Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2019, 09:06   #51
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
elaios syknął pod nosem kończąc obserwację i chowając znalezioną manierkę najwyraźniej nie przejmując się kto mógłby być jej właścicielem. Powiódł spojrzeniem po towarzyszach i uchwycił ponure spojrzenie Hanah. Odnotował kto już wyszedł z krypty, a kto z “bywalców” jeszcze został. Odchrząknął i wrócił uwagą do wójta. Przypomniał sobie jego imię uświadamiając sobie, jak bardzo pasowało do sytuacji.
Despar, tak? – głos Pelaiosa nie zdradzał już ponurego rozbawienia – Zechcesz powiedzieć od razu co jest za drugimi wrotami?
Ale… o co chodzi? – Astine odrobinę się pozbierała i zdezorientowana wodziła wzrokiem pomiędzy Pelaiosem i wójtem.
Diabelstwo spojrzało smutno na dziewczynę. Palce go świerzbiły, a dłoń trzymał przy pasie, w okolicy broni. Stał tak, by mieć na oku wszystkich “bywalców”.
Walczyli między sobą. Przez przypadek, a może celowo zawalili przejście.
Oko mężczyzny zrobiło się większe i rozbiegane.
T-to nie tak… chłopak… on...
Diabelstwo westchnęło ciężko.
Dlatego pozwalam ci wyjawić prawdę, zanim sama wypłynie na wierzch z tego gówna. Mów – głos Pelaiosa nabrał chłodu i władczości, tak jakby był nawykły do wydawania poleceń.
Despar przełknął ślinę, aż gula na gardle wydęła mu się przez chwilę. Astine patrzyła na niego z coraz większym niepokojem.
Wójcie? – zapytała słabo.
Ten natomiast szukał wsparcia na czyjejkolwiek twarzy, zaczął dyszeć.
Zz-rozumcie… my chcieliśmy tylko przeżyć… Tt-to… na zewnątrz… to szaleństwo… piekło na ziemi… p-proszę… niech się to już skończy… – głos mu się łamał, a sylwetka zgięła, lekko wręcz skuliła w sobie. Roztrzęsione ręce układały mu się w błagalny gest. Z każdym jego słowem reszta ocalałych niezdarnie, powoli wstawała na nogi podtrzymując się ścian i sarkofagów. Wzrok ich był udręczony, pełen cierpienia, żalu i pustki. Twarze ich nie zdradzały praktycznie emocji, jedynie cierpienie.
Silne ręce złapały wójta za ramiona i ustawiły go do pionu.
Wójcie, ludzie! Umęczeni i zadręczeni wysłuchajcie mnie. Niosę ze sobą słowo Ilmatera, cierpiącego boga i patrona cierpiących. Niosę jego łaskę i pomoc. Niosę też jego wybaczenie. Proszę nie traćcie nadziei, nie porzucajcie wiary! Pozwólcie sobie pomóc. Pozwólcie zmyć grzech... i oczyścić wasze ciała i dusze.
Głos Hanah z początku był donośny. Z czasem jednak robił się cichszy. Kobieta rozumiała co zrobili, aby przetrwać. Widziała ich rany, ich spojrzenia. Telepało nią wewnętrznie i powtarzała w myślach: “Pokuta i wybaczenie. Pokuta i Wybaczenie. Pokuta i...”
...wybaczenie. – wyszeptała do wójta, ale w ciszy jaka zapadła w pomieszczeniu każdy mógł usłyszeć.
Pelaios skrzywił się słysząc słowa Hanah nie mniej niż po wejściu do krypty. Raz jeszcze powiódł spojrzeniem po wstających, po śladach wymiocin na ich ubraniach oraz zerknął na drugie wrota. Mlasnął głośno, dwukrotnie. Nie odezwał się jednak. Spojrzał znacząco na wójta oferując mu ostatnią szansę wyjawienia tego co on już wiedział. Nie miał tylko jeszcze pojęcia co z tą wiedzą zrobić.
“Na dziewięć piekieł… spójrzcie na krew przy drzwiach.” – zwrócił się do swych towarzyszy bezgłośnie – “Oni zamknęli tam ciała tych, których pozabijali. Patrząc po tych nędznikach, nie zdziwiłbym się gdyby ich zjedli. Ilmater i to wybaczy?”
“Jeśli będą szukać wybaczenia. Jeśli będą chcieli porzucić ten okropny czyn i wrócić do normalności… mógłby. Nie zrobili tego bo chcieli. Zostali postawieni w sytuacji, w której mogli umrzeć albo…” – kapłanka nie dokończyła.
Czerwone oczy Cely rozszerzyły się w szoku, gdy dotarły do niej słowa Pelaiosa.
”Własnych przyjaciół, krewnych… Takich rzeczy się nie wybacza, to… to potwory nie ludzie, żadna sytuacja tego nie usprawiedliwia…” – wtrąciła po słowach kapłanki.
”Póki co będą nam potrzebni, by dowiedzieć się co tutaj w ogóle zaszło” – zaproponował Neff – ”Mogę wymusić na nich prawdę, ale istnieje ryzyko, że ich umysły się temu oprą. Najpierw jednak zabierzmy ich stąd.”
Mukale przysłuchiwał się telepatycznym rozmowom współplemieńców, ale nie angażował się. To sprawy wewnątrzplemienne, nie było go tu wcześniej, niech wiec, wódz czy wyznaczony do tego mąż rozsądzi sprawiedliwie. Wojownik pomoże uwięzionym, jeżeli i inni będą im pomagać i pójdzie tam, gdzie reszta szczepu. Reakcja na pewne zachowanie tutaj wzbudziła w nim ostrożność, ale nie chciał się teraz tym z nikim dzielić.
Ocaleni spuszczali głowy albo odwracali wzrok. Cierpienie i żal wykrzywiały twarze. Po chwili podniósł na wędrowców swe zdrowe oko.
Ja… my… ch-chyba nie zasługujemy po tym… – Przerwał zaczynając dyszeć. Przygryzł wargę, aż do krwi. – My… mm-my… Ja nie potrafię… P-po-p… zobaczcie…
Usunął im się z drogi nadal podtrzymując swe wymizerniałe ciało o sarkofag.

