Franko bez wahania podszedł i uderzył grubasa z liścia w twarz. Gruba warga pękła niczym dojrzała wiśnia i po twarzy pociekła stróżka krwi.
- Kto za to odpowiada? Ilu jeszcze zatruliście tym gównem - Franko otwartą dłonią wskazał laboratorium - Czy są jakieś szanse uratować tego chłopaka leżącego w szpitalu?
Złość we Franko kipiała. Mimo to rozglądał się szybko po pomieszczeniu. Wiedział, że ma na prawdę mało czasu. |