Na słowa stalkerów, Sigrun wzruszyła ramionami.
- No dobra, dobra, dość płaczu i pierdolenia o tym, jak bardzo wszyscy siebie szanujemy i lubimy – rzekła. - Ja na ten przykład zawsze jestem do współpracy, o tak. Zawsze się koleguję i zawsze gaszę pożary emocjonalne tej wycieczki.
Tutaj uklękła i rozłożyła ręce.
- Oczywiście, interesujące jest to, że stalkerzy przychodzą po ludzi niby z powodu jakiejś tam tradycji, skoro ponoć jest populacja na zewnątrz. Gdyby to ode mnie zależało, olałabym wszystkich brudasów, którzy gniją w tych zamrażarkach i zostawiła bym samych sobie. Ja doceniam to, no, naprawdę. O, proszę. To moje zapewnienie dobrej woli.
Wyciągnęła kolejnego papierosa z paczki i wskazała nim Nicka i Abi.
- Wydaje mi się, że przesadzacie. Mariany i Kapitany przesadzają. Ale to dlatego, że chadzają cały czas po gównianych ruinach i to jest to, co powoduje, że ich życie emocjonalne jest bardziej skomplikowane niż, kurwa, włosy łonowe zakonnicy po dwudziestu latach służby.
Odpaliła i zaciągnęła się.
- Więc jak by się kto mnie pytał, to ja zawsze byłam za zgodą i współpracą w drużynie. A że chłopcy tutaj se szumią, to przypisywałabym frustracji seksualnej spowodowanej siedzeniem w zamrażalniku przez chuj wie ile. Relacje w naszej grupie to temat, z którego ucieszyłby się Freud i z którego każdy psycholog upierdoliłby doktorat i więcej. Damy radę, Abi. Jeśli o mnie chodzi, to ja bym rozwiązała problem alkoholem. Jak chłopcy by się napili, to daliby sobie parę razy po ryju i byłby spokój. O.
Powstała i parsknęła na swoje własne żarty.
- A teraz, skoro już pobrataliśmy się, możemy wreszcie ucałować się i zostawić wszelkie waśnie za sobą. I, ten teges. Możemy iść, kurwa, dalej, bo ta cała kmina z Marianami i Nickami nudna się zrobiła. Okej?
Uczucie absurdu nie do końca ją opuszczało, pomimo tego, że sytuacja powoli nabierała pozorów normalności. Abi zapewne miała rację, że nie wszyscy wyjdą z tego żywi, a jeśli tak było, Sigrun nie zamierzała brać wszystkiego do końca poważnie. W oczywisty sposób Nick był kluczem do wyjścia z niej, póki co. Wolała, żeby grupa była zgodna ze sobą, a spięcia Nicka i Mariana były chwilowe. Marian, jeśli chciał żyć, a przeżyciem było pozostanie w grupie, musiał pracować z resztą. Ostatecznie, nie było to znowuż takie trudne. Wystarczyło za dużo nie gadać i wykonywać polecenia.
Co do nie gadania zbyt dużo, Sigrun nie była pewna samej siebie.
Po marszu, Sigrun zdecydowała dać sobie spokój z bombastycznymi komentarzami, poza zwyczajnymi pytaniami o rzeczy, które zamierzają zrobić stalkerzy ("Kocimiętka? Jaka, kurwa, kocimiętka!?") i skoncentrowała się na zadaniu. Jej siłą była technologia, która praktycznie nie istniała w tym świecie i tym gorzej dla Sigrun.
- Dobra, prawdopodobnie powinni się wypowiedzieć Koichi i Greer, szukamy jakiejś dziury, gdzie możemy zaszyć się czym prędzej. Ja tacham co znajdziemy i ubezpieczam z kuszy, ludzie, co znają się na survivalu wybierają lożę. Wydaje mi się, że to zajebiście proste. Wchodzimy i rozkładamy to całe ich voodoo. I siedzimy, bo mamy dość żarcia i wody, żeby siedzieć.
Wkrótce mieli się przekonać, czy gadki o przyjaźni i współpracy coś znaczą. Sigrun chciała mieć nadzieję, że tak właśnie będzie, bowiem alternatywa była niebezpieczna dla ich wszystkich.