Uderzenie masztu było sporym zaskoczeniem dla Martina i kilku innych marynarzy. Sporym to może być mało powiedziane biorąc pod uwagę chaos wokół, wagę samego masztu i jak łatwo tenże się odłamał. Leżał teraz przygnieciony do pokładu modląc się o to by szybo wszystko się skończyło. Ten sztorm musiał być wywołany przez jakieś nadnaturalne siły. Mocno zaczął ubolewać nad dawno zgubionym łańcuszkiem z krzyżem. Nie był wiele wart ale zawsze zdawał się przepłaszać złe moce albo tak tylko wmawiał sobie Martin. Próbował raz czy drugi szarpnięciem oswobodzić się ale nie było rezultatów. Mógł tylko leżeć i czekać na rozwiązanie. Pod nosem mruczał: -Pater noster...- Myśli błądziły gdzieś w mrocznych zakamarkach umysłu dowodząc tego, że nie będzie dobrze... |