Dobry posiłek po niezbyt przyjaznym przyjęciu w krainie krasnoludów (co prawda ze strony trolla, ale zawsze) był czymś, z czego Santiago nie zamierzał zrezygnować. Wyglądało na to, że w twierdzy brodatych pokurczy żyje całkiem pokaźna liczba przedstawicieli innych nacji - gospoda prowadzona przez byłego żołnierza zapowiadała się całkiem przyzwoicie i gwarantowała jadło lepsze, niźli garść żwiru i kęs żelaza, czy co tam jedały krasnoludy.
Niespodziewane pojawienie się Karelii było... niespodziewane. Jednak z niemal równym zaskoczeniem de Ayolas stwierdził, że panna Meitner nie wywołuje już u niego tak gwałtownych reakcji, jak podczas ich wcześniejszych spotkań. Czyżby to trudy podróży po ucieczce z Pfeildorfu, czy jeszcze coś innego - tego Estalijczyk nie wiedział. W każdym razie tym razem trzeźwy umysł pozwalał mu skupić się na sednie sprawy, a nie na uroczej, całkiem zgrabnej i pięknie uśmiechniętej otoczce.
Z zainteresowaniem spoglądał na dziewczynę czekając na jej wyjaśnienia.