Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2019, 21:20   #104
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
- Wpierw zwiążę mu ręce- odparł łowca, odczepiając od pasa kawał liny i zabierając się do pracy. Gdy skończył wciągnął mężczyznę do środka.

Ciemność w magazynie była im na rękę. Mevel nie będzie w stanie zobaczyć ich twarzy gdyby coś nie poszło po ich myśli.
Łowca zawiązał nieprzytomnemu ręce za plecami w ostatniej chwili. Mężczyzna zaczął się budzić.
- Co jest kurghk! - nie dokończył kiedy łańcuch Gveira oplątał mu się w okół szyi. Mężczyzna został zaciągnięty przez dwójkę w głąb magazynu, akurat tak aby nie byli na widoku. Sami też jednak nie mogli dostrzec co się dzieje na zewnątrz. Mevel szarpał się bezskutecznie i bełkotał, ale nie mógł się wydostać. Uspokoił się nieco dopiero jak jedno z ostrzy Gveira oparło mu się o krtań.

- On pyta, ty odpowiadasz – rzekł zdawkowo Gveir, wprawny w takich przypadkach. Niemal ze znudzeniem dodał: - Próbujesz wezwać pomocy, stal spotyka się z twoją krtanią. Kiwnij głową, jeśli zrozumiałeś.

Gveir poczekał na chwilę, aż człowiek zrobi to, co trzeba, a wtedy rozluźnił uścisk i pozwolił Esmondowi przepytać go.

Edmond spojrzał na ledwo widoczną w ciemności postać mężczyzny. Choć nie widział wyrazu jego twarzy, czuł że świerzbią go pięści.

- Mała wieś na południu kraju dwa lata temu. Spalone domy i niemal dwudziestoro zabitych. Gdzie reszta Twojej bandy?

-C-co? - sapnął mężczyzna. Można sobie było tylko wyobrazić przerażenie na jego twarzy. - Żeby to szlag wszystko..! To ty! Ghk! - mężczyzna charknął kiedy najemnik przydusił go łańcuchem. Broń aż prosiła o śmierć tego osobnika.
- Chuje..! Chłopaków mi ubiliście. Nic nie powiem.

- Potrafię sprawić, żebyś umierał wolno - rzekł Gveir beznamiętnym głosem, lekko nacinając policzek człowieka. - Gadaj, albo będzie to naprawdę długa noc. Dla mnie… I dla ciebie. Dla mnie możesz zgrywać twardego, ale jutro twoi kumple znajdą komplet twoich palców i zębów przed drzwiami karczmy.

Miał nadzieję, że cała sprawa pójdzie szybko. Sporo ryzykowali, będąc tutaj.

Edmond czekał na reakcję pojmanego mężczyzny. Jeśli słowa Gviera nie przekonały by go, miał zamiar sięgnąć do metod, które już wielokrotnie okazały się skuteczne.

Choć na co dzień stronił od takich rozwiązań, w tej sytuacji cel uświęcał środki.

- A wsadź se w dupe te palce! - krzyknął.

Gveir zdusił czym prędzej krzyk człowieka łańcuchem. Poczekał przez chwilę. Esmond wyglądał, jakby miał jakiś plan. Poza tym nie wiedział, co poza tym mogą zrobić z ich jeńcem, poza zaserwowaniem mu szybkiej śmierci, toteż upewnił się, że przynajmniej nie będzie wrzeszczał zbyt głośno.

Esmond westchnął ciężko na reakcję pojmanego.

-Równie uparty jak poprzedni- mruknął bardziej do siebie niż do towarzyszącego mu najemnika.

Cofnął się o krok, po czym na rozgrzewkę wyprowadził cios, uderzając ćwiekowaną rękawica w splot słoneczny Mevela.
Gdy tylko mężczyzna odzyskał oddech, uderzył go ponownie. Tym razem mierząc w twarz pojmanego. Nie przesadzał, nie chciał by “informator” stracił przytomność. Chciał jednak nieco pomóc mu w wytrzeźwieniu, oraz jasno pokazać w jakiej sytuacji się znalazł.

Jak i w poprzednich przypadkach miał zamiar zacząć do prostego mordobicia. Jeśli to jednak nie okazałoby się skuteczne, planował skorzystać z mniej przyjemnych metod, takich jak choćby wyłamywanie palców dłoni.

Mevel okazał się bardziej odporny na mordobicie niż się spodziewał Esmond. Pogróżki Gveira również nie poskutkowały tak jak wcześniej. Wyglądało na to, że wytrzeźwienie dało wprost odwrotny skutek do zamierzonego. Były maruder śmiał się ze swoich oprawców i wyglądało jakby nie zależało na życiu.
Łowca nie dowiedział się niczego o pozostałych poza tym, że “może się udławić i Dzierlatka go dorwie”.

- Meveel? Gdzieżeśśś się złajdaczszyył? Meveeeel! - zaczął wołać ktoś z zewnątrz.
- Chooodź żesz nooo! Ładunek smoka tszrzeba jeszcze raz przejżeć! - głos należał do mężczyzny, który ewidentnie też miał alkohol w żyłach.

- Zabijmy go - wzruszył w końcu ramionami Gveir, przesuwając jedno z ostrzy pod gardło Mevela. - Nie mamy czasu.

Ponowne ogłuszenie Mevela raczej nie wchodziło w grę. Ich jeniec był całkiem ciężki, a wyniesienie go stąd, nawet pod osłoną nocy mogło być co najmniej niebezpieczne. Oczywiście, jeśli tylko mężczyzna miał dzieci lub kochanki, zawsze można było mu zagrozić czym innym, jednak tylko Esmond mógł wiedzieć takie rzeczy.

- Magini ma u nas dług wdzięczności, mogłaby odczytać rzeczy z jego odciętego łba - tu zacisnął nieco mocniej łańcuch. - Jeśli tak bardzo chce iść do piachu, możemy mu to zapewnić… Ale spokoju nie zazna nawet po śmierci.

Był to, oczywiście, blef. Gveir nie znał magii, jednak być może Ristoff znał się na tego rodzaju gusłach.

Esmond nie wydawał się być przekonany argumentem. Nie chciał jeszcze pozbywać się Meviela, musiał uaktualnić dane o przyszłych celach.

Zakneblował pojmanego by ten nie zdradził ich pozycji.

- jakiś pomysł na to by się stąd wydostać?

- Noszszsz kuuurwa. MEVEL!!!
- Zasrzyj ryj! Ludzie chcą spać!
Dało się słyszeć jeszcze jakieś przekleństwa i trzask drzwi od karczmy. Gwar w środku ucichł na moment. Pojmany zaczął się rzucać pomimo podstawionego pod gardło ostrza.

Łowca zastygł na moment, nasłuchując dźwięku kroków, lub rozmowy dochodzącej z ulicy. Zaniepokoiła to nagłą cisza jaką zapadła w karczmie, oraz odgłosy jej towarzyszace. Poprawił knebel i skierował się do drzwi.

-Pilnuj go- wyczerpał do Gveira, samemu usiłując wywrzeć zza krawędzi ściany.

Gveir skinął w ciemności głową i zacisnął mocniej łańcuchy, z zamiarem uderzenia w potylicę człowieka rękojeścią jednego z ostrzy, jeśli tylko zechce wyrywać się jeszcze bardziej. Ostatecznie, jeśli Mevel nie będzie w ogóle współpracował, Gveir zamierzał szybko i wprawnie odciąć mu głowę i zanieść ją do maga, choć, oczywiście, była to ostateczność.

Esmond podkradł się nad krawędź. Zobaczył piątkę ludzi rozchodzącą się w kilka stron. Pech chciał, że jeden z nich spojrzał do góry. Akurat na łowcę.
- Hej ktoś tam jest! - krzyknął wskazując na magazyn.*

- I czego się drze!?- zaimprowizował Esmond, korzystając z tego że jego twarz i sylwetka pozostawały w mroku, udał kolejnego rozzłoszczonego hałasem mieszkańca. Przy ograniczonym czasie na planowanie, było to najlepsze co przyszlo mudo głowy.

-Spać ludziom dać, a nie po ulicach się szwędajo. Wynocha mi spod chaupy bo straż zawołam. O!

Przez moment mężczyzna zdawał się rozmyślać nad słowami. Machