Czas zdawał się zatrzymać w miejscu na jedną, krótką chwilę. Krótką, a jednak ciągnącą się niemal w nieskończoność przez przeładowanie zdenerwowaniem policjanta z bronią. I ciszą.
- Let the bodies hit the floor! - zaintonował Adam, a wszystko runęło z prędkością zjeżdżającego z wysoka rollercoastera.
- Zamknij się! - odezwał się piskliwie policjant tuż po tym jak Sosna zaczął śpiewać.
- Tam się schowała - wskazał Dominik nim tamten jeszcze skończył mówić. Mężczyzna z bronią najwyraźniej chciał coś powiedzieć, lecz był w stanie tylko spojrzeć na cień, w którym zniknęła Patricia i otworzyć usta.
- Strzelaj, durniu! - wysyczał jego towarzysz skulony do granic możliwości, by nie znaleźć się na linii strzału. Wciąż podtrzymywał dźwignię założoną Karlowi.
- Let the bodies hit the FLOOR!
- Kurwa schowaj tego gnata i pomóż z tym tu...
Wózek inwalidzki trzasnął o podłogę. Cień wystrzelił z podłogi tuż przed funkcjonariuszem i złapał go za rękę. Wrzask przerażenia policjanta. Gwałtowna akrobacja ochroniarza i pięta trafiająca w mięsień kapturowy. Seria panicznych strzałów w nienaturalny cień. Pociski przeszły na wylot tuż przed wykręceniem ręki z bronią.
Nieznajomy z widelcem w dłoni opadł na kolana i zaczął się modlić, lecz nie na długo. Skóra na czaszce pękła. Z ran wysunęły się bycze rogi. Skóra błyskawicznie zaczęła pokrywać się sierścią. Trzasnęły kości, gdy jego plecy nagle poszerzyły się. Z gardła wydostał się zwierzęcy ryk.
Dziewczyna obudzona przez Annę ponownie zaczęła wrzeszczeć z jej otwartych ust wydostawała się para wodna. Jej głos jednak cichł, jakby ktoś miał dość i niewidzialną ręką przekręcał pokrętło głośności. Przerażone oczy poruszały się coraz wolniej aż zatrzymały się.
Leciały wprost na Annę. Przeleciały tuż obok jej twarzy z prawej strony. Z lewej strony... Z prawej i lewej strony. Poczuła gwałtowny spadek energii, od którego zatoczyła się i upadła. Ale stała. Kula drasnęła jej prawy bok. Lewy bok. Nagle zakręciło jej się w głowie. Wsparła się na Dominiku. Na poręczy łóżka. Spróbowała wstać. Bezskutecznie. Zakręciło jej się w głowie. Ścisnęła mocniej Dominika. Poręcz. Czuła chłód posadzki na policzku.
- ... i pomóż z tym tu i ogarnij tych psycholi co wymachują widelcami, czy co tam mają jakby kogoś chcieli zadźgać.
Coraz bardziej zwierzęcy człowiek poderwał się na nogi i skoczył w kierunku wyjścia. Upadł nagle. Pod byczym torsem pojawiła się rosnąca szybko kałuża krwi.
Łóżko dziewczynki razem podłogą wokół zamarzło, zaś sama dziewczynka pokryła się grubą warstwą lodu. Temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadała. Powietrze stało się przeraźliwie suche.
Karl musiał działać szybko. Cierpliwie wyczekał momentu najwyższego poziomu świadomości szpitalnej. Zaskoczony policjant leżał na plecach i próbował wyszarpnąć pistolet z tłumikiem. Ochroniarz czuł, że powoli odpływa w rzeczywistość alternatywną. Musiał się spieszyć nim znajdzie się w drugim miejscu.
- Jebem ti mater! - zaklął kibol chwytając się za głowę obiema rękami. W prawej wciąż ściskał nogę od krzesła.
Adam wyciągnął ręce w próbie podniesienia się. Nawet jedna kula nie przeszyła jego wózka ani, co ważniejsze, jego samego. Żył. Nagle jego prawa ręka trafiła na jakiś chłodny, niezidentyfikowany kształt. Złapał przedmiot i przesunął go przed oczy. Pistolet z tłumikiem.
Pociski przeleciały przez Patricię jak przez powietrze. Z wykręconej dłoni policjanta wypadł pistolet. Panicznie próbował złapać cień kobiety, lecz jego dłoń przeszła na wylot przez jej gardło. Oczy strzelały z przerażenia we wszystkie kierunki. Powietrze wypełnił odór moczu. Rozpaczliwie zamachał ręką we wszystkich kierunkach i... trącił ją w prawy bok. Lewą ręką, kiedy machnął w lewą stronę stojąc na wprost niej. Było to ledwie klepnięcie, lecz wyczuwalne. Najwyraźniej dla obu stron, co zauważyła po zaskoczeniu, jakie nagle odmalowało się na jego twarzy.
- Fok die kak, Ek loop! - wrzasnął i przeskoczył nad leżącymi w przejściu Karlem i policjantem. Dwóch sanitariuszy wyhamowało bieg tuż za rogiem korytarza. Kibol również się zatrzymał.
- Ja pierdolę! - skwitował kibol nim obaj sanitariusze skoczyli w jego kierunku.