Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2019, 18:11   #34
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Rice wpatrywał się w talerz zastanawiając się co robi nie tak, że ten jest ciągle brudny. Na szczęście nie trudził się nad tym długo, bowiem w pokoju rozległ się głos Xenii.
Żołnierz nie wiedział czy w pokoju nie ma ukrytych kamer (a i specjalnie się za nimi nie rozglądał, bo to by tylko wzbudziło nieprzychylne zainteresowanie) pogodził się więc z faktem, że od teraz będzie musiał żyć ciągle pod przykrywką i nawet gdy będzie całkowicie sam nie będzie mógł pozwolić sobie na zbyt wielką szczerość. Stanął więc na baczność, zwracając się do telewizora jak do osoby żywej.
Komunikat był krótki i wyjątkowo chaotyczny. Mężczyzna nie miał zbyt dużego punktu zaczepienia i nie bardzo wiedział na jakim gruncie stoi i co właściwie ma wykonać. Tak czy siak… rozkaz to rozkaz i trzeba było działać.

Cel: wmieszać się w szeregi „wroga”.
Sposób: zastraszenie z nawróceniem (na taki pomysł mogła wpaść tylko i wyłącznie kobieta).
Miejsce: przychodnia lekarska.
Zespół: on i… eee exniewolnica, czyli spokojnie można powiedzieć, że szedł w pojedynkę.

I to by było na tyle… Nic więcej nie wiedział. Nie miał pojęcia jak duża jest przychodnia, w jakim budynku się znajduje, czy była częścią większego kompleksu, czy wolnostojącym budynkiem? Ile wejść miała? Ile wyjść ewakuacyjnych? Ile okien? Ilu pracowników? Jak duży obrót chorych w skali dnia? Czy posiadała rezydentów. W jakiej dzielnicy była? Z kim sąsiadowała?
Chuj… nic, kompletnie nic.

”Zamordyzm zamordyzmem mój bracie… ale trzeba mieć jakiś plan jak tym cyrkiem zarządzać, bo w końcu wszystko kiedyś sypnie.” Bliźniak z kwaśnym chichotem skwitował rządzące umiejętności tutejszej tyranki.
”A fakt, że tak długo tu ostała nie oznacza, że jest genialna w tym co robi… po prostu nie ma tu nikogo na tyle głupiego, by próbować przejąć ten burdel… nawet to twoje ‚cudowne’ Dominium.”

Akell, czy chciał, czy nie… musiał się niestety z nim zgodzić. Nie należał jednak do jednostek, które kwestionowały czyjąś decyzję, zwłaszcza gdy była ona rozkazem zwierzchnika. Zrobi co ma zrobić… zginie - trudno, nie zginie… - też trudno. Jedyne nad czym mógł zapanować to nad samym sobą, dlatego przygotował się do wyprawy najlepiej jak potrafił. Zabrał wszelką broń jaka pozostała mu do dyspozycji, obmyślił plan dotyczący swojego „image’u” i ruszył na pole bitwy.

W całym tym ferworze myśli, nie spostrzegł nawet, kiedy demon w jego głowie przestał się nad nim znęcać, a on w końcu poczuł, że ciężar który go przygniatał i powoli miażdżył, nagle zelżał.


Jazda uliczkami miasta była prawdziwym wyzwaniem intelektualnym. Ulice (jeśli jakoweś były) zazwyczaj ziały dziurami grożącymi urwać podwozie. Ruch drogowy był taki z deczka pojebany, nie wspominając o tym, że ludzie czy to piesi, czy w pojazdach… robili to na co tylko mieli ochotę i za nic sobie mieli innych.
Rice mało się nie wkurwił i nie wyszedł nastukać jakiemuś fagasowi za wpychanie się pod maskę. Wizja obicia komuś ryja była wielce kusząca i w pewien sposób podniecająca. Niemniej ostatecznie opanował swoje zapędy i nawet się uśmiechnął. Zdecydowanie wolał coś robić, nawet jeśli było to siedzenie w korku na wypizdowiu górnym w drodze do celu, niż bezczynnie siedzieć zamkniętym pokoju hotelowym i czekać na cud.

Ku wielkiemu zaskoczeniu, niebieskowłosa odezwała się nagle wspominając coś o nauce i broni. Zanim pierwszy szok opadł, olbrzyma zalała wściekłość.
- Nie dotykaj bo ci ręce połamię - warknął ostrzegawczo, przerzucając karabin na drugą stronę, by nie był w zasięgu dziewczęcych dłoni. Lufa stukała cichutko o szybę drzwi kierowcy.

Ostatecznie, kiedy się zastanowił nad sytuacją, doszedł do wniosku… że już jeśli miał zginąć od postrzału w plecy, to przynajmniej się postara by był on celny. Świadomość powolnej śmierci była dla niego mało absorbująca, więc kiwnął głową i mruknął opanowanym głosem.
- Zobaczymy, czy w ogóle wrócimy…


Gdy zajechali na miejsce, nie pozwolił im zbyt szybko wyjść z samochodu, przeznaczając niewielki czas na obserwację bloku. Oczywiście liczył się z tym, że im dłużej siedzieli w samochodzie i nic nie robili, tym bardziej rzucali się w oczy, toteż w końcu, gdy znalazł jakąś osłonę na oczy i naliczył wszystkie pary drzwi i okien, dał znak na wymarsz.

W środku przychodni spotkało go niejakie rozczarowanie. Po pierwsze nie było nikogo w poczekalni, a więc… odpadało zastraszenie poprzez postrzelenie świadka. Po drugie miejsce to było ciche, może nawet trochę nazbyt. Krzyki lub huki z jednej strony mogłyby działać na korzyść (gdyby byli świadkowie) lub niekorzyść (bo w takim wypadku był narażony na odwet). Po trzecie… nad lub pod nim mogli czaić się przeciwnicy, a on nie wiedział ilu ich było i czy w ogóle się tu jakowyś znajdowali. Po czwarte… nie miał planu i musiał improwizować, co go mocno irytowało… aż na zbyt mocno… tak mocno, że miał ochotę na…

- Przybywam z wiadomością od twojej dobrej znajomej. - Akell odezwał się głosem wyzutym z emocji, co nie pasowało do jego pełnej pasji mimiki. Następnie wystosował silny cios kolanem, uderzając medyka w brzuch, pozbawiając go oddechu. - Tej kurwie nie chciało się samej ruszyć dupy i jak widzisz… nie jestem zbyt szczęśliwy z okazji do pogaduszek… Skup się więc i zapamiętaj co ci mam do powiedzenia - cedził przez zęby przytrzymując chwiejącego się i rzężącego grubasa, tylko po to by pieprznąć go pięścią w policzek.
- Skupiłeś się? Patrz na mniej jak do ciebie mówię. Patrz kurwa!
Żołnierz puścił mężczyznę i spoglądał z obrzydzeniem jak ten kuli mu się pod nogami. Od niechcenia pomasował dłoń i nadgarstek na którym widniały strupy.
- Masz przestać - odparł - powiedziała, że zrozumiesz o co jej chodzi.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline