Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2019, 20:37   #161
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Hana była przyzwyczajona do wczesnego wybudzania się. Niezależnie czy spała w namiocie czy w jaskini. Jednak obecność naukowca, do którego się w nocy przytuliła, zaburzyła jej to przyzwyczajenie. Podczas gdy pierwsze ranne ptaki zaczęły już się ogarniać Heo jeszcze drzemała…. a gdy wybudziła się trochę bardziej, w końcu do niej dotarło, iż w namiocie była sama. Ryo z niego zniknął, zostawiając ją samą. Wielką niewiadomą było z kolei, czy zrobił to jeszcze w nocy, czy może wymknął się nad rankiem?
“No tak dzisiaj jadą do bunkra pewnie musiał się przygotować.” Wytłumaczyła sobie Hana przeciągając się leniwie i robiąc porządek w namiocie. Przebrała się w coś, w czym miała nadzieje nie ugotuje się jak poprzedniego dnia. Niestety asortyment ubrań jaki rozbił się z nią był...nie koniecznie przygotowany na tropiki. Zwłaszcza duża ilość długich spodni czy koszul. Zaplotła jeszcze włosy w warkocz żeby jej nie przeszkadzały i tak wyszła na spotkanie z nowym dniem.
Ruszyła coś zjeść do kuchni a spotykając po drodze majora zapytała czy może jechać z nimi do znaleziska.
- Panie Majorze. Chciałabym jechać z wami do znaleziska, jeśli to możliwe. - Spytała grzecznie.
- Hmm... - Zastanowił się głośno Baker, lustrując Hanę z góry do dołu - A przydasz się nam tam do…? - Mężczyzna obdarzył ją zadziornym uśmieszkiem.
Hana przekrzywiła głowę. - Doradca do spraw survivalu na ten wyspie. Dwadzieścia osiem lat mieszkania na wyspie chyba dają dostateczne doświadczenie. Prawda? - W jej głosie pobrzmiewała lekka ironia, zwłaszcza że rewelacje z poprzedniego wieczora były nadal na tyle świeże że nie wszyscy wiedzieli co z tym zrobić. Sama Heo starała się nie myśleć co ją w domu,...oczywiście jeśli w ogóle wrócą.
- Mamy zbadać pewną tajemniczą ścianę we wzgórzu, i co za ową ścianą, a w tym chyba doświadczenia nie masz… czy może już tam wewnątrz byłaś? - Major łypnął na nią niby to zaciekawiony.
- Nie nie było mnie w tamtej części wyspy. Więc nie wiem co to jest, a tam gdzie byłam nie spotkałam się z podobnymi zjawiskami...ale…- Hana sięgnęła do kieszeni i podrzuciła w stronę Majora złotą monetę. -...jakiś czas temu znalazłam to, z uwagi na moje perturbacje czasowe możliwe że znajdziemy tu innych.
- No nawet ciekawe... - Baker przez chwilę oglądał złotą monetę, po czym oddał ją Hanie - ...mamy się obawiać… piratów? Takich “arrrr, skarb”? - Zażartował - No dobra, jak chcesz, możesz z nami jechać - Dodał.
Hana pominęła komentowanie chamskiej odzywki majora. Po prostu podziękowała i poszła zapytać naukowców czy potrzebują pomocy z noszeniem sprzętu.

Ryo ucieszył się na widok Hany, tradycyjnie jej kłaniając.
- Witam, witam - Powiedział z miłym uśmiechem - Jak tam plany na dzisiejszy dzień?
-Hej, byłam u Bake’ra pozwolił mi jechać z wami do znaleziska, znaczy jeśli uważacie, że się przydam. Mogę ponosić sprzęt czy robić notatki.- Powiedziała Hana trosze onieśmielona.
- No przecież nie będziesz robiła za tragarza - Roześmiał się krótko Azjata - Ale etat asystentki mam wolny.
- Fantastycznie.- Hana się ucieszyła. - Co będziemy robić?
- Sam jeszcze dokładnie nie wiem, ale z całą pewnością będzie to wielce naukowe - Odparł Ryo, nieco powstrzymując się od śmiechu.
- Mhmm,...w takim razie służę swoją naukową wiedzą z dziedziny lotnictwa...jak będziemy pracować w innych dziedzinach mogę robić notatki...albo za tragarza.- Uśmiechnęła się do niego.
- Nie, nie, jak już mówiłem, za tragarza robić nie będziesz… więc gratuluję awansu - Azjata mrugnął do niej rozbawiony - Przyszykuj się proszę do wyprawy, za chwilę ruszamy.
- Ok! - Hana przytaknęła entuzjastycznie i pobiegła po swój plecak do namiotu, zabierając parę drobiazgów jak scyzoryk, manierka z wodą i jakieś jedzenie na później. Chwilo po była gotowa przy samochodzie.

W trakcie drogi, Ryo prowadził z pilotką swobodną rozmowę w jeepie, nadal wyjaśniając jeszcze wiele spraw, jakie ją ominęło na świecie, podczas pobytu na wyspie. Od czasu do czasu wtrącał się również Collins. Starszy wiekiem Inżynier był sympatycznym, i nieco flegmatycznym osobnikiem, za to - z tego co Hana zauważyła - niezwykle uprzejmym, i inteligentnym.

Już na miejscu, okazało się szybko, iż Hana zostanie chwilowo oddzielona od Ryo. Baker zdecydował, iż Azjata wejdzie do wnętrza tajemniczego wzgórza z paroma innymi osobami, ona z kolei zostanie w prowizorycznym obozie polowym i przy jeepach.
- Kōun - Powiedziała do Ryo na odchodne dodając gest podniesionego kciuka.
Samo zostanie w ‘obozie’ nie było złe, choć liczba osób do rozmów jej się mocno ukruszyła. Kim i Bear byli zajęci ...sobą co dla Heo było obojętne nadal unikała najemnika po sytuacji z nad rzeki. Chelimo wyglądał jakby zabezpieczał teren, więc jemu Azjatka nie przeszkadzała. Został geolog.
- Wydaje się pan dzisiaj bardziej zadowolony niż zwykle. - Zagadała do Honzo przesiadając się na siedzisko w jeepie.
- Taaaa… - Mężczyzna pokiwał głową, po czym przeniósł wzrok z Hany na ścianę we wzgórzu -Będzie niezły numer, jak tam jest to, czego się domyślam…
- A co uważasz że tam jest? - Spytała zaciekawiona Hana. Sama nie była do końca przekonana czym jest obiekt więc w imię rozmaitości stawiała na UFO.

Honzo uśmiechnął się niczym jakiś goryl w trakcie okresów godowych… po czym napił wody z manierki. Jakoś nie kwapił się z odpowiedzią, co nieco zirytowało Azjatkę?
- Mhm czy brak odpowiedzi oznacza że jesteś w obozie ‘UFO’ i wstydzisz się o tym mówić głośno? - Hana spróbowała podpuścić geologa by jej odpowiedział no i podtrzymać rozmowę.
- Wstyd tu nie ma nic do rzeczy dziewczyno - Geolog spojrzał na pilotkę -Twierdzisz, że to ufo?
- Twierdzę, że jest to nadal niezidentyfikowany obiekt, czy kiedyś latał to się przekonamy. Jeśli a wyspie czas jest ...płynie inaczej znaczy że to coś mogło być tu od dawna...jakoś nie przypominam sobie jakiekolwiek cywilizacji która budowała takie konstrukcje...a co ty myślisz? - Hana przyjęła, że jak nie batem to marchewką, naukowcy lubili gadać i przedstawiać swoje teorie ...prawda?
- Na piramidę to nie wygląda. Wzgórze samo w sobie wcześniej takie nie było, a tyle ziemi nasypać to raczej niewykonalne… nie bez sprzętu budowlanego i czasu nawet i kilku miesięcy. Wniosek więc prosty, to coś tam się wbiło? - Alazraqui przymrużył ślipia.
- Czyli coś tu spadło...z kosmosu. - Zasugerowała Hana po czym zrobiła minę jakby coś sobie przypomniała. - Bo nie macie jeszcze czegoś takie w 2018, tak? - Upewniła się zanim zaczęła dalej urabiać geologa.
- Nie, nie mamy latających spodków - Honzo teatralnie przewrócił oczami - A co, polatała byś sobie takim? - Zaśmiał się.
- Przynajmniej bym się do czegoś przydała. - Wzruszyła ramionami. - Wy byliście dobrani do eksploracji wyspy..ja tu trochę nie pasuję…. no dobra panie mądry co wbiło w ziemię to coś? - Skazała wyciągniętą ręką na kulisty obiekt wystający z ziemi.
- Masz gadane… - Mruknął Honzo - Nie, nic tu niczego nie wbiło. To się wbiło - Na gębie mężczyzny wyrósł kolejny, chytry uśmiech, a Hana poczuła stonogę w lodowatych kapciach, maszerującą po jej kręgosłupie.
- Jak coś takiego samo z siebie wpija się w ziemię?
- A o czym my tu cały czas gadamy? - Honzo założył rękę na rękę i spojrzał na Azjatkę, jakby to ona spadła z kosmosu.
- Twoje wypowiedzi są tak pokrętne i niejasne, że się w nich gubię. - naburmuszyła się Azjatka, a Honzo zarechotał na całego, cmoknął w jej stronę, po czym… naj(nie)zwyczajniej w świecie sobie po prostu od niej odszedł.
Hanie nie zostało nic innego jak czekanie na powrót Ryo lub Pana Collinsa. Choć musiała zmienić zdanie i dodać jeszcze jedną osobę do listy ‘durnych niemiłych amerykanów’.
 
Obca jest offline  
Stary 20-04-2019, 18:06   #162
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"bunkier"

Do badania budowli stworzonej przez OBCYCH najlepiej by się nadawał, zdaniem Petera, jakiś robot. Saperzy takie mieli. Przynajmniej na filmach. Saperskie roboty były jednak daleko, a tu była robota do wykonania i... hmmm... ochotnicy.
Peter uznał, że w budowli pod dachem, być może pełnej krętych korytarzy czy małych pomieszczeń, karabin będzie mniej przydatny, niż pistolet, dlatego przewiesił Remingtona przez plecy, a z latarką i pistoletem w dłoniach przekroczył próg bunkra.

Powietrze było zatęchłe, na podłodze zalegał kurz… choć ten był dziwny. W świetle latarki lekko połyskiwał, zupełnie jakby drobinki były skrystalizowane? A po uczynieniu ledwie kilku kroków tunelem, Peter od razu zdał sobie sprawę, iż to nie był raczej bunkier. Zarówno sama podłoga, ściany, jak i sufit, miały dziwny, mleczny kolor, były gładkie, brakowało jakiś rur, kabli, czegokolwiek, co mogło być znajome w takim miejscu. Wszystko to było bardzo, bardzo dziwne. W końcu snop jego światła natrafił na jakieś boczne drzwi, oddalone jeszcze o jakieś dziesięć kroków, choć sam korytarz biegł dalej...
- Panowie, gdzie my jesteśmy? - Szepnął gdzieś na tyłach, kamerujący tą eksplorację Frost. A nawiasem mówiąc, zakłóceń w kamerze miał w cholibę…
- Warto by zebrać trochę próbek tego niby-kurzu - rzucił za siebie Peter, równocześnie oświetlając ściany w poszukiwaniu potencjalnych źródeł światła lub czegoś, co mogłoby służyć do włączenia tychże.
Jako że nie znalazł ani jednego, ani drugiego, ruszył powoli w stronę drzwi, za którymi, zapewne, kryło się rozwiązanie zagadek dziwnej budowli. W gładkiej ścianie, znajdowały się… gładkie, owalne drzwi, a właściwie to ich zarys. Nigdzie żadnej klamki, pokrętła, panelu, nic. Owe drzwi z kolei, były o wiele wyraźniej szczelne, niż te, którymi tu weszli. Nie dało się tam nic wcisnąć, choćby nawet wyjątkowo cienkiego noża… po zebraniu próbki kurzu, Collins i Miyazaki przez chwilę główkowali nad owymi drzwiami, ale w sumie nic mądrego nie wymyślili.

Nagle przez całą budowlę przeszła dziwna, przytłumiona wibracja. Coś gdzieś zabuczało, jakby pracująca maszyneria, jednak wydawało się to mocno oddalone. Wszystko skończyło się ledwie po trzech sekundach. Baker rozejrzał się po twarzach towarzystwa.
- Idziemy dalej? - Spytał nieco niechętnym głosem. Było bowiem ryzykownie pozostawiać za swoimi plecami niezbadane drzwi, zapuszczając się głębiej…
- Lepiej by było, gdybyśmy nie szli wszyscy - powiedział Peter. - Coś tam, w głębi działa, i warto by to sprawdzić, ale nie warto ryzykować zdrowiem czy życiem całej grupy. Przejdę się kawałek i sprawdzę, czy nie znajdę czegoś bardziej... znajomego - zaproponował.
- No na pewno nie sam - Stwierdził stanowczo Baker - Rozciągniemy nieco szyk, będę ubezpieczał, reszta zostaje nieco z tyłu - Spojrzał na pozostałych, by się upewnić, że go słyszeli.
Peter skinął głową, po czym ruszył, stale rozglądając się na różne strony, korytarzem, oświetlając każdy możliwy kąt. Po chwili należało skręcić w lewo, a tam, po kilku krokach, natknął się na coś w ścianie, co można było nazwać szybem. Duże tak mniej więcej na jedną osobę, niby jak od windy, ale właśnie bez owej windy, i znowu wszędzie gładziutkie powierzchnie, żadnych stopni, widocznych szyn, niczego. Curran ostrożnie zerknął do owego szybu, najpierw w dół, a później w górę, świecąc latarką… zdecydowanie i w jednym, i w drugim kierunku, były następne poziomy miejsca w którym się znajdowali.
- Trzeba by mieć linę albo drabinę - powiedział do majora, oświetlając wnętrze szybu. - W powieściach SF tu by działała antygrawitacja - dodał - ale ja w takie rzeczy nie wierzę i nie zaryzykuję skoku w dół.
Wziął jeden nabój i rzucił w dół szybu, a ten po prostu spadł, i gdzieś tam kilka(naście?) metrów w dole nawet o coś się nieco poobijał.
- No to tyle twoich filmowych teorii - stwierdził Major.
- Lepiej nabój, niż ja. Kto ma linę? - Peter spojrzał na uczestników wyprawy. Zanim jednak ktokolwiek zareagował, Baker pokręcił przecząco głową.
- Nie będziemy teraz się wspinali po jakiś szybach, na razie sprawdzimy dalej korytarz - zarządził głównodowodzący.
Wobec takiego postawienia sprawy Peter ruszył dalej, oświetlając podłogę, ściany i sufit, i po chwili dotarł do rozgałęzienia. Korytarzem w lewo, lub prawo… decyzję za niego podjął Major, Curran poszedł więc w lewo. A ledwie dziesięć kroków dalej, droga kończyła się przed kolejnymi drzwiami, i tu jednak już na ścianie obok nich było coś, co można było nazwać panelem, choć w sumie to były jedynie cztery wypukłe, różnokolorowe przyciski, odrobinę wyglądające niczym jakaś zabawka dla bobasa.
- Będziemy próbować chybił-trafił? - Peter oświetlił 'panel', usiłując dostrzec, czy któryś z przycisków jest bardziej zużyty niż inne… nie potrafił tego jednak stwierdzić, żaden z nich bowiem nie wyglądał na wytarty, czy był w podobnym(innym) stanie. Wszystkie wyglądały tak samo, oczywiście poza różnicą w kolorach…

- To może niech nad tym pomyślą nasi spece, a my zabezpieczamy teren? - Powiedział Major, i tak też zrobiono. Najemnicy pilnowali korytarzy, z lufami skierowanymi w półmrok, Peter pilnował drzwi przed którymi pracował Collin i Ryo, a Frost chwilowo przerwał filmowanie. Inżynier i Azjata głowili się i troili nad przyciskami już gdzieś od dobrych kilku minut...
- Może to jakoś podważyć, dobrać się do wnętrzności, zhakować? - Spytał nagle “Zapałka”, a zarówno Benjamin, jak i Ryotaro spojrzeli na niego… jak na wariata. Ale w sumie…
- Najprostsze rozwiązanie - mruknął pod nosem Inżynier, po czym się cicho roześmiał, a Miyazaki pokiwał twierdząco głową, również z uśmiechem.
- Próbowaliście nacisnąć wszystkie równocześnie, albo w kolejności czerwony, żółty, zielony, niebieski? - spytał Peter, który co prawda pilnował tych drzwi, ale nie śledził każdego ruchu "badaczy".
- Nie no, myślałem, że przed nimi zastepuję - powiedział z sarkazmem Ryo, co mocno zaczęło przypominać zachowanie Honzo. Czyżby wszyscy “jajogłowi” mieli takie zagrania? W każdym bądź razie, kombinowali na całego… aż w końcu wykombinowali. Jakaś tam, któraś z rzędu, metoda, sekwencja, traf na chybił trafił, zadziałała. Drzwi otwarły się z sykiem, a oczom Currana ukazało się wnętrze… windy?? I znowu gładkie ściany, pozbawione czegokolwiek, wszystko takie jakby sterylne, gładziutkie, jedyną anomalią były znowu 2 “gumowe”, okrągłe przyciski na ścianie, jeden pod drugim. Na górze niebieski, poniżej czerwony. Z sufitu biła słaba poświata, lekko oświetlając to pomieszczenie, jakby lampa, ale w sumie to sam sufit tak świecił, dając tyle światła co świeczka. Wewnątrz było zaś miejsca gdzieś na cztery osoby.
- Kto jedzie ze mną? - Peter stuknął obcasem w podłogę windy by upewnić się, czy nie pęknie, a potem ostrożnie wszedł do kabiny.
"Niebieski - niebo, czerwony - piekło", pomyślał.
- Ryzyko - stwierdził Major. - Ale chyba nie mamy innego wyjścia? Pojedziemy we dwóch… jeśli to w ogóle zadziała. Dół, czy góra?
- Góra powinna być bliżej - powiedział Peter i, nie czekając na odpowiedź nacisnął niebieski guzik. Najpierw lekko, a potem, gdy nie zadziałało, mocniej.
- Do… - Zaczął Baker, ale nie dokończył, gdy drzwi tej dziwacznej windy zamknęły się bezgłośnie i w mgnieniu oka! A gdyby tam ktoś stał? Głównodowodzący spojrzał ponuro na Currana, ale na nic więcej w sumie czasu nie było, drzwi otwarły się ponownie. Nie poczuli żadnego ruchu windy, nie było również żadnych dźwięków, a przed ich oczami pojawił się kolejny, mroczny korytarz. Baker celował tam ze swojego karabinu…
- Mamy łączność z “Zapałką”? - Zwrócił się do Petera.
- "Zapałka"? Słyszysz mnie? - Peter rzucił w słuchawkę. - Idziemy dalej? - Spojrzał na majora.
-...akhh...uts...to...khh… - Na łączu były jedynie zakłócenia. Major spojrzał po sierżancie, po czym wyszedł z windy, kiwając na niego głową.
Peter nie zamierzał zostawiać majora samego, więc wyszedł na korytarz i oświetlił ścianę w okolicy windy. Miał nadzieję, że i tu znajduje się panel z czterema przyciskami. Owszem, był.
Jednak Peter zdążył tylko na niego popatrzeć, gdy niespodziewanie drzwi zamknęły się. Zanim obaj wykonali kolejny krok, drzwi windy otwarły się ponownie, a w niej była reszta towarzystwa… choć Collins był bardziej blady niż pozostali.
- Dobrze was widzieć - Stwierdził Baker. Mogli więc ruszać dalej?
Peter nie skomentował pojawienie się reszty grupy.
- Nacisnęliście raz niebieski guzik? - upewnił się.

Ruszył korytarzem, podobnie jak piętro niżej (chyba niżej) oświetlając zarówno podłogę, jak i ściany tudzież sufit. Po paru chwilach wszyscy znaleźli się przed kolejnymi, tym razem o wiele większymi drzwiami… i z ich panelem dwójka naukowców poradziła sobie ledwie w kilka sekund. Gdy zaś wszyscy weszli do środka, niemal opadły każdemu szczęki do podłogi.

Ogromne pomieszczenie, minimalnie oświetlane w kilku miejscach własnym zasilaniem, wysokie na kilka pięter, ale co najważniejsze, setki, setki, a może i tysiące(?), wszędzie w ścianach, niewielkich, przeźroczystych tub, może co najwyżej rozmiarów około 50 centymetrów, a w owych tubach, przynajmniej w niektórych z nich, coś było…
- Biblioteka?
Peter podszedł do ściany, i obejrzał jedną z tub. W środku coś pływało, jakaś zawiesina, choć może słowo “pływało” było nieco niewłaściwe. Ta maź, której było ledwie kilka mililitrów(?) lewitowała wewnątrz. Mężczyzna spróbował tubę wyciągnąć, ale ta ani drgnęła.
- Biblioteka? - zdziwił się Ryo - Raczej jakiś magazyn, albo laboratorium.
- Peter! Co ty odpierdalasz? Łapy przy sobie! - warknął Major.
- W tych tubach może być wszystko - powiedział Peter. - Nawet bank komórek. A jeśli to magazyn, to gdzieś tu powinien być panel sterowania. Wpisujesz zamówienie i właściwa tuba wyskakuje. Potem jej zawartość wsadzasz do wielkiego inkubatora czy jak to nazwać, włączasz pole czasowe i za parę dni masz małego dinozaura - powiedział na wpół żartem.

Niemal wszyscy spojrzeli zdziwieni na Currana.
- Minąłeś się z powołaniem - stwierdził “Zapałka”, i chciał dodać coś jeszcze, ale wtrącił się Major:
- Rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale pozostać w zasięgu wzroku, sierżant do mnie, na słówko - Baker wskazał Peterowi paluchem podłogę tuż przed sobą.

Peter stanął we wskazanym miejscu i spojrzał na majora, czekając na światłe słowa, które (zapewne) miały spłynąć z ust wojskowego dowódcy ekspedycji.
- To było amatorskie zagranie - szepnął Major, by chyba reszta nie słyszała - Dobrze wiesz, że mogło ci łapy urwać. A teraz, co o tym wszystkim sądzisz? Ten obiekt jest chyba zbyt duży… potrzebujemy więcej ludzi do zbadania? “T” i Kaai tu by się też przydali, i “Sosna” z van Stratenem też…
- W tej sali musi być bezpiecznie - odszepnął Peter - bo to jest za duże, by wszędzie pozostawiali jakieś zabezpieczenia. A w ogóle to uważam, że to wszystko nas przerosło. Siedzimy we wnętrzu czegoś, co zapewne jest dziełem nieznanej nam cywilizacji. Badanie tego obiektu zajmie całej rzeszy naukowców długie lata. Możemy pozwiedzać, obejrzeć to czy tamto i niewiele więcej zdziałamy. Musimy narysować plan każdej kondygnacji, do której dotrzemy. Trzeba będzie przy wejściach do wind zostawić jakieś umowne oznaczenia pięter. Inaczej skończy się na tym, że zaczniemy tu błądzić. No i może powinniśmy tutaj przenieść bazę. Im nas więcej do badania tej budowli, tym lepiej, chociaż i tak będziemy to miejsce poznawać pobieżnie.
- No wiadomo, potrzebny na to czas… - zaczął Major, ale przerwały mu krzyki Kurta.
- Hej! Chodźcie to zobaczyć!
Peter poczekał, aż major ruszy w stronę Kurta, a potem poszedł za Bakerem. Kilkanaście metrów dalej, oczom zebranych ukazał się widok totalnie zdewastowanej ściany obiektu w którym przebywali, oraz całej masy skał i ziemi wewnątrz wielkiego pomieszczenia, w którym byli. Walała się wśród tego wszystkiego również masa porozbijanych cylindrów.
- To musiało być niezłe uderzenie, by tak rozwalić solidną ścianę - powiedział Peter, lufą karabinu trącając jeden z cylindrów. - Jeśli to było UFO, to już nigdzie nie poleci - dodał z cieniem ironii.
- Coraz więcej ku temu przemawia… - Stwierdził Ryo.
- Moooooment. My jesteśmy w ufo?? - Zreflektował się “Zapałka”, a Major uniósł brew.
- To nie jest rosyjska czy chińska produkcja - stwierdził Peter. - A że nie wierzę w to, że mieszkańcy starożytnej Atlantydy umieli robić takie cudeńka, to pozostaje tylko jedna możliwość. Kosmici. Chyba że za tysiąc lat wymyślą podróże w czasie... Kosmici są jednak bardziej prawdopodobni.
- I jak tam? - Major w tym czasie zagadał Collinsa, stojącego przy jednym z(a przynajmniej na takie wyglądały) pulpitów kontrolnych.
- Tu wszędzie brak zasilania, wszystko chyba jedynie w trybie awaryjnym - stwierdził Inżynier.
- Dobra panowie, to obejrzeliśmy co trzeba? Idziemy dalej? - spytał Baker.
- Ciekawe, ile metrów ziemi trzeba by przekopać, by dotrzeć na powierzchnię - rzucił retorycznym pytaniem Peter. - Chyba powinniśmy spróbować wrócić - odpowiedział na pytanie majora. - I dokładnie rozpracować działanie windy. Potem ruszymy na dalsze zwiedzanie. Co bierzemy, że tak powiem, na pamiątkę? Jako pierwszą zdobycz z tego miejsca? Jakiś cały cylinder może się znajdzie wśród tych rupieci?
- Jak jakiś znajdziesz, to bierz. Wychodzimy za minutę - Powiedział Major… a Peterowi w przeszukiwaniu gruzowiska zaczął pomagać Ryo. I to jemu udało się znaleźć tubę, która - przynajmniej na pierwszy rzut oka - była cała. W jej środku z kolei, jak w wielu innych, na ścianach - nadal znajdowały się jakieś “gluty”.

Ruszyli w stronę windy. Jej drzwi, jak się okazało, były zamknięte.
- To jaka to była kombinacja przycisków? - Peter zwrócił się do tych, co poprzednio zdołali "włamać się" do windy.
- Równocześnie niebieski i czerwony trzeba wcisnąć - Powiedział Collins. To było serio tak proste??
- Jedziemy na samą górę? - spytał Baker.
- Na samą górę - odparł Peter, naciskając wymienione przez Collinsa przyciski. - Może tam znajdziemy sterownię tego kosmicznego statku A później trzeba by znaleźć sypialnie naszych braci w rozumie...
- Pojedziemy pierwsi z Collinsem, po nas “Zapałka”, Frost i Ryo. Naciskamy niebieski przycisk… hmm… powiedzmy, pięć razy? - Spojrzał po towarzystwie Major.
- No to ruszamy - powiedział Peter, czekając tym razem, aż major pierwszy wejdzie do windy. - A potem będziemy musieli sprawdzić, czy można przywołać windę, gdy ktoś w niej jest... Jak sądzicie - zmienił temat - wcześniej trafimy na kosmitów śpiących smacznie w hibernatorach, czy na hangar i pojazdy? - To ostatnie było powiedziane nie do końca poważnym tonem.
Gdy cała trójka znalazła się w środku, Peter nacisnął pięć razy niebieski przycisk.
Ciekawą sprawą było według niego to, że kombinacja czerwonego i niebieskiego przycisku sprowadziła windę z takimi właśnie przyciskami. Czy naciśnięcie żółtego i niebieskiego sprowadziłoby inną windę, żółto-niebieską? Może kolor niebieski oznaczał piętro z salą z tubami, a nie kierunek "góra"? W takim razie nie powinni ruszyć się z miejsca, nawet gdyby nacisnęli przycisk dwadzieścia razy.



Drzwi się jednak zamknęły, po chwili otworzyły i… faktycznie, byli gdzie indziej. I chyba tam, gdzie chcieli, korytarza żadnego bowiem przed nimi nie było, a z samej windy wychodziło się prosto w półmroczne pomieszczenie, które właśnie wyglądało jak jakieś centrum sterowania, czy tam i kokpit. Ciemność rozświetlały jedynie pojedyncze, jakby “uśpione” kontrolki na różnych pulpitach, oraz latarki najemników.

Major ruszył przed siebie, z bronią uniesioną przy twarzy, celując to tu, to tam, sprawdzając okolicę… tuż obok niego podążał sierżant, czyniąc podobnie, a kilka kroków za nimi był Collins.

I nagle większość uśpionej aparatury wybudziła się, nieco rozświetliła, pojawił się nawet hologram Ziemi. A oni mało zawału nie dostali.



"Czujniki ruchu?", pomyślał Peter.

Po chwili, za pierwszą trójką, pojawiła się druga, wychodząc z windy… a Curran równocześnie z Bakerem, zauważyli na głównym fotelu pośrodku pomieszczenia, czyjąś szarawą rękę.

- Sprawdzę - powiedział Peter, powoli ruszając w stronę fotela. Mówił normalnym tonem. Jeśli zapalenie światła nie zaalarmowało nikogo, to mowa również nie powinna tego zrobić.
Wyglądało na tego, że mają do czynienia z dowódcą tego statku kosmicznego. Co było jednak przyczyną lądowania, to pozostawało wielką niewiadomą. Peter obchodził fotel z jednej strony, Major z drugiej…

Zmumifikowany humanoid, zdecydowanie nie ludzki. Wysoki gdzieś na 200 cm, posiadający trzy podwójne palce, zakończone małymi pazurami. Na sobie miał jakiś dziwaczny, szary kombinezon, równie “gładki” co niemal te wszystkie ściany, które wcześniej widzieli. Bakerowi na sekundę zadrżało światło latarki przy karabinie.

- Roswell numer dwa - mruknął Peter, przyglądając się kosmicie... po krótkiej przerwie, potrzebnej na odzyskanie oddechu. No to teraz wypadałoby się jeszcze wydostać z tej wyspy, żeby móc przekazać informacje o naszym znalezisku. Wolę nawet nie myśleć o konsekwencjach tego odkrycia.
- Jesteście pewni, że możemy tu tak przy tych zwłokach spokojnie oddychać? - Odezwał się nagle Collins, przykładając chusteczkę do ust i nosa. Całe towarzystwo spojrzało po sobie nieco zaniepokojone…
- Jest wysuszony, póki go nie ruszymy, albo coś, to się chyba nic nie stanie? - powiedział Kurt, a Major zmarszczył brwi.
- Może tak, może nie. Dobra, odsunąć się od niego, rozejrzeć po pomieszczeniu, za chwilę stąd wychodzimy.
- Trzeba by wymyślić jakiś sposób, by to ciało zabezpieczyć - powiedział Peter. Miał co prawda takie samo zdanie, jak Kurt, ale nie zamierzał z majorem dyskutować. Obszedł fotel i spojrzał na to, co powinno być panelem sterowniczym.

Ledwie Curran znalazł się przed konsolą, w powietrze tuż przed jego nosem wyskoczyło coś, co można było nazwać hologramem-ekranem, unoszącym się w powietrzu. Na owym ekranie, niby komputerowym, pojawiły się różne, dziwaczne wzory, symbole, a nawet i coś, jakby opcje do wyboru? W każdym bądź razie, jedna z owych opcji wyraźnie migała… kusiło, by ją nacisnąć?


Możliwości były dwie... a jedna z nich wydała się Peterowi bardziej prawdopodobna - system komputerowy obudził się i zareagował na obecność istot żywych w sterówce. Albo na odwrót. W każdym razie zaczął pracować. Może nie pełną parą, ale zaczął. I zażyczył sobie reakcji. Jednej, określonej.
A Peter, nie konsultując się z nikim, dotknął tego symbolu.

Wszędzie momentalnie rozbłysnęło oświetlenie, wszelkie komputery “ożyły” jeszcze bardziej, a na hologramie, który dotknął Curran, wyskoczyła seria jakiś… schematów, pokazująca chyba maszynerię, czy też tam jej przekrój? I wreszcie pojawił się dźwięk. Dochodził zewsząd, i wcale, a wcale, nie brzmiał optymistycznie.
- Fuck! Fuck! Fuck! - “Zapałka” chyba wpadł w małą panikę.
- Coś ty zrobił?! - krzyknął Ryo.
- Peter, kurwa, bekniesz za to! Gadałem nic nie dotykać!! - wydarł się, wśród wciąż ujadającego alarmu, wściekły Major - Wynosimy się stąd! Natychmiast! - Baker złapał za ramię stojącego akurat obok niego Frosta i pchnął w kierunku windy.
Peter się nie spieszył - skoro to on właśnie 'podpalił lont', to powinien zejść z pokładu jako ostatni. Nie mówiąc już o tym, że w windzie i tak nie zmieściliby się wszyscy.

Major właściwie to wprost wepchnął do windy Frosta, Collinsa i “Zapałkę”, po czym… nagle alarm ustał. Jakiś dziwaczny, nieco skrzekliwy i jakby mechaniczny głos coś obwieścił w obcym języku(bo to chyba był język?), i wszystko się uspokoiło.

Co prawda, te dziwne komunikaty, znajdujące się na holo-pulpicie, za które był odpowiedzialny Peter, nadal tam migotały, jednak w sumie zrobiło się spokojnie. Wszystko oświetlone, wszystko działające, a gdzieś “w tle” coś jeszcze nadal pulsowało…

- I tak wychodzimy! - zarządził Baker, i po chwili pierwsza trójka ruszyła drogą powrotną… za nimi po kilku dłuższych chwilach z kolei Peter, Collins i Major z wściekłą miną. Pozostawione w ciemnościach, świecące na zielono “patyczki” chemicznego światła jako drogowskazy, przy już pełnym oświetleniu tego miejsca, w sumie i tak nadal pełniły swoją funkcję, niczym okruszki chleba, prowadzące na zewnątrz…


- Odpoczynek, dyskusja, przemyślenie sprawy, przegrupowanie się - zarządził Baker - Na to pierwsze macie 10 minut. Curran idzie na straż, zabezpieczając tu okolicę, zmieniasz “Beara”. Przekaż cylinder Collinsowi. “Zapałka”, nawiąż kontakt z grupką Lie i kontakt z “Sosną” w obozie.
Peter nie trzasnął kopytami. Skinął tylko głową. podszedł do Collinsa i przekazał mu znaleziony przez Ryo cylinder, po czym podszedł do "Beara".
- Zmiana warty - powiedział. - Pewnie będziesz mógł sobie pozwiedzać UFO - dodał. A David wpatrywał się w niego wielkimi oczami.
- Serio ufo?? I zielone ludziki?
- Na moje oko wytwór pozaziemskiej cywilizacji - odparł Peter. - A ludzi był taki jakiś szarawy, a nie zielony. No i martwy - dodał.
- Zrobiłeś jakieś zdjęcia? Kurde ja nie mogę, ufoludki! - “Bear” był tym wszystkim wyraźnie podekscytowany.
- Nie, nic... - odparł Peter. - Ale przecież będziesz miał okazję obejrzeć to na własne oczy - pocieszył Davida.
- Chciałem Kim pokazać… - dodał cichym tonem najemnik.
- UFO? - spytał Peter.
- No co w środku, i tego truposza… bo ona tam nie będzie wchodzić? - W głosie “Bear’a” dało się wyczuć niepokój odnośnie Kimberlee.
- Przecież jest medykiem... - odparł Peter. - To przede wszystkim ona powinna obejrzeć tego ufoludka. - W jego głosie zabrzmiało przekonanie.
- Yyyy… dobra, dzięki za info - powiedział David i niemal pobiegł prosto do Kim.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-04-2019 o 18:10.
Kerm jest offline  
Stary 23-04-2019, 20:07   #163
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Ale maruda. - Skomentowała Dot gdy Marcus zniknął w jaskini.- Jakby nie mógł powiedzieć tego uprzejmie.
- I ty się dziwisz? - “T” spojrzała na nią z zadziorną miną - Od samego rana wkurzasz ucho, to co...
- Bo nie można sobie samej pojeździć.- Powiedziała Dot z podobną miną. - Ale spoko. W drodze powrotnej zrobię jak chcieliście. Zadowolona? - Ostatnie słowo wypowiedziała bardzo prowokacyjnie.
- Hmmh... - Cooke wzruszyła ramionami, chyba nadal będąc nieco nie w sosie, ale gdzieś tam w kącikach jej ust chyba czaił się uśmieszek.
- Jak byłaś z Kim, to byłaś mniej drętwa.- Ruda pokręciła głową uśmiechając się.
- Bo Kim nie była… nie jest… nie ma takich pomysłów jak ty?? - “T” w końcu pokazała Dot język.
- Uważaj, bo cię kolega na stosie spali. - Lie odpowiedziała podobnym gestem. - A wiesz co kaci robili tym co ładniejszym przed spaleniem?- Mrugnęła porozumiewawczo.
- Myślisz, że dałby radę? - Najemniczka zrobiła ponownie zadziorną minę, ale się i nieco roześmiała - Dobra, mniejsza z tym… a słuchaj no Dot, ty masz jakiegoś gnata czy coś? W sumie nigdy nie pytałam chyba?
- Ja się ciągle zastanawiam co wy robicie w tym swoim namiocie. - Przy tym pytaniu obrzuciła najemniczkę uważnym spojrzeniem. - Czy coś w sumie, a co?
- Ja w swoim namiocie tylko śpię, i nic więcej - Cooke przewróciła oczami - Masz w posiadaniu pistolet, albo jakiś paralizator, albo coś innego, czym możesz się tu obronić? - Sprecyzowała wypowiedź.
- Dwa pistolety i paralizator, A co?- Powtórzyła pytanie kładąc wyraźny nacisk na nie.
- Dwa pistolety? Uuuuu... - Zachwyciła się “T” - Przy sobie? Bo powinnaś, tu niebezpiecznie, a im więcej dni tu mija, tym na nowe niebezpieczeństwa się natykamy… nie patrz tak na mnie, no mam na uwadze bezpieczeństwo twoich czterech liter - Mrugnęła do niej.
Dorothy ociągając się sięgnęła po swój plecak. Wyciągnęła, oba spakowane pistolety. Szybko i sprawnie przygotowała je do strzału i równie szybko i sprawnie zabezpieczyła by Cooke mogła sobie je obejrzeć.
- Zadowolona?
- I tak, i nie - Odparła Cooke - Bo tak w plecaku, to wiesz… dinozaury szybkie, nie lepiej mieć go gdzieś w bezpośrednim zasięgu dłoni? - Najemniczka zerknęła najpierw na jeden, po chwili na drugi pistolet, oddając oba Dot.
- Przecież nie wsadzę go sobie w majtki, prawda? - Zaśmiała się.
- Mam w obozie zapasową kaburę - Odpowiedziała “T”.
- Po obozie to Baker raczej nie pozwoli mi nosić broni.- Skrzywiła się lekko, - Ale dziękuję. Pewnie przy najbliższym wyjdździe zgłoszę się po nie.
- No wiesz… Sarah ma przy sobie rewolwer, a Major jakoś jej za to nie opiernicza - Wzruszyła ramionami Cooke.
- Uuuu…- Na twarzy Dot pojawił się uśmiech świadczący o tym, że wpadła na szatański pomysł. I wymownie poruszała biodrami. - Będę jak Lara Croft.
- Taaaa… tylko żebyś się i tak fajnie wyginała… - Mrugnęła do niej rozmówczyni i się roześmiała.
Dorothy w odpowiedzi pokazała jej język.

Z jaskini wyszedł w końcu Kaai, już bez maski przeciwgazowej na twarzy.
- Można wchodzić bez obaw. Nie ma zagrożeń ze strony grzybów, czy jakiś zwierząt - Zameldował.
- Tobie też powiem, że to było głupie, że sam tam poszedłeś.- Powiedziała Dot do Marcusa, z lekko przesadzonymi pretensjami. - Jak to się ma do zakazu Bakera chodzenia gdziekolwiek samemu? Co? A jakby tam coś było? To co?
- Już się tak nie gorączkuj… wykonuję moją robotę - Odpowiedział Marcus - Możesz przeprowadzić swoje badania. Chcesz tam kogoś przy sobie mieć w jaskini? W sumie tak byłoby najlepiej - Hawajczyk spojrzał na Dot wyczekująco.
- Wcale się nie gorączkuję- Odpowiedziała mu Dot zabierając swój sprzęt. - Stwierdzam tylko jak jest. A jest tak, że jesteś równie nierozsądny co Peter.- Obrzuciła go badawczym spojrzeniem. - Mnie się pytasz? Ty jesteś specem od ochrony. Ty mi powiedz.
- Dalej masz badyl w tyłku, i nos w chmurach? - Odezwał się spokojnym, całkiem zwyczajowym tonem Marcus, wpatrując się w twarz Dorothy - Pytam kogo chcesz mieć w jaskini przy sobie, “T” albo mnie, ot wszystko, twój wybór. Więc co tu ma z tym wspólnego nasze bycie specami w owej ochronie?

Na twarzy Cooke pojawił się grymas… odchrząknęła, ale się na razie nie wtrącała.
- Nie. Zapytałeś czy chcę kogoś mieć, a nie kogo chcę mieć.- Odpowiedziała mu równie spokojnie Dot.- Nie będę już taka, możecie oboje że mną pójść.
- Już mnie nie łap za słówka, wiesz o co chodzi, więc nie rób z siebie słodkiej idiotki - Marcus… mrugnął do Dot. To było naprawdę dziwne.
- Jeden w jaskini, jeden na zewnątrz - Dodał stanowczym tonem.
- Skoro tak twierdzisz.- Lie wzruszyłam ramionami.- I tak uważam, że nikt nie powinien zostać sam. No ale ja się nie znam. Pokaż gdzie te grzyby i możesz wrócić na zewnątrz.
Najemnik niespodziewanie zarzucił swoją lewą łapę na ramiona Lie, obejmując ją przez kark, po czym z nieco wrednym uśmieszkiem spojrzał jej w twarz.
- Tam już żadnych grzybków nie ma, pani doktor... - Powiedział, jednocześnie prowadząc ją do wnętrza jaskini.
- Co ty mi tu…- zaskoczona Dorothy spróbowała zrzucić rękę z ramion, co udało jej się bez większych problemów. Najemnik nie miał bowiem zamiaru się stawiać i siłować.
- Od samego początku mówiłem, jeszcze w obozie, że te wszystkie grzyby już wybuchły, no ale może coś gdzieś jeszcze po kątach znajdziesz - Marcus uśmiechnął się półgębkiem, podając Dot latarkę, po czym gestem dłoni zaproponował, by ruszyła przodem. Wychodziło więc na to, że szli tam we dwójkę, a “T” zostawała na zewnątrz.
Dot pokręciła tylko głową z dezaprobatą, ponieważ nie podobał się jej pomysł, że Cooke zostanie sama, ale nie skomentowała tego.
- Dziękuję. - Powiedziała przyjmując latarkę i ruszyła przodem, chociaż kilkukrotnie odwróciła się by spojrzeć na najemniczkę.
Już w jaskini zwróciła się do Hawajczyka.
- Pokaż mi proszę gdzie były te grzyby.

Kaai poprowadził ją więc jaskinią gdzie trzeba, po czym wskazał latarką przy karabinie sufit.
- Tu to było… - Zatoczył bronią spory łuk po sklepieniu - Było ich naprawdę sporo, świeciły na niebiesko, tak jakby fosforyzująco, no i nawet to ładnie niby wyglądało - Wyjaśnił.
- Tylko w tym miejscu? Czy gdzie indziej były inne kolonie?- Pani botanik oświetliła sobie latarką powierzchnię skały, którą wskazał najemnik.
- Mogę liczyć na współpracę z twojej strony czy mamy wracać żeby Cooke tu ze mną przyszła?- Zapytała Lili przyglądając się sklepieniu jaskini.
Najemnik spojrzał na nią nieco zdziwiony, po czym minimalnie się uśmiechnął.
- To jaki masz plan? - Powiedział.
-Chcę pobrać próbki. - Wyjaśniła krótko Lie.
Mając w pamięci jego niechęć do zrobienia kilku zdjęć kwiatowi, który odkryli niedaleko obozu nawet zdziwiła się, że nie powiedział od razu “nie”. Na szczęście stała tyłem do Kaaiego i było nawet ciemno, więc ewentualny wyraz zdziwienia malując się na jej twarzy dał się łatwo ukryć. A gdy już się opanowała odwróciła się w stronę mężczyzny, wszak nieładnie było z kimś rozmawiać nie patrząc na tę osobę.
- Idealnie byłoby zabrać ze sobą fragment tej skały - Strumieniem światła ze swoje latarki wskazała na powierzchnię o której mówiła. - Dla mnie jest za wysoko. Drabiny nie mamy. Musiałbyś mnie posadzić, żebym mogła zebrać materiał oraz spróbować odłupać kawałek powierzchni.
- Dobra, to przygotuj wszystko co potrzebujesz - Kaai obejrzał sobie Dot z góry do dołu, błądząc wzrokiem po jej ciele, odłożył karabin, po czym zaczął… ściągać szelki taktyczne z osprzętem.
- Będą wygibasy - Powiedział z nieco tajemniczym uśmieszkiem.
Dorothy w tym czasie wyciągnęła ze swojego plecaka wszystko co potrzebowała i ułożyłam sobie na jakiejś płaskiej powierzchni, zaczynając od broni, która wcześniej pokazywała “T”, ponieważ to było akurat na samym wierzchu.
Samego sprzętu do zbierania próbek nie było dużo, ot kilka sterylnych pałeczek do pobierania wymazu. Kilka probówek. Nic co nie mogłaby zmieścić się w kieszeni.
- Masz jakiś młotek, którym mogłabym spróbować odbić trochę skały? - Zapytała gdy już była gotowa ze swoimi rzeczami.
- Nie. Co najwyżej saperkę, ale to przy quadzie - Hawajczyk kończył odpinanie magazynków i granatów od szelek.
- Trudno- Powiedziała Dot ponownie przyglądając się skalę by określić miejsce skąd idealnie możnaby pobrać najlepszy materiał do badań i szukając szczelin których mogłaby być ukryta grzybnia.
- Jak jesteś gotowa, to zapraszam do mnie - Marcus wyciągnął w jej stronę szelki taktyczne - Załóż to… pomogę ci podsadzając, ale w sumie ten sufit jest zbyt nisko, żebym cię wziął na barana czy coś. Jeśli podstawię ci “drabinkę” na nogę, to też będzie problem z balansowaniem, i żebyś mogła swobodnie pracować używając obu rąk… mam więc inny pomysł - Tłumaczył najemnik - Oprę się plecami o ścianę, lekko ugnę nogi. Ty mi wejdziesz na oba uda, a ja cię będę podtrzymywał za szelki, w ten sposób możesz na mnie niejako stojąc, swobodnie pracować. Może być?
-Tak.- Zgodziła się Lie podchodząc i biorąc szelki.
Nie miała za bardzo innego wyboru jak zaufać najemnikowi i zdać się na jego pomysłowość i doświadczenie.
Założyła na siebie tę dziwną uprząż i dopasowała ją do siebie ściągając odpowiednie elementy.
- Gotowa.
- To do dzieła - Marcus ustawił się gdzie trzeba, Dot przed nim i...po chwili wahania wdrapała się na niego, tak jak proponował. Najemnik trzymał ją jedną dłonią za szelki w okolicy brzucha, a ona stojąc na jego udach mogła swobodnie pracować pod sufitem…Kaai nawet nie pisnął, wytrzymując w takiej pozycji ciężar ciała Lie.
Pozycja nie była najwygodniejsza. Była również trochę niekomfortowa. Chodziło o sam fakt, że mogła spaść. Dlatego Dot starała się pracować jak najszybciej nie zapominając jednak by wszystko wykonać z jak największą starannością by nie trzeba tu było wracać.
Sterylnymi pałeczkami zebrała próbki z powierzchni. Do probówki pobrała elementy grzybni i tego co ewentualnie pozostało na powierzchni.
- Gotowe. Schodzę.- Oznajmiła gdy wszystkie próbki odpowiednio zabezpieczone znalazły się na powrót w jej kieszeniach A ona sama była gotowa by stanąć znów na twardym podłożu.
- Ok - Stwierdził krótko Kaai, a gdy Dot zerknęła na niego w dół, zauważyła iż po skroniach najemnika spływają kropelki potu.
Lie zaszła tą samą drogą, którą weszła.
- Trzeba mi było powiedzieć, że potrzebujesz chwili odpoczynku. - W jej głosie wyczuwalna była raczej troska niż jakieś pretensje. - Spokojnie mogłam to zrobić na dwa czy trzy razy.- Mówiąc to śledziła tor spływu jednej z kropli potu, która powoli przesuwała się po skroni, szyi i dalej w dół po torsie.
- Przeżyłem - Stwierdził spokojnie, po czym na drobny moment pomasował własne uda, zerkając wymownie na buty Dot.
- No tak - Wzrok Rudej podążył za wzrokiem wytatuowanego najemnika. - Powinnam była je zdjąć, prawda.- Powiedziała z pewnym poczuciem winy.
- No ale widoki mi wszystko zrekompensowały - Palnął nagle najemnik z uśmieszkiem czającym się na ustach, a dopiero wtedy Lie zdała sobie sprawę, na co on miał owe widoki, gdy tak się prężyła i wyginała niemal przed jego nosem.
- To zapamiętaj je dobrze. - Dorothy odpowiedziała z pozoru obojętnym głosem mocując się jednocześnie z zapięciem szelek.
- Zdenerwowałem cię? - Spytał najemnik, podchodząc bliżej Dot - Ot taki głupi żarcik… tu musisz nacisnąć - Dodał, widząc jej problemy ze zdjęciem szelek - Czy może mam pomóc?
- Ty się spociłeś, nie ja. - Pani botanik podniosła wzrok na twarz mężczyzny. - Pomóż. - Dodała zabierając ręce. Mężczyzna więc jej pomógł, i po chwili mogła już ściągnąć owe szelki. Nie dotknął jej nigdzie, gdzie nie musiał, nie pozwolił sobie również na żadne inne zagrywki. Mimo naprawdę, naprawdę wielkiej bliskości, w jakiej oboje się względem siebie znaleźli, zachował się jak należy.
- To teraz co? - Powiedział Kaai, wpatrując się w twarz Dorothy, wahając się chyba z wykonaniem kroku w tył?
- Chwila wytchnienia. - Odpowiedziała mu Dot kładąc mu dłoń na policzku i przejeżdżając powoli i delikatnie palcem wskazującym prawej ręki po linii szczęki. Marcus nawet nie drgnął, ani nie odezwał się słowem, w jego oczach “coś” jednak zamigotało.
Druga ręką Dot powędrowała wzdłuż pasa do zapięcia kamizelki. Następnie wzdłuż tego zapięcia ku górze, do pierwszego rzepy i zatrzymała się na chwilę.
- Co ty kombinujesz? - Spytał Hawajczyk, a… jego dłonie znalazły się nagle na biodrach Dorothy.
- Rozpinam ci kamizelkę.- Wyjaśniła Ruda rozpoznając pierwszy zaczep.
- W jakim celu? - Markus zgrywał się na całego?
- Zapewne by poczytać. - Dot rozpięła kolejny rzep.
- Książki zostawiłem w obozie - Odparł poważnym tonem najemnik.
- To może być problem.- Ostatnie zapięcie w kamizelce poddało się i Dot mogła swobodnie wsunąć dłonie pod nią. Co też zrobiła. Przesuwając dłońmi po materiale koszulki by zatrzymać się na wysokości bioder mężczyzny, który przyjrzał się jej twarzy uważniej. Nie odrywając wzroku, jedną dłonią ściągnął z siebie kamizelkę, i ta wylądowała po chwili na ziemi.
- Jesteś pewna? Tego tu…? - Wciąż z ręką na jej biodrze, drugą pochwycił delikatnie podbródek rudowłosej, przybliżając swoją twarz do jej twarzy.
- Nigdy nie robię niczego czego nie jestem pewna.- zaczęła powoli wyciągać mu koszulkę ze spodni. Dłoń Marcusa przesunęła się po ciele Dot z biodra, na jej pierś. A najemnik, nadal trzymając kobietę za podbródek, pocałował ją. Powoli i spokojnie, delikatnie skubiąc jej usta. Rudowłosa odpowiedziała na ten pocałunek równie delikatnie i spokojnie.
- Pytanie… czy...ty...jesteś?- Pojedyncze wyraz, składające się w pytanie, wypłynęły z jej ust w krótkich przerwach między tym jak smakowali wzajemnie swoje wargi.
Wysunęła dłonie pod jego koszulkę by móc poczuć ciepło jego ciała.
- Mhmm - Mruknął Kaai, a jego pocałunki przybrały na sile. Dłoń zacisnęła się z kolei nieco mocniej na piersi Lie, przez koszulkę kciukiem drażniąc sutek. Nie powiedział już nic.
- “T” czeka na zewnątrz. - Wydyszała Dot odkrywając w pewnym momencie usta i przerywając pocałunek. Kaai przytknął palce do czujnika na gardle, po czym się odezwał:
- “T”, wszystko w porządku?... U nas też… niedługo wychodzimy… ok, bez odbioru - Mężczyzna spojrzał na panią botanik.
- Sprawa załatwiona - Powiedział, po czym sam ściągnął własną koszulkę i odrzucił ją w bok. Spojrzał wyczekująco na Dot… Ruda poszła w jego ślady i po chwili oboje stali rozebrani od pasa w górę.
Lie przez chwilę podziwiała wyrzeźbione mięśnie ramion i klatki piersiowej. Wodząc po nich wzrokiem, jak i po skomplikowanym wzorze zdobiącym przedramię i część piersi Hawajczyka.
A po tej chwili była już blisko, bardzo blisko. Tak że mogła poczuć dotyk jego ciała na swej skórze. Następny pocałunek, którym g
o obdarzyła nie był już taki spokojny i delikatny. Kaai również zwiększył intensywność pieszczot, całując dziko i namiętnie, ze sporą dozą języka. Jedną dłonią przytrzymywał Dorothy za potylicę, drugą złapał ją mocnym uściskiem za tyłek. Po chwili zaś, obie jego łapy wylądowały na pupie kobiety, a on uniósł ją nieco w górę, ustami ześlizgując się na szyję i ramiona.
Dot oparła ręce o silne ramiona by móc lepiej utrzymać równowagę. Westchnął i przesunęła dłonią wzdłuż karku mężczyzny. A następnie to ona ujęła to za podbródek i pociągu lekko ku górze by ich usta znów mogły się złączyć.


~

Marcus brał ją ostro, a nawet i nieco brutalnie od tyłu, mocnymi ruchami dobijając samego dna, ucapiony uściskiem dłoni na jej pośladkach. W jaskini rozchodziły się odgłosy uciech cielesnych, połączone z sapaniem obojga. Dot musiała sama sobie zatykać usta, by czasem nie zacząć głośno jęczeć, tym samym zwracając na nich uwagę “T”? Albo przygryzać dolną wargę gdy silne, szybkie ruchy jakie czuła w sobie wydobywały z gardła świadczące o satysfakcji jak ta zabawa dawała obojgu… zaprowadził ją szybko na wyżyny rozkoszy, choć sam ich nie osiągnął. Gdy więc tak Dot łapała oddech po punkcie kulminacyjnym, poczuła nagle, jak dłonie Marcusa rozchylają bardziej jej pośladki, a po chwili dokładnie TAM poczuła się bardziej mokra niż przed chwilą. Wiedziała, do czego on zmierza, i przeszły ją lekkie dreszcze… bo na taki wymiar doznań to się trochę za mało znali i Dot wyraźnie zaprotestował, łapiąc go za rękę, przed taką zabawą.
- Dobrze - Wychrypiał po kilku sekundach trwania w bezruchu Hawajczyk, po czym wrócił, gdzie był poprzednio… by po paru dłuższych chwilach ponownej, ostrej jazdy, zakończyć wszystko wybuchem ekstazy w kobiecie.

Gdy ich oddechy się w końcu uspokoiły, Marcus podał jej swoją koszulkę, a odsuwając się od Lie, najpierw ją jeszcze lekko pacnął dłonią w pośladek, a następnie to miejsce szybko ucałował. Później zajął się już ubieraniem własnych spodni…
Dorothy potrzebował chwili by dojść do siebie. po tej nienaukowej części badań w jaskini.
Z koszulki najemnika skorzystała, a jakże. A później sama się ubrała. Nim jeszcze nałożyła spodnie przełożyła zawartość kieszeni do plecaka. zapakował tam także resztę swoich rzeczy jak i pożyczoną koszulkę.
Po czym spojrzała na zegarek. Baker dał im tylko kilka godzin, a ona chciała jeszcze zabrać kawałek skały z jaskini.


~

Oboje więc opuścili jaskinię, zastając “T” siedzącą na jednym z quadów w cieniu pobliskich drzew. Najemniczka jak nic, zauważyła brak koszulki pod kamizelką u Kaaia, ale nie odezwała się na ten temat ani słowem. Hawajczyk w międzyczasie wyciągnął saperkę, mającą robić w jaskini za młotek…
- Dorothy chce tam jeszcze pobrać jakąś próbkę skały - Wyjaśnił Marcus - Mam ja iść, czy może chcesz ty? W jaskini w sumie nieco chłodniej niż tu na zewnątrz...

“T” spojrzała na Dot, a potem na Kaaia, i na drobną chwilę brakowało jakiejś decyzji.
- Nie powiedziałeś, że ktoś musi mnie podsadzić i przytrzymać przy tej robocie. Więc tak czy tak się ktoś spoci. - Powiedziała Ruda żartobliwym tonem. - To chodź “T”, idziemy.
Marcus minimalnie się uśmiechnął… choć mogło się i Lie zdawać, a Cooke ruszyła więc za panią botanik na powrót do jaskini. Po chwili były więc obie wewnątrz, a najemniczka, zamiast lustrować wzrokiem okolicę, co chwilę zerkała na rudowłosą.
- Generalnie, to ja nie wiem jak tą łopatą odbić kawałek tej skały.- Wyjaśniła Dot ponownie oświetlając sobie sklepienie jaskini latarką.
- Hmmm... - Zamyśliła się wielce, i głośno “T”, po czym na jej ustach wyrósł odrobinkę, tak tyci, tyci, niepokojący uśmieszek. Spojrzała Dot w twarz.
- Ustrzel sobie - Powiedziała całkiem serio.
- A to całkiem bezpieczne?- Zadając to pytanie rudowłosa pani botaniki wyciągnęła oba swoje pistolety. - Który?
Cooke wskazała na Glocka.
- Pod kątem tak 45 stopni, żeby ewentualny rykoszet poszedł z dala od nas… no i stań nieco za mną, ja mam kamizelkę, najlepiej jakbyś tak mi strzelała… spod pachy - Zaśmiała się najemniczka. To wszystko było wariactwo, ona tak serio?
- Mówisz? - Dorothy stanęła blisko, za Cooke i oparła swoją brodę o jej ramię. - Tak? Czy tak?- Naparła na nią biustem.
- Zdecydowanie ten drugi sposób... - lParsknęła “T”, po czym połączyła się z Kaaiem.
- Nic się nie dzieje, strzelam sobie do pająka - Poinformowała, co nadchodziło za zajście w jaskini - Tak, do pająka, wyluzuj… bez odbioru.
- Nie do skały?- Zdziwiła się Lie. Wycelowała w opatrzony kawałek. - Zwykle strzelam do tarcz. - I pociągnęła za spust. Pierwszy strzał niewiele zdziałał, od sufitu nic nie odpadło, poza efektownym “zaiskrzeniem”, oraz odrobiną kurzu…
Dot wydała z siebie głośny pomruk, mający być wyrazem jej rozczarowania. Wycelowała ponownie w to samo miejsce.
Nim jednak oddała kolejny strzał przekręciła głowę i delikatnie skubnął płatek ucha najemniczki, która zamruczała niczym kotka.
- Strzelać dalej?- wyszeptała, na co uzyskała drugi, teraz zatwierdzający to pomruk “T”. Tym razem kawałek, o jaki chodziło, odpadł. Zadowolona Ruda podeszła do swojej zdobycz.
- Fajna zabawa.- Dot uśmiechnęła się do najemniczki. - Lepsze niż strzelanie do papierowych tarcz. - Przez dłuższą chwilę przyglądała się kawałków skały.
- Wracamy.- Dot, że swoją zdobyczą w dłoni, zbliżyła się powoli do najemniczki. - Może i w tej jaskini można się ochłodzić, ale jest tu niewygodnie. Chcesz jechać ze mną?- W tym pytaniu zawarta była i prośba.
- Oczywiście - Cooke przyglądała jej się odrobinkę drapieżnym wzrokiem.
- A jeżeli zgubię drogę…?- zapytała Ruda tonem niewiniątka. Oczy świeciły jednak świadczył o tym, że po jej głowie plączą się nie takie niewinne myśli.
- Tak jak Marcus zgubił koszulkę? - Powiedziała “T” wtykając oba kciuki za pasek swoich spodni, przyjmując odrobinę zadziorną pozę.
- Sam ją zdjął. - Dot skupiła spojrzenie na twarzy Cooke.
- Ehem… - Najemniczka pokiwała głową, nie będąc chyba odpowiedzią przekonana - No ale jeśli chcesz, to mu powiem, że… musimy na stronę czy coś, a potem mu gdzieś uciekniemy - Cooke przygryzła figlarnie dolną wargę - Pewnie będzie zły, ale co botanik tam…przeżyje
- Uwielbiam twoje poczucie humoru.- Lie zaśmiała się głośno i złożyła delikatny pocałunek na ustach rozmówczyni.- Tylko, że wolę własne łóżko i kąpiel przed tym.
- Może znajdziemy gdzieś jakieś nowe miejsce na kąpiel w dżungli, na tej naszej samowolce? - “T” objęła Dorothy w pasie, po czym nieco do siebie przyciągnęła, spoglądając jej z bliska w oczy - To jak, robimy chwilową dezercję? - Spytała słodkim szeptem.
- Jesteś niemożliwa.- Pani botanik wymownie poruszała brwiami.- I niemożliwe wodzisz mnie na pokuszenie.- Przejechala ręką po obojczyku najemniczki. - Ale po czymś takim to twój kolega spali mnie na stosie, a Baker mu W tym pomoże. No i łóżko jest wygodniejsze.
- Pogderają sobie i tyle z tego będzie… to jak? Nie nie pękaj… - “T” przycisnęła do siebie Dot tak, że zetknęły się ciałami, i złożyła na ustach rudowłosej namiętny pocałunek.
- Będziesz musiała mnie bronić przed ich gderaniem.- Dorothy puściła najemnicze oko i pociągnęła ją za rękę w kierunku wyjścia. - To chodźmy.

Gdy obie znalazły się na zewnątrz jaskini, zastały Kaaia z palcem przytkniętym do ucha.
- Aha… aha… aha… - Powtarzał w kółko, słuchając chyba czyjegoś długiego wywodu w komunikatorze, a musiało to być na tyle ważne, że widząc podchodzącą Dot i “T”, pokiwał im przecząco palcem, by nie przeszkadzały.

- Teraz?- Szepnęła Ruda szturchając najemniczkę w ramię. Ta jednak również stała z przytknietęym palcem do ucha, sama słuchając. Nadawano więc chyba na otwartym kanale… a Cooke zrobiła wielce zaskoczoną minę, jednocześnie zerkając na Dot, i po chwili zaczęła również się nieco uśmiechać.
Dot zrobiła pytającą minę. Ona nie miała łączności z nikim. Nie wiedziała co jest aż tak interesujące, że “T “ zajęła się tym. Usiadła więc spokojnie na quadzie czekając aż oboje towarzyszący jej najemnicy skończą.
- Major wraz z pozostałymi, co się udali do tej “ściany”, odkryli iż to nie jest żaden bunkier, tylko najprawdziwsze ufo zasypane ziemią, a wewnątrz znaleźli również zwłoki ufoludka. Major chce, żebyśmy do nich dołączyli, bo jest za mało ludzi, żeby zbadać całe te ufo w środku - Wyjaśnił niemal jednym tchem Kaai, przyglądając się reakcji Dot na takie nowiny.
- UFO?- Upewniła się Ruda, a w jej głosie słychać było niedowierzanie.- To jedziemy tam! - Tę część powiedziała już z ekscytacją.

“T” usiadła na quadzie za Dorothy, po czym objęła ją w pasie.
- To jak, gubimy się po drodze? - Szepnęła jej do ucha.
- Jasne - Lie odwróciła głowę w stronę siedzącej za nią kobiety i czule pogładziła jej rękę. Kaai wskazał kierunek jazdy, po czym oba quady ruszyły. On pozostał na tyłach. Jazda do miejsca, gdzie przebywała większość ekspedycji, miała z kolei potrwać i z godzinę… a już po jakiś 10 minutach, dłonie “T” powędrowały z brzucha Dot, na piersi pani botanik, masując je i ugniatając przez koszulkę, coraz śmielej i śmielej…
Ruda uśmiechnęła się błogo i wydała głośny pomruk zadowolenia. Poruszyła przy tym lekko całym ciałem by mocnej je docisnąć do siedzącej tuż za nią najemniczki. Po kilku chwilach takiej jazdy , w ekstremalnie trudnych warunkach, odezwała się do “T”
- Zatrzymujemy...się?- Wydyszała poddając się pieszczotom.-[/i] Czy… tylko… go… o zmianie… kierunku… informujesz?[/i]
- Mam już obmyślony cały plan - Odparła Cooke, i zaczęła lekko skubać palcami sutki Dot przez ubiór, przy okazji się śmiejąc.
- Lepiej szybko,... Bo zaraz zatrzymam się.- Zagroziła Dot chwytają rękę najemniczki i mocniej przyciskając ją do swego ciała.
- Jak sobie życzysz skarbie. Zatrzymaj się… - “T” pomachała dłonią na Marcusa, by z nim porozmawiać.
Lie zatrzymała quada, uważając by jadący za nimi Hawajczyk miał czas i możliwość wyhamować, a gdy w końcu oba pojazdy stały obok siebie, i wyłączono ich silniki, głos zabrała Cooke:
- Marcus, my byśmy obie musiały na stronę…
- To idźcie, poczekam - Odparł spokojnym tonem Kaai.
- Możesz jechać dalej, nie jesteśmy małymi dziećmi - Wyjaśniła najemniczka, z prowokacyjnym uśmieszkiem.
- Tu jest niebezpiecznie, zdrowy rozsądek, i sam Major nakazuje…
- A przyzwoitość nakazuje pozostawienie nam odrobiny przestrzeni.- Wtrąciła się Dot, chociaż nie nachalnie i całkiem uprzejmie. Kaai z kolei westchnął z rezygnacją.
- Jak się coś stanie, ja za takie coś po powrocie mogę trafić nawet do paki - Pogładził dłonią łysinę.
- Chyba żartujesz… - Dorothy Nie wyglądała jakby mu uwierzyła.
- Mówię serio-serio. I “T” też o tym wie, i u niej jest tak samo… nie czytałaś naszych kontraktów - Kaai lekko wyszczerzył zęby.
- Nooooo…- Dot udawała, że usiłuje sobie coś przypomnieć. - Nie, nie czytałam.- Dodała szybko. - Laura wszystko załatwiła. I chyba zapomniała mnie uprzedzić.- Lie zrobiła przy tym minę niewiniątka.
- Będzie dobrze? - Wtrąciła się Cooke.
- Ech wy… - Kaai pokiwał głową, po czym wbił spojrzenie w oczy Dot - Pojadę przodem, kierunek znacie. W razie czego odzywać się przez komunikator, i ani słowa nikomu, bo nas wszystkich Major zeżre z butami.
- Jasne. Jesteś słodki - Dot cmoknęła ustami w przesadzonej wersji całusa. Odpalił pojazd i ruszyła w stronę z której przyjechali.
- To gdzie teraz?- Zapytała gdy wytatuowany najemnik zniknął im z pola widzenia.
- Gdzie tylko chcesz… - “T” lekko przygryzła ucho Dot, a jej dłonie znalazły się pod koszulką rudowłosej, na obecną chwilę masując jej brzuch.
- Naprawdę macie taki zapis?- Ruda przytuliła policzek do policzka najemniczki. A dłonie Cooke zamarły w pół ruchu.
- No… na pewno nie dostaniemy bonusu, jak coś ci się stanie. A nasza “kara” jest wprost proporcjonalna do twojego uszczerbku na zdrowiu - “T” głośno odetchnęła.
- Aha.- Mruknęła pani botaniki i nakierowała dłoń Cooke na swoją pierś sama skupiając się na jeździe.
Po kilku dłuższej chwili, gdy sama nie wiedziała gdzie jest, zatrzymała quada. Włączyła silnik. I z wielką niecierpliwością zabrała się za pomoc w zdejmowaniu nadmiaru przyodziewku tak swojego jak i “T” by móc jak najszybciej oddać się przyjemności delektowania się dotykiem i widokiem ciała swojej towarzyszki.
- A wiesz… że na quadzie… tego jeszcze... nie robiłam? - Wydyszała Cooke między pocałunkami i wzajemnym rozbieraniem, po czym głośno się roześmiała.
- To masz okazję spróbować. - Odpowiedziała rudowłosa nie przerywając zabawy i również się roześmiała. Przejęła przy tym inicjatywę i nie dając “T” pola do popisu, do póki nie uznała, że w należytym stopniu zadbała o kochankę. Co miało przejawiać się w niczym nieskrępowanym westchnieniach i jękach, które po kilku minutach i rozbrzmiały z ust Dorothy, gdy Cooke odwzajemniała swoją namiętność… a po krótkiej przerwie, i małym odpoczynku, najemniczka znalazła sposób, na ponowne spełnienie u obu, wraz z możliwością pozostania w trakcie twarzą w twarz.

~

- Jestem taka spocona… - Przerwała panującą ciszę, w trakcie uspokajania się ich oddechów, uśmiechająca się sympatycznie “T”.
- Mi również marzy się kąpiel. - Powiedziała leniwie Dot przytulając się do owego spoconego ciała. - Taka z bąbelkami… - rozmarzyła się przy tym. - I do tego szampan…
- Oj przestań… za wannę to bym teraz zabiła - Parsknęła najemniczka, po czym ujęła delikatnie podbródek Dot w palce i złożyła na ustach delikatny pocałunek. Wciąż pozostając blisko twarzami, mrugnęła nagle - Mam zwariowany pomysł na ochłodę… przejedziemy się quadem na golasa??
Dot z uśmiechem pokiwała głową na znak, że się zgadza.
- Tak całkiem do nich? - Zapytała prowokacyjne.
- Chcesz żeby paru starszych panów zwału dostało? - “T” znowu się roześmiała, lekko klepiąc Dot po biodrze - Nie no, mamy jeszcze przynajmniej 30 minut jazdy przez dżunglę, to się pomyśli, co?
- Oczywiście. - Ruda zgodziła się bez wahania i zaczęła pakować swoje rzeczy do plecaka pilnując by oba pistolety były na samym wierzchu. Podobnie zrobiła Cooke, choć ona założyła na siebie szelki ze sprzętem, i przewiesiła przez ramię i głowę swój karabin. Po chwili namysłu założyła również buty, co i doradziła zrobić Dorothy. W końcu obie były gotowe, a co się do plecaków nie zmieściło, przyczepiły do samego quada…
- Dwie nagie laski na quadzie pośrodku dżungli - Cooke zachichotała niczym nastolatka, i ucałowała ramię rudowłosej przed sobą.
- Bo nas jeszcze jakiś King Kong porwie.- Zawtórowała jej Dot odpadając silnik. - To gdzie teraz?
- A tam nie były tylko blondyny? - Odpowiedziała najemniczka, po czym palcem wskazała kierunek jazdy.
Ruda w odpowiedzi zaśmiała się głośno i ruszyła we wskazanym kierunku.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 28-04-2019 o 20:26.
Efcia jest offline  
Stary 09-05-2019, 06:54   #164
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Ryo czym prędzej wypatrzył Hanę, po czym zbliżył się do niej szybkim krokiem z podekscytowaną miną… i pochwycił ją za biodra, po czym wśród własnego “heeeeej!” uniósł w górę! Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co zrobił, i postawił równie zaskoczoną chyba co on sam kobietę na ziemi.
- Emmm… przepraszam... - Potarł własny kark - Bo wiesz, jestem taki poruszony! Co my tam odkryliśmy! - Odezwał się ponownie tonem pełnym ekscytacji.
Hana rzeczywiście była zaskoczona, mile zaskoczona. Jej policzki spąsowiały ale pilotka uśmiechnęła się.
- Co znaleźliście? - Zapytała już na ziemi, sama będąc ciekawa co jest pod kopułą. No i Ryo był naprawdę podekscytowany tym co znaleźli.
- To naprawdę jest ufo - Azjata uśmiechnął się od ucha do ucha - Pełno dziwacznych korytarzy, niektórych drzwi nie sforsowaliśmy, ale odkryliśmy wielki magazyn pełen tajemniczych tub, jakby z materiałem genetycznym, a i byliśmy na czymś, co chyba było mostkiem dowodzenia, i tam siedział w fotelu, najprawdziwszy, martwy obcy! - Ryo opowiadał Hanie o wszystkim wpatrzony w jej twarz.
Hana z każdym słowem wyglądała na coraz bardziej zdziwioną i zszokowaną. Owszem obstawiała ufo ale bardziej dla żartu niż naprawdę. A na pewno nie chodziło jej o takie prawdziwe UFO z kosmosu.
- Serio?! Znaczy miałam rację?! - Jakość nic innego nie nie przyszło jej do głowy. - Co teraz?
- Major chce odpoczynku, narady, a później chyba ponownego zwiedzania ufo… nawiasem mówiąc, jeden z najemników, ten sierżant Curran, mocno podpadł, naciskając coś czego nie powinien, i włączyły się jakieś alarmy…
- Ryo pokręcił głową - Bardzo amatorskie to było z jego strony.
- Nieee..naprawdę? - Hana spojrzała na drugiego sierżanta. - Nie baliście się? Kiedy zabrzmiał alarm? Będziecie sami tam wracać czy reszta też będzie pomagać?- Hana uważała, że zwiedzanie statku jest o wiele bardziej ekscytujące niż siedzenie z resztą w jeepach.
- No jasne, że się trochę baliśmy, ale co tam! To chyba też część bycia odkrywcą? - Mężczyzna się zaśmiał, po czym napił wody - Postaram się namówić Majora, żebyś z nami poszła, w końcu jako pilotka możesz się tam przydać. Tylko… no wiesz, żebyś nie odstawiała podobnych co Peter zagrań? Bo to w sumie nic tylko wstydliwe. - Spojrzał na nią sympatycznie.
- Nie ma problemu!- Heo potwierdziła puszczając oko naukowcowi i wskazując kciuk w górę. - Najpierw rozpracowanie języka i symboli dopiero potem naciskanie guzików.
- Super. Wiedziałem, że masz głowę na karku - Przytaknął Ryo - Byłabyś i pewnie dobrym naukowcem! - Zaśmiał się.
- Mhmm…- Hana najpierw się skrzywiła a potem rozchmurzyła. - Cóż zapewne czeka mnie zmiana ścieżki kariery niezależnie od tego czy się wydostaniemy z wyspy czy nie… może powinnam pójść bardziej w akademickie dziedziny.
- Nie wiem czy będę mógł konkurować z taką słod… z tak inteligentną osobą - Zażartował Miyazaki - Jednak, jeśli masz może zamiar zostać przy swoim fachu… ja dużo podróżuję po świecie, może tylko lekka zmiana branży, na całkiem prywatną? - Tym razem to on do niej mrugnął.
- Cóż wszystko zależ jak bardzo zmieniły się maszyny i procedury przez te dwadzieścia osiem lat...boje się, że mogłam trochę wypaść z obiegu. - Hana nie zrozumiała jego aluzji. Z początku kiedy jednak w końcu dotarło, dodała. - Chociaż nic straconego podstawy zawsze są podobne, wystarczy się podszkolić. - Z jej zdania wynikało, że nie miałaby nic przy proponowanym obrocie spraw.
- To ten… pójdę porozmawiać Majorem? - Ryo nagle wydał się czymś zakłopotany.
- Ok. Poczekam tutaj, aż coś się ruszy. - Odpowiedziała kobieta trochę zdziwiona nagłą zmianą postawy Ryo, ale nie chciała kwestionować geniusza.
Po kilku minutach do Hany wrócił Ryo, przynosząc dobre wieści. Major zezwalał na jej udział w odkrywaniu tajemnic ufo.
- Yatta! - Hana ucieszyła się klaszcząc w ręce a potem chwytając dłonie naukowca. - Obiecuję, że nie przyniosę ci wstydu Ryota-san. Mam nadzieje że major nie kazał ci za to oddać duszy albo coś. - Azjatka spoważniała choć z tą duszą miał być żart to przemknęło jej przez myśl, że jej uczestnictwo może być opłacony jakąś przysługą od strony naukowca.
- Nie bój się, wszystko w porządku, i nic mi nie jesteś winna - Ryo uśmiechnął się do niej i… korzystając z okazji, iż Hana trzymała jego dłonie w swoich dłoniach, pogładził je kciukami.
- To naprawdę miłe. Wszystko. Od samego początku jesteś najbardziej przyjazną, pomocną i szczerze miłą osobą z całej tej zgrai. Miałam naprawdę szczęście, że spotkała tu tak dobrego człowieka. - mówiąc to Hana patrzyła mu w oczy uśmiechając się szczerze.

Po krótkim odpoczynku, i małym posiłku z suchych racji, który w sumie - zważywszy porę dnia - można było nazwać chyba lunchem, Major przywołał niemal wszystkich do siebie:
- Panie i panowie, proszę nadstawić uszu, wyjaśnię nasze dalsze działanie! - Zawołał głośno po rozlokowanym to tu, to tam, towarzystwie - Czekamy na doktor Lie, Kaai’a i “T”, a następnie ponownie wchodzimy ponownie do ufo. Tym razem podzielimy się na 3 grupy. Grupa pierwsza, pod dowództwem pana Collinsa, z Miyazakim, Heną, “Zapałką” i Robertsem, uda się do centrum sterowania, czy tam na mostek… zwał jak zwał. Grupa druga: Lie, Kaai, “T” i Honzo, udadzą się do tego wielkiego magazynu z cylindrami, dokładniej go zbadać, a grupa trzecia w składzie Frost, Miles, “Bear”, no i ja, będziemy nadal zwiedzać ufo. Tu na zewnątrz zostaje Curran i Chelimo. Macie jakieś pytania?
- Ile czas mamy? W sensie czy po jakimś czasie mamy wrócić na powierzchnię czy ktoś nas będzie zbierał? - Zapytała pilotka w końcu sam Major dał im szansę zadawania pytań.
- Nie wiem, ile czasu. Trudno określić ile czasu zajmie zbadanie kokpitu, czy magazynu, prawda? Dlatego nic odgórnie nie narzucam… wy zbadacie jedno miejsce, inna grupa drugie, my się pokręcimy po statku. Grupa pierwsza i druga zostaje na miejscu i nigdzie się nie rusza - Wyjaśnił Major - Choć w sumie… powiedzmy, że niech będzie godzina czasu. Po niej zrobimy przerwę i znowu wyjdziemy, może być? - Spojrzał na Hanę nawet-nie-wrednie.
- Ja się dostosuje.- Potwierdziła Hana i spojrzała na Ryo czy ten nie chce coś dla ich grupy narzucić. Nie chciał.

Podzielono się więc, jak Major zaproponował, po czym grupki udały się do wnętrza statku kosmicznego, każda do swojego celu… gdy Hana z paroma osobami dotarła na miejsce, miała tylko chwilę na przyglądnięcie się ufoludkowi. “Zapałka” i Roberts szybko go bowiem zapakowali w duży, foliowy wór, nakładając go od góry na kosmitę, jak i fotel na którym siedział, a ową folię przykleili do podłogi taśmami. Wszystko wyglądało trochę jak zakładanie… wielkiego kondoma, choć oczywiście wyjątkowo luźnego.
- I co ty na to wszystko? - Zagadnął w końcu rozglądającą się po pomieszczeniu pilotkę Ryo.
- Trochę przerażające, ekscytujące i niesamowite...właściwie trudno znaleźć słowa.- Odpowiedziała naukowcowi rozglądając się po pomieszczeniu. Po “zakryciu” obcego było jej łatwiej bo wcześniej jej uwaga była całkowicie poświęcona wysuszonej istocie. Wyglądała humanoidalnie jak obcy z filmów gdzie kosmici byli przyjaźni. - Macie plan co “badamy” w pierwszej kolejności.
- Wypadałoby się zająć jakoś rozszyfrowaniem ich mowy, to podstawowe zadanie -
Miyazaki zatoczył dłonią po wszelakich konsolach, monitorach i małych hologramach obecnych w “kokpicie” ufo, a Collins przytaknął.
- Będzie trochę trudno bez jakiegoś punktu odniesienia ale pewnie sobie poradzimy.
Mogę zacząć robić zdjęcia używanym przez nich znaczkom i dopisywać gdzie zostały użyte.
- Zaproponowała Hana czekając aż Collins albo Ryou potwierdzą albo zaproponują inne zadanie.
Zarówno Collins, jak i Ryo się uśmiechnęli, po czym ten drugi podał jej naprawdę niewielkie urządzenie elektroniczne, które określił jako telefon, i owym telefonem mogła robić zdjęcia… telefonem, który nie wyglądał na telefon, i miała nim robić zdjęcia??
- Aha...emmm Ryo...pokażesz jak się tym posługiwać?- zapytała zakłopotana Hana. Jednocześnie patrzyła zafascynowana na "telefon" z fascynacją jakby dali jej "kosmiczny artefakt". Tylko bardziej zrozumiały i intuicyjny. Miyazaki szybko wytłumaczył Hanie co i jak z telefonem, i po chwili pilotka była już w stanie - przynajmniej na ten moment - wykonywać nim zdjęcia. Zabrano się więc do szeroko pojętego badania tego miejsca. Collins milczał, ale Ryotaro głośno gdybał:
- Ciekawe do jakiego języka te "esy-floresy" można porównać… wiadomo, żaden tam angielski, japoński, czy chiński to nie jest… - Zerknął na Hanę i się uśmiechnął.
Hana odwzajemniła uśmiech i zaryzykowała tezę.
- Nie wiem jak bardzo użytkowo przyjazny dla pilota miał być statek, ale może to piktogramy. -
- No proszę, mamy tu naprawdę bystrą pilotkę - Powiedział wesołym tonem Inżynier, a zarówno Ryo, jak i obaj najemnicy spojrzeli na Hanę z… podziwem?
Hana trochę się zarumieniła i wróciła do pstrykania zdjęć oznaczeniom wyświetlanym na hologramie i ‘kokpicie’. Potem przeszła się po pomieszczeniu szukając innych oznaczeń im także zrobić zdjęcia.
- Z punktu widzenia pilota, czy widzisz tu gdzieś coś, co mogłoby służyć za… jak wy to nazywacie fachowo… stery? - Odezwał się do niej Ryo.
- Mhmmm, powinien być pod ręką pilota. - Powiedziała Heo i podeszła do fotela. - Patrz tutaj. - Wskazałą na miejsce na fotelu, wyglądało jak mały panel sterowania. Hana zrobiła mu zdjęcie. - Jest tylko jeden fotel co sugeruje, że najważniejsze funkcje jak sterowanie startem, lotem i lądowaniem muszą być dostępne na tym pulpicie. Reszta mogą to być pulpity pomiarowe, albo sterujące innymi częściami statku które można monitorować kiedy używa się autopilota...znaczy to tylko moje zdroworozsądkowe podejrzenia.
Najemnicy i Collins po raz kolejny przytaknęli z podziwem, a Ryo aż klasnął w dłonie.
- Takiej asystentki to szukać ze świecą! - Powiedział wesołym tonem - Masz u mnie kontrakt dożywotni… emmm… znaczy się... - Azjata zmieszał się, ponieważ zdał sobie sprawę, że chyba powiedział zbyt wiele przed pozostałymi.
- Może potrzebujemy tu kilka innych osób do pomocy? Pan Alazraqui, pani Lie albo i Elsworth mogą znać więcej języków, i może tu nam bardziej pomogą? - Przerwał chwilową ciszę Collins - A w międzyczasie, może zajmiemy się zamiast symbolami na klawiszach, tymi hologramami-ekranami komputerowymi? Może tam sobie lepiej poradzimy? - Uśmiechnął się sympatycznie i wzruszył ramionami.
- Tylko niczego nie dotykać! - Wtrącił się “Zapałka”.
- To dobry pomysł zawsze mogą wpaść na pomysł który my przeoczyliśmy. - Przytaknęła Hana. Czuła się coraz pewniej w tym całym naukowym asystowaniu. Właściwie to trochę puchła z dumy po słowach Ryo, ale nie dała tego po sobie poznać. Jej też zdarzało się czasem za dużo powiedzieć.
-To kto idzie po rezerwowych? - Spojrzała na najemników. W końcu oni nie mogli się ruszyć.
- Nikt nigdzie nie idzie, czekamy tu aż Major wróci, macie więc czas na dalsze badania tego pomieszczenia? - Odezwał się Larry.
- No właśnie - Dodał “Zapałka”.
- No dobrze poczekamy na znak z góry. - Pokręciła rozczarowana ich postawą Hana, ale się nie kłóciła. Wróciła do naukowców i pracy.
- Ty się nie fochaj… wy macie przynajmniej jakieś zajęcie, a my to jedynie w zębach dłubiemy - Powiedział do Azjatki Larry.
- Przecież nie mam do was pretensji. - Azjatka odpowiedziała szczerze zdziwiona taką postawą Larrego. - W końcu ‘My’ nie możemy się ruszyć bez was, ale wy możecie się skontaktować z innymi w razie potrzeby. Więc jeden z was mógłby dać znać reszcie… - Nawet nie dokończyła tylko machnęła ręką jakby w połowie zdania uznała, że cokolwiek powie jest bezcelowe bo żołnierze i ich klapki na oczach zrobią po swojemu. Wróciła do robienia zdjęć hologramom.
- Skontaktować nie bardzo. Tu w tym ufo nasza łączność nie działa - Dodał na odchodne do Hany najemnik.
Dlatego proponowałam żebyście tam poszli.” Odpowiedziała mu w myślach Hana już skupiając się na swojej robocie.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 09-05-2019 o 20:52.
Obca jest offline  
Stary 09-05-2019, 21:01   #165
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poprzedniej nocy...

- Hej ogierze, będziesz tak żabki podziwiał? - Odezwała się nagle do Douga Sarah, łapiąc nagiego mężczyznę… za penisa. Zaczęła go lekko za niego odciągać od wejścia namiotu, by zapewne na powrót z nim wskoczyć w śpiwór.
- To są nowoczesne, wodoodporne i szczelne namioty, jak zamkniemy wejście, to nam tu żadne żabki nie wejdą... - Zachichotała - No chyba, że wolisz je ode mnie...
- No… żabki, nawet na patyku, nie są warte uwagi.- uśmiechnął Doug zerkając na atuty Sarah.-Niemniej przed chwilą smacznie spałaś. A mi się już nie chce spać. Masz jakieś pomysły? Propozycje?
- No domyśl się - Zamruczała kobieta, ściągając koszulkę, i odsłaniając swoje nagie piersi, wśród uśmiechu. Naparła jednak dłonią na “Sosnę” - Połóż się...
Sosna zrobił to co ona oczekiwała i zażartował.- No cóż.. ja mam tylko jeden rodzaj pomysłów na taką sytuację.
- To mam na myśli - Powiedziała cichym głosem Sarah i dobrała się ustami do męskości Douga.
- Ta żabka rzeczywiście wymaga czułości.- jęknął mężczyzna poddając się talentowi ust Sarah… która się cichutko zaśmiała, po czym przeniosła się nieco niżej(!), pieszcząc klejnoty mężczyzny.
- A te kijanki? - Szepnęła.
-One też.- mruknął Doug poddając się jej figlom i zerkając łakomie na jej krągłości, zwłaszcza tyłeczek wypięty w górę. Po kilku minutach, gdy prężył się już na całego gdzie powinien, Elsworth spytała prosto z mostu, zerkając w twarz najemnika, z jego dolnych rejonów.
- To jakbyś chciał? - Uśmiechnęła się.
- Zważywszy… twoje badania… przed chwilą. To ja chyba powinienem spytać ciebie.- ocenił Sosnowsky patrząc z pożądaniem na biust kochanki.

... zdarzyło się tyle ciekawych rzeczy, że było co wspominać podczas rutynowych obowiązków w obozowisku. Ale i ta rutyna została przerwana...


- Nie powinniśmy się oddalać od obozowiska. A ty nie powinnaś nigdzie łazić sama i bez broni.- stwierdził Doug mając w planach zarówno byczenie się jak i przesypywanie. Z doświadczeń z partyzantka i ściganiu kłusowników, wiedział że w takich obozach panuje nuda. Siedzi się w lesie przy ognisku kryjąc się przed siłami rządowi i czekając aż dowódcy zaplanują kolejną akcję. Nuda i frustracja jest częścią obozowego życia.
Westchnął ciężko wpatrując się w Elsworth.- Dobra, ale na krótko.
- Przecież mam rewolwer? - Zdziwiła się kobieta - Tyranosaura tym może nie zatrzymam, ale zdecydowanie jakikolwiek dinozaur przestanie mieć ochotę na bliższe spotkanie, gdy go ołów pokąsa - Sarah uśmiechnęła się do “Sosny” - No i mam ciebie, mój ty twardzielu...
- Raptorów jakoś ołów nie zatrzymywał.- ocenił smętnie Doug wspominając swoje poprzednie doświadczenia w tej materii. Następnie dodał.-Dobra, załatwmy to szybko.
- Coś ty taki jakiś… spięty? - Kobieta przyjrzała się najemnikowi dokładniej.
- Zawsze jestem spięty na takich wyprawach moja droga. Wychodzimy w dzicz pełną niebezpieczeństw i nieprzyjemnych niespodzianek. Muszę być czujny, ostrożny i paranoiczny… jeśli mam ocalić twoją dupcię przez potencjalnymi zagrożeniami. I swoją też. Rajski ogród to to nie jest… raczej zaginiony ląd. - wyjaśnił spokojnie mężczyzna sprawdzając kałacha. I spojrzał na Sarah.-Słuchaj. Ty możesz się zachwycać i cieszyć. Możesz badać zwierzątka i kwiatki i tryskać optymizmem. Masz do tego pełne prawo, bo ja jestem tuż obok i pilnuję okolicy, byś ty nie musiała się o nic martwić.
- ...i dlatego, mój twardy samcu, jestem wniebowzięta, mając ciebie przy sobie - Zażartowała Sarah -To daj mi 5 minut na spakowanie paru pierdółek do plecaka, i możemy ruszać - Mrugnęła do Douga.
- Nie ma problemu. Poczekam cierpliwie. I sam muszę zabrać parę rzeczy.- odparł najemnik i ruszył się do swojego namiotu po potrzebne klamoty.



Podążyli na polankę, Sarah pierwsza a Doug za nią. Najemnik zajmował się głównie szukaniem zagrożeń, więc na samą biolożkę nie zwracał większej uwagi. Ona zajmowała się badaniami, a on tym by nic w tych badaniach jej nie przeszkadzało. Uwagę samej biolożki przyciągnęły dziwne czarne ptaszki siedzące na drzewie. Coś co blondyn sam by nie zauważył. Były zbyt małe i za delikatne, by uznać je za zagrożenie… więc Bloody ignorował takie stworzonka. Ale Sarah była podekscytowana ich widokiem.


Przez niemal trzy kwadranse Elsworth z zainteresowaniem obserwowała “ptaszki” na drzewach, robiąc notatki, pstrykając im zdjęcia, i ogólnie się nimi zachwycając, co pewien czas racząc Douga wiedzą na temat tych okazów. W sumie nie interesowało to za bardzo blondyna, ale załapał, iż nie były to ptaki, a jakiś rodzaj dinozaurów… po kilkunastu kolejnych minutach, tym razem uwagę Douga przykuły przechadzające się po polance gady. Z początku miał je na oku ze względów bezpieczeństwa, szybko jednak zauważył coś podejrzanego u jednego z nich.



Jeden z tych szarawych roślinożerców, którego nazwę chyba kiedyś wypowiedziała głośno Sarah, miał w swym grzbiecie wbity patyk. Taki gdzieś na 50 cm, nieco powyżej tylnej nogi… ale zaraz, ten “patyk” był wyjątkowo prosty. To chyba nie była gałąź.
Douglas zaklął pod nosem i rzekł do Sarah.
-Zostań tu i w razie kłopotów, śmigaj do obozu.- po czym ruszył w kierunku jaszczura starając się podkraść jak najbliżej i wyglądać jak najmniej groźnie. Trzymał jednak kałacha w gotowości. Najemnikowi udało się podejść do dinozaura na jakieś 5 metrów. Z takiej odległości mógł już dokładniej przyjrzeć się temu czemuś, co wystawało z gada. Gałąź to nie była… na strzałę za małe, to była chyba jakaś dzida(?!). Prymitywna, z naturalnego surowca, a więc jednak owszem, “patyk”. A czy był tam jakiś grot, czy jedynie zaostrzony koniec, tego stwierdzić nie mógł. Wnikało to bowiem w ciało dinozaura… który zdecydowanie miał już coś przeciw tak bliskiej obecności Douga, i zerwał się do ucieczki, cicho bucząc, czy tam i mrucząc.
- Możliwe że mamy rozumnych sąsiadów.- rzekł Doug do Sarah wstając z trawy i podążając spojrzeniem za spłoszonym dinozaurem.
- Co masz na myśli?? - Elsworth była wyraźnie zdziwiona słowami Sosnowsky'ego.
- Zauważyłem dzidę pigmeja… no… może nie tak małą, ale podobną do tych co dzidy pigmejów w dżungli.- wyjaśnił Sosnowsky krótko.
- Była wbita w dinozaura, czy jak? - Dopytywała się Sarah. Zanim jednak najemnik jej coś odpowiedział, w jego komunikatorze odezwał się… van Straten:
- Hej Sosnowsky, słyszysz mnie? Odbiór.
- Wbita… jak ciśnięta przez kogoś.- odparł krótko blondyn i odezwał się.-Słyszę. Co jest?
- Zostawiłeś Woodsa samego w obozie amatorze, a ten kombinuje. Zastałem go próbującego odpalić na zwarcie jeden z quadów - Wyjaśnił van Straten.
- A niech jedzie. Zrobi za przynętę dla raptorów i będzie po sprawie. Jedna gęba do wykarmienia mniej. A my tu nie jesteśmy po to, by niańczyć dorosłych ludzi.- warknął w irytacji Sosnowsky.
- Osobiście mam to w dupie, ale Major może się z tego powodu pienić? - Odparł spokojnym tonem tropiciel.
-Dobra… wracamy do obozu. Pogadam o tym z Majorem. Lepiej go puścić niż pilnować niczym więźnia.- ocenił Bloody.
- Wracamy? - Sarah z nietęgą miną spojrzała w twarz " Sosny".
-Wracamy. No chyba że jeszcze masz coś do badania?- zapytał Doug przyjaźnie.
- Wracamy, skoro są problemy w obozie - Stwierdziła pani biolog - Dinozaury nie zając, nie uciekną? - Roześmiała się.
-Ano.- odparł krótko Doug.


Na miejscu, upewniwszy się że Alan siedzi na dupie, z dala od ich zapasów Sosna ruszył w kierunku van Stratena, by porozmawiać z nim o paru sprawach.
- Wiiięęęc co tam upolowałeś?- zapytał Sosnowsky podchodząc do “wielkiego białego myśliwego”.
- Dinuś większy niż kangur, ale i mniejszy niż typowy osioł. Nie wiem jak się zwie, może by Sarah wiedziała, ale roślinożerny… - Odparł van Straten.
- Jadalny? Wyglądający przynajmniej na takiego?- zapytał Sosnowsky.
- Skoro żre zielone, to chyba tak? - Stwierdził myśliwy.
- Oby był. A może… widziałeś jakieś ślady cywilizacji… przypadkiem?- zapytał ostrożnie Doug.
- Znaczy się co? Czy gdzieś widziałem Walmart czy jak? - Roześmiał się krótko - Czemu pytasz?
- Widziałem dinozaura z wbitą w ciało dzidą. A przynajmniej z czymś co dzidą przypominało.- wyjaśnił Doug spokojnie.
Van Straten wzruszył ramionami.
- Nigdzie jeszcze śladów ewentualnych tubylców nie odkryliśmy… no ale i mało wyspy zwiedziliśmy.
- Nie jestem pewien czy to dobrze czy źle, że nie znaleźliśmy śladów dzikusów. Mogą to nie być ludzie, tylko no… jaszczuroludzie.- mruknął cicho Doug, a następnie dodał.- A o Alanie trzeba pomówić jak się spotkamy z majorem. Dać mu broń, amunicję i niech szuka tej szalonej Japonki. Będzie zabawnie, gdy okaże się że uciekła z obozu z powodu jego nachalności.- zaśmiał się ironicznie.
- Jaszczuroludzie?? - Parsknął przez nos Wilburn - Nażarłeś się jakiś podejrzanych jagódek? Ale mniejsza z tym… a puszczanie Woodsa to nic tylko marnowanie zasobów. Wątpię by Major zgodził się na "utratę" quada.
- Tu są same dinozaury… z nich nie mogą wyewoluować ludzie. - burknął Doug i wzruszył ramionami dodając.- Nie mówię o quadzie, pistolet plus jeden magazynek, trochę żarcia i środków opatrunkowych i tyle… I tak łatwiej będzie mu się tropiło na pieszo.
Van Straten spojrzał na Douga z niedowierzaniem.
- Przecież ten baran ma uszkodzoną nogę i chodzi o kuli?
- No i ? Ten baran nie bierze pod uwagę że quad nie ma nieograniczonego zapasu paliwa i nie jest samochodem. Wymaga dwóch sprawnych nóg.- wzruszył ramionami Doug.- Więc tak czy siak nie jest w stanie ani jej znaleźć, ani wytropić… ale skoro tego debil sie uparł, to niech idzie się zabić.
- Czyli tak, albo srak, sprawa z nim wygląda beznadziejnie… - Van Straten uśmiechnął się szyderczo, po czym klepnął dłonią swój karabin - To może go od razu ubić niczym kulawego konia? - Roześmiał się gardłowo.
- To byłoby jakieś rozwiązanie. Problem nie w tym, że kuleje… a w tym że sobie coś ubzdurał. Kiku gdzieś polazła sama... a my nie mamy środków by ją szukać. Ba… nie mamy nawet możliwości skontaktowania się z bazą.- wzruszył ramionami Doug i podrapał się po karku.- Nie mamy też środków, by pilnować jeńców, więc… jak Alan chce się zabić, to… czemu mam tu tego bronić. Pogadam z majorem.
- Dobra. Znasz się bardziej na tych waszych całych procedurach i innych duperelach, to faktycznie lepiej ty z nim pogadaj...a jak nie, to go wypatroszę i huj - Myśliwy spojrzał całkiem serio na "Sosnę".
- Nie jesteśmy w wojsku… tu nie ma procedur. - odparł z ironicznym uśmieszkiem “Bloody” nie przejmując się kwestią “patroszenia”.
- No ale macie tu wojskowe drygi - Van Straten znowu wzruszył ramionami - Pomożesz mi później z przytaszczeniem mięsa do obozu?
- Jasne… czemu nie… w końcu musimy coś jeść, a żarcie samo nie przyjdzie.- odparł z pobłażliwym uśmieszkiem Bloody.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-05-2019, 20:48   #166
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Po jakiś 20 minutach jazdy przez dżunglę, kobiety zatrzymały się na chwilę, by tym razem… naprawdę iść na stronę. Po krótkich odwiedzinach pobliskich krzaczków, obie były gotowe do dalszej drogi, gdy Cooke coś usłyszała.
- Dot, ćśśśś! Słyszałaś? - Spytała najemniczka. I faktycznie, po chwili i Lie słyszała… szum wody, gdzieś całkiem blisko.
- Czyżby nasze modły zostały wysłuchane? - Ucieszyła się “T”. Ruszyły by sprawdzić źródło owych dźwięków (obie nadal nagusienkie), i po chwili obie się uśmiechnęły. Wanna z bąbelkami to może nie była, i w sumie ten strumyk… czy tam mini-wodospad miał może jedynie ledwie 1,5m wysokości, ale lepsze to, niż nic.



- Łiiiii…!!- Krzyknęła Dorothy podekscytowana. - Woda, woda!! Myślisz, że możemy? - Spojrzała pytająco ma towarzyszkę.
- No przecież to woda, a nie kwas? - Cooke spojrzała na nią wymownie, po czym zaczęła z siebie ściągać militaria, a po chwili i buty - Chodź się popluskać…
- Van Straten z pół godziny siedział nad tą tylko wodą przy naszym obozie.- W głosie Dot słychać było przesadny wyrzut, ale jej oczy i całą twarz mówiły, że to tylko żart.
Rudowłosa również pozbyła się butów i weszła do wody.
- Aaaale super... - Zamruczała “T”, stojąc pod mini-wodospadem, lejącym się na jej plecy, z lekko wyciągniętymi rękami do podchodzącej Dot. Najemniczka uśmiechnęła się miło do pani doktor - ”Wielki Biały Myśliwy”, jak go to Doug nazwał, sprawdzał tak długo, czy coś w rzeczce nie pływa, nie żyje tam, czy nie ma zagrożenia pod wodą. A tu jest tylko woda, co leci niemal jak pod prysznicem - Wyjaśniła wśród mrugnięcia.
- A tu może z góry na ciebie zlecieć. Jak to.- Szybkim ruchem ręki Dot uszczypnęła, lekko, “T” w tyłek i zaśmiała się.
- Hej! - Cooke mocno drgnęła, a korzystając z sytuacji, w jakiej obie stały, pochwyciła Dot w pasie, po czym… uniosła ją nieco w górę - Pierwszy dinozaur, który tu spłynie niczym w jakimś parku wodnym, jest dla ciebie! - Parsknęła śmiechem, po czym dodatkowo wykorzystując sytuację, wtuliła swoją twarz w piersi rudowłosej, która rzuciwszy jej ręce na szyję mocno ją przytuliła obsypując przy tym pocałunkami twarz najemniczki. Po dłuższej więc chwili, i małym wybuchu kolejnych namiętności, obie się w końcu porządnie spłukały, i były gotowe do dalszej drogi… ledwie jednak wyszły spod mini-wodospadu i założyły buty, pojawił się mały problem, i to dosłownie. Bzyczący problem, najpierw jeden, potem drugi, trzeci, dziesiąty, dwudziesty.
- Ał! - Pisnęła “T” odganiając się od kąsających komarów - Ał! Ał! Fuck no! Ał!

Dorothy nie miała lepiej. Małe skurczybyki zrobiły sobie z obu nagich kobiet posiłek, i były naprawdę upierdliwe, nie pozostało więc nic innego, jak brać nogi za pas, co też obie uczyniły, pędząc do quada. A gdy go dopadły Lie ruszyła czym prędzej przed siebie. Bez ubierania się. Prawie na oślep, byle by tylko uwolnić się od natrętnych insektów, które usiłowała zjeść je żywcem. Dot klęła przy tym niemiłosiernie. Po nieco szaleńczej jeździe, trwającej może raptem 5 minut, mogły się w końcu zatrzymać.
- Pogryzły mnie po dupieeee - Użalała się Cooke, oglądając swoje nagie ciało. Miała około tuzina czerwonych plamek, które zaczęły całkiem nieźle swędzić. Pani Lie miała ich dwa razy tyle...
- Ubieramy się i jedziemy do tego UFO. Nim nas coś mocniej pogryzie.- Dorothy dokładnie obejrzała swoje pokąsane przez owady ciało nim założyła ubranie. - Trzeba będzie z Kim porozmawiać. I powiedz jak mam teraz jechać. - Liczyła, że najemniczka wie to. Wiedziała. “T” przez chwilę obserwowała słońce, rozglądnęła się, po czym wskazała kierunek. Obie po paru minutach były gotowe do dalszej drogi, ruszyły więc, już ubrane, na spotkanie pozostałych…*



BADANIE UFO

Po dotarciu do pozostałych, Dorothy i Cooke, po wymianie porozumiewawczych spojrzeń z Kaaiem, otrzymały o wiele mniej przyjazne spojrzenie Majora… pewnie chodziło o fakt, iż najemnik przyjechał na miejsce pierwszy, ergo, rozdzielenie się w dżungli, nie podpasowało Bakerowi. Głównodowodzący pozostawił to jednak bez komentarza.
- Tak? - Dorothy posłała Bakerowi pytające spojrzenie, chociaż i pytanie zostało zwerbalizowane.

Jakiś kwadrans później, Major wraz ze swoją grupką zwiedzającą ufo, zaprowadził grupkę Dot do wielkiego pomieszczenia, i nakazał jego dokładniejsze zbadanie, po czym Baker i towarzyszące jemu osoby pozostawiły ich samych…
- To co robimy dokładniej rudzielcu? Jakieś pomysły, czy każdy sobie bada jak ma ochotę? - Spytał Honzo, szczerząc zęby do Dot.
- Ty bierzesz tę stronę, - Ruda pokazała prawą ręką lewą część pomieszczenia. - A ja tamtą.- Tym razem lewą ręką wskazała prawą część krzyżując tym samy ręce tuż pod biustem co spowodowało, że uwydatnił się on bardziej niż odrobinę… a wzrok wszystkich osób na moment tam zawędrował - A “T” i Marcus pilnują.- Ruchem głowy wskazała na najemników. - Proste.- Opuściła ręce i ruszyła w swoją część… a za nią podreptał Kaai. Wybrał więc sobie Dorothy do ochrony, a tym samym zmuszając "T" do pilnowania Honzo.

- Co to za czerwone plamy na rękach? - Spytał cichym tonem najemnik, zanim Lie zabrała się za jakiekolwiek badanie tego miejsca.
Lie obrzuciła Marcusa przesadnie zdziwionym spojrzeniem lustrując go kilkukrotnie od stóp do głów.
- Myślałam, że staniecie sobie gdzieś… tam- ręką wskazała jakieś oddalone miejsce za sobą. - I tak ogólnie będziecie obserwować. - Po czym podrapała się lękko po ręce. - Coś mnie ukąsiło. Tak to jest gdy zapomina się o spraju na owady. - Wyjaśniła w końcu.
- Są na to naturalne sposoby… - Powiedział Marcus z dziwnym uśmieszkiem.
-N,N-Dietylo-m-toluamid- Odpowiedziała mu Lie. - Albo etyloheksanodiol. Tak?
- Nie bardzo wiem o czym mowa… - Kaai wzruszył ramionami, po czym stojąc tyłem do oddalonych o kilkanaście metrów Honzo i Cooke, lewą dłonią… rozpiął rozporek i wyciągnął swoją męskość na wierzch!!
- Efektem ubocznym będzie jednak specyficzny zapach - Dodał, po czym zaczął się cicho śmiać.
- Masz makabryczne poczucie humoru. - Dot pokręciła głową z dezaprobatą trzymając cały czas wzrok wbity w twarz rozmówcy po czym ostentacyjnie odwróciła się na pięcie by zająć się przydzielonym przez majora Bakera zadaniem.
- Przepraszam Dorothy - Powiedział do jej pleców Marcus, po czym dało się słyszeć charakterystyczny odgłos zapinanego rozporka - Chciałem sprawdzić pewną tezę…
- Aha. - Mruknęła Lie nie przerywając pracy, co chyba miało być odpowiedzią na jego przeprosiny.
- Tezę dotyczącą czego? - Pytanie zostało postawione bardziej ze względów grzecznościowych niż ciekawości. Nie było jednak ani nieuprzejme w swym tonie ani lekceważące.
- To co piszą o tobie w brukowcach… te szaleństwa z alkoholem, narkotykami, no i… seksualne. Chciałem sprawdzić osobiście - Wyjaśnił najemnik, choć i tak mocno wyolbrzymił to i owo(?).
- Masz bardzo profesjonalne źródła informacji - Ramiona Dot zaczęły się trząść. - bardzo.
- W twoich aktach, podsuniętych nam pod nos, nic takiego nie było - Odpowiedział spokojnym tonem mężczyzna.
- Umowę podpisałeś przed czy po swoich małych poszukiwaniach?- Botanik nadal stała plecami do najemnika.
- Po - Odparł wyjątkowo krótko Marcus, a Dot na jego bliski głos, jak i dłoń położoną na ramieniu, aż "podskoczyło" serce.
- Kurwa! Marcus!- Rudowłosa syknęła odwracając głowę do tyłu.- Nie strasz mnie.- Jej wzrok powędrował od ręki na swoim ramieniu aż do twarzy najemnika. Kaai milczał. Silnym, choć w miarę delikatnym uchwytem dłoni, obrócił sobie całą Dorothy twarzą ku sobie. Obie jego ręce powędrowały powyżej jej ramion, po czym ją objął, i przyciągnął ku sobie, jedną z dłoni trzymając kobietę nawet za potylicę. Przytulił ją do swojego torsu, a po chwili zaczął nawet gładzić jej głowę palcami. Nadal nie odezwał się ani słowem. W tej chwili słowa chyba były zbędne. Tu, na tej przeklętej wyspie, pośrodku oceanu, poza cywilizacją, wewnątrz ufo…
Przez chwilę Dot stała zaskoczona zachowaniem Hawajczyka i nie wiedząc co ma zrobić. Zastanawiała się przy tym czego on się naćpał, że mu na takie czułości się zebrało.
- Ja tu muszę popracować. - Powiedziała w końcu cicho, ale została na miejscu. Marcus odstąpił od niej. Z kamienną twarzą i migoczącymi oczami spojrzał prosto w jej oczy, nie odzywając się ani słowem. Następnie odwrócił na pięcie, po czym odszedł na kilka metrów, usiadł na jakimś gruzie, i nie spojrzał na nią ani razu.
A Lie wróciła do swojego zajęcia. Chociaż od czasu do czasu spoglądała na najemnika zastanawiając się za każdym razem co to wszystko miało znaczyć.
Próbowała wyciągnąć po kolei każdy pojemnik. Niestety nie dało się. Jedyne co mogła, to pobrać próbki kurzu z nich.. co też nawet uczyniła . Niestety miała za mało sterylnych szpatułek do wymaczy czy pojemników. Musiała przed tym opisać próbki z jaskini by niczego nie pomylić. To wymagało znalezienia czegoś do pisania. Dot była pewna, że w jej plecaku, coś takiego będzie. Zwykle nosiła tam kilka markerów. Niestety tym razem okazało się, że owszem są, ale na samym spodzie. I dopiero przy drugim przeszukaniu je znalazła. Opisałą więc grzybnię, a później zebrała próbki z kilku różnych miejsc.
Każdą z tub sfotografowała i opisała sobie. A gdy skończyła z tymi do których mogła sięgnąć zaczęłą rozglądać się za drabiną czy czymś takim.
- Hej kotek! - Odezwał się nagle głośno Honzo, podchodząc do Dorothy z… połową jednej z wszechobecnych tub. Pewnie gdzieś tu odszukał w gruzowisku te poniszczone. Przystawił ten kawałek niby-to-szkła przed twarz rudowłosej.
- Zauważyłaś coś? - Spytał szyderczym tonem, wskazując wprost paluchem serię kropek na ściance cylindra. Lie już wcześniej je również widziała, ale nie bardzo wiedziała co z tym fantem zrobić…
- Tak, - Lie spojrzała z ukosa na geologa. - Fiuta, a co?- Powiedziała bardzo głośno.
- Jesteś wulgarna, mmmm, tak lubię - Powiedział Honzo, po czym zarechotał. A Kaai nawet nie drgnął powieką, wpatrując się gdzieś w ścianę.
- Tylko sobie spodni nie pobrudź przedwcześnie.- Panie botanik wyciągnęła rękę i wymownie poruszając palcami domagała się podania jej potrzaskanego cylindra, co też Honzo uczynił.
Dot ostrożnie obejrzała znalezisko. Kilkukrotnie przesunęła opuszkami palców po wypukłościach na cylindrze.
Niestety bez odpowiedniego sprzętu nie mogła za wiele dowiedzieć się o znalezisku. Rozbicie jednej z tub nie wchodziło w grę. Nie wiedzieli przecież co w nich jest.
- Przydałoby się wyciągnąć jedną z nich z tej ściany.- Dot wypowiedziała na głos swoje myśli.
- Z tego co słyszałem Ryo ma taką jedną, całą? - Honzo spojrzał na rudowłosą mrużąc oczy.
- A nie pochwalił się - mruknęła z pewnym wyrzutem.
- Marcus, - Ruda zwróciła się do Hawajczyka. - Mógłbyś dowiedzieć się czy Ryo ma taką? - Wskazała na jeden z cylindrów w ścianie.
- Mam TERAZ spacerować sam po ufo, i spytać się Ryotaro? Łączność tu wewnątrz nie działa... - Odpowiedział nieco zdziwiony Marcus.
- Nie działa?- Dorothy spojrzała zdziwiona na najemnika. - Trudno.- Dodała już obojętnym tonem. Milczeniem pomijając fakt, że po jaskini nie bał się sam chodzić. Może kiedyś zapyta się o powód takiej niekonsekwencji, ale nie teraz. Raz jeszcze obrzuciła spojrzeniem ścianę pełną przeźroczysty walców tkwiących w ścianie.
- Masz przy sobie swoje zabawki Honzo?- Dot zadała pytanie geologowi nawet na niego nie spoglądając.
- Co konkretniej byś potrzebowała? Parę przenośnych przydasiów mam... - Stwierdził Geolog.
- Jesteś w stanie określić skład chemiczny tego tu? - Zatoczyła ręką okrąg wskazując na ścianę. - Albo tego?- Postukała palcem o przeźroczysty przedmiot, który trzymała w dłoni.
- Na chwilę obecną, to nie bardzo - Honzo zrobił kwaśną minę… czyli w sumie miał taką jak zawsze.
- To, na chwilę obecną, kończymy tu zabawę. - Powiedziała doktor Lie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 12-05-2019, 22:08   #167
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak Major zarządził, tak też w końcu zrobiono, i niemal cała ekspedycja zniknęła wewnątrz statku kosmicznego. Na zewnątrz został jedynie Chelimo i Curran, pilnujący jeepów, nieco porozkładanych zapasów, i ogólnie, terenu. A ten drugi odniósł wrażenie, iż Baker postawił go na warcie za karę odnośnie tego, co Peter robił wewnątrz ufo... no cóż, zdarzało się?


Zapanowały więc nudy, przerywane jedynie od czasu do czasu odgłosami natury. Te zaś nie brzmiały groźnie, ot jakieś ptaki, od czasu do czasu gdzieś w pobliżu dinozaury, ale obyło się bez złowieszczo brzmiących ryków, wszystko było więc w jak najlepszym porządku? Oddalony o jakieś 30-40 metrów Marco, nie odzywał się ani słowem przez komunikator, czy to i normalnie, Peter więc był pozostawiony z własnymi myślami… A te związane były z UFO i nie należały do najweselszych. I to nie z powodu tego, iż Peter został pozbawiony możliwości pobawienia się nową zabawką.
Gdyby go major (czy ktokolwiek inny) zapytał, czy Peter żałuje swego nierozsądnego uczynku, to musiałby skłamać, wyrażając żal, skruchę i składając obietnicę poprawy.
W gruncie rzeczy uważał, że tak major, jak i reszta 'zwiedzających', powinni mu być wdzięczni. Wszak mieli światło, a UFO nie wyleciało w powietrze. No, najwyżej najedli się strachu, ale i tak plusy przeważały nad tym jednym minusem.
Oczywiście dość trudno byłoby powiedzieć, co by się stało, gdyby Peter nie nacisnął mrugającego przycisku. Nic by się nie stało, czy wprost przeciwnie? To wiedzieli tylko budowniczowie statku.
Ale był jeszcze jeden problem...
Może lepiej by się stało, gdyby po wielkim BUM zamiast UFO pozostała wielka dziura w ziemi, a w chwilę później przestałaby istnieć i wyspa.
Wielka szansa na technologiczny skok, na podróże w Kosmos itd., itp. była równie wielką szansą na powrót ludzkości do epoki kamienia łupanego. Jeśli oczywiście ludzkość przetrwałaby wojnę atomową.
No bo jak długo istnienie UFO zostałoby utrzymane w tajemnicy? Gdzie trafiliby szczęśliwi odkrywcy, gdy armia położyłaby łapę na znalezisku? Bo położyłaby, i nawet Korporacja nic by nie mogła zrobić. A jak zachowaliby się Rosjanie czy Chińczycy (o mniejszych nacjach nie wspominając) gdyby w końcu tajemnica wyszła na jaw? Zgodziłyby się na rolę "tych gorszych", posłusznych posiadaczom kosmicznych technologii, czy wolałyby - bez względu na konsekwencje - zniszczyć UFO, wyspę i pół świata przy okazji?
Ciekawe, czy major choćby przez moment pomyślał o czymś takim...

Peter uśmiechnął się krzywo... a potem rozsiadł się wygodniej i zabrał się za obserwowanie okolicy.


Jakieś pół godziny później, gdy trzy ekipy odkrywców w najlepsze zwiedzały ufo, w komunikatorze odezwał się Chelimo:
- Mam tu coś sierżancie - syknął, a Peter usłyszał przewracane drzewa w okolicy, gdzie wartował Marco, a po chwili i jeszcze jego krótkie "Fuck" w eterze.

Z dżungli wyszedł… Triceratops, chwilowo ignorując obu mężczyzn. Zainteresował się za to samym prowizorycznym obozem, węsząc to tu, to tam, i kierując się prosto ku licznym skrzyniom i plecakom ze sprzętem.
- Nie strzelaj!.Warto oswoić i wykorzystać do jazdy wierzchem - rzucił Peter, po czym odpalił racę i rzucił, płonącą, przed łeb dinozaura, co wywołało niezadowolony pomruk gada. Pokręcił łbem, cofnął się od racy, po czym próbował ją chyba obejść bokiem. Uparciuch.
- Marco, rzuć drugą racę! - powiedział Peter, równocześnie sięgając po kolejną racę, którą miał zamiar rzucić, gdyby akcja Chelimo nie przyniosła skutków… co też miało miejsce. A kolejne, rzucane do Triceratopsa race, powoli go już wkurzały. Zwrócił się w stronę Chelimo, po czym głośno parskając z nieco pochylonym łbem, zaczął jedną z przednich nóg ryć w ziemi, niczym jakiś byk, szykujący się do szarży. Pionier zbladł…
- Uciekaj do UFO! - rzucił Peter, równocześnie sięgając po karabin i oddając strzał w stronę triceratopsa. A potem zaczął się wycofywać w stronę drzew.

Postrzelony Dinozaur warknął niezadowolony, na chwilę odwracając się w stronę Currana, ale szybko zwrócił ponownie łeb w kierunku Chelimo. I to jego - z obu biegnących mężczyzn - wybrał na cel. Triceratops ruszył pędem za Marco, i chwilowo jeszcze go nie doganiał, ale nie wyglądało to dobrze. Rozpędzone 9 ton raczej dopadnie uciekającego z wrzaskiem Pioniera, nim ten schroni się wewnątrz ufo…
- Złośliwe bydlę - powiedział sam do siebie Peter, kontynuując ostrzał i skupiając się na nogach dinozaura. - Gdy krzyknę, skacz w bok

Ostrzał Petera przynosił znikome skutki… szczególnie, gdy celowało się w nogi tej zwartej kupy mięśni. Triceratops pędził za Marco, Marco uciekał wrzeszcząc, Peter strzelał. Wcześniejszy strzał był celny, kolejny również, następnym jednak spudłował. Wcale nie było łatwo trafić w nogę pędzącej, żywej, cholernej ciężarówki… ale przynajmniej Dinozaur nieco zwolnił, i jakby jednak ostrzał Currana przyniósł w końcu jakieś skutki.
- Fuuuuuuuuuck!!! - darł się Chelimo, i coś grzebał przy swoim mundurze, w okolicach torsu.
Peterowi trudno było ocenić, co takiego wyczynia Marco... szczególnie że dinuś przesłaniał mu większość widoku. Pozostawało więc trzymać kciuki za uciekiniera, kontynuować ostrzał i równocześnie wycofywać się na bezpieczniejszą pozycję - na wypadek gdyby trójrogie bydlę zmieniło swe zainteresowania.

W pewnym momencie, tuż przed pyskiem biegnącego za Pionierem gada, nastąpił mały wybuch. Eksplozja była naprawdę niewielka i niezbyt głośna, a pojawił się biały dym, tryskający na kilka metrów paroma smugami… w co wpakował się właśnie swoim pyskiem Triceratops. Zwierzę momentalnie się zatrzymało, po czym zaczęło ryczeć z bólu i dziko wierzgać łbem, a Peter zauważył, iż spora część gęby Dinozaura została poparzona, a częściowo nawet jeszcze skwierczała. A więc Marco potraktował swojego adoratora granatem fosforowym… co go jedynie zatrzymało na chwilę, sprawiło sporo bólu, i rozwścieczyło jeszcze bardziej. Curran nie czekał więc już na nic, i oddał kolejny strzał. Tym razem jednak nie w przednią nogę Dinozaura, ale w jego bok, tuż za nią…

Triceratops zawył postrzelony, zaczął dziwnie sapać i parskać, a po chwili ugięły się pod nim nogi, i padł na ziemię martwy.

- Niech to diabli... - powiedział Peter, uzupełniając amunicję w magazynku. - Miał uciec, głupek...
- Było blisko! Uffff... - Chelimo głośno wypuścił z siebie powietrze, po czym tam gdzie stał, po prostu usiadł na dupie, kręcą głową. Chyba miał miękkie nogi po całym zajściu, albo był bliski zemdlenia??
Peter podszedł do ustrzelonego zwierzaka. Upewnił się, że ten definitywnie wyzionął ducha, po czym spojrzał na Marco.
- Ciesz się, ciesz... Jak sądzisz, komu każą to wszystko sprzątać?
 
Kerm jest offline  
Stary 19-05-2019, 14:36   #168
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Ufo

Badanie pozaziemskiego statku kosmicznego potrwało - tak jak Major zarządził - godzinę. Po owej godzinie głównodowodzący pozbierał po kolei rozproszone grupki, po czym ponownie udano się na zewnątrz, by odpocząć.

“Jajogłowi” w kokpicie byli niemal pewni, iż są w stanie rozszyfrować te wszystkie symbole jakimi się posługiwano, potrzebowali jedynie nieco czasu, i pomocy innych osób. W ekspedycji było bowiem sporo lingwistów, i to znających również starożytne języki. Należało więc wspólnie przeprowadzić “burzę mózgów” i problem powinien zostać rozwiązany…

Grupka badająca “magazyn” była z kolei niemal pewna, iż dziwaczne tuby zawierały materiał genetyczny, a co za tym szło, na owym UFO mogły znajdować się wszystkie znane ludzkości gatunki flory i fauny, może i nawet te uznawane za wymarłe, jak choćby wszędobylskie na wyspie Dinozaury. Być może i nawet jakieś nieznane organizmy, jak choćby ta mięsożerna roślina-potwór, z którą mieli nieprzyjemność na początku ich wyprawy? Albo i to mackowate coś w morzu? Stawiało to wszystko oczywiście w innym świetle, całą ludzką wiedzę, dotychczasowe “pewniaki” naukowe, wszystko mogło zostać wywrócone do góry nogami.

Baker, z towarzyszącymi jemu osobami, zdołał dostać się z kolei wewnątrz statku kosmicznego do czegoś, co można było nazwać maszynownią? Tak zaś odkryto cicho buczącą sobie maszynerię, najprawdopodobniej na resztkach jakiejś energii. Wszystko zaś wyglądało jak jakiś… reaktor rodem z filmów sci-fi. Może to jakiś fuzyjny, czarnej materii, może nawet umożliwiający podróże w czasie? Z całą pewnością zaś podróże kosmiczne.

Tak, dokonywano tu odkryć, które miały zmienić cały świat.

~

W polowym obozie ekspedycji, okazało się, iż Curran i Chelimo ubili naprzykrzającego im się Triceratopsa. No cóż, Baker nie był wniebowzięty, ale i również po nich nie ryczał, sytuacja była więc neutralna.

Zjedzono ciepły posiłek z torebek, wymieniono się zdobytymi informacjami, nieco podyskutowano na różne tematy. Kto miał zegarek, wiedział, że było krótko przed szesnastą. Major zarządził z kolei po półgodzinnym odpoczynku… powrót do bazy.


- Na dzisiaj starczy. Jeśli dłużej tu zostaniemy, to może się zdarzyć, iż będziemy wracali o zmierzchu, a to nie jest dobry pomysł - Stwierdził mężczyzna, a słysząc tu i tam pomruki niezadowolenia dodał - Ufo jutro również tu będzie, a wy macie sporo do przebadania, przemyślenia i przedyskutowania, co najlepiej będzie zrobić w obozie, gdzie również w końcu macie do tego lepszy sprzęt. Zbierać się więc, za kwadrans ruszamy!

Droga powrotna przez dżunglę była monotonna, obyło się jednak bez żadnych niespodzianek i niebezpieczeństw. Niektórzy drzemali, inni dyskutowali o odkryciach, i planowali już co zrobią następnie.



Obóz

Obozowisko jak zostawili, tak zastali. Nie zmieniło się nic, wszystko było na miejscu, łącznie z personelem, który w owym obozie pozostawiono. Na wieczór Van Straten miał zaś dla wszystkich zaplanowaną niespodziankę w postaci mięcha pieczonego na ogniskach. Ale to później, gdzieś tak za dwie godzinki...

Każdy więc zajął się chwilowo swoimi sprawami. Szybka kąpiel dla ochłody, herbata, kawa… rozmowy, dyskusje, badanie znalezisk, planowanie następnych kroków, czy po prostu zwyczajowy odpoczynek.

Kończyła się kawa.

~

Zanim Van Straten zabrał się za pieczenie mięsa na jednym ognisku, wspierany tą samą czynnością przez “Sosnę” przy drugim, na wyspie pojawiły się nowe odgłosy. Nieco oddalone, ale z całą pewnością wielu znajome, i pojawiające się “znikąd”.

Helikoptery.

Nadleciały mniej więcej z tego kierunku, gdzie i oni przybyli na wyspę, a dźwięki ich rotorów zerwały wszystkich na równe nogi. Jednak coś było nie tak… silniki pracowały nierówno, a wkrótce pojawiło się wycie, typowe dla pikującej(spadającej?) maszyny. I odgłosy uderzeń, a nawet i eksplozji.

- Wszyscy do broni! - Ryknął Baker, zarzucając karabin na plecy, i wyjątkowo szybko oraz sprawnie wspinając się po osuwisku przy obozie, by z wyższego terenu mieć być może lepszy wgląd na sytuację. Po chwili obserwował już najbliższą okolicę przez lornetkę, jednocześnie udzielając informacji przez komunikator.

- Widzę trzy słupy dymu. Maszyn w powietrzu nie widać, ani nie słychać, chyba wszystkie spadły. Musimy to sprawdzić, może ktoś przeżył. Chwilowo zbadamy dwie najbliższe kraksy, kierunek 3-3-2 i 3-7-3, patrzeć na mnie! - Dodał Major do najemników, wskazując ręką oba kierunki. Po chwili zaś już przyspieszonym tempem ześlizgiwał się po osuwisku w dół, do reszty personelu w obozowisku…

- Chelimo odpalaj drona i badaj okolicę! Do pierwszego jeepa “Bear”, Miles i “Zapałka”, ja prowadzę. “Sosna” na quada! Drugi jeep Kaai, “T”, Lie, Curran na quada! Brać sprzęt medyczny! Reszta zostaje w obozie i pod bronią! Go! Go! Go!







***
Kometarze jeszcze dzisiaj...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-06-2019, 17:36   #169
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nadlatujące helikoptery mogły oznaczać wiele rzeczy - od pomocy ze strony Korporacji, przez "posiłki" nadesłane przez US Army, po inwazję chińsko-rosyjsko-jakąśtam. I to, z jakiego kierunku nadlatywały, miało niezbyt duże znaczenie. Lepiej było przygotować się na najgorsze, dlatego też przed wyruszeniem w drogę Peter zajrzał do zbrojowni, skąd zabrał parę granatów. Dopiero potem dopadł quada i sprawdził, na wszelki wypadek, ilość paliwa.

Podekscytowana Dorothy odwiedziła Cooke w jej namiocie by odebrać od najemniczki obiecane szelki na broń. A gdy już je dostała i z pomocą ochroniarz założyła i zamocowała broń mogła zapakować potrzebne, jej zdaniem, rzeczy. Zestaw pierwszej pomocy i sprzęt potrzebny przy opatrywaniu rannych. Leki i sprzęt od Kim, zapasowe magazynki.
Swoją listę "rzeczy potrzebnych" przedstawiła "T" i poprosiła o komentarz.
A spakowana już czekała przed swoim namiotem na sygnał, że wyruszają.

