Blacker wspominał, jak przedwczoraj torturował mnicha-spowiednika, by ten wyjawił zazdrosnemu mężowi, czy jego żona go zdradza. Był to jeden z niewielu razów, gdy zawiódł, ale chuderlak zaciął się w sobie i nie chciał zdradzić. Kiedy wkurzony przeszedł do konkretniejszych tortur mnich nie wytrzymał i umarł. Wstyd jak diabli, młody szlachcic wściekły i gdyby nie prestiż jego profesji najpewniej skończyłoby się na pojedynku. Jednak nadworny szambelan odciągnął młodzieńca i dość spokojnie mu wyjaśnił, kim Blacker jest.
Z niemiłych wspomnień wyrwała go kobieta, która podeszła do jego stolika. I to nie byle jaka kobieta. Nie wyglądała na taką, co przejmuje się obyczajami albo jego profesją. Większość kobiet go unikała nawet wtedy, kiedy prowadził burdel. Tutaj takiego zwyczaju nie było, lecz w innych miastach to właśnie katu często przypadał ten obowiązek. Jego zdanie potwierdziły słowa kobiety, gdy ta się przysiadła. Spojrzał się jej uważniej w oczy by upewnić się, czy nie żartuje. Nie, mówiła poważnie. Najwyraźniej nie była z tych strachliwych. Widział w jej oczach zainteresowanie, a nie widział strachu. No, takich kobiet zwykle się nie spotyka, chyba że w książkach, których nawiasem mówiąc, przeczytał dotąd trzy. Były to: Pismo Święte, Anatomia człowieka i Zbiór przepisów prawnych, gdzie raczej nawet opisów takich kobiet nie było.
W odpowiedzi uśmiechnął się lekko i odparł - Chyba z góry znałaś moją odpowiedź. Mam pokój na górze
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |