nie dotykać!! - wydarł się, wśród wciąż ujadającego alarmu, wściekły Major - Wynosimy się stąd! Natychmiast! - Baker złapał za ramię stojącego akurat obok niego Frosta i pchnął w kierunku windy.
Peter się nie spieszył - skoro to on właśnie 'podpalił lont', to powinien zejść z pokładu jako ostatni. Nie mówiąc już o tym, że w windzie i tak nie zmieściliby się wszyscy.

Major właściwie to wprost wepchnął do windy Frosta, Collinsa i “Zapałkę”, po czym… nagle alarm ustał. Jakiś dziwaczny, nieco skrzekliwy i jakby mechaniczny głos coś obwieścił w obcym języku(bo to chyba był język?), i wszystko się uspokoiło.

Co prawda, te dziwne komunikaty, znajdujące się na holo-pulpicie, za które był odpowiedzialny Peter, nadal tam migotały, jednak w sumie zrobiło się spokojnie. Wszystko oświetlone, wszystko działające, a gdzieś “w tle” coś jeszcze nadal pulsowało…

- I tak wychodzimy! - zarządził Baker, i po chwili pierwsza trójka ruszyła drogą powrotną… za nimi po kilku dłuższych chwilach z kolei Peter, Collins i Major z wściekłą miną. Pozostawione w ciemnościach, świecące na zielono “patyczki” chemicznego światła jako drogowskazy, przy już pełnym oświetleniu tego miejsca, w sumie i tak nadal pełniły swoją funkcję, niczym okruszki chleba, prowadzące na zewnątrz…


- Odpoczynek, dyskusja, przemyślenie sprawy, przegrupowanie się - zarządził Baker - Na to pierwsze macie 10 minut. Curran idzie na straż, zabezpieczając tu okolicę, zmieniasz “Beara”. Przekaż cylinder Collinsowi. “Zapałka”, nawiąż kontakt z grupką Lie i kontakt z “Sosną” w obozie.
Peter nie trzasnął kopytami. Skinął tylko głową. podszedł do Collinsa i przekazał mu znaleziony przez Ryo cylinder, po czym podszedł do "Beara".
- Zmiana warty - powiedział. - Pewnie będziesz mógł sobie pozwiedzać UFO - dodał. A David wpatrywał się w niego wielkimi oczami.
- Serio ufo?? I zielone ludziki?
- Na moje oko wytwór pozaziemskiej cywilizacji - odparł Peter. - A ludzi był taki jakiś szarawy, a nie zielony. No i martwy - dodał.
- Zrobiłeś jakieś zdjęcia? Kurde ja nie mogę, ufoludki! - “Bear” był tym wszystkim wyraźnie podekscytowany.
- Nie, nic... - odparł Peter. - Ale przecież będziesz miał okazję obejrzeć to na własne oczy - pocieszył Davida.
- Chciałem Kim pokazać… - dodał cichym tonem najemnik.
- UFO? - spytał Peter.
- No co w środku, i tego truposza… bo ona tam nie będzie wchodzić? - W głosie “Bear’a” dało się wyczuć niepokój odnośnie Kimberlee.
- Przecież jest medykiem... - odparł Peter. - To przede wszystkim ona powinna obejrzeć tego ufoludka. - W jego głosie zabrzmiało przekonanie.
- Yyyy… dobra, dzięki za info - powiedział David i niemal pobiegł prosto do Kim.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-04-2019 o 18:10.
Kerm jest offline