Stanęli przed wrotami. Pelaios i Delran popatrzyli najpierw na wójta, który tylko spuścił wzrok. Idący przodem Delran położył ręce na jednym ze skrzydeł, pod dłońmi poczuł chłód. Przygryzł wargę, kątem oka raz jeszcze zerknął w kierunku Despara, westchnął i pchnął jedną z połówek wrót. Te ustąpiły bez większych problemów i łotrzyk rozwarł je na jedynie na tyle, by można było w miarę swobodnie przejść. Ruszyli za nim gęsiego, a to co zastali w środku wstrząsnęło większością z nich.

Po przekroczeniu progu pierwszym co zobaczyli był zakrwawiony sarkofag, trochę większy od dotychczasowych, na którym leżało parę noży i rzeźnicki tasak. Wszystkie brudne od zaschniętej krwi. Ta zaś była wszędzie. Na posadzce, na ścianach, nawet na suficie. Kiedy tylko Hanah przyniosła ze sobą światło makabra tego miejsca jedynie przybrała na sile. Ślady posoki stały się wyraźniejsze, a oczy ich dostrzegły na lewo stertę zakrwawionych łachmanów, a po prawej kupkę mniejszych i większych kości, z których zwisały resztki mięsa. Delran postawił niepewnie krok do przodu i wówczas dostrzegł, jak zza sarkofagu wyłania mu się czubek głowy o kruczoczarnych włosach. Wspomnienia momentalnie wróciły, a wraz z nimi nadpłynęła fala rozpaczy. Ruszył ku niej, o mało co nie poślizgnął się na krwistej kałuży, kiedy omijał sarkofag. Zobaczył ją i zaniemówił. Zatrzymał się dosłownie w pół kroku, wydał z siebie bezgłośny krzyk i zasłonił usta trzęsącą się ręką. Astine ruszyła niepewnie za nim, a Hanah z Pelaiosem postanowili sprawdzić łachmany. Mukale natomiast przyglądał się temu wszystkiemu bez większych emocji.

Delran? – tropicielka położyła mu rękę na ramieniu i podążyła za jego wzrokiem. To co ujrzała zmroziło jej krew w żyłach. Oparte o sarkofag leżało ciało czarnowłosej kobiety. Twarz miała wychudzoną i pokrytą krwią, na której tle kontrastowały błękitne oczy. I to był jedyna jej część, która ostała się w całości. Z rozciętego brzucha wylewały się flaki, a na torsie zaczynały gnić ślady po odciętych piersiach. Z rąk i nóg ostały się zaś jedynie rozszarpane kikuty ze sterczącymi kośćmi. Astine czuła że traci grunt pod nogami, osunęła się na podłogę i jedynie złapała za głowę. Twarz jej przesłaniała maska najczystszego, niemego przerażenia.

Odkrycie Pelaiosa i Hanah było równie albo i jeszcze bardziej straszliwe. Ostrożnie podeszli do kupy zakrwawionych szmat. Spojrzeli po sobie, po czym diablę trzęsącą się ręką sięgnęło za rapier i jego końcówką począł odsłaniać to co skrywały. Kopał tak coraz głębiej, aż na samym spodzie znaleźli coś co w tym samym momencie wywołało u nich szok oraz podniosło żołądki do gardeł. Na dnie stosu zalegało to, co kiedyś było dziećmi. Teraz zaś były to gnijące głowy osadzone na resztkach tego co było ich piersiami. Bezrękie i beznogie, zmasakrowane kadłubki wpatrywały się w nich martwym wzrokiem. Przerażenie ustępowało miejsca jedynie niewyobrażalnemu obrzydzeniu.

Delran stał sparaliżowany i nie mogąc oderwać wzroku od tego co widział chłonął każdy detal tego makabrycznego aktu. Każdy ślad po nożu i każdą ścieżkę zgnilizny. Wszystko to zostawiało kolejne blizny w jego umyśle rysując dokładne odzwierciedlenie tego, co widziały oczy. Wypełniająca go rozpacz zaczęła zmieniać się w gniew i furię.

Tymczasem ci, którzy powstrzymali się i nie zapuścili się za wrota słyszeli gardłowe dźwięki, podobne do tych wydawanych przez Pelaiosa po wejściu do krypty. Wójt przez chwilę wpatrywał się jeszcze w otwarte wrota, po czym odwrócił wzrok i skulił się jeszcze bardziej.
Cośmy uczynili... uczynili… – szeptał do siebie.
Zaklinaczka przyglądała się wójtowi. Jej spojrzenie, które początkowo pełne było współczucia, zaczynało przejawiać ślady gniewu.
No, to może w końcu powiesz co, żeście uczynili. – rzuciła oschle.
Odpowiedziało jej jedynie zrezygnowane spuszczenie głowy.

Delran poczuł jak kręci mu się w głowie. Złość, jakiej nie czuł już od długiego czasu, wypełniała każdy centymetr jego ciała. Przejechał taki szmat drogi, zapuścił się do zapomnianej przez bogów wioski, walczył z krwiożerczymi dyniami, wszystko dlatego, bo miał nadzieję, że spotka ją i znowu będzie tak, jak kiedyś, że wszystko zacznie z nią jeszcze od nowa. Zmieni się, przestanie tyle pić, zbierze się w końcu do kupy i zacznie normalnie żyć… Teraz wiedział już, że nie dane mu będzie zaznać spokojnego życia u boku jedynej osoby na tym świecie, którą naprawdę kochał…

Zaczął ciężko oddychać, a w uszach słyszał tylko szum. Nie mógł dłużej patrzeć na to, co zostało po kobiecie, która została mu w pamięci jako najpiękniejsza istota, którą widział w swoim żałosnym życiu… Ta zapadła wiocha nie zasłużyła na ratunek… Musiał ukarać osobę, która była za to odpowiedzialna…

Wyciągnął sztylet i mocno go ścisnął. Koniec tej zabawy, w dobrych ludzi. Szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdowali. W całej tej furii, dopadł do wójta. Jedną ręką złapał go koszulę, a drugą przyłożył sztylet do gardła.
Zabiję cię ty skurwysynu, rozumiesz?! Zdechniesz tutaj, a razem z tobą cała twoja wioska! – przycisnął sztylet jeszcze mocniej do gardła Despara. – Jakieś ostatnie słowo?!
Zszokowany tym wybuchem wściekłości Neff podbiegł do łotrzyka starając się go powstrzymać.
Co robisz?! Co tam widzieliście do Siedmiu Piekieł?
Wejdź tam i sam zobacz, co nasz wójt ze swoją zgrają tam zrobili! – Derlan wykrzyknął do Neffa.
Żeby zostawić cię tutaj i pozwolić by zginęła być może jedyna osoba, która może nam powiedzieć co się tu dzieje?
Gówno mnie to obchodzi! Wójt, ci ludzie i cała ta przeklęta wioska ma zniknąć z powierzchni ziemi! Tutaj już nie ma co ratować!
Czyli Pelaios miał rację… – wyszeptała zaklinaczka zaciskając pięści. – Wy potwory… – spojrzała w kierunku wójta, który ze strachu próbował coś wybełkotać. Jednocześnie pozostali z ocalałych zerkali na siebie niepewnie nie wiedząc co zrobić. Ktoś próbował się odsunąć od całej sceny, a inny kierował rękę w stronę noża leżącego na najbliższym sarkofagu.
Zostaw to, albo przypalę ci dupę! – Cely zawołała do osobnika sięgającego po nóż. Ten popatrzył to na nią, to na ostrze. Twarz jego emanowała strachem, a ręka dotykała już rękojeści.
Ostatnie ostrzeżenie, odsuń rękę od noża! – syknęła wyciągając ręce, jakby przygotowując się do zaklęcia. Mężczyzna zatrzymał dłoń, lecz jej nie cofnął obserwując Celaenę.
– Odsuń… się… od… noża… – zarządzała po raz kolejny.
Mukale widząc coraz bardziej napiętą atmosferę, popatrzył na szamana i na wodza, poszukując odpowiedzi. Jednocześnie wyciągnął swoją włócznię i skierował ją w kierunku chłopa sięgającego po sztylet.
Bumkalale! Odłóż, bo zginiesz – powiedział ze spokojem i niewątpliwą konsekwencją. Nie wiedział do końca, co się dzieje, ale skoro jego pobratymcy obnażyli swoje kły, to i on dobył broni.
Chłop tylko popatrzył w skierowany w jego stronę grot i cofnął rękę. Postąpił też krok do tyłu oraz uniósł otwarte dłonie w górę. Przez chwilę chciał coś rzec, lecz strach zatrzymał mu słowa w gardle.
Łotrzyk przyglądał się, jak jego towarzysze zaczęli się zachowywać, po czym roześmiał się głośno.
Widzisz? Wszyscy już was nienawidzą… – jego twarz nagle spoważniała, spojrzał wójtowi prosto w oczy. – No to… Ostatnie słowo?
 
Morfik jest offline