Po przespanej nocy i ciepłym posiłku, Koichi poczuł się znacznie lepiej. Solidnie oberwał, ale nie były to rany, które mogłyby złamać ducha twardego Azjaty. Rankiem zabrał z półek kryjówki cztery konserwy. Nie mógł ich umieścić w taki sposób, aby nie krępowały ruchów, ale wolał się nieco przeciążyć, niż potem głodować. Obejrzał jeszcze swój pozostały ekwipunek, czy coś nie wymaga prowizorycznej naprawy, czy poprawek ad-hoc. Jak to się mówi: ty troszczysz się o sprzęt, sprzęt troszczy się o ciebie. Japończyk uważnie sprawdził wszystkie detale, aby nic mu nie umknęło. Po uzupełnieniu zapasów i przeglądzie, był gotowy do drogi. Czekając na innych sprawdził swoje notatki dotyczące porozumiewania się w szyku, a także wykonał kilka szkiców dziwów, które zauważył w strefie. Dodał również krótkie opisy. Może kiedyś się to przyda.
-Nick - Koichi zwrócił się spokojnie do przewodnika - na tyle boisz się Mariana, że nie możesz znieść myśli, że chodzi wolny? Czy lubisz skuwać facetów kajdankami? Możesz być szczery. Sami tolerancyjni ludzie wokół.
Następnie, równie spokojnym i niemal pozbawionym jakiegokolwiek nacechowania emocjonalnego głosem zwrócił się do Abi: -Daleko jeszcze? Jak powinniśmy rozłożyć siły podczas tego etapu marszu? Czy będą jakieś przeszkody terenowe, o których powinniśmy zawczasu wiedzieć? Jak ktoś się zgubi, to w jakim kierunku powinien podążać, aby spotkać się z resztą?
Odpowiedzi na te pytania pozwoliłyby na pewne zaplanowanie podróży. Łatwiej się idzie, znając cel marszruty. Nick nie myślał perspektywicznie. Nie potrafił wybiec w przyszłość i przewidzieć co może sprawić trudności. Już wielokrotnie pokazwał, że na problemy reaguje dopiero, jak się pojawiają. A wtedy swoje porażki jako przewodnika wyładowuje na innych. Może taki styl bycia. Może wrodzona głupota i przerośnięte ego. Koichi nie miał ochoty wnikać. |