Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2019, 09:06   #51
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
elaios syknął pod nosem kończąc obserwację i chowając znalezioną manierkę najwyraźniej nie przejmując się kto mógłby być jej właścicielem. Powiódł spojrzeniem po towarzyszach i uchwycił ponure spojrzenie Hanah. Odnotował kto już wyszedł z krypty, a kto z “bywalców” jeszcze został. Odchrząknął i wrócił uwagą do wójta. Przypomniał sobie jego imię uświadamiając sobie, jak bardzo pasowało do sytuacji.
Despar, tak? – głos Pelaiosa nie zdradzał już ponurego rozbawienia – Zechcesz powiedzieć od razu co jest za drugimi wrotami?
Ale… o co chodzi? – Astine odrobinę się pozbierała i zdezorientowana wodziła wzrokiem pomiędzy Pelaiosem i wójtem.
Diabelstwo spojrzało smutno na dziewczynę. Palce go świerzbiły, a dłoń trzymał przy pasie, w okolicy broni. Stał tak, by mieć na oku wszystkich “bywalców”.
Walczyli między sobą. Przez przypadek, a może celowo zawalili przejście.
Oko mężczyzny zrobiło się większe i rozbiegane.
T-to nie tak… chłopak… on...
Diabelstwo westchnęło ciężko.
Dlatego pozwalam ci wyjawić prawdę, zanim sama wypłynie na wierzch z tego gówna. Mów – głos Pelaiosa nabrał chłodu i władczości, tak jakby był nawykły do wydawania poleceń.
Despar przełknął ślinę, aż gula na gardle wydęła mu się przez chwilę. Astine patrzyła na niego z coraz większym niepokojem.
Wójcie? – zapytała słabo.
Ten natomiast szukał wsparcia na czyjejkolwiek twarzy, zaczął dyszeć.
Zz-rozumcie… my chcieliśmy tylko przeżyć… Tt-to… na zewnątrz… to szaleństwo… piekło na ziemi… p-proszę… niech się to już skończy… – głos mu się łamał, a sylwetka zgięła, lekko wręcz skuliła w sobie. Roztrzęsione ręce układały mu się w błagalny gest. Z każdym jego słowem reszta ocalałych niezdarnie, powoli wstawała na nogi podtrzymując się ścian i sarkofagów. Wzrok ich był udręczony, pełen cierpienia, żalu i pustki. Twarze ich nie zdradzały praktycznie emocji, jedynie cierpienie.
Silne ręce złapały wójta za ramiona i ustawiły go do pionu.
Wójcie, ludzie! Umęczeni i zadręczeni wysłuchajcie mnie. Niosę ze sobą słowo Ilmatera, cierpiącego boga i patrona cierpiących. Niosę jego łaskę i pomoc. Niosę też jego wybaczenie. Proszę nie traćcie nadziei, nie porzucajcie wiary! Pozwólcie sobie pomóc. Pozwólcie zmyć grzech... i oczyścić wasze ciała i dusze.
Głos Hanah z początku był donośny. Z czasem jednak robił się cichszy. Kobieta rozumiała co zrobili, aby przetrwać. Widziała ich rany, ich spojrzenia. Telepało nią wewnętrznie i powtarzała w myślach: “Pokuta i wybaczenie. Pokuta i Wybaczenie. Pokuta i...”
...wybaczenie. – wyszeptała do wójta, ale w ciszy jaka zapadła w pomieszczeniu każdy mógł usłyszeć.
Pelaios skrzywił się słysząc słowa Hanah nie mniej niż po wejściu do krypty. Raz jeszcze powiódł spojrzeniem po wstających, po śladach wymiocin na ich ubraniach oraz zerknął na drugie wrota. Mlasnął głośno, dwukrotnie. Nie odezwał się jednak. Spojrzał znacząco na wójta oferując mu ostatnią szansę wyjawienia tego co on już wiedział. Nie miał tylko jeszcze pojęcia co z tą wiedzą zrobić.
“Na dziewięć piekieł… spójrzcie na krew przy drzwiach.” – zwrócił się do swych towarzyszy bezgłośnie – “Oni zamknęli tam ciała tych, których pozabijali. Patrząc po tych nędznikach, nie zdziwiłbym się gdyby ich zjedli. Ilmater i to wybaczy?”
“Jeśli będą szukać wybaczenia. Jeśli będą chcieli porzucić ten okropny czyn i wrócić do normalności… mógłby. Nie zrobili tego bo chcieli. Zostali postawieni w sytuacji, w której mogli umrzeć albo…” – kapłanka nie dokończyła.
Czerwone oczy Cely rozszerzyły się w szoku, gdy dotarły do niej słowa Pelaiosa.
”Własnych przyjaciół, krewnych… Takich rzeczy się nie wybacza, to… to potwory nie ludzie, żadna sytuacja tego nie usprawiedliwia…” – wtrąciła po słowach kapłanki.
”Póki co będą nam potrzebni, by dowiedzieć się co tutaj w ogóle zaszło” – zaproponował Neff – ”Mogę wymusić na nich prawdę, ale istnieje ryzyko, że ich umysły się temu oprą. Najpierw jednak zabierzmy ich stąd.”
Mukale przysłuchiwał się telepatycznym rozmowom współplemieńców, ale nie angażował się. To sprawy wewnątrzplemienne, nie było go tu wcześniej, niech wiec, wódz czy wyznaczony do tego mąż rozsądzi sprawiedliwie. Wojownik pomoże uwięzionym, jeżeli i inni będą im pomagać i pójdzie tam, gdzie reszta szczepu. Reakcja na pewne zachowanie tutaj wzbudziła w nim ostrożność, ale nie chciał się teraz tym z nikim dzielić.
Ocaleni spuszczali głowy albo odwracali wzrok. Cierpienie i żal wykrzywiały twarze. Po chwili podniósł na wędrowców swe zdrowe oko.
Ja… my… ch-chyba nie zasługujemy po tym… – Przerwał zaczynając dyszeć. Przygryzł wargę, aż do krwi. – My… mm-my… Ja nie potrafię… P-po-p… zobaczcie…
Usunął im się z drogi nadal podtrzymując swe wymizerniałe ciało o sarkofag.

Stanęli przed wrotami. Pelaios i Delran popatrzyli najpierw na wójta, który tylko spuścił wzrok. Idący przodem Delran położył ręce na jednym ze skrzydeł, pod dłońmi poczuł chłód. Przygryzł wargę, kątem oka raz jeszcze zerknął w kierunku Despara, westchnął i pchnął jedną z połówek wrót. Te ustąpiły bez większych problemów i łotrzyk rozwarł je na jedynie na tyle, by można było w miarę swobodnie przejść. Ruszyli za nim gęsiego, a to co zastali w środku wstrząsnęło większością z nich.

Po przekroczeniu progu pierwszym co zobaczyli był zakrwawiony sarkofag, trochę większy od dotychczasowych, na którym leżało parę noży i rzeźnicki tasak. Wszystkie brudne od zaschniętej krwi. Ta zaś była wszędzie. Na posadzce, na ścianach, nawet na suficie. Kiedy tylko Hanah przyniosła ze sobą światło makabra tego miejsca jedynie przybrała na sile. Ślady posoki stały się wyraźniejsze, a oczy ich dostrzegły na lewo stertę zakrwawionych łachmanów, a po prawej kupkę mniejszych i większych kości, z których zwisały resztki mięsa. Delran postawił niepewnie krok do przodu i wówczas dostrzegł, jak zza sarkofagu wyłania mu się czubek głowy o kruczoczarnych włosach. Wspomnienia momentalnie wróciły, a wraz z nimi nadpłynęła fala rozpaczy. Ruszył ku niej, o mało co nie poślizgnął się na krwistej kałuży, kiedy omijał sarkofag. Zobaczył ją i zaniemówił. Zatrzymał się dosłownie w pół kroku, wydał z siebie bezgłośny krzyk i zasłonił usta trzęsącą się ręką. Astine ruszyła niepewnie za nim, a Hanah z Pelaiosem postanowili sprawdzić łachmany. Mukale natomiast przyglądał się temu wszystkiemu bez większych emocji.

Delran? – tropicielka położyła mu rękę na ramieniu i podążyła za jego wzrokiem. To co ujrzała zmroziło jej krew w żyłach. Oparte o sarkofag leżało ciało czarnowłosej kobiety. Twarz miała wychudzoną i pokrytą krwią, na której tle kontrastowały błękitne oczy. I to był jedyna jej część, która ostała się w całości. Z rozciętego brzucha wylewały się flaki, a na torsie zaczynały gnić ślady po odciętych piersiach. Z rąk i nóg ostały się zaś jedynie rozszarpane kikuty ze sterczącymi kośćmi. Astine czuła że traci grunt pod nogami, osunęła się na podłogę i jedynie złapała za głowę. Twarz jej przesłaniała maska najczystszego, niemego przerażenia.

Odkrycie Pelaiosa i Hanah było równie albo i jeszcze bardziej straszliwe. Ostrożnie podeszli do kupy zakrwawionych szmat. Spojrzeli po sobie, po czym diablę trzęsącą się ręką sięgnęło za rapier i jego końcówką począł odsłaniać to co skrywały. Kopał tak coraz głębiej, aż na samym spodzie znaleźli coś co w tym samym momencie wywołało u nich szok oraz podniosło żołądki do gardeł. Na dnie stosu zalegało to, co kiedyś było dziećmi. Teraz zaś były to gnijące głowy osadzone na resztkach tego co było ich piersiami. Bezrękie i beznogie, zmasakrowane kadłubki wpatrywały się w nich martwym wzrokiem. Przerażenie ustępowało miejsca jedynie niewyobrażalnemu obrzydzeniu.

Delran stał sparaliżowany i nie mogąc oderwać wzroku od tego co widział chłonął każdy detal tego makabrycznego aktu. Każdy ślad po nożu i każdą ścieżkę zgnilizny. Wszystko to zostawiało kolejne blizny w jego umyśle rysując dokładne odzwierciedlenie tego, co widziały oczy. Wypełniająca go rozpacz zaczęła zmieniać się w gniew i furię.

Tymczasem ci, którzy powstrzymali się i nie zapuścili się za wrota słyszeli gardłowe dźwięki, podobne do tych wydawanych przez Pelaiosa po wejściu do krypty. Wójt przez chwilę wpatrywał się jeszcze w otwarte wrota, po czym odwrócił wzrok i skulił się jeszcze bardziej.
Cośmy uczynili... uczynili… – szeptał do siebie.
Zaklinaczka przyglądała się wójtowi. Jej spojrzenie, które początkowo pełne było współczucia, zaczynało przejawiać ślady gniewu.
No, to może w końcu powiesz co, żeście uczynili. – rzuciła oschle.
Odpowiedziało jej jedynie zrezygnowane spuszczenie głowy.

Delran poczuł jak kręci mu się w głowie. Złość, jakiej nie czuł już od długiego czasu, wypełniała każdy centymetr jego ciała. Przejechał taki szmat drogi, zapuścił się do zapomnianej przez bogów wioski, walczył z krwiożerczymi dyniami, wszystko dlatego, bo miał nadzieję, że spotka ją i znowu będzie tak, jak kiedyś, że wszystko zacznie z nią jeszcze od nowa. Zmieni się, przestanie tyle pić, zbierze się w końcu do kupy i zacznie normalnie żyć… Teraz wiedział już, że nie dane mu będzie zaznać spokojnego życia u boku jedynej osoby na tym świecie, którą naprawdę kochał…

Zaczął ciężko oddychać, a w uszach słyszał tylko szum. Nie mógł dłużej patrzeć na to, co zostało po kobiecie, która została mu w pamięci jako najpiękniejsza istota, którą widział w swoim żałosnym życiu… Ta zapadła wiocha nie zasłużyła na ratunek… Musiał ukarać osobę, która była za to odpowiedzialna…

Wyciągnął sztylet i mocno go ścisnął. Koniec tej zabawy, w dobrych ludzi. Szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, w którym się znajdowali. W całej tej furii, dopadł do wójta. Jedną ręką złapał go koszulę, a drugą przyłożył sztylet do gardła.
Zabiję cię ty skurwysynu, rozumiesz?! Zdechniesz tutaj, a razem z tobą cała twoja wioska! – przycisnął sztylet jeszcze mocniej do gardła Despara. – Jakieś ostatnie słowo?!
Zszokowany tym wybuchem wściekłości Neff podbiegł do łotrzyka starając się go powstrzymać.
Co robisz?! Co tam widzieliście do Siedmiu Piekieł?
Wejdź tam i sam zobacz, co nasz wójt ze swoją zgrają tam zrobili! – Derlan wykrzyknął do Neffa.
Żeby zostawić cię tutaj i pozwolić by zginęła być może jedyna osoba, która może nam powiedzieć co się tu dzieje?
Gówno mnie to obchodzi! Wójt, ci ludzie i cała ta przeklęta wioska ma zniknąć z powierzchni ziemi! Tutaj już nie ma co ratować!
Czyli Pelaios miał rację… – wyszeptała zaklinaczka zaciskając pięści. – Wy potwory… – spojrzała w kierunku wójta, który ze strachu próbował coś wybełkotać. Jednocześnie pozostali z ocalałych zerkali na siebie niepewnie nie wiedząc co zrobić. Ktoś próbował się odsunąć od całej sceny, a inny kierował rękę w stronę noża leżącego na najbliższym sarkofagu.
Zostaw to, albo przypalę ci dupę! – Cely zawołała do osobnika sięgającego po nóż. Ten popatrzył to na nią, to na ostrze. Twarz jego emanowała strachem, a ręka dotykała już rękojeści.
Ostatnie ostrzeżenie, odsuń rękę od noża! – syknęła wyciągając ręce, jakby przygotowując się do zaklęcia. Mężczyzna zatrzymał dłoń, lecz jej nie cofnął obserwując Celaenę.
– Odsuń… się… od… noża… – zarządzała po raz kolejny.
Mukale widząc coraz bardziej napiętą atmosferę, popatrzył na szamana i na wodza, poszukując odpowiedzi. Jednocześnie wyciągnął swoją włócznię i skierował ją w kierunku chłopa sięgającego po sztylet.
Bumkalale! Odłóż, bo zginiesz – powiedział ze spokojem i niewątpliwą konsekwencją. Nie wiedział do końca, co się dzieje, ale skoro jego pobratymcy obnażyli swoje kły, to i on dobył broni.
Chłop tylko popatrzył w skierowany w jego stronę grot i cofnął rękę. Postąpił też krok do tyłu oraz uniósł otwarte dłonie w górę. Przez chwilę chciał coś rzec, lecz strach zatrzymał mu słowa w gardle.
Łotrzyk przyglądał się, jak jego towarzysze zaczęli się zachowywać, po czym roześmiał się głośno.
Widzisz? Wszyscy już was nienawidzą… – jego twarz nagle spoważniała, spojrzał wójtowi prosto w oczy. – No to… Ostatnie słowo?
 
Morfik jest offline  
Stary 21-04-2019, 09:09   #52
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
iabelstwo w tym czasie stało nad szczątkami dzieci, wciąż niemrawo je odsłaniając spod zabrudzonych szmat. Wodził końcówką rapiera rozgrzebując materiał, albo wodząc ósemki w powietrzu. Wiedział że znajdzie tu ciała. Widział że wójt i pozostali mężczyźni nie byli doszczętnie wygłodniali. Był świadom że te trzygodnie które tu spędzili, w zamknięciu, odcięciu od jedzenia, mogły ich zmusić do ostateczności. Spodziewał się, że kogoś poświęcili, albo może ktoś sam się poświęcił… ludzie czasem potrafią odnaleźć w sobie szaleńczą odwagę w obliczu nadciągającej zguby. Jednak widok dziecięcych szczątków całkowicie zbił Pelaiosa z tropu. Zastanawiał się jak można było dopuścić się takiej niegodziwości. Nie mógł odmówić wójtowi sumienia. Wszak dostrzegał teraz że to co uczynili było złe. Więc dlaczego nie odezwało się wcześniej?
Walczył z pogardą i nadciągającym zaraz za nią skrawkiem szaleństwa. W oceanie braku zrozumienia, w który teraz wpadł próbując pojąć czyn ocaleńców, uchwycił się przebłysku, strzępu logicznego wyjaśnienia, które mogło zesłać ratunek. Bynajmniej nie na wójta, lecz właśnie na Pelaiosa, który czuł że bez zrozumienia tej sytuacji, nadszarpnięte zostaną jego żelazne nerwy.
Zamrugał czując że zaczynają go piec oczy. Poruszył się gwałtownie do tyłu o krok ciągnąc za sobą Hanah, odwrócił się na pięcie i trochę sztywno wyszedł z pomieszczenia stając obok Delrana.
Chcę więcej niż jedno słowo – powiedział twardo – Opowiesz co się stało. Od samego początku.
Darował sobie groźby. Widział że wójt jest w pełni świadom otoczenia. Delran już teraz trzymał nóż na gardle, a i nawet bez tak bezpośredniego zagrożenia, Pelaios wierzył w poprzednie słowa Despara. Człowiek chciał aby to się skończyło. To dawało nadzieję na zeznania nie splamione kłamstwem. Diabelstwo wiedziało że w takich sytuacjach kłamią tylko ci, którzy chcą coś ugrać. Ta gra natomiast była już skończona.

ójt chciał skinąć głową, lecz nóż mu to skutecznie uniemożliwiał. Niemniej Pelaios dostrzegł ten ruch. Despar przełknął ślinę i zaczął opowiadać, nawet opanowując jąkanie.
T-to zaczęło się parę tygodni temu, parę dni po tym, jak nikt nie mógł zasnąć. C-coś, jakiś ucisk w głowie nie pozwalał spać. Ale przeszło. Potem zacz-częła pojawiać się mgła, a pewnego ranka pola obrodziły dyniami. Plony w tym roku nie zapowiadały się dobrze, nawet ojciec H-harbertus wziął to za dar od W-wielkiej Matki… Jakieśmy się mylili… Pojawiła się wiedźma z lasu, c-coś rzekła wtedy, nie pamiętam już co. Pewno klątwę jaką na nas sprowadziła. Część z nas zjadła te dynie, c-ci którzy więcej wkrótce oszaleli. A mgła robiła się gęstsza i g-gęstsza. Wysłałem kilku ludzi czym prędzej do pana naszego, że szaleństwo wioskę ogarnia, ale nie wrócili już… Robiło się g-gorzej i gorzej, plony całkiem zaczęły marnieć, dni zamieniały się w noce. Próbowaliśmy uciekać do jakiejś innej osady, ale nie dało się. Wszędzie była mgła, a kiedy się próbowało przez nią uciekać gdzieś dalej wracało się z powrotem. Resztka z nas postanowiła ukryć się w świątyni, bowiem na polach pojawiły się ppp-potwory. Zastawiliśmy wrota, a z obawy przed potworami zeszliśmy jeszcze do krypty, żeby nas oknami nie wzięły. Zapasów świątynnych po zimie było bardzo mało, ledwo co jakieś pierwsze plony i zbiory wczesne. Parę dni potem pojawił się m-mag jakiś, młody, wpuściliśmy go do nas w nadziei, że zaradzi jakoś. Dał nam magiczną m-manierkę, z której na jedno słowo woda płynęła bez końca. Dzięki niej tyleśmy przetrwali. On… klął ciągle, że wioska nasza przeklęta… bełkotał też coś do siebie, chyba o tym, że ktoś go wysłał, nie wiem już. B-błagaliśmy go o ratunek, lecz ten chciał tylko uciec. Błagaliśmy, ale nie chciał słuchać. Wtedy jeden z nas… ch-chyba Erdot, rosły chłop zatrzymać go spróbował i Tymora się od nas odwróciła po raz kolejny. Uderzył go lekko w głowę, ale on upadł nią o sarkofag i robił ją sobie. Jakeśmy głupi… C-ciało jego schowaliśmy za wrotami, by nie gorszyć dzieci i kobiet… Wtedy zacz-czął się głód… i c-coś jeszcze. Część z nas na początku zjadła trochę dyni, zaczynaliśmy tracić zmysły. Zaczęły się szarpaniny i jakieś dziwne myśli w głowie, jak gdyby nie nasze. Podczas jednej z szarpanin młody chłopak, którego z nami znaleźliście, E-eliat, on… chłopak urodził się z magią… potrafi przywoływać światła. Nie wiem już jak do tego doszło, ale w szarpaninie coś się stało i on strzelił magią w sufit i przejście się zawaliło. B-byliśmy już słabi, straszliwie głodni… Próbowaliśmy z wolna odgruzować przejście, ale nie udało się nam. Ci najbardziej sz-szaleni zaczęli też umierać, wynosiliśmy ich. W głowie, nie wiem czy tylko z głodu, ale pojawiła się myśl iii… i my… zaczęliśmy zjadać trupy… Najpierw dyskretnie, po małych k-kkawałkach… I skończyło się to tak jak widzicie teraz… Ja… ja… p-prz…– skończył swą historię, po czym sięgnął po sakiewkę i ostrożnie podał ją diablęciu. – T-to m-maga.

ewnątrz Pelaios znalazł trochę monet, w tym kilkanaście złotych, lecz tym co przykuło jego uwagę była perła. Kiedy wyjął ją i dokładniej obejrzał dostrzegł po raz kolejny symbol Mystry. Poszukał wzrokiem Hanah, która wróciła po krótkim przeszukaniu krypty ze skórzaną torbą, również opatrzoną tym samym znakiem co manierka. Kobieta ostrożnie otworzyła torbę i znalazła w środku parę ciekawych przedmiotów. Po pierwsze trochę zakrwawioną błękitną szatę w we wzory fal, chmur oraz deszczu, a pod nią dwie księgi oraz trzy flakoniki. Jedna książka była bardzo dobrze oprawiona, wyglądała bez wątpienia na cenną, a kształty zdobień na okładce rozwiały wszelkie wątpliwości. Księga zaklęć, co tłumaczyło m.in. potężną klamrę spinającą. Druga książka była z kolei bardzo skromna, owinięta jedynie skórzanym paseczkiem. Kiedy obie zostały wyjęte Hanah dostrzegła, że to jeszcze nie koniec, bowiem na samym dnie walał się srebrny pierścień z ametystem, srebrny medalion z pojedynczą gwiazdą bogini magii oraz spory kryształ górski.
T-to też maga… W-woleliśmy nie ruszać jego rz-rzeczy. – dodał szybko wójt, kiedy zaczęli rzucać okiem na zawartość.
Jedliście tych co zmarli. Nie pomagaliście im umrzeć? – milcząca do tej pory kapłanka zadała ciche pytanie bezbarwnym głosem.
N-nie…
Jak dla mnie, nie zmienia to wiele. To profanacja. – stwierdziła Cely pogardliwym głosem.
Tak jak twoje pochodzenie nic nie zmienia? – Spojrzenie Hanah dalej nie wyrażało żadnych emocji.
Ci ludzie zostali doprowadzeni do obłędu i na skraj śmierci. Nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, nie czerpali przyjemności z tego aktu. Oni są ofiarami całej tej sytuacji. Całej tej mgły i potwornych dyń. Nie, to co tu zaszło nie jest prawe, ale nie jest też sprawiedliwym aby ktokolwiek musiał przechodzić przez taką sytuację. Jak chcesz się mścić Delranie to nie na nich, bo nie oni są bezpośrednimi sprawcami śmierci Melisy. – kapłanka położyła dłoń na ramieniu złodzieja.
Nie, moje pochodzenie nic nie zmienia. Bo nawet będąc pół-drowem nie posunęłabym się do czegoś takiego. Zresztą ja nie mogłam decydować o swoim urodzeniu, oni o swych czynach owszem. – zauważyła, próbując obalić jak dla niej marny argument kapłanki.
Przysłuchując się temu elf wreszcie nie wytrzymał. Zwrócił się do towarzyszy mentalnie.
”Dosyć tego! Już sobie wyjaśniliśmy, że kolor skóry Iskierki o niczym nie świadczy i nie będziemy jej postrzegać przez pryzmat części jej pochodzenia. Z drugiej strony, opanujcie się! Wpadamy tutaj i rozprawiamy nad losem tych ludzi tuż przy nich, niczym sędziowie i przyszli kaci. Jeśli dalej tak będziemy robić wkrótce mogą nie wytrzymać, niczym zwierzęta zapędzone w pułapkę. Pomyślcie też może o tym co teraz czuje Astine. Dość kłótni!”
Pelaios skrzywił się pod naporem mentalnego wrzasku.
“Nikt się jeszcze nie kłóci Neff. Przestań krzyczeć bo twoje myśli świdrują mi czaszkę. Kolor skóry miał być analogią i to słuszną, bo wszystko się rozchodzi o pozory i pochopne oskarżenia. Już wiem co mi tu nie pasowało. Wójt wspomniał coś o nie swoich myślach. To nie jest aby twoja specjalność Neff?”
”Jeśli chodzi o użycie tego jako analogii to się zgadzam, chociaż i tak uważam, że każde poruszenie tego tematu może być dla niej krzywdzące – pozostali odczuli coś jakby wzdychnięcie telepatyczne – W niewielkim stopniu znam się na manipulacji myślami, ale daleko mi od istot i osób specjalizujących się w tej dziedzinie. Moje moce skupiają się raczej na zmienianiu otoczenia siłą woli. Mogę spróbować zbadać ich myśli jeśli zechcesz, lecz ostatnia taka próba zakończyła się dla mnie fatalnie. Gdy próbowałem narzucić swą wolę jednej z dyń, coś potężnego mi przeszkodziło, a nawet samo mnie zaatakowało. Jeśli taka sytuacja znowu się powtórzy, istnieje ryzyko iż sam stracę nad sobą kontrolę. Jeśli tak się stanie będziecie pewnie musieli mnie zabić, nim zdążę zwrócić się przeciwko wam…
Mukale postanowił się wtrącić wtedy telepatycznie.
“Nie lękaj się, Rozmawiający z Duchami. Wnijdź w duszę waszych współplemieńców. Jeśli opanuje cię duch złego Przodka, sam przebiję twe ciało Świętą Włócznią, by plemię nie ucierpiało i pochowam je z honorami należnemi czarownikowi. To wielka ofiara, poświęć więc ducha swojego Wielkiemu Bawołowi, aby doznać czci na wyspie Przodków.”
Troska szamana o los plemienia, nawet w obliczu swej śmierci, była wysoce godna pochwały, toteż wojownik nie zwlekał z zapewnieniem Rozmawiającego z Duchami o tym, że nie zawaha się jego ręka, gdy przyjdzie mu stanąć z nim jakby z wrogiem.
”Miejmy jednak nadzieję, że tego typu poświęcenia będą zbędne i wszystko pójdzie dobrze, nie zakładajmy od razu najgorszego scenariusza. Dasz radę Neff.
Cely nie podobała się wersja przebijania włócznią kogokolwiek z jej nowych towarzyszy.
 
Koime jest offline  
Stary 23-04-2019, 19:46   #53
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
elran cały czas wpatrywał się w oczy wójta, jednak sztylet nie przyciskał już tak mocno jego gardła.
Będziesz żył, ale… – powiedział przez zaciśnięte zęby łotrzyk. – W głowie będziesz miał ten jeden widok – szarpnął mężczyznę za koszulę i pociągnął do pomieszczenia, gdzie znajdowało się ciało Melissy. Przerażona kapłanka pobiegła za nim.
Amonrol złapał wójta za głowę i odwrócił w stronę zmasakrowanego ciała.
Przypatrz się dobrze, tylko nie próbuj zamykać oczu, ani odwracać wzroku! – trzymał głowę najmocniej jak potrafił. Chciał, żeby Despara bolało to, co widzi, nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. – Patrz uważnie!
T-to już mnie pp-prześladuje… – rzekł jedynie, kiedy w jasnym świetle patrzył na swe dzieło… Na dźwięk tych słów skulona pod Astine uniosła na niego wzrok.
TY...? – głos dziewczyny był słaby i drżał. Wolno obracając głowę ogarnęła spojrzeniem większość krypty wypełnionej kośćmi i działami. – T-ty… ty…
Głos jej się łamał coraz bardziej, z oczu płynąć poczęły dwie strugi. Drżąca ręka ruszyła w kierunku pasa…
Delran rzucił tylko okiem na Astine, po czym wrócił do wójta.
A teraz poczujesz to, co czuła ona – powiedział chłodnym głosem, zerwał resztki koszuli z ciała wójta, złapał go za sutek, pociągnął mocno i sprawnym ruchem ręki już miał ciąć, kiedy ta znalazła się w żelaznym uścisku stojącej obok Hanah.
Dość! Dość cierpień, dość krzywd! – krzyknęła kapłanka. – Dość…
Piękne słowa… – powiedział do Hanah, przez zaciśnięte zęby. – A teraz mnie puść! – krzyknął do niej w złości.
Nie – kobieta spróbowała wykręcić mu rękę tak, by wypuścił ostrze, lecz napędzająca go wściekłość sprawiała, że był niemal jak skała.
Puszczaj! – wrzasnął i ze wszystkich sił próbował się jej wyrwać, lecz bezskutecznie. Popatrzył na kobietę. Zaczął brać głębokie oddechy, uspokajał się. Twarz zaczęła nabierać neutralnego i spokojnego wyrazu. Hanah widząc to już miała zamiar poluzować uścisk dłoni, lecz wówczas spojrzała mu prosto w oczy, które zdradziły jej prawdę. Delran już miał znów spróbować ataku, kiedy wyćwiczone ręce Hanah przekręciły się i zakleszczyły na jego ramieniu. Ten szarpnął się dziko i wtem rozległ się zgrzyt kości, a za nim jęk, niemal wrzask bólu, Delrana. Sztylet upadł na ziemię tuż przed Astine. Dziewczyna popatrzyła na szarpiącą się dwóję oraz wójta, który z przez ten czas wisiał na resztkach swego odzienia. Podniosła się z wolna z nie do końca obecnym wzrokiem.

źwięki, które dobywały się z pomieszczenia obok niepokoiły zaklinaczkę. Powstrzymywała się chwilę, jednak w końcu nie wytrzymując pobiegła w stronę zamieszania. Obraz, który pojawił się przed jej oczami sprawił, że stanęła jak wryta. Pomijając makabryczny widok ciał, który przyprawiał dziewczynę o skurcze żołądka, najbardziej zaskoczyła ją szarpanina pomiędzy Hanah, a jęczącym z bólu Delranem, odbywająca się przed na wpół klęczącym wójtem. Oprócz tego widok Astine ze sztyletem w dłoni.
Co tu się wyprawia!? – krzyknęła wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu, by w końcu zatrzymać się na Delranie i Hanah.
Tuż za pół elfką pobiegł również Neff, który na widok chaosu, rozgrywającego się w pomieszczeniu, zagwizdał pod nosem. Kątem oka widząc, że Astine trzyma w dłoni ostrze instynktownie spróbował wpłynąć na jej umysł.
” Nie chcesz nikogo skrzywdzić, a jedynie oddać Neff’owi sztylet!”
Dziewczyna zamrugała, po czym uniosła rękę i spojrzała na sztylet, który w niej dzierżyła. Odwróciła głowę w kierunku elfa i wyciągnęła ku niemu otwartą dłoń, na której spoczywało ostrze w geście podobnym do podarku.
Elf ostrożnie przyjął ostrze z przyjacielskim uśmiechem.
Dziękuję. Chodźmy do Zakonnicy, pewnie się o nas martwi.
Astine wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym skinęła głową i powoli ruszyła do wyjścia mijając Pelaiosa, który stał z przymkniętymi oczyma wsłuchując się w całe zajście w drugiej sali, od momentu gdy Delran wyparował wraz z wójtem przez drzwi. Gdy krzyk mężczyzny poniósł się echem, diabelstwo uśmiechnęło się niemrawo i pokręciło głową. Uniósł powieki i powiódł na nowo zmęczonym wzrokiem po pozostałych ocaleńcach. W końcu ruszył z powrotem do sali okropieństw, choć wszystko w nim krzyczało, by nie eksponować się na nowo na koszmar.

elran oparł się o sarkofag i zaśmiał się głośno.
Pięknie mnie załatwiłaś… – zwrócił się do Hanah, po czym pokazał palcem na wójta. – To on jest wszystkiemu winien, a to mi się obrywa. Jesteś pewnie z siebie zadowolona? Ocaliłaś kolejną duszę… – splunął Hanah pod nogi i jęknął głośno z bólu.
Czy któreś z was wyjaśni co tu właściwie miało miejsce? Idziecie do innego pomieszczenia dosłownie na dwie sekundy a tu takie coś… – rzuciła Cely podchodząc do Delrana. – Jest złamana? – spytała wskazując na rękę, nie znała się na medycynie, jednak nawet dla niej nie wyglądało to dobrze.
Łotrzyk przełknął ślinę i zaczął masować obolały bark.
Nie jest złamana… Muszę ją tylko nastawić… Nie pierwszy raz mi się to przytrafia… – wskazał głową na Hanah. – Niech nasza obrończyni uciśnionych opowie ci, co się stało.
Hanah ściągnęła brwi i podała rękę wójtowi, który ostrożnie ją przyjął i podniósł się. Siedział jednak cicho ewidentnie nie chcąc niczym prowokować Delrana.
Jakbyś nie próbował za wszelką cenę go zaatakować, to byś nie wybił sobie barku. Zwodząc mnie sam to sobie zgotowałeś. Jak się uspokoisz to ci moge go nastawić. – spojrzenie kapłanki złagodniało. – Nie wiem co sama bym zrobiła gdybym zobaczyła sobie bliską osobę w takim stanie, ale doprowadzając do kolejnego rozlewu krwi tylko bardziej zniszczymy wątłą aurę tego miejsca. Delranie to nie oni doprowadzili do jej śmierci.
Delran zrobił zdziwioną minę.
Nie oni? To ciekawe kto… – znowu jęknął z bólu, obolały bark nie dawał mu spokoju.
Ktoś kto rzucił urok na to miejsce – wtrącił Pelaios opierając się o wejście – Wyznał że ci co jedli dynie oszaleli, ci co się skryli mieli dziwne myśli. Oczywiście… mogli się temu oprzeć, ale obawiam się że karałbyś ich za słabość, a nie za właściwy czyn.
Diabelstwo powiodło spojrzeniem po szczątkach i na nowo się skrzywiło.
Naradźmy się na górze. Mam dość tego miejsca
Zdecydowanie – zgodziła się kapłanka. Spojrzała krytycznie na skrzywionego Delrana i podeszła do niego. – Pomożesz mi Cely? Przytrzymaj go, a ja nastawię ten bark.
Nie, zost… – już miał głośno protestować, ale Cely i Hanah nie słuchały go i natychmiast wzięły się do roboty.
Zaklinaczka chwyciła mężczyznę, tak jak kazała jej kapłanka, po czym uśmiechnęła się do niego i powiedziała spokojnie.
Zaraz będzie po wszystkim.
Ten zdążył jedynie podnieść na nią wzrok, kiedy Hanah jednym szybkim ruchem szarpnęła mu rękę. Rozległ się słyszalny zgrzyt i kolejny jęk łotrzyka, który ledwo stał obok sarkofagu. Trzymał się za ramię, a to stopniowo przestawało boleć. Najwyraźniej kość wskoczyła na swoje miejsce.
Delran miał już serdecznie dość tego miejsca, nie zamierzał dziękować Cely i Hanah za pomoc. Podniósł z ziemi swój sztylet, wsadził go za pas i ruszył w stronę wyjścia.
Możemy już stąd kurwa wyjść?! – krzyknął tylko wychodząc.
Dzięki za pomoc – kapłanka rzuciła do Cely i pomogła wyjść z pomieszczenia wójtowi.
Nie ma za co… Cieszę się, że mogłam pomóc i Tobie i jemu. – uśmiechnęła się do towarzyszki – chociaż wydaje mi się, że bark nie jest rzeczą, która w tej chwili boli go najbardziej… – dodała trochę ściszonym głosem, po czym też ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.
Diabelstwo opuściło salę jako ostatnie. Schowało woreczek otrzymany od wójta i skierowało się do wyjścia z krypty.
Pomóż im Mukale – rzucił do towarzysza przechodząc obok czarnoskórego wojownika. Sam zaś kiwnął ręką na ocaleńców zachęcając do ruszenia się z miejsca. Ci zaś niepewnie ruszyli za nimi. Wojownik Mutampa, ukłoniwszy się lekko, wykonał polecenie wodza, postanawiając milczeć do czasu, aż wreszcie rozbuchane emocje braci opadną.
 
Jaracz jest offline  
Stary 01-05-2019, 19:45   #54
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
elaios wraz z Mukalem jako ostatni wyszli z krypty. Diablę odwróciło się raz jeszcze i spoglądało przez dziurę na uchylone wrota, za którymi pozostały dowody niesłychanego okrucieństwa, desperacji oraz ochydy jakiej są w stanie dopuścić się ludzie i nieludzie. Osobiście miał ochotę już nigdy czegoś takiego nie oglądać, lecz życie płatało najróżniejsze figle, czego bardzo dobrym przykładem była ich obecna sytuacja. Ruszył więc wreszcie w górę, ku powierzchni. Przed sobą miał część ocalałych, głównie kanibali, którzy przez całą awanturę Delrana niespokojnie, ze wstydem, strachem oraz świadomością swych czynów obserwowali rozwój wypadków. Teraz zaś ciągnęli ku górze schodów w czym pomagał im Mukale, przy czym raczej z obowiązku aniżeli z własnej inicjatywy. Wydarzenia w podziemiach były dlań dziwne, może nawet rozczarowujące i obrzydzające, bowiem mieszkające tam plemię było nieliczne oraz trawione chorobami.

Za ocalałymi ciągnął się smród fekaliów oraz wszystkiego co zastali na dole. Była w tym po części wina zniszczonych drzwi do krypty, która przez ten cały czas wypuszczała z siebie fale odoru wędrujące ku świątyni. Ku ich szczęściu przejście nadal można było zamknąć i w pewnym stopniu odciąć się od głównego źródła nieprzyjemności. W głównej nawie znaleźli siedzące pod ścianami dwie kobiety i chłopca. Byli oni zabrudzeni oraz wymęczeni, lecz na ich twarzach dostrzec można było pewną ulgę związaną z wydostaniem się z zamknięcia. Mężczyźni popatrzyli w tamtym kierunku i już zamierzali ruszyć ku nim, kiedy ich spojrzenia napotkały wzrok Astine. Wówczas zrezygnowali i część z nich zasiadła w innym kącie, a pozostali padli na kolana przed ołtarzem Wielkiej Matki śląc do niej modlitwy. Z tonu oraz słów, których używali można było wywnioskować, że błagają ją o przebaczenie za swe czyny. Początkowo chciał do nich dołączyć i wójt, lecz po chwili wahania zrezygnował. W milczeniu zasiadł samotnie pod ścianą.

Przy kobietach, a teraz również i mężczyznach, krzątała się Sila. Akolitka wydawała się już odrobinę lepiej radzić z całą sytuacją dookoła. Najwyraźniej zdołała już się trochę otrząsnąć, chociaż kiedy wrócili do świątyni przez krótką chwilę mierzyła Celaenę wzrokiem, który był pełen rezerwy oraz nieufności. Dłoń trzymała blisko swego świętego symbolu. Ostatecznie jednak wróciła do zajmowania się ocalałymi. Z kolei Astine wydawała się być zamroczona, co zauważyła i wilczyca. Luna przyglądała się swej pani przez chwilę, po czym pociągnęła parę razy nosem i odwróciła się w kierunku elfa, który w dłoni trzymał sztylet z głowicą ukształtowaną na wzór głowy jednorożca. Lekko opuściła łeb, szerzej rozstawiła łapy oraz obnażyła zęby. Zawarczała krótko i stanowczo. W międzyczasie łowczyni podeszła do akolitki i zamieniła z nią parę zdań. Reszta śmiałków obserwowała jak Sila skinieniem głowy zgodziła się na coś.

Sila zajmie się ludźmi z krypty. Chyba chcieliście porozmawiać? – dziewczyna zwróciła się do pozostałych, kiedy skończyła rozmawiać z akolitką. Zdawała się powoli dochodzić do siebie, chociaż jej wzrok nadal był odrobinę niewyraźny i nieskoncentrowany.
Ano, tak. Podczas odpoczynku przestudiowałam księgę, którą znaleźliśmy. Są w niej opisane dwa rytuały, które mogłabym wraz z Sile przeprowadzić aby oczyścić i wzmocnić świętą aurę tego miejsca. Niestety część komponentów potrzebna do nich może być kłopotliwa do znalezienia. Czysta woda, poświęcona ziemia, kadzidła, święty symbol Wielkiej Matki oraz jakaś żywa roślina… To raz, a dwa: srebrny sierp, święty symbol oraz ofiary w postaci nasion, całej rośliny oraz owocu. Sierp mamy, jakieś jabłko chyba wygrzebie ze swoich zapasów. Jeśli Sile poświęci kawałek ziemi, to zostanie w zasadzie ta roślina i święte symbole Chauntei… to może się skończyć potrzebą wyjścia na zewnątrz – na ostatnie Hanah się skrzywiła bo nie bardzo chciała jeszcze wychodzić. Zostać też jednak nie mogli na stałe.
Pelaios pokiwał głową na słowa kobiety, aczkolwiek uwagę miał skupioną na woreczku który dostał od wójta. Trzymał go na otwartej dłoni ułożywszy na materiale perłę, którą znalazł wewnątrz. Przyglądał się jej obracając brudnym palcem w te i nazad.
Czy sierp nie jest też świętym symbolem Chauntei? – zapytał.
Albo i lepiej – czy całej tej świątyni nie moglibyśmy traktować jako świętego symbolu Wielkiej Matki? – zaproponował Neff.
Nie jestem pewna czy to zadziała w ten sposób – słowa Astine wyrażały wątpliwości względem pomysłu elfa.
Szkoda, że nie każde bóstwo jest w stanie zadowolić się tylko modlitwą i tańcem… – mruknęła do siebie pod nosem Cely, na słowa o opuszczeniu świątyni w celu poszukiwania składników. –Myślisz, że znajdziemy w tej wiosce jakieś symbole Chauntei? Gdzie mielibyśmy zacząć ich szukać?
Astine zastanowiła się.
Normalnie powiedziałabym, że w świąty… – rzuciła okiem na proporce leżące pod ścianą. – Hanah, a czy księga mówi coś o tym, że mógłby być wyhaftowany?
Kapłanka spojrzała na Astine gubiąc się na moment w swoich myślach. Skrzywiła się nieco jak przypomniała sobie nauki z klasztoru.
W zasadzie… to może to posłużyć jako święty symbol. O ile jest odpowiednio dokładnie wyhaftowane.
To pozostaje tylko roślina?Pelaios oderwał spojrzenie od perły i przeniósł spojrzenie na inną – Cely… czy oprócz spalania fauny, kryjesz w zanadrzu jakieś sztuczki związane z tworzeniem jej?
Niestety, jedyne co mogłabym stworzyć to iluzję jakiejś rośliny, a chyba nie o to chodzi… – odparła smutno pół-elfka.
Bogini raczej oszukiwać nie chcemy – przyznało diabelstwo. – Nie uśmiechają mi się poszukiwania na zewnątrz. Tam wszystko jest martwe… nawet powietrze.
I tak musimy stąd wyjść… nie mamy zapasów ani dla siebie ani dla nich aby tutaj sobie biwakować –mruknęła sceptycznie kapłanka wertując na nowo księgę rytuałów.
Mimo, że nie mam najmniejszej ochoty wychodzić na zewnątrz, to tutaj niestety muszę się zgodzić. Nie możemy tu zostać. – Zaklinaczka przytaknęła kapłance. – Jednak Pelaios też ma rację. Tam wszystko jest martwe, szukanie żywej rośliny, to jak szukanie igły w stogu siana… i morderczych dyń. Czy nie da się jakoś pomóc temu miejscu, bez jakiegoś zielska?
Zaryzykuję pytaniem o tą torbę, którą znalazłaś po maguPelaios skierował pytanie do Hanah – Pewnie nie miał tam żadnych korzonków, ani żywych ziół?
Hmm racja. Zupełnie o niej zapomniałamkapłanka ponownie otworzyła torbę i po kolei zaczęła odkładać przedmioty na ołtarz. Jako pierwszą rzecz sięgnęła po księgę zaklęć. Skromniejsza księgę podała Pelaiosowi do przeczytania.

 
Asderuki jest offline  
Stary 03-05-2019, 15:20   #55
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
eff zwrócił się telepatycznie do Golasa, mówiąc też na głos we wspólnym, tak by inni słyszeli.
”Czy od czasu gdy znalazłeś się w tym miejscu, widziałeś może w okolicy jakąkolwiek roślinę, która nie wydawała by ci się martwa?”
” Nie, Rozmawiający z Duchami. Przez krainę waszego ludu przeziera duch śmierci, wszystko, com tu zobaczył, jest dotkniętą przezeń zgnilizną. Gdybyśmy byli nad Czarną Rzeką, życie z łaski Przodków otaczałoby nas. Na tej martwej ziemi nie dane mi było widzieć niczego, co by miało w sobie iskrę życia. Wybacz mi, jeśli cię zawiodłem.”
”Nie możesz nas zawieść czymś, na co nie masz wpływu” – elf zastanowił się przez chwilę – ”Nasi nowi znajomi wspominali też coś o wiedźmie. Może jedną z opcji, którą moglibyśmy rozpatrzyć, byłaby wizyta u tejże damy?”
-” Tak. Pewnym jest, że wystąpienie przeciw odwiecznemu porządkowi inne wynaturzenie spowodowało. Drzewo przeklęte przez Przodków rodzi owoce cierpkie i niosące odór śmierci. Tak samo kobieta, która pragnie być jak mąż i czarostwem się zajmuje, butnie wywyższając się ponad swoje miejsce, popada w zepsucie i zepsucie rozszerza. Zabijmy ją, Rozmawiający z Duchami, a wrócimy porządek i uspokoimy zapalczywy gniew waszych Przodków. To samo uczyńmy z tymi ludźmi, którzy spożywali swoje gałęzie, bowiem napełniają mnie obrzydzeniem i wyraźnie niosą na sobie dotyk Przodków. Oby dotyk ten nie przeniósł się i na nasze plemię, odbierając siły i płodność.”
Mistyk zaczął masować skronie obolałej głowy. Nie wiedział już, które elementy rozmowy mógł dalej przekazywać, by przypadkiem nie wywołać kolejnej wojny płci. Czasem ciężko było nadążyć za logiką wojownika.
“Posłuchaj proszę nasz rosły przyjacielu. Nie chcę obrażać twych przekonań i tradycji, ale postaraj się przyjąć do wiadomości, że zwyczaje twego ludu są zgoła inne od naszych. Po pierwsze, czy rzeczywiście odnalazłbyś honor w zabijaniu tych oto bezbronnych i zdecydowanie słabszych od ciebie ludzi?” – przekazując tę myśl, wskazał na żałosny widok skulonych w modlitwie biedaków – ”Jeśli zaś chodzi o kobiety i ich miejsce w społeczeństwie, to będę wdzięczny jeśli zważać będziesz na to co mówisz. Tak się składa, że w krainie, z której pochodzę władzę utrzymuje jedna z najpotężniejszych istot w tym świecie. I jest ona kobietą.”
Mukale lekko zmrużył brwi. Wydawało mu się jakoby szaman czynił mu jakieś wyrzuty. Pominął to jednak, nie rezygnując zarazem z przedstawienia swoich, bardziej rozsądnych obyczajów.
“Cóż ma ich słabość do naszej sprawy? Nie zabijemy ich w honorowym pojedynku, jak wojowników z sercem czystym. Zginą jak pchły, które są winne osłabieniu plemienia. Plemię, które zabija własne dzieci rychło wymrze, co oni już sobą samymi potwierdzili. Nie widzę dla nich żadnej litości ni usprawiedliwienia. Wśród Mutampa zginęliby śmiercią hańby, a ich imiona byśmy usunęli z naszych umysłów. Czemu okazujecie pobłażliwość dla zbrodni? Tego jednego nie pojmuję, Rozmawiający z Duchami. Jeśli włożysz rękę w ogień i skóra twa nie zacznie piec, czy będzie powód, byś miał nie zrobić tego ponownie? Sprawę kobiet pominę. Zmienię zdanie, jeżeli widzieć będę siłę żon Wielkiego Bawoła lub innych tutejszych kobiet. Na razie nie robią na mnie żadnego wrażenia” - zakończył może nieco zbyt ostrym tonem, ale to, że reszta plemienia dawała sobie wchodzić na głowę żonom wodza, nie znaczyło jeszcze, by miał sie dołączyć do tego szaleństwa.
Elf przerwał na moment, by rozważyć słowa Golasa.
“Twe słowa są pełne mądrości, lecz obecna sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana. Czyż każde stado zwierząt, mając przed sobą widmo śmierci związane z brakiem pożywienia nie oddala któregoś ze swoich? Lub gdy czuje na karku oddech drapieżnika, czyż nie zostawia za sobą chorych i słabych? To może wydawać się haniebne, ale nie wiedzieliśmy co powodowało ich zachowaniu, dopóki ich o to nie zapytaliśmy. Nie mielibyśmy tych informacji, gdybyśmy od razu wymierzyli im karę, wedle twych zwyczajów. Znaleźliśmy się tutaj by wyjaśnić i rozwiązać problem, który trapi te ziemie i to jest naszym priorytetem. Pozwólmy innym wyrazić swoją opinię, jeśli nie masz nic przeciwko.”

Nie… to nie ma sensu – oznajmił Pelaios przewracając ostatnie strony książki. – To jakiś dziennik, ale jak to na maga przystało, nie mógł zapisać go w ludzkim języku. Wątpię abyśmy znaleźli na tych stronnicach opis przywołania rytualnej rośliny… Ale nadzieję warto mieć. Może ktoś potrafi to rozczytać?.
Diabelstwo podniosło dziennik trzymając go otwartego gdzieś w środku, obracając wnętrzem do reszty drużyny. Każdy z nich przez chwilę przyglądał się stronicom oraz nabazgranym na nich znakom. Niestety nikt z nich nie rozumiał tego co tam zapisano, aż nie rzuciła na to okiem Celaena. Pół-elfka początkowo sądziła, że również temu nie podoła, lecz im dłużej się w nie wpatrywała tym zdawała sobie sprawę, iż w jakiś instynktowny, podświadomy sposób rozumie. Zupełnie inną sprawą był fakt, że mag gryzmolił jak kura pazurem. Kiedy tylko Neff znalazł chwilę w mentalnej konwersacji z Mukalem i on zerknął. Znał ten alfabet oraz język od dawna, jeszcze z czasów uczęszczania do akademii magii. Dziennik był zapisany w smoczym.
Widząc iskierkę zrozumienia w oczach… Iskierki, Neff uznał że pozwoli dziewczynie pokazać barbarzyńcy, że skrywa niejeden talent, którego nawet wódz nie posiada. Tymczasem mistyk zdecydował, że zajmie się czymś innym, co jednak miał nadzieję, sprawi ulgę towarzyszom. Skupił się na jedynej sztuczce, której nauczył się w szkole magii i po kolei wywoływał pomniejszy magiczny efekt, by wyczyścić buty przyjaciół z nieczystości, w które wdepnęli w katakumbach.
Ten tekst… jest napisany w języku smoków. – oznajmiła towarzyszom.
Astine popatrzyła na nią zdziwiona, ale i ucieszona.
Możesz to przeczytać? – zapytała z większym aniżeli do tej pory entuzjazmem.
Pół-elfka skinęła głową twierdząco.
Tak, a przynajmniej spróbuję. – odpowiedziała dziewczynie, po czym wróciła wzrokiem do tekstu.
Ale niewyraźne pismo, mistrzem kaligrafii, to autor nie był… – skomentowała – Ale moment… To jest coś napisane o tym, że autor dziennika nie jest zadowolony z sytuacji w której się znalazł… nie żeby było to coś zadziwiającego. Wypowiada się tu dość niepochlebnie o jakimś Mistrzu nazywającym się Ferdeger… tu znowu jakieś to nie wyraźne… ale pisze… narzeka na niedziałającą magię jakiegoś amuletu… komunikacyjnego. Jest tu też coś o teleportacji, ale… raczej miał z nią problemy. – dziewczyna na chwile zamikła skupiając się na rozszyfrowywaniu dalszej części tekstu.
To ciekawe… są tu też rozważania na temat ewentualnych dróg ucieczki, jedna z nich ma jakiś związek z perłą, którą miał przy sobie. Jest tu też coś wspomniane o jakiejś misji, związanej z “Mistrzem” i przybyciem tutaj. I coś o jakiejś dwójce innych ludzi, których wysłano razem z nim. Biedaków niestety zabiły dynie… – spojrzała na towarzyszy. – To takie ogólne informacje z ostatnich wpisów. Całość będę zgłębiać z międzyczasie. Może dowiemy się jeszcze czegoś więcej.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 03-05-2019 o 18:03.
MrKroffin jest offline  
Stary 04-05-2019, 19:03   #56
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
anah pokiwała głową.
Pokaż tę perłę jeszcze raz – mruknęła do Pelaiosa i spojrzała na nią chcąc zrozumieć jaki rodzaj magii zawiera. Dostrzegła silną aurę ogniskującą się w perle na jej dłoni. Sposób w jaki magia rozkładała się oraz objawiała jasno wskazywał na to, iż mają do czynienia z wytworem szkoły przywołań. Korzystając z okazji objęła wzrokiem również resztę przedmiotów maga, które w międzyczasie rozłożyła na ołtarzu. Starała się określić siłę oraz rodzaj magii, którymi mogły być wypełnione.

Zdecydowanie najsilniej emanowała sama księga czarów, której moc aż wypaczała wizję jej zaklęcia. Co zrozumiałe nie sposób też było określić jednej szkoły magii, ponieważ tomiszcze pulsowało nimi wszystkimi. Ostrożnie więc odsunęła ją na przeciwny koniec ołtarza i kontynuowała badanie. Na drugi ogień poszła szata której moc wydawała się być znaczna, lecz nie przytłaczająca. Tycząca się jej aura była zaś mieszaniną magii transmutacyjnej oraz wywołań. Im dłużej jej się przyglądała tym silniejsze miała wrażenie, że już taką widziała i miała rację. Taką samą albo podobną miał jej brat w dniu, w którym ostatni raz się z nim widziała. Wspomnienia rozmowy wróciły, a wraz z nią potrzebna wiedza. Do szkoły transmutacji zaliczał się również emanujący słabo pierścień, medalion o podobnej sile co wcześniejsze odzienie oraz kryształ. Niestety względem pozostałych nie mogła już poszczycić się odpowiednią wiedzą. Z kolei mikstury wykazywały obecność aury nekromantycznej, iluzji oraz transmutacyjnej.
Hanah podzieliłą się z resztą swoimi odkryciami. Spojrzała jeszcze na Cely ze zmartwioną miną.
Możesz zerknąć na początek tego dziennika? Czy tam może napisane jest do kogo należy?
Cely bez słowa otworzyła dziennik na pierwszej stronie.
Niech no spojrzę… – powiedziała pod nosem bardziej do siebie niż do Hanah i zaczęła dokładnie przeglądać treść w poszukiwaniu informacji o właścicielu dziennika.
Wygląda mi to na modlitwę o wsparcie do Mystry. – wskazała palcem fragment tekstu.
Jest tu też jakieś nazwisko, wygląda na to, że autora. Jakiś Anakos Vaiwir. Z tego co jest tu napisane wynika, że pochodzi on z Silvermoon. Hm… z tego co wiem to tam znajduje się największa świątynia Mystry na Północy. – wyjaśniła.
Hanah pokiwała głową. Na jej twarzy wymalowała się chwilowa ulga. Choć to było bez sensu i wiedziała, że inny mag poszedł w mgłę, przez moment pomyślała o swoim bracie.

Mam nadzieję że był tam tylko uczniem… – mruknął Pelaios z nietęgą miną gdy usłyszał skąd pochodził nieboszczyk. – No dobrze… Pozostaje nam wycieczka po okolicy, by odnaleźć roślinę lub wiedźmę. Astine… czy w okolicy nie mieszkał żaden druid?
Dziewczyna w zastanowieniu złapała się za brodę.
Nie kojarzę nikogo takiego – rzekła po chwili namysłu. – Chwileczkę...wiedźma? – Łowczyni rozejrzała się po ocalałych i zatrzymała się wzrokiem na Desparze. Zaraz jednak odwróciła się do swych towarzyszy niedoli. – Jest… Niedaleko w lesie mieszka… albo mieszkała… kobieta, zielarka. Mieszkańcy Łanu z jednej strony jej się obawiają, krążą opowieści, że potrafi rzucać uroki, klątwy i itp… Ale z drugiej strony nie powstrzymywało to niektórych przed proszeniem jej o jakieś wywary, wróżby albo zioła. Mój mistrz miał z nią dobre stosunki, ja… w zasadzie widziałam się z nią może raz lub dwa. Była... specyficzna… i dziwna. – Dziewczyna w przypływie wspomnienia złapała się za ramię i skuliła lekko w sobie częściowo zakłopotana. – Trudno mi rzec czy może mieć z tym związek… Mój mistrz opowiadał mi, że jest mądra, bardzo mądra i wie bardzo wiele o ludziach, lesie oraz… zmarłych. – Przygryzła lekko wargę. – Myślę, że powinnam móc odnaleźć jej chatę. W okolicy zawsze były porozwieszane kości w formie jakichś znaków.
- No dobra. To zdaje się być jedyna opcja. Ale zanim ruszymy skorzystałabym z tego bukłaka i może przygotowała im lekki ciepły posiłek aby nie doszło do kolejnej tragedii. Jakąś cienką zupę chociaż. - kapłanka popatrzyła po okolicy szukając tych kawałków drewna które można by było użyć pod ognisko.
Nie powiedziałabym, że gotowanie to mój konik, ale może mogę ci jakoś pomóc, żeby poszło szybciej? – zaoferowała się pół-drowka.
Diabelstwo powiodło spojrzeniem po kobietach i pokiwało głową.
Tylko w istocie pośpieszcie się. Jeśli dobrze zrozumiałem, im dłużej tu siedzimy tym dłużej święta aura tego miejsca... – spojrzał na Despara i urwał – Po prostu się pośpieszcie.
Nie zamierzał pomagać w przygotowywaniu posiłku. Zamiast tego podszedł do Astine i kontynuował wcześniej rozpoczęty temat.
Jakich znaków?
Ta zastanowiła się szukając dawnych wspomnień. Po chwili pokręciła jednak głową.
Niestety nie wiem. Nie przyglądałam się im wówczas…
Miała jakieś imię?
Toa… Trea…? Chyba Troa. Tak, Troa.
Pelaios mruknął z aprobatą. To była cenna wiedza, ale postanowił drążyć temat w nadziei na więcej.
Wspomniałaś że była dziwna… w jaki sposób? - zapytał wbijając w dziewczynę spojrzenie czarnych oczu.
Ona… Ehh… Trudno mi to nazwać. Z jednej strony była spokojna, aż trochę za spokojna jak dla mnie. Z drugiej… eeem… wyglądało to tak jakby nigdzie się nie ruszała bez zestawu kości do wróżenia? Coś takiego.
Pelaios nie widział w tym nic dziwnego. Wręcz przeciwnie… jeśli była wiedźmą, doceniał że jest spokojna. Wolał nie szukać burzliwej czarodziejki. Pokiwał jednak głową na słowa Astine, które odpowiedziała mu krótkim uśmiechem rozumiejąc, że jej wiedza może być przydatna. Po chwili to ona postanowiła zapytać o coś diabelstwo.
Jak myślisz, kiedy wyjdziemy ze świątyni to jak powinniśmy iść? – dziewczyna szybko zdała sobie sprawę z tego, że wyraziła się niezbyt jasno, to też postanowiła doprecyzować co miała na myśli. – Chodziło mi to czy będziemy biec, czy może spróbować bardziej po cichu.
Biec zawsze możemy zacząć, gdy zrobi się gorąco – odpowiedział bez wahania Pelaios. – Tam na polu nie zostaliśmy zaatakowani od razu. Lepiej się przekraść… zwłaszcza że chcemy przy okazji się rozejrzeć.
Rozejrzał się po towarzyszach czekając na alternatywne pomysły. Astine natomiast przytaknęła jego argumentom.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 04-05-2019 o 19:32.
Jaracz jest offline  
Stary 04-05-2019, 19:21   #57
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
nalazłszy wolną chwilę Neff udał się do osamotnionej sylwetki wójta.
Jeśli to nie problem, to ja również chciałbym cię o coś zapytać. Czy możesz mi powiedzieć, co wiesz o tym człowieku? – zapytał wyciągając rękę.
Na otwartej dłoni elfa pojawiła się niewielka iluzja mężczyzny w średnim wieku.



espar uniósł lekko głowę, a oczy jego wskazywały na wielkie zmęczenie. Niemniej wysilił się i skupił wzrok na obrazie unoszącym się nad elfickimi palcami. Wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym pokiwał głową.
Nie wiem kto to... N-nigdy go nie widziałem – głos miał zmęczony i słaby.
Wiem, że był tutaj ponad dekadzień temu. Jest Amnijczykiem. Używa imienia Merrik i...
Neff urwał na moment i wiedziony nagłym olśnieniem, zwrócił się do uwięzionej w pierścieniu duszy gnoma.
"Kiedy właściwie widziałeś go po raz ostatni Zbereźniku?"
"Ekmmm... Co? A... Merrik... dawno... A jaki mamy rok?" – Gnom przez moment wydawał się zamroczony, ale po chwili już mówił normalnie.
"1372 Rachuby Dolin. Rok Dzikiej Magii."
"Już taki mamy rok?" – Elf usłyszał w głowie coś pokroju gwizdu. Gnom niespodziewanie zamilkł, lecz po chwili znów się odezwał. – "Było to... jeżeli się nie mylę... w 1361, Roku Dziewic. Ironiczne, nie?"
"Zaiste świat stracił owego roku prawdziwy skarb" – rzucił telepatycznie Mistyk, po czym ponownie zwrócił się do Wójta – Może jednak sobie przypomnisz? W końcu ilu mogliście mieć tutaj przyjezdnych? Ten mężczyzna może teraz wydawać się trochę starszy. Mieć siwe włosy.
N-naprawdę n-nie wiem. N-nie znam go.
Mistyk odpowiedział mu przyjacielskim uśmiechem. Zbytnie naciskanie na ten wrak człowieka w niczym by mu się teraz nie przydało.
– [ii]Trudno. Nic na to nie poradzimy. Odpocznij trochę[/i] – rzekł, po czym odszedł w kierunku swoich kompanów.

ykorzystując to, że Dzierlatka i Iskierka zdecydowały się na przygotowanie posiłków dla ocalałych, Neff znalazł dla siebie odosobnione miejsce, by przeanalizować pozostałe po tajemniczym magu przedmioty.

Jego umysł raz jeszcze skupił się na mistycznym przyswojeniu wiedzy o wykorzystaniu przyrządów zielarskich, aby łatwiej mu było rozpoznać składniki i właściwości wszelkich naparów i mikstur.

Niestety elf przecenił swoje zdolności w tej dziedzinie. Panujący w świątyni zaduch i resztki dobiegającego z katakumb smrodu, przeszkadzały w wyczuciu subtelnych szczegółów zapachów płynów. Brak doświadczenia w korzystaniu z narzędzi w warunkach polowych uniemożliwiał mu również rozpoznanie pozostałych cech charakterystycznych dla konkretnych magicznych płynów.

Rozczarowany zwrócił swą uwagę w stronę pozostałych przedmiotów. Starał przypomnieć sobie wszelkie informacje o magicznych przedmiotach, o których czytał w tajemnych księgach w trakcie długich lat spędzonych w akademickich bibliotekach Taltempla. Szukał też inskrypcji wyrytych na powierzchni amuletu, kryształu i pierścienia, które mogłyby dać wskazówki co do natury zaklętej w nich magii oraz sposobu ich użycia.
Symbole znajdujące się na amulecie wskazywały, że z jego pomocą można było nawiązać kontakt z posiadaczem bliźniaczej kopii.
Na zewnętrznej części pierścienia z kolei znajdowały się ledwie wyczuwalne pod palcami słowa Laska ślepego. O tych pierścieniach elf z pewnością już czytał. Pozwalały widzieć w ciemności tym, którym brak było naturalnych ku temu predyspozycji. Założywszy pierścień na palec i skupiając się na nim, nie zauważył jednak by jego zdolność przenikania wzrokiem przez mrok jakoś się poprawiła. Magia przedmiotu pozwalała widocznie na widzenie w ciemnościach na odległość nie większą niż około 60 stóp. Niemniej przedmiot ten na pewno okaże się niezwykle pomocny dla któregoś z ich towarzyszy.

Uznając, że niczego więcej już nie wskóra bez konieczności sięgania do rezerw swoich mocy, powrócił do reszty drużyny, aby opowiedzieć o tym czego się dowiedział.

 
Koime jest offline  
Stary 04-05-2019, 22:28   #58
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
iedy to diablę rozmawiało z Astine Hanah wraz z Celaeną postanowiły zapewnić ocalałym trochę ciepłej strawy. Był to w głównej mierze gest czyniony z dobroci serca, lecz była w nim również nutka pragmatyzmu. Po normalnym posiłku powinni lepiej dochodzić do siebie, a i szansa na to, że znów rzucą się na ludzkie mięso byłaby mniejsza. Plan nie najgorszy, to też kapłanka zaczęła przeglądać swoje zapasy w poszukiwaniu czegoś co można by przerobić na polewkę, a w tym samym czasie półdrowka raz jeszcze zerknęła do wieży czy nie ostał się może jakiś garnek albo coś podobnego. Niestety ku jej rozczarowaniu nic takiego nie znalazła, ale przyniosła ze sobą kilka glinianych słoików, w których będzie można podać strawę oraz kawałki drewna z beczek do rozpalenia ognia. Wydawały się być do tego lepszym materiałem, aniżeli meble wchodzące w skład barykady. Hanah natomiast wyciągnęła ze swego plecaka podróżną patelnię mogącą służyć za prowizoryczny garnek. Nim zasiadły do gotowania odebrała jeszcze od Pelaiosa magiczną manierkę oraz wypytała wójta o magiczne słowo, a było nim: “Amin Amin”, co po elficku oznacza “Pragnę pragnę”. Uzbrojone we wszystkie składniki zabrały się za przygotowywanie zupy. Cely przy pomocy magii rozpaliła małe ognisko, z którego unosiła się niewielka stróżka dymu uciekająca pod dach. Niektórzy popatrzyli na nie dziwnie, jak gdyby straciły rozum, lecz nikt im nie przeszkodził. Kiedy już ognia było dość nalały wody z manierki oraz dodały trochę sucharów, odrobinę suszonego mięsa i co tam jeszcze wygrzebały.



Celem ich była polewka lub bardzo cienki gulasz i w zasadzie coś takiego udało im się osiągnąć, przy czym ani nie wyglądało, ani nie smakowało szczególnie dobrze. Remedium miała na to jednak Celaena, która z pomocą prostego zaklęcia w mig zaradziła temu mankamentowi. Poinstruowały Silę, by ta ostrożnie dała każdemu z ocalałych strawę, po czym dołączyły do reszty.

Delran w samotności bił się z myślami. Starał się wszystko sobie jakoś poukładać, ale pojawiający się co jakiś czas ból w głowie w kombinacji z obrazami, które bliznami wryły mu się w pamięć skutecznie to uniemożliwiały. Łapał się za skronie, zakrywał twarz dłońmi, charczał i bił pięścią w posadzkę bądź kolana. Zagryzał wargi do krwi, próbował stłumić ból serca oraz duszy męką fizyczną, nadaremnie. Mimowolnie zerkał co chwila w stronę wójta i jego ludzi, i za każdym razem nachodziła go ta sama mieszanka obrzydzenia oraz czystej furii, które dusił w sobie. I karcił się za to świadom, że nie przyniesie mu to ukojenia. Walczył więcej dalej. Skończył się rzucać i stopniowo wyciszył. Z chwili na chwilę tonął w swych myślach głębiej i głębiej, aż zatopił się w gniewie i żalu tak bardzo, że odnalazł pośród nich smutek. Czystą, pozbawioną furii rozpacz i zatracił się w niej. Skulona sylwetka oraz twarz zakryta dłońmi z sukcesem skrywały jego łzy. Jakiś czas później, kiedy po świątyni rozniósł się zapach polewki Hanah i Cely on dochodził powoli do siebie. Dostrzegając, że pozostali zbierają się pod barykadą dyskretnie otarł twarz i doprowadził się do porządku. Większość uczuć, które targały jego jestestwem wciąż w nim wrzało, lecz już nie na tyle, by chciał rzucić się na kogoś ze sztyletem. Nagle zrobiło mu się słabo, głowa mu zaciążyła, lecz słabość jak się pojawiła tak szybko minęła. Musi na siebie uważać.

Zgromadzili swój ekwipunek przygotowując do wypadu poza świątynię. Rozdano część magicznych przedmiotów z czego Laska Ślepego przypadła w udziale Hanah, dla której możliwość przeniknięcia wzrokiem mroku wydawała się szczególnie cenna. Pierwsze chwile po wsunięciu pierścienia na palec były dziwne. Nagle zaczęła widzieć dotychczas skryte w mroku zakamarki świątyni. Potrzebowała dłuższej chwili by poradzić sobie z lekkimi zawrotami głowy i tę też otrzymała, bowiem pozostali zajęli się przygotowywaniem przejścia w barykadzie. Postanowili, że rozbiorą jej górną część, a następnie utworzą przejście prowadzące do miejsca, w którym wrota się otwierały. Dwie ściany drewna były tak rozmieszczone, że w razie potrzeby można je było lekko popchnąć, dzięki czemu całość powinna stworzyć zaporę za drzwiami. Sprawdzili raz jeszcze czy mają wszystkie swoje rzeczy oraz to co może im się przydać i ostrożnie poruszyli zasuwę.



chwilą kiedy rozwarto wrota do wnętrza świątyni wpadło martwe powietrze z zewnątrz. Dopiero teraz zdali sobie sprawę w jakim smrodzie musieli siedzieć przez ten cały czas. Aż trudno było rzecz jak musieli czuć się ocalali. Sila ruszyła za nimi, by po ich wyjściu zamknąć zasuwę. Na zewnątrz panował ten sam mrok, który zostawili za sobą poprzedniego dnia. Wokół panowała niezmącona ni wiatrem, ni ruchem cisza. Ciemności przełamywał blady blask księżyca oraz nielicznych gwiazd. Przez chwilę myśleli, że się mylą, lecz im dłużej wpatrywali się w srebrzystą tarczę Selune tym byli pewniejsi swych myśli. Pora dnia czy może raczej nocy nie uległa zmianie. Zupełnie jak gdyby Złoty Łan został przeklęty przeżywaniem jednej i tej samej nocy przez całą wieczność. Skupienie przywrócił im Pelaios oraz Astine, którzy mieli prowadzić grupę. Tylną straż zaś postanowił objąć Delran wraz z Nephilinem. Pozostali natomiast trzymali się blisko siebie w środku, dzięki czemu mogli w razie niebezpieczeństwa szybko wesprzeć jednych albo drugich.

Zaczęli od tego, że tropicielka oraz diablę rozejrzeli się w poszukiwaniu śladów monstrów i słusznie, bowiem natrafili na pojedyncze tropy wskazujące na to, że niedaleko przechodziła jedna z humanoidalnych dyń. Niemniej sam fakt ten był niezbyt pomocny, bowiem wręcz niemożliwe było określenie czasu, w którym powstały. Mogły być świeże albo równie dobrze kilkudniowe. W razie czego dobyto już broni by być gotowym na nadejście ewentualnego wroga. Przez moment Astine zastanawiała się czy nie powinni może rozpalić światła, lecz uznano, że skoro nie chcą zwracać na siebie uwagi nie powinni tego czynić. Trudno było powiedzieć jakimi zmysłami dysponowały dynie ale obecność czegoś na kształt oczu pozwalała przypuszczać, że to właśnie nim mogą się posługiwać.

Astine poprowadziła ich najpierw ku zachodowi. Wszędobylska mgła oraz mrok nie wprawiały w dobry nastrój, a brak mocnych ścian dookoła sprawiał wrażenie bycia odsłoniętym. Trzymali się więc blisko zabudowy, tak by nie można ich było zajść od z każdej strony. Kroki stawiali cicho, każdy wedle swych możliwości i tym sposobem mijali kolejne domostwa oraz budynki. Niekiedy przechodzili obok okien i ci, których obdarowano możliwością przeniknięcia wzrokiem mroku ostrożnie zaglądali do środka. Praktycznie wszędzie jednak dostrzegali to samo. Opustoszałe wnętrza domostw, zastawione bądź puste stoły pokryte kurzem. Mroczne, zimne paleniska, niekiedy bałagan wywołany pośpiechem. W pewnym momencie Neff dostrzegł, że szklane okno w większym budynku, który mijali pokryte jest od wewnątrz pędami dyni. Przełknął ślinę uświadamiając sobie, że zapewne ktoś przemienił się w potwora we własnym domu. Czym prędzej dał znak reszcie, że powinni przyśpieszyć kroku.

