| elran cały czas wpatrywał się w oczy wójta, jednak sztylet nie przyciskał już tak mocno jego gardła.
– Będziesz żył, ale… – powiedział przez zaciśnięte zęby łotrzyk. – W głowie będziesz miał ten jeden widok – szarpnął mężczyznę za koszulę i pociągnął do pomieszczenia, gdzie znajdowało się ciało Melissy. Przerażona kapłanka pobiegła za nim.
Amonrol złapał wójta za głowę i odwrócił w stronę zmasakrowanego ciała.
– Przypatrz się dobrze, tylko nie próbuj zamykać oczu, ani odwracać wzroku! – trzymał głowę najmocniej jak potrafił. Chciał, żeby Despara bolało to, co widzi, nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. – Patrz uważnie!
– T-to już mnie pp-prześladuje… – rzekł jedynie, kiedy w jasnym świetle patrzył na swe dzieło… Na dźwięk tych słów skulona pod Astine uniosła na niego wzrok.
– TY...? – głos dziewczyny był słaby i drżał. Wolno obracając głowę ogarnęła spojrzeniem większość krypty wypełnionej kośćmi i działami. – T-ty… ty…
Głos jej się łamał coraz bardziej, z oczu płynąć poczęły dwie strugi. Drżąca ręka ruszyła w kierunku pasa…
Delran rzucił tylko okiem na Astine, po czym wrócił do wójta.
– A teraz poczujesz to, co czuła ona – powiedział chłodnym głosem, zerwał resztki koszuli z ciała wójta, złapał go za sutek, pociągnął mocno i sprawnym ruchem ręki już miał ciąć, kiedy ta znalazła się w żelaznym uścisku stojącej obok Hanah.
– Dość! Dość cierpień, dość krzywd! – krzyknęła kapłanka. – Dość…
– Piękne słowa… – powiedział do Hanah, przez zaciśnięte zęby. – A teraz mnie puść! – krzyknął do niej w złości.
– Nie – kobieta spróbowała wykręcić mu rękę tak, by wypuścił ostrze, lecz napędzająca go wściekłość sprawiała, że był niemal jak skała.
– Puszczaj! – wrzasnął i ze wszystkich sił próbował się jej wyrwać, lecz bezskutecznie. Popatrzył na kobietę. Zaczął brać głębokie oddechy, uspokajał się. Twarz zaczęła nabierać neutralnego i spokojnego wyrazu. Hanah widząc to już miała zamiar poluzować uścisk dłoni, lecz wówczas spojrzała mu prosto w oczy, które zdradziły jej prawdę. Delran już miał znów spróbować ataku, kiedy wyćwiczone ręce Hanah przekręciły się i zakleszczyły na jego ramieniu. Ten szarpnął się dziko i wtem rozległ się zgrzyt kości, a za nim jęk, niemal wrzask bólu, Delrana. Sztylet upadł na ziemię tuż przed Astine. Dziewczyna popatrzyła na szarpiącą się dwóję oraz wójta, który z przez ten czas wisiał na resztkach swego odzienia. Podniosła się z wolna z nie do końca obecnym wzrokiem. źwięki, które dobywały się z pomieszczenia obok niepokoiły zaklinaczkę. Powstrzymywała się chwilę, jednak w końcu nie wytrzymując pobiegła w stronę zamieszania. Obraz, który pojawił się przed jej oczami sprawił, że stanęła jak wryta. Pomijając makabryczny widok ciał, który przyprawiał dziewczynę o skurcze żołądka, najbardziej zaskoczyła ją szarpanina pomiędzy Hanah, a jęczącym z bólu Delranem, odbywająca się przed na wpół klęczącym wójtem. Oprócz tego widok Astine ze sztyletem w dłoni.
– Co tu się wyprawia!? – krzyknęła wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu, by w końcu zatrzymać się na Delranie i Hanah.
Tuż za pół elfką pobiegł również Neff, który na widok chaosu, rozgrywającego się w pomieszczeniu, zagwizdał pod nosem. Kątem oka widząc, że Astine trzyma w dłoni ostrze instynktownie spróbował wpłynąć na jej umysł.
–” Nie chcesz nikogo skrzywdzić, a jedynie oddać Neff’owi sztylet!”
Dziewczyna zamrugała, po czym uniosła rękę i spojrzała na sztylet, który w niej dzierżyła. Odwróciła głowę w kierunku elfa i wyciągnęła ku niemu otwartą dłoń, na której spoczywało ostrze w geście podobnym do podarku.
Elf ostrożnie przyjął ostrze z przyjacielskim uśmiechem.
– Dziękuję. Chodźmy do Zakonnicy, pewnie się o nas martwi.
Astine wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym skinęła głową i powoli ruszyła do wyjścia mijając Pelaiosa, który stał z przymkniętymi oczyma wsłuchując się w całe zajście w drugiej sali, od momentu gdy Delran wyparował wraz z wójtem przez drzwi. Gdy krzyk mężczyzny poniósł się echem, diabelstwo uśmiechnęło się niemrawo i pokręciło głową. Uniósł powieki i powiódł na nowo zmęczonym wzrokiem po pozostałych ocaleńcach. W końcu ruszył z powrotem do sali okropieństw, choć wszystko w nim krzyczało, by nie eksponować się na nowo na koszmar. elran oparł się o sarkofag i zaśmiał się głośno.
– Pięknie mnie załatwiłaś… – zwrócił się do Hanah, po czym pokazał palcem na wójta. – To on jest wszystkiemu winien, a to mi się obrywa. Jesteś pewnie z siebie zadowolona? Ocaliłaś kolejną duszę… – splunął Hanah pod nogi i jęknął głośno z bólu.
–Czy któreś z was wyjaśni co tu właściwie miało miejsce? Idziecie do innego pomieszczenia dosłownie na dwie sekundy a tu takie coś… – rzuciła Cely podchodząc do Delrana. – Jest złamana? – spytała wskazując na rękę, nie znała się na medycynie, jednak nawet dla niej nie wyglądało to dobrze.
Łotrzyk przełknął ślinę i zaczął masować obolały bark.
– Nie jest złamana… Muszę ją tylko nastawić… Nie pierwszy raz mi się to przytrafia… – wskazał głową na Hanah. – Niech nasza obrończyni uciśnionych opowie ci, co się stało.
Hanah ściągnęła brwi i podała rękę wójtowi, który ostrożnie ją przyjął i podniósł się. Siedział jednak cicho ewidentnie nie chcąc niczym prowokować Delrana.
– Jakbyś nie próbował za wszelką cenę go zaatakować, to byś nie wybił sobie barku. Zwodząc mnie sam to sobie zgotowałeś. Jak się uspokoisz to ci moge go nastawić. – spojrzenie kapłanki złagodniało. – Nie wiem co sama bym zrobiła gdybym zobaczyła sobie bliską osobę w takim stanie, ale doprowadzając do kolejnego rozlewu krwi tylko bardziej zniszczymy wątłą aurę tego miejsca. Delranie to nie oni doprowadzili do jej śmierci.
Delran zrobił zdziwioną minę.
– Nie oni? To ciekawe kto… – znowu jęknął z bólu, obolały bark nie dawał mu spokoju.
– Ktoś kto rzucił urok na to miejsce – wtrącił Pelaios opierając się o wejście – Wyznał że ci co jedli dynie oszaleli, ci co się skryli mieli dziwne myśli. Oczywiście… mogli się temu oprzeć, ale obawiam się że karałbyś ich za słabość, a nie za właściwy czyn.
Diabelstwo powiodło spojrzeniem po szczątkach i na nowo się skrzywiło.
– Naradźmy się na górze. Mam dość tego miejsca
– Zdecydowanie – zgodziła się kapłanka. Spojrzała krytycznie na skrzywionego Delrana i podeszła do niego. – Pomożesz mi Cely? Przytrzymaj go, a ja nastawię ten bark.
– Nie, zost… – już miał głośno protestować, ale Cely i Hanah nie słuchały go i natychmiast wzięły się do roboty.
Zaklinaczka chwyciła mężczyznę, tak jak kazała jej kapłanka, po czym uśmiechnęła się do niego i powiedziała spokojnie.
– Zaraz będzie po wszystkim.
Ten zdążył jedynie podnieść na nią wzrok, kiedy Hanah jednym szybkim ruchem szarpnęła mu rękę. Rozległ się słyszalny zgrzyt i kolejny jęk łotrzyka, który ledwo stał obok sarkofagu. Trzymał się za ramię, a to stopniowo przestawało boleć. Najwyraźniej kość wskoczyła na swoje miejsce.
Delran miał już serdecznie dość tego miejsca, nie zamierzał dziękować Cely i Hanah za pomoc. Podniósł z ziemi swój sztylet, wsadził go za pas i ruszył w stronę wyjścia.
– Możemy już stąd kurwa wyjść?! – krzyknął tylko wychodząc.
– Dzięki za pomoc – kapłanka rzuciła do Cely i pomogła wyjść z pomieszczenia wójtowi.
– Nie ma za co… Cieszę się, że mogłam pomóc i Tobie i jemu. – uśmiechnęła się do towarzyszki – chociaż wydaje mi się, że bark nie jest rzeczą, która w tej chwili boli go najbardziej… – dodała trochę ściszonym głosem, po czym też ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.
Diabelstwo opuściło salę jako ostatnie. Schowało woreczek otrzymany od wójta i skierowało się do wyjścia z krypty.
– Pomóż im Mukale – rzucił do towarzysza przechodząc obok czarnoskórego wojownika. Sam zaś kiwnął ręką na ocaleńców zachęcając do ruszenia się z miejsca. Ci zaś niepewnie ruszyli za nimi. Wojownik Mutampa, ukłoniwszy się lekko, wykonał polecenie wodza, postanawiając milczeć do czasu, aż wreszcie rozbuchane emocje braci opadną. |