Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2019, 23:08   #26
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - 2519.VII.31; przedpołudnie

Miejsce: Ostland; Wolfenburg; karczma “Włóczykij”
Czas: 2519.VII.31 backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, pogodnie



Karl



W międzyczasie deszczowego poranka znikła mu z oczu Raina. Za którymś razem gdy podniósł wzrok na miejsce przy którym siedziała było ono puste. I nie widział jej na sali głównej. Trudno było powiedzieć, żeby w alkowie, z jego towarzyszy, ktoś jakoś zareagował na jego sugestie, pomysły i przemyślenia. Więc po kolejnym dniu i kolejnym śniadaniu właściwie byli przygotowani do wyprawy do wyprawy tak samo jak wczoraj czy tydzień temu. Czyli niezbyt. Właściwie nawet mniej bo wcześniej mieli podstawione pod nos łodzie z obsadą gotowe zawieźć ich w górę rzeki tak daleko jak się da a wczoraj gdy po naradzie, Klaus odmówił je w ratuszu nie mieli nawet tego. Były co prawda pomysły bu kupić dwukółkę, muły czy inny sprzęt ale na razie na gadaniu się skończyło. W stajniach gospody żaden zwierzak juczny czy wierzchowy nie stał a wóz nie parkował. Tak naprawdę na tą chwilę mieli jedynie własne nogi i grzbiety do transportu. A z funduszy opłaconych przez ratusz mieli do dyspozycji jeszcze dziś, jutro, pojutrze i kolejnego poranka, angestag już musieli się wynieść lub zacząć płacić z własnej kieszeni za dalszy pobyt w mieście.

Hrabia von Wassermann również skorzystał z poprawy pogody i zrobił sobie wycieczkę na zewnątrz. A wraz z nim ruszył cały jego orszak. Pod główne drzwi podstawiono pięknego rumaka godnego samego hrabiego właśnie. Towarzyszyło mu czterech innych konnych na też niczego sobie wierzchowcach no ale nie miały one startu do rumaka wielmoży. Na zewnątrz bowiem się wypogodziło, deszcz ustał i znów nad miastem nastał ciepły, słoneczny dzień.



Tladin



Tladinowi trafił się kompan do rozmowy całkiem inny niż do tej pory. Z jednej strony rozmawiało mu się łatwiej niż z innymi a z drugiej trudniej. Łatwiej bo podoficer nie miał nic przeciwko temu czy dosiadł się obok krasnolud czy kto inny. Nawet mówił całkiem chętnie. Za to był głównie zajęty pałaszowaniem śniadania więc mówił między żarłocznie łykanymi kęsami i łyżkami kaszy. Krasnolud rozpoznał szarfę sierżanta którą tamten miał na sobie. Oraz dwukolorowy, czarno - biały spodnie i kubrak w barwach prowincji. Miał też przy pasie przypięty jakiś tasak ale nie trudził się z dźwiganiem niewygodnego i zbędnego w tych warunkach pancerza. Wyglądał więc na jakiegoś żołnierza zawodowego ze sporym stażem, zapewne z piechoty chociaż trudno było powiedzieć jakiej bez pełnego ekwipunku. Chociaż mógł być też podoficerem jakiejś milicji bo chociaż szeregowi takich zwoływanych w razie potrzeby byli poubierani jak popadnie i co wzięli z domu więc wizualnie byli podobni do każdego mieszczanina, chłopa czy banity z jakich się wywodzili więc jedynie obecność względnie umundurowanych podoficerów i oficerów dawała możliwość ich zidentyfikowania.

Mężczyzna okazał się być sierżantem z kompanii halabardników. Był głodny bo przez te cholerny, wczorajszy festyn miał w cholerę obowiązków. A jakby samego dnia targowego i festynu było mało jeszcze sobie mądre głowy wymyśliły heretyka spalić. Dodatnowa robota! Normalnie nie było wczoraj kiedy usiąść i jeszcze tych nicponi i ladaco trzeba było przecież pilnować by zrobili co trzeba. A jakby było mało wysyłali ich w ten cholerny las. Trzeba było więc najeść się i za wczoraj, i na dzisiaj, i na kolejne dni.

Tladin odniósł wrażenie, że przez ten głód czy po prostu z natury, sierżant który przedstawił się jako Herman, jest ponuro i pesymistycznie nastawiony i do tego całego festynu i pełnych halabard roboty wczoraj jak i tej wyprawy poza mury miejskie jaka się mu szykowała. Wypad w trzewia Lasu Cieni zdawał się traktować jakby szanse na szczęśliwy powrót były dość nikłe. Chociaż może akurat było to te jego czarnowidztwo które zdawał się mieć w naturze.



Miejsce: Ostland; Wolfenburg; ratusz
Czas: 2519.VII.31 backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, pogodnie


Obydwóm towarzyszom szykującym się na górską wyprawę przejście między karczmą a ratuszem obyło się bez większych trudności. Przypadkiem lub nie, “Włóczykij” był położony dość blisko placu miejskiego do jakiego przylegał ratusz. Na zewnątrz deszcz przestał padać chociaż bruk wciąż obmywały kałuże i strumyczki deszczowej wody pełne zmywanych lub zatopionych w sobie resztek i nieczystości. Ulice były pełne przechodniów, część wciąż opuszczała miasto po zakończonym wczoraj dniu handlowym a część toczyła swój zwykły, dobowy rytm codzienny. Ci pierwsi zwykle niczym powolna, niezorganizowana karawana bierzyła ku głównym ulicom i dalej bramom a ci drudzy zmierzali właściwie w każdą stronę.

Sam ratusz, jak na budynek użyteczności publicznej który jednocześnie był wizytówką władz stolicy prowincji w której zapewne i czasem gościł sam elektor von Raukov robił spore wrażenie. W kontraście do okalających go placu, budynków i zwykłych ludzi wydawało się, że brud i błoto się go nie imają.

Główne drzwi, schody, korytarz, recepcja wszystko to już obaj znali bo byli przecież tutaj już z kilka razy podczas negocjacji werbunkowych. Tym razem jednak nie mieli się spotkać z herr Alderem który niejako patronował z ramienia władz całej wyprawie ale z herr Fleishmannem. W recepcji skierowano ich do odpowiedniego gabinetu na piętrze. Gdy tam trafili okazało się, że jest to pomieszczenie podobne wielkością do pokoi we “Włóczykiju” ale urządzone jak gabinet a nie pokój mieszkalny. Dominowało potężne biurko. Ładne, gustowne, ozdobne oznaczające władzę i pieniądze. Zapewne w rezydencji szlachcica, szefa gildii czy właśnie urzędu robiło pasowało w sam raz. Mówiło samo za siebie czy ktoś był piśmienny czy nie, czy był w urzędach wielokrotnie czy pierwszy raz to intuicyjnie dało się wyczuć, że trafiło się do miejsca gdzie załatwia się poważne sprawy.

Poważnie wyglądała też dwójka gospodarzy. Herr Fleishman siedział po właściwej stronie biurka na zdobnym i wygodnie wyglądającym krześle. Znów był ładnie i bogato ubrany a na piersi dumnie spoczywał mu gruby łańcuch z herbem byczej głowy symbolizującym władzę Wolfenburga. Drugim z gospodarzy była stojąca za jego plecami magister ubrana w błękit. Stała trochę bokiem do reszty pomieszczenia, opierała się ramieniem o framugę okna jakby interesowało ją co się dzieje na placu przed ratuszem. Leniwie spojrzała na dwójkę petentów gdy weszli do pomieszczenia i pod kapturem który w sporej części zasłaniał rysy jej twarzy wydawały się żarzyć dwa błękitne ogniki w miejscu gdzie powinny być oczy. Ale była małomówna, pozwoliła przedstawicielowi lokalnych władz prowadzić rozmowę.

- A więc co was tutaj sprowadza? - po krótkim, oficjalnym przywitaniu się herr Fleishmann wskazał na dwa krzesła po właściwej stronie biurka aby obaj goście na nich spoczęli i mogli spokojnie przedstawić sprawę z jaką przychodzą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline