Axel widząc uciekającego, pozwijanego we własne macki mutanta czym prędzej przystąpił do ładowania kuszy. Za sobą słyszał walczącego z sypką ziemią Wolfganga, który wspinał się na sztuczny, przegradzający korytarz pagórek. I kiedy mag dotarł na szczyt, kusza była załadowana. Mutant już zniknął za rogiem, ale Axel był zdeterminowany i pokonał te kilka kroków do rozwidlenia, aby wpakować w niego kolejny bełt. Ostrożnie wychylił się za róg i w ciemnościach, bo światło ogników wiszących tuż obok zawału nie docierało do tego miejsca, wystrzelił w kierunku ciemniejszej, poruszającej się po podłodze korytarza plamy. Cięciwa brzęknęła, łęczysko jęknęło, a mutant, ku zadowoleniu strzelca znów zawył z bólu. Nie zaprzestał jednak ucieczki w ciemność. Można było liczyć tylko na to, że był wystarczająco poważnie ranny aby zaprzestać nękania gości w labiryncie.