-
Zanim dotrzemy do zamku i część z nas wejdzie na górę i tak zapadnie zmrok, więc światło dnia nie będzie przeszkodą w ataku. Z naszych obserwacji wynika, że strażników jest około trzydziestu. Oczywiście musimy teraz pominąć tych, których pozbyliście się we wsi i tych, którzy zostali wyeliminowani w lesie. Zaatakujemy z dwóch stron. Dziesięciu ludzi wraz ze mną, pójdzie z Wami tunelami i przejściem do zamku. Kolejnych dziesięciu zaatakuje pod osłoną ciemności bramę. Szykujcie się, a ja tymczasem wydam stosowne rozkazy – opuściła swój szałas, prosząc banitów o zebranie się na środku obozowiska. Niebo nad głowami zaczęły przesłaniać chmury, zbierało się na deszcz.
Poszło łatwo. Axel, Wolfgang, Sigrid i dziesiątka banitów sprawnie przekopali się przez zawalony tunel, potem nie niepokojeni przez zranionego mutanta pokonali podziemny labirynt, bez przeszkód przeszli przez siedlisko nietoperzy, które wystraszone dużą liczbą ludzi i światłem pochodni nie wychynęły ze swoich nor, wspięli się gęsiego po długich, kręconych schodach i stanęli tuż pod nogami czekających w kryjówce Lothara i Berniego.
Tymczasem druga dziesiątka banitów zgromadziła się w pobliżu wejścia do zamku i pod osłoną ciemności czekała na sygnał od Sigrid. Pierwsze krople deszczu zabębniły o dachy i mury zamku, zaszeleściły w listowiu drzew.
Banici czekali poniżej, a czwórka awanturników znów była razem. Towarzyszyła im przywódczyni banitów, która przyglądała się pogrążonym w mroku i przesłoniętym delikatnym welonem deszczu budynkom. –
Mój niepokój budzi ten trzypiętrowy budynek – wskazała na najokazalszą w tej części zamku bryłę po lewej stronie. –
I ta wieża – jej palec powędrował do ponurej baszty znajdującej się na prawo od przejścia do dalszej części zamku. –
Jaki macie plan? – zapytała. –
Gdy będziemy gotowi, dam sygnał do ataku.