Dzięki bystremu wzrokowi Mukalego prowadzonego przez Wielkiego Leoparda oraz spostrzegawczości elfa nie umknęły im kolejne ślady po dyniach. Tym razem bruzdy w ziemi pozostawione zostały przez pełzający dyniowy pomiot. Trop prowadził najpierw wzdłuż ścieżki, aż wreszcie odbijał w lewo i znikał gdzieś pomiędzy zabudową. Parę metrów dalej znaleźli podobny ślad, przy czym obok niego gleba została wzruszona, zupełnie jak gdyby coś tam zakopano. Trudno było powiedzieć o tym coś więcej, więc ruszyli dalej. Jak do tej pory szczęście im sprzyjało, bowiem nie natrafili na żadnego stwora, a wedle przewidywań Astine powinni już się zbliżać do krańca osady, a dokładniej tego, który znajdował się najbliżej lasu. Pól w tamtym miejscu miało nie być zbyt wiele, więc i przeprawa winna być łatwiejsza. Ufając jej słowom mieli już skręcić za warsztat kowala, kiedy Pelaios szybkim ruchem ręki pociągnął ją do tyłu oraz zatrzymał pozostałych. Wyłapał jakiś dźwięk za rogiem. Ostrożnie podszedł do węgla i zerknął za niego. Jego oczy dostrzegły kogoś o posturze człowieka. Postać odziana była w workowaty strój oraz kaptur zakrywający głowę. Przypomniał sobie od razu dynioczłeka, o którym wspominała Hanah oraz Delran. Monstrum wydawało się czegoś albo kogoś szukać. W pewnej chwili odwróciło łeb w jego kierunku, lecz w porę zdołał skryć się za ścianą budynku. Parę sekund później dosłyszał charakterystyczny, przypominający łamanie gałązek dźwięk kroków oddalającego się stwora. Kiedy mieli już ruszać dalej po okolicy rozniósł się głuchy zgrzyt, zupełnie jak gdyby czymś tępym ciągnięto po drewnie. Odgłos dochodził gdzieś z podziędzy budynków na północ względem nich. Ucichł jednak tak nagle jak się pojawił. Zdołali przejść w ciszy może kilka metrów, a usłyszeli go znów, lecz tym razem gdzieś z południowego wschodu. Popatrzyli po sobie i przyśpieszyli kroku, a Astine zmieniła lekko kierunek na północno zachodni chcąc oddalić się od niepokojących odgłosów oraz czym prędzej znaleźć się w lesie.

Zgrzyt nabierał na sile mimo tego, że oddalali się do tamtego miejsca. Wydawał się podążać za nimi. Diablę spoglądało raz po raz w tamtą stronę chcąc spróbować dostrzec co jest ich źródłem, lecz bezskutecznie. Czynili to również pozostali, ale i ich starania spełzły na niczym. Astine była w pełni pochłonięta tym, by trzymać się właściwego kierunku. Dźwięk urwał się i równie nagle pojawił gdzieś za drugim domostwem przed nimi. Zatrzymali się, bowiem zgrzyt znów zbliżał się w ich stronę. Przywarli do ścian oraz mocniej zacisnęli dłonie na broni. Dźwięk był coraz wyraźniejszy, aż… zniknął. Odczekali chwilę pełną napięcia, potem drugą. Gdzieś z centrum miasta rozległ się skrzek dyni. Nie mogli dłużej czekać, a obchodzenie tego miejsca i nadkładanie drogi wydawało się nie mieć większego sensu. Ruszyli więc ostrożnie trzymając się na odległość. Kiedy mijali feralny budynek Celaena dostrzegła po raz kolejny wzruszoną ziemię. Wskazała ją pozostałym, a Astine postąpiła w jej kierunku parę kroków. Bardzo ostrożnie pochyliła się nad nią.
Świeży ślad – rzekła, a pozostali popatrzyli najpierw po sobie, a następnie wokoło szukając zagrożenia. Niespodziewanie umysły ich wszystkich przeszył ostrzegawczy impuls. Włócznia w dłoni dzikiego wojownika drżała niespokojnie. Zbliżało się zagrożenie, lecz niczego nie widzieli, aż pojęli skąd nadciąga.

Ziemia pod ich stopami eksplodowała rozrzucając wokół pył i kamienie. Z gleby wyłoniła się poskręcana sylwetka osadzona na długich, mięsistych pędach, które oplatały żebra i inne kości. Roślina wiła się wokół nich przechodząc w dyniowatą głowę oraz długie ramiona. Jedno zakończone pazurami, a drugie kosą noszącą śladami krwi. Na barku potwora dostrzegli przyczepioną, na wpół oplecioną pędami głowę drwala. Nagłe uderzenie rzuciło niektórych z nich na ziemię, a Neffowi wręcz wypadł miecz z ręki. Jękom zdziwienia oraz bólu zawtórował skrzek nadciągających dyń.




 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 04-05-2019 o 22:37.
Zormar jest offline  
Stary 13-05-2019, 19:47   #59
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
osiarz, jak można by nazwać tę dziwaczną abominację, roztaczał wokół siebie aurę strachu. Serca niektórych awanturników wypełniła trwoga wypaczająca myśli i trzęsąca członkami. Celaena wręcz instynktownie wyrzuciła przed siebie małą ognistą kulę, by następnie rozpłynąć się we mgle. Mgnienie oka później stała już kawałek dalej. Wtem monstrum zwróciło uwagę na elfka, który leżał nieopodal i wyciągał rękę ku mieczowi leżącemu parę kroków obok. Złożone z grubych pędów ramię pozbawiło go tchu w piersi, lecz nie przytomności umysłu. Neff natychmiast odtoczył się, kiedy nad jego głową znalazła się kosa. Ostrze wbiło się w ziemię zostawiając po sobie długą szramę.

Na monstrum spadły razy ze strony Astine oraz Mukalego, lecz to zdawało się ich nawet nie zauważać. Wówczas swą szansę dostrzegł Pelaios. Jednym ruchem znalazł się na nogach, by precyzyjnym pchnięciem wrazić swój rapier pomiędzy pędy i kości, a następnie jednym susem odsunąć się na bezpieczną odległość. Zupełnie jakby przewidział, że obok pojawi się ognista kula wielkości porządnej beczki. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że to zasługa Cely, lecz nie. Mocą tą dysponowała Hanah. Kapłanka wykonała rękami jeden płynny, zamaszysty gest i sfera pomknęła w kierunku Kosiarza. Ogień dosłownie przetoczył się po jego korzeniach podpalając co większe i spopielając mniejsze. Przez powietrze przetoczył się skrzekliwy syk bólu, gdy cielsko potwora pożerały płomienie. Na twarzy kapłanki zakwitł krótki uśmiech zadowolenia, lecz nie został on tam na długo. Ustąpił miejsca grymasowi bólu, gdy ramię kosiarza smagnęło ją z taką siłą, że byłaby się przewróciła, lecz ta abominacja miała inne plany. Skorzystała z okazji i złapała się w swe szpony. Kobieta bezskutecznie próbowała próbowała podtrzymywać swoje zaklęcie, lecz na próżno. Skupienie zniknęło w potoku bólu, który przetoczył się przez jej ciało. Cierpienie pulsowało od klatki piersiowej po brzuch. Postrzępione szaty zabarwiła szybko płynąca krew, a po osadzie rozniósł się krzyk.

Na twarzy Astine rysowała się trwoga i gniew. Rzuciła się na potwora i wkładając całą swą siłę w jedno uderzenie spróbowała odrąbać ramię, które trzymało kapłankę. Ostrze miecza zatrzymało się jednak na wystających kościach. Była za słaba by tego dokonać. Poszukała wsparcia u wilczycy, lecz tą zmógł strach. Zwierzę spanikowało i odskoczyło do tyłu. Ruch tropicielki dał jednak Hanah dość czasu, by święty blask objął jej ciało i zasklepił największe rany, z których zaraz mogły zacząć wylatywać flaki. Zdołała złapać oddech i szybkim ruchem dłoni nakreśliła przed sobą w powietrzu symbol ochronnego czaru. Wtem nagle zobaczyła Pelaiosa. Diablę z niesłychaną zwinnością momentalnie wspięło się na wysokości głowy kosiarza, a następnie wepchnęło mu prosto w oczodół buteleczkę pełną kwasu. Przez osadę przetoczył się skrzek, kiedy substancja z flakonu wyżerała większość dyniowatego łba odsłaniając skrytą w nim czaszkę. Trzymający Hanah uścisk rozluźnił się i uderzyła ona plecami o ziemię znów pozbawiając tchu.

Zaraz po tym jak diablę ugodziło swego adwersarza kwasem potężna fala mocy targnęła potworem odrywając kawałki ciała oraz kości. Elf miał nadzieję przestawić stwora albo wyrzucić go w powietrze, lecz najwyraźniej przecenił możliwości swych mentalnych zdolności. Obserwujący ten pokaz magii Pelaios zagapił się, co wykorzystał jeden z mniejszych dyniowatych i wbił mu ociekające pomarańczową mazią zębiska w bark. Po drugiej stronie Mukale wzniósł zaś bitewny okrzyk i zaczął prowokująco wymachiwać swą świętą włócznią. Miał on nadzieję, że zdobędzie zainteresowanie kosiarza, lecz w tej chwili przodkowie nie byli po jego stronie. Szczęście nie sprzyjało również Cely, której pociski z kwasu oraz ognia nie mogły dosięgnąć celu.

A kolejne zamaszyste razy kosiarza były celne i dewastujące. Zajęty drugim przeciwnikiem Pelaios nie zdołał na czas uskoczyć i smagnięcie ramieniem złamało mu kilka żeber. Kosa zaś rozorała pierś. Popłynął wodospad posoki. Tracąc dech w piersi oraz jasność widzenia wyciągnął przed siebie dłoń, jak gdyby chcąc złapać tego, który mu to uczynił. Z ust jego wydobyły się słowa w niezrozumiałym, mrocznym dialekcie. Pięść zacisnęła się... a monstrum stanęło w płomieniach. Ciało kosiarza momentalnie stanęło się ogniem, który spopielał co słabsze pędy. Potwór dosłownie zmalał w oczach, zdawało się, że już po nim. Ogarniająca go ognista furia diablęcia zniknęła tak samo niespodziewanie jak się pojawiła. W praktycznie spalonym ciele kosiarza tliła się jednak jeszcze iskierka nienaturalnego żywota.

Pelaios miał wrażenie, że zaraz się przewróci, lecz niespodziewanie siły powróciły, a płuca nabrały powietrza. Odzyskującym ostrość wzrokiem dostrzegł resztki złotego światła obejmującego jego rany oraz Hanah, która błyskawicznie znalazła się obok niego. Kobieta jednym płynnym, ale i brutalnym ruchem, złapała stojącego przy diablęciu dynioczłeka i cisnęła nim w kierunku dogorywającego kosiarza. Niestety żywy pocisk nie dosięgnął celu, ale swoje zrobił, bowiem posłała stwora na ziemię. Pelaios zaś nie tracił czasu. Chciał dokończyć dzieła. Minął kapłankę i wyprowadził jeszcze jeden cios rapierem. Dosięgnął celu, lecz to nadal było za mało. Wtem zareagował Neff. Skupił on swą mentalną moc i uderzył nią w kosiarza z taką siłą, że ten wyleciał w powietrze rozpadając się przy tym na zwęglone kawałeczki. Po okolicy rozległ się dźwięk czaszek uderzających o dachy. Poradzenie sobie z resztą potworów był już tylko formalnością.



dyszany elf rozglądał się po ziemi za swoim upuszczonym mieczem. Szybko nawiązał połączenie telepatyczne z resztą drużyny.
”Wszyscy cali? Proponuję byśmy porozumiewali się teraz w ten sposób. To cud, że inne dynie nie zareagowały na odgłos naszej walki.”
"Cali to chyba nie do końca, ale najważniejsze, że żywi. Jesteś pewien, że dasz radę udźwignąć tyle głosów w tej niemej konwersacji? " – spytała Celeana, kierując swe kroki w stronę towarzyszy. – "Po takiej walce to pewnie wyczerpujące…"
”Siedem osób wraz ze mną to akurat mój limit” – skrzywił się, dotykając posiniaczonego po uderzeniu potwora boku. Spojrzał jednak w stronę diablęcia i kapłanki – ”W porównaniu z innymi mam się całkiem dobrze. Myślisz, że dałabyś radę rozpuścić kwasem resztę z tych rozrzuconych czaszek?”
"Mogę spróbować, jednak może zająć to trochę czasu. Poszło by szybciej, gdyby ktoś inny także zajął się ich niszczeniem." – odparła.
Neff wyjął z bocznej kieszeni plecaka toporek, który znalazł przy ciele Drwala. Wydawał się odpowiednim przedmiotem, do odesłania jego pozostałości w podróż na następny świat.
“Oczywiście. Im szybciej tym lepiej.”
Astine szybko zbliżyła się do Hanah i Pelaiosa.
”Dacie radę iść? Musimy uciekać zanim przyjdą następne.
Kapłanka dotknęła torsu krzywiąc się.
To nie nogi dam radę…. eee ktoś jeszcze potrzebuje pomocy? - rozejrzała się po towarzyszach zatrzymując się na Neffie.
“Ze mną wszystko w porządku. To tylko niegroźne ugryzienie i trochę stłuczeń. Wy oberwaliście gorzej.” – odpowiedział mistyk.
–[i[“Neff ma rację… nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale w tej chwili wyglądasz najgorzej z nas wszystkich. Rozumiem, że chcesz pomagać innym, ale musisz być w stanie to robić, dlatego powinnaś najpierw zadbać o siebie. [/i] – stwierdziła Cely z troską w głosie. – To nie wygląda za dobrze. – pół-drowka wskazała na rany, które kapłanka otrzymała w trakcie walki. W tej chwili były one w większości zasklepione dzięki magicznemu światłu, lecz rozlana krew wsiąkała teraz w rozszarpane szaty kapłanki oraz ziemię dookoła.
“Po drodze się tym zajmę. Teraz i tak został mi już mało leczenia więc lepiej gnajmy dalej do tej wiedźmy.” – kobieta uświadomiła sobie, że mieli rozmawiać przez myśli.
”Chodźmy czym prędzej, mam wrażenie, że słyszę następne”Astine robiła się niespokojna.
Pelaios nie pomagał w niszczeniu czaszek, ani nie uczestniczył w rozmowie. Gdy tylko padł ostatni potwór, rozejrzał się czy nikt więcej ich nie atakuje i podszedł do resztek kosiarza - krzywiąc się trochę z bólu, który jeszcze nie był tak bardzo dotkliwy przez tętniącą w żyłach adrenalinę. Rozgarniając rapierem szczątki próbował odszukać odpowiedź, czemu ta istota była o wiele groźniejsza od pozostałych? Co mogło wpłynąć na to jak wyglądały i co potrafiły.
– [i]”Tak… chodźmy… bo ciemność dookoła nawet nie jest bliska wyrażenia tego, w jak głęboką… dziurę wpadliśmy. Następnym razem… jak dynia ma więcej czaszek, to znaczy że jest inteligentniejsza, sprytniejsza i niebezpieczniejsza… innymi słowy, uciekać.”
Diabelstwo nie zamierzało tu dłużej zostawać. Skinął głową do Astine i ruszył dalej, w kierunku, w którym wcześniej zmierzali.
Neff zatrzymał jeszcze Lisa ruchem ręki.
“Nim ruszymy, ty albo Dierlatka macie przyodziać ten materiał z magią obronną, którą była owinięta księga w świątyni. Każda dodatkowa ochrona może być teraz dosłownie decydować o życiu lub śmierci.”
Pelaios zmarszczył brwi jakby próbował zrozumieć o co dokładnie chodzi towarzyszowi. Musiało do niego dotrzeć bo skinął głową i sięgnął do plecaka wyciągając pomięty materiał. Spojrzał na niego sceptycznie, po czym wcisnął go kapłance.
Neff twierdzi że będzie ci z tym do twarzy”
”Hmm no w sumie pod błękitne oczy może i pasować… – po czym zawiązała chustę wokół szyi Pelaiosa. –” Ale chyba wolę jak ktoś inny mnie ratuje, ja mogę atakować z daleka, a ty nie.”
Zdecydowanie ci do twarzy. – zażartowała zaklinaczka próbując trochę się rozluźnić. – ale teraz chodźmy.
Tak, nie ma czasu do stracenia – zgodziła się Astine przywołując do siebie Lunę i ruszając w obranym wcześniej kierunku.



stine znów znalazła się na czole grupa, a Pelaios zaraz obok niej. Z kolei Mukale i Delran pilnowali tyłów. Nie bawili się już w przemykanie cieniami czy krycie się pomiędzy budynkami. Biegli ile sił w nogach, nie spoglądali ani do domostw ani do bocznych zaułków. Jedynymi rzeczami o jakie się troszczyli był dobry kierunek oraz dynie. Zbliżyli się już do krańca osady, kiedy musieli się zatrzymać. Astine wraz z Pelaiosaem szybko sprawdziła okolicę, bowiem do lasu był jeszcze kawałek, a gdzieniegdzie można było dostrzec leżące dynie. Chwilę oddechu wykorzystała Hanah. Sięgnęła po buteleczkę otrzymaną od kupców, odkorkowała i wypiła duszkiem. Smak był paskudny, ale kojący chłód rozlał się po jej ciele. Dzięki mocy pierścienia dostrzegła jak rany silniej się zasklepiają. Niemniej pomimo magii zostaną paskudne blizny.

Astine dzięki pomocy wszystkich tych, których obdarowano widzeniem w mroku zdołała wytoczyć najszybszą oraz najbezpieczniejszą ścieżkę przez pola. Biec mieli po jej śladach, zaraz za nią, tak by nikogo nie spuszczać z oka i w razie czego być w stanie pomóc jeden drugiemu. Kiedy wszystko zostało ustalone ruszyli. Pomknęli ile sił w nogach przez pełne dyń pole. Astine wraz z Luną zygzakiem wymijały każdego ze śpiących potworów. Przeskakiwały nad pędami i unikały grząskiej, zdradliwej ziemi. Pozostali zaś starali się dotrzymać jej kroku i większości szło całkiem nieźle, niestety nie wszystkim. W pewnym momencie Hanah oraz Neff potknęli się do dyniowe pędy zaścielające okolicę. Nim zdążyli się w porę podnieść skoczyły na nich dwa przebudzone stwory. Zatopiły w nich swe zębiska, lecz mieli przy sobie swych towarzyszy. Delran i Mukale jednym ruchem roztrzaskali ich mięsiste czerepy. Zbryzgani pomarańczową mazią pechowcy stanęli na nogi i szybko dołączyli do reszty. Pozostała część przeprawy przebiegła już bez niespodzianek. Wbiegli pod obumarłe korony drzew.

Zdyszani zatrzymali się chwilę później pod jednym z nielicznych buków starając się złapać oddech. Hanah czym prędzej zaczęła zajmować się ranami swoimi oraz Pelaiosa, które to zaczynały otwierać się z wysiłku. Krwawe ślady po kosie nie wyglądały najlepiej, a wraz ze znikającą adrenaliną zaczynał im doskwierać ból. Astine wraz z Cely wybrały się na szybki zwiad. Tropicielka znała te lasy najlepiej z nich wszystkich, a półdrowka potrafiła przebić wzrokiem wszędobylski mrok, który pośród drzew stał się głębszy, gdyż światło księżyca ginęło pośród umierającego listowia. Szukały przede wszystkim śladów owych kości, o których wcześniej opowiadała Astine, lub czegokolwiek, co mogłoby wskazać im właściwą drogę. Wokoło panowała martwa cisza. Żadnych ptaków, żadnego wiatru, jedynie ich kroki i oddechy. Kluczyły między drzewami, omijały wystające korzenie i nieliczne wykroty. W pewnym momencie Celaena wezwała do siebie łowczynię i wskazała jej ślady pozostawione pośród mchu i szarej ściółki. Dziewczyna zbadała tropy, a Luna je obwąchała. Wilczyca zawarczała i obnażyła kły, zrobiła się niespokojna.
Ktoś jeszcze jest w tym lesie. Ktoś i coś…Astine podniosła się z ziemi i rozejrzała się niespokojnie próbując bezskutecznie przebić wzrokiem mrok. – Chodźmy jeszcze kawałek, gdzieś tutaj musi być ścieżka do domu tej kobiety – dodała z mieszanką frustraci i niepewności.
Ruszyły dalej, minęły rozgałęziającą się na troje lipę i zapuściły się w gęstszy fragment lasu. Nagle rozległ się trzask, na dźwięk którego niemal dostały zawału. Zerknęły pod nogi i zobaczyły tam małą, złamaną białą kosteczkę. Oczy Astine zrobiły się większe, ręką chwyciła najbliższe gałęzie.
Wierzby… – rzekła jedynie, po czym zrobiła kilka kroków przed siebie. Kawałek dalej dostrzegły zawieszony w pośród gałęzi znak wykonany z kości. Jakby dłoń ściskającą w pięści coś dłuższego z wiszącymi po bokach kolejnymi kośćmi.
To tutaj… Musimy szybko wracać po resztę.



wiadowczynie wróciły po dłuższym czasie nieobecności, który przez wszechogarniającą ciszę był jeszcze bardziej niepokojący. Ich nadejście wywołało nerwowe poruszenie i sięgnięcie po broń, które jednak szybko została opuszczona. Włócznia Mukalego również nie alarmowała. Astine nie czekając przeszła do rzeczy:
Znalazłyśmy ścieżkę do chaty wiedźmy… ale to nie wszystko. Ktoś jeszcze jest w tym lesie. Cely dostrzegła pozostawione ślady i… coś jeszcze. Z początku nie byłam tego pewna, ale reakcja Luny potwierdziła to. Gdzieś tutaj kręci się jakiś wielki wilk, może worg. Nie wykluczone, że szedł śladem tamtych.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 14-05-2019 o 06:45.
Zormar jest offline  
Stary 15-05-2019, 18:42   #60
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

orzystając z chwili wytchnienia Neff przysiadł ciężko na zimnej, twardej ziemi. Wreszcie miał okazję spojrzeć na ugryzienie, którym uraczyła go żywa dynia, w momencie gdy potknął się podczas szaleńczego biegu z Łanu.
”W jaki sposób tym małym cholerstwom w ogóle wyrastają zęby?” – pomyślał krzywiąc się z bólu.
Pozostałe obrażenia jakie otrzymał po uderzeniu ”Kosiarza” były jednak poważniejsze. Mógł robić dobrą minę do złej gry, ale ostatecznie nie mógł ukryć, że był naprawdę poturbowany. Musiał zaryzykować użycie cennej mikstury leczniczej, czy tego chciał czy też nie.
”Zdrowie zwycięzców!” – pomyślał z ironią opróżniając butelkę czerwonego płynu.

dy Astine wraz z Iskierką udały się na zwiad elf znalazł okazję by zatopić się w swoich myślach. Wyciągnął przed siebie swój drewniany amulet, patrząc jak hipnotyzująco kołysze się w powietrzu. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że doszedł do trzech wniosków.

Po pierwsze, w ferworze walki, jego nagłe zmiany nastroju nie manifestowały się. Być może było to spowodowane nagłym przypływem adrenaliny, lub koncentrowaniu się jedynie na tym by przetrwać. Mimo to, patrząc na to w jakim bałaganie się znaleźli myśl ta przyniosła mu odrobinę pocieszenia.

Drugi z wyciągniętych wniosków odebrał mu jednak cały pozostały mu humor. Był wciąż słaby. Przez tą słabość jego nowi towarzysze o mały włos nie podzielili dziś losu Drwala.
Jego moce były wręcz bezsilne wobec wrogów, z którymi przyszło im się mierzyć.
Gdy jego przyjaciele otrzymywali rany, on nie mógł zrobić nic by im pomóc.
Musiał znaleźć jakiś sposób by szybko stać się potężniejszy, nieważne co będzie musiał poświęcić w zamian. Jeśli tego nie zrobi, wszyscy mogą skończyć martwi w tym zapomnianym przez bogów miejscu.

I to właśnie doprowadziło go do trzeciej obserwacji. Każde z nich mogło dzisiaj przecież znów zginąć. Ot tak. W jednej chwili.

Przeciętny elf z uwagi na swą długowieczność, rzadko zastanawia się nad śmiercią (oczywiście o ile nie spotkał w swym życiu którejś z krótkowiecznych ras). Świadomość swojej śmiertelności nagle okazała się mu niezwykle bliska i przytłaczająca. Założył swój amulet z powrotem na szyję i skupił się na magicznym pierścieniu.

”Jakie to uczucie być martwym Zbereźniku?”[ – Neff zapytał telepatycznie gnoma, po czym uświadomił sobie, że sytuacja Gimple’a jest nieco bardziej skomplikowana - ”Oczywiście z twojego punktu widzenia.”
Odpowiedziała mu jedynie cisza, która trochę zaniepokoiła elfa. Gnom ostatnio dziwnie się zachowywał. Gdyby miał ciało, można by to nawet nazwać "ospale".
– "Zbereźniku? Słyszysz mnie?"
Gdy znów nie otrzymał odpowiedzi, spróbował bardziej bezpośredniego kontaktu, starając się przesłać uczucie niepokoju, a w zamian odebrać odczucia Gimple'a.
– "Eemm...? Elf? Wyy... wybacz... Chyba, chyba aura tego miejsca nie działa na mnie najlepiej... Chciałeś...coś?" - głos gnoma był cichszy, a jego dotychczasowy wigor osłabł.
– "Nie. To nic takiego. Staraj się oszczędzać siły."
Mistyk zaczął się teraz naprawdę martwić. Musieli jak najszybciej rozwiązać zagadkę tego miejsca, jeśli chcieli wyjść z tej przygody cało.
 
Koime jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172