- Pojadę z wami! - Przy pojazdach, przeznaczonych dla Lie i Currana na tą wyprawę, zjawił się Harry Frost z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię, sprawdzając właśnie swoją kamerę.
- Pakuj się na jeepa - polecił Peter. - Będzie ci zdecydowanie wygodniej i będziesz mieć więcej miejsca na sprzęt. Masz jakąś broń?
Lie obdarzyła Frosta krótkim spojrzeniem. W żaden jednak sposób nie skomentowała jego chęci uczestnictwa w tej wyprawie.
- No… mam zdobyczny karabin - zająknął się Frost, odpowiadając Curranowi. W tym czasie, "T" przewróciła do Dot oczami, po czym lekko się uśmiechnęła.
- To nie wycieczka krajoznawcza - Wtrącił się nagle Kaai, omiatając wzrokiem kilka osób, a jego wzrok… na drobny moment pobłądził po ciele Lie.
- Tylko misja ratunkowa. - Dodała od siebie Dortothy poprawiając ułożenie broni w pożyczonych szelkach przejeżdżając przy tym ręką po swoim biuście. Ruch ten był tak naturalny, jakby pozostawał poza kontrolą świadomości, a jednocześnie zmysłowy, jakby jednocześnie umysł sterujący dłonią przesuwającą się po biuście celowo to zaplanował.
- Przynajmniej teoretycznie - stwierdził Peter, przypinając do quada swój plecak. - Pakować się do jeepa i jedziemy - dodał.
- A gdzie proszę?- Ruda spojrzała z przesadnym wyrzutem na najemnika.
- Będzie, jak będzie czas na konwenanse - odparł niewzruszony Peter. - Chyba że chcesz zostać w obozie...? - spojrzał na Dot.
- Co ty taki drażliwy? - Pani botanik westchnęła głośno i wymijając Currana usiadła w jeepie.
- Konwe...co? - Cooke spojrzała na Petera i Dorothy.
Peter nie był w nastroju na przekomarzanie się z obiema paniami, więc pozostawił słowa jednej i drugiej bez odpowiedzi. Odpalił quada, po czym ruszył w stronę dymu '3-7-3'. Na moment zwolnił, czekając, aż jego "wojsko" ruszy za nim, po czym przyspieszył. Ci, na ratunek którym jechali, mogli mieć mało czasu i lepiej było się pospieszyć.
- Miał na myśli rozmowy.- Wyjaśniła bardzo neutralnie Dot spoglądając za Peterem przez chwilę.
Po czym przeniosła wzrok na "T". Ruchem ręki wskazała miejsce obok siebie, a w oczach pojawiło się nieme zapytanie mające zachęcić ją by zajęła miejsce obok.
- Wasz sierżant pourywa wam głowy jeżeli zaraz za nim nie pojedziemy.- Dodała żartem.
- Ta…"nasz"... - Odparła bez entuzjazmu najemniczka, kiwając niby potakująco głową, choć w tym wszystkim było sporo sarkazmu - Czy on się tak musi głupiomądrzyć? Nie może powiedzieć "rozmowy"? - Dodała cichym tonem Cooke, czekając aż wszyscy zapakują się do jeepa.
- Weź pod uwagę, że Peter powiedział to do mnie - odpowiedziała jej również cicho rudowłosa.
- Czyli dla ciebie inny… dialekt? Bardziej yntelygentny? - "T" zatrzepotała rzęskami, a na jej ustach czaił się złośliwy uśmieszek.
- Na to wygląda - Dot zaśmiała się. - Lepiej powiedz czy mi pasuje?- Nadal śmiejąc się wypięła dumnie biust do przodu prezentując umieszczone w szlakach pistolety.
- Mrrr… - Zamruczała wymownie Cooke, błądząc wzrokiem po biuście Lie, po czym spojrzała Dot w twarz i krótko się zaśmiała. Po chwili w jeepie zasiadł za kierownicą Kaai, a obok niego Frost, ruszono więc czym prędzej za Curranem.


Dosyć szybka jazda przez dżunglę trwała około kwadransa, a wszystkimi nieźle trzęsło w pojeździe. Peter nadał mocne tempo, a Marcus je utrzymywał, efektem czego rzucało nimi niczym workami kartofli…
- A ponoć za moje obrażenia dostajecie mniejszą premię - pożaliła się Dot gdy któryś raz z rzędu boleśnie uderzyła się o jakąś część samochodu, który podskakiwał na wybojach.
- Potem pomasuję - "T" wyszczerzyła do niej ząbki, sama zapierając się, i trzymając jak tylko szło, w trakcie tego telepania. Pasy jako tako spełniały swoje zadanie, ale i tak trzęsło nimi w cholerę i trzeba było uważać, żeby… nie odgryźć sobie języka(!). Wkrótce dotarli do celu podróży.


Płonący i dymiący, wojskowy śmigłowiec, który był już raczej kupą poskręcanego złomu, a do tego i grobem dla załogi. Nie było kogo ratować… a czerwona gwiazda na urwanym ogonie, leżącym kilka metrów obok wraku, świadczyła o nacji do jakiej należał.
- Biedne sukinkoty - Stojąca z pozostałymi w bezpiecznej odległości od palącej się maszyny Cooke lekko splunęła w stronę kupy złomu.
Pani Lie ze zdziwieniem przyglądała się obojętności najemników starając się nie patrzeć w kierunku wraku.


- Majorze... - Peter poczekał, aż Baker się zgłosi. - Chłopcy spod czerwonej gwiazdy - powiedział. - A raczej to, co z nich zostało. Chyba nikt nie przeżył.
- Ruscy czy Chinole? - Spytał na łączu Major.
- Gwiazdka, a nie orzełek z dwoma łbami, więc raczej to drugie - odparł Peter. - Chyba już wybuchło to, co miało wybuchnąć - powiedział do pozostałej trójki, równocześnie obchodząc szerokim łukiem to, co zostało z śmigłowca, uzbrojonego nie tylko w karabiny, ale i rakiety. Miał nadzieję ujrzeć kogoś z załogi.
Zamiast jednak tego…
- Ej! Tu jeden leży i jeszcze dycha! - Krzyknął nagle Kaai, stojąc przy jednym z drzew w pobliżu miejsca kraksy.
Stojąca do tej pory i patrząca z pewnym przerażeniem w oczach Dot podbiegła ze swoim plecakiem do Hawajczyka.
- Dot, nie! Stój! - krzyknął Peter. - Kaai, zabierz mu broń!
- Co?- Pani botanik zatrzymała się w pół drogi i zaskoczona spojrzała na Currana.
- Nigdy nie wiadomo, co zrobi ktoś, z kogo uchodzi życie. Lub fanatyk - odparł Peter, rozglądając się dokoła w poszukiwaniu kolejnych "niespodzianek", których jednak nie znalazł.

- On nie ma broni, i ledwo się rusza, czy żyje… - Stwierdził Marcus, a gdy w końcu Dot znalazła się przy nim, zauważyła żołnierza w hełmie, opartego plecami o drzewo, na wpół siedzącego-leżącego, z dużą gałęzią wystającą z jego lewego boku. Młody mężczyzna ledwo oddychał, mocno zalany krwią i blady na twarzy, nie będąc chyba w stanie nawet poruszyć ręką. Wbił wzrok w Dorothy…
- Majorze, jeden ledwo żywy - zameldował Peter.
- Spokojnie. Tylko spokojnie - Ruda powtarzała sobie na głos te słowa gdy uklękła przy rannym. - Bez paniki. Jak na ćwiczeniach.
Drżącymi rękoma zdjęła mu hełm i sprawdziła puls przykładając palce do szyi.
Ze swojego plecaka wyjęła opatrunki i inne, niezbędne rzeczy. Założyła rękawiczki.
Zabezpieczyła, na ile się dało ranę pilnując by nie ruszyć tkwiącej w ciele gałęzi...
...a ten nagle zaczął coś do niej mówić słabym głosem, Dorothy go jednak nie rozumiała. Na moment spojrzała na Kaaia, i... przeszły ją dreszcze. Najemnik wpatrywał się w rannego z zaciętą miną, a jego palce znalazły się bliżej spustu karabinu, niż kilka chwil wcześniej. Wtedy też zjawił się Frost, który uklęknął obok Dorothy. Harry miał w dłoni swoją kamerę, ale nie filmował tego tu zajścia… odezwał się za to chyba w języku rannego, co tego mocno zdziwiło.
- Harry, dogadasz się z nim? - spytał Peter, nie do końca wierząc w takie szczęście. - Spytaj go o datę. I skąd się tu wzięli.
- On… on się pyta… czy jesteś… aniołem. - Harry spojrzał z zaciętą miną w twarz Dorothy, podobnie jak ich nowo poznany nieszczęśnik.
- Powiedz mu, że jeszcze nie umarł - zamiast Dot odpowiedział Peter, nie patrząc jednak na rannego, a rozglądając się dokoła.
- Jeśli zaraz go stąd nie zabierzemy do Kim, to zobaczy te swoje anioły - oceniła ponuro Lie.

Ranny, zalewający się własną krwią od pasa w dół, nagle uśmiechnął się do Dot, po czym pokiwał lekko głową i coś powiedział.
- Nie smuć się aniele, nie musisz z mojego powodu - przetłumaczył Harry z coraz smętniejszą miną. Ile mógł mieć ten młodzian? Góra 20 lat? I właśnie im umierał na oczach, nikt jednak… jakoś się tym specjalnie nie przejmował. Chińczyk uniósł powoli dłoń w kierunku Lie, a Kaai wycelował w niego z karabinu.
- Powiedz mu, żeby oszczędzał siły.- Dot zwróciła się do Harrego nie spoglądając nawet na niego.
Założone przez nią opatrunki nie sprawdzały się.
Nożyczkami, które wyjęła z zestawu rozcięła mężczyźnie ubranie odsłaniając ranę i wystające z niej obce ciało.
- Podaj koc z jeepa Peter. - Zarządziła w końcu uciekając ranę w celu powstrzymania krwawienia . - Trzeba go położyć delikatnie na ziemi. A później… - Urwała w połowie zdania Lie, gdy żołnierz dotknął jej policzka dwoma palcami, korzystając z faktu, iż była tak blisko niego. Powiedział coś do niej, cichym, spokojnym tonem, po czym jego ręka opadła bezwładnie w dół, a on zamknął oczy, a jego głowa opadła na tors. Z ust pociekła strużka krwi, a sam żołnierz wyraźnie zwiotczał na całym ciele.
- Nie smuć się… aniele śmierci… to nie twoja wina… - wychrypiał Harry, nie spoglądając na Dot, po czym wstał i odszedł od wszystkich szybkim krokiem. Nie było już nic, co mogli zrobić…
Dorothy westchnęła cicho. Chłopak był martwy w chwili, w której zobaczył go Kaai. A wszelkie podjęte przez nią działania skazane były na porażkę.
Lie powoli odsunęła się od ciała.
- Nic się nie dało zrobić - powiedziała chyba bardziej do siebie, sprzątając po sobie.
Na sztywnych nogach, powoli ruszyła do jeepa. Będąc już przy nim oparła głowę o samochód. Wzięła kilka głębokich oddechów próbując się uspokoić.
Widok martwego człowieka, który wykrwawił się prawie na jej rękach nie był niczym przyjemnym. Zwłaszcza dla kogoś kto śmierć oglądał tylko na ekranie telewizora.
Peter był bardziej odporny na tego typu widoki i kolejna śmierć nie zrobiła na nim zbyt wielkiego wrażenia.
- Kaai, dopilnuj, by nikt ani nic nas nie zaskoczyło - powiedział, po czym przyklęknął przy zwłokach. - Niech twa dusza powędruje do twego raju - powiedział cicho, a potem zaczął sprawdzać zawartość kieszeni nieboszczyka. Miał nadzieję, że dowie się czegoś o żołnierzu lub jego jednostce. Po kilku chwilach znalazł coś, co wyglądało na książeczkę wojskową, problem jednak polegał na tym, że w owej książeczce było pełno chińskich “krzaczków”, i za cholibę nie dało się nic odczytać, nie było nawet żadnych liczb! Czy Harry był i w stanie czytać ich mowę?

- Zbieramy się? W sumie nie ma tu już nic ciekawego… sprzętu do zabrania również nie, rozejrzałam się - Powiedziała “T” podchodząc do Dorothy.
Słysząc za sobą Cooke Lie wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i odwróciła się do najemniczki.
- Strata czasu, co? - Starała się nadać neutralny ton swojemu głosowi.
- No nie tak całkiem… przynajmniej się czegoś dowiedzieliśmy - odparła "T", na moment robiąc sympatyczną minę.
- Yhy.. - monosylaba i to o bardzo sceptycznym tonie było jedynym co Dot z siebie wydała, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wymuszony, ale jednak uśmiech.

- Majorze...? - Peter ponownie spróbował się połączyć z Bakerem. - Tu nie mamy nic do roboty. Czy możemy jechać do kolejnego śmigłowca?
- Potwierdzam. Spotkamy się tam wszyscy, Chelimo nam poda dokładniejsze namiary z powietrza - Odezwał się po chwili Baker w komunikatorze.
- Potwierdzam, bez odbioru - odparł Peter. - Zbieramy się - powiedział do wszystkich.
Dorothy grzecznie usadziła swoje zgrabne cztery litery na miejscu, które zajmowała poprzednio i czekała aż zawiozą ją w kolejne miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-06-2019 o 17:52.
Kerm jest offline  
Stary 18-06-2019, 17:28   #170
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Więc… Utknęli tu w spowolnionym czasie. Było to szokujące dla Sosny… przez pięć minut. Najemnik nie był myślicielem, tylko osobą do bólu praktyczną. Z jego punktu widzenia informacje miały wagę, tylko wtedy gdy wpływały na ich sytuację.
UFO podobnie jak aleksandryty były bez znaczenia jeśli utknęli tu na kilka lat.
Bo wtedy nie będzie do czego wracać. Doug nie martwił się tym aż tak bardzo. W końcu on nie miał rodziny, poza ojcem i matką… ale staruszkowie byli na rodzinnej farmie. I tak w zasadzie to już od dawna nie odwiedzał. Ale reszta wyprawy miała przecież rodziny. Poza tym pozostał jeszcze problem obsesji Woodsa. Sprawa bardziej pilna i ważniejsza do obgadania niż jakiś tam spodek.
Dlatego więc udawał się do namiotu Majora, by obgadać sytuację i może… nakreślić jakieś plany. Major siedział przed swoim namiotem, zapisując coś w małym notatniku, co pewien czas również zerkając na mapę wyspy…
- Jest kilka spraw do obgadania.- stwierdził Bloody wchodząc do środka.- Pierwszą jest mała obsesja Woodsa na punkcie Kiku.
Baker wpatrywał się we wchodzącego do jego namiotu "Sosnę" z dziwną miną.
- Czyli rozmawiamy w środku? - Spytał za znikającym wewnątrz najemniku.
- W środku.- potwierdził już z namiotu Sosna. Po chwili znalazł się więc i w środku Major. Spojrzał na Douga z dosyć dziwną, zaciętą miną.
- Więc co nowego odnośnie Woodsa? - Spytał.
- Próbował ukraść quada i szukać zaginionej Japonki. Proponuję dać mu trochę jedzenia, pistolet z magazynkiem i wykopać z obozu. - stwierdził Sosnowsky przechodząc od razu do rzeczy. -To lepsze rozwiązanie niż przeznaczać ludzi na “areszt domowy” dla niego.
- Jestem odpowiedzialny za każdego z tutaj obecnych. Nie da rady… to w końcu jakby posłanie go na niemal pewną śmierć. Zeżrą mnie za taki numer po powrocie z butami - Odparł Baker.
- Po pierwsze, pracodawcy będą musieli jeszcze żyć gdy się zjawimy. Po drugie Woods to duży chłopiec. Jeśli chce sam iść w dżunglę i dać się zeżreć, to czemu my to mamy mu bronić? - zapytał retorycznie Doug.- Bo on za swoją Kiku i tak pogoni. Mimo że ona niespecjalnie się nim interesowała, skoro go zostawiła u nas. Lepiej pozwolić mu na kontrolowane odłączenie się od grupy, niż na jakąś ucieczkę w samowolce i zabieranie nie wiadomo czego ze sobą.
- Straszyłem go, strzeliłem strzałką, przykułem do jeepa… a teraz mam puszczać samopas po wyspie, jeszcze oddając sprzęt? Marnotrawstwo… może lepiej mu przestrzelić drugą nogę i sprawa załatwiona? - Major wyszczerzył do Douga zęby.
- Trochę jedzenia i pistolet. To niewiele…- wzruszył ramionami Sosnowsky.- Pytanie, czy my mamy zasoby do poświęcenia, by go pilnować i karmić. Czy stać na nas utrzymanie więźnia.
- Dobra, przemyślę sprawę w ciągu kilku najbliższych godzin… - Stwierdził Major.
- Druga i ważniejsza sprawa to ten cały przeskok czasowy. Pomijając fakt, że dziewczyny i żonki się starzeją to… wynikają z tego poważniejsze problemy. Z których najważniejszy jest ten, że… jesteśmy pozostawieni sami sobie. Im dłużej tkwimy tym bardziej jesteśmy ”zaginieni w akcji”. Więc im szybciej zabierzemy się z tej wyspy tym lepiej dla nas. No… dla mnie może mniej, bo odsetki na koncie mi rosną pewnie niebotycznie.- odparł ironicznie Doug.
- Tak, wiem. Myślę. Muszę podjąć jakąś decyzję i w tej sprawie… choć w sumie mi to zwisa ile czasu minęło poza wyspą. Najwyżej będziemy bogaci jak wrócimy, a dzieci dorosłe… - Baker uśmiechnął się przelotnie, także pełen ironii - Najdalej jutro podejmę ostateczną decyzję odnośnie kilku najważniejszych spraw…
- Tyle że czas nie jest po naszej stronie. Zapasów mamy tyle ile ze sobą przynieśliśmy. Żarcia i wody nam nie braknie, ale naboje nie rosną na drzewach, a jedna mina to raczej niewielki atut.- ocenił Bloody.
- "Zapałka" ma kilka ładunków, ja mam granatnik pod karabinem, nikt z nas chyba nie zużył do tej pory więcej niż magazynek, nie rozdrabniajmy się… - Stwierdził głównodowodzący.
- Ok. Ty tu jesteś szefem.- podrapał się po czuprynie blondyn. -Co miałem powiedzieć, to powiedziałem. A teraz się odmeldowuję.
Major niedbale zasalutował do Douga dwoma palcami, i ten mógł odejść i zająć się swoimi sprawami…


Dougowi pozostało obserwować. Podróżował z tyłu na quadzie, bacznie się rozglądając dookoła.
Bowiem goście na wyspie wcale nie oznaczali pomocy. Jeśli czas biegł tu inaczej, to o ich wyprawie już pewnie zapomniano.
Kimkolwiek byli... przede wszystkim stanowili nieznane zagrożenie. Przybyli tu z tego samego powodu co ekipa której był częścią. Przybyli po skarby i raczej nie ucieszą się na wieść, że na wyspie jest konkurencja.
Niemniej sprawdzić należał, kto wpadł w odwiedziny i może... zostawił jakieś środki pozwalające się z tej wyspy wydostać.


Ktoś wpadł i ktoś się rozbił. Zniszczony helikopter wyglądał na jednostkę typowo bojową i dwumiejscową.



Zabójca czołgów. Obecnie boleśnie uziemiony. Armia... Doug nie musiał tego mówić, nawet cywile wiedzieli że taki rodzaj śmigłowców nie jest na korporacyjnym wyposażeniu. To sprzęt wojskowy.
I łatwo nawet było zgadnąć czyj. Czerwona gwiazda Chińskiej Republiki Ludowej na metalowym kokpicie. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Piloci nie przeżyli. Pewnie wypadałoby ich pogrzebać. Ale na to nie mieli teraz czasu.
Doug zabrał się za przeszukanie trupów i zabranie wszystkiego co mogło się przydać. Reszta zbadała wrak. Może by coś się dało z niego wykorzystać... jeśli znajdzie się odpowiedni majsterkowicz w ekipie. Niemniej obecność chińskiego wojska oznaczała kłopoty.
Podobnie jak to że helikopter się rozbił. To była czysto bojowa maszyna. Powinna dać sobie radę z każdym powietrznym zagrożeniem na tej wyspie. Ale nie dała... I to było niepokojące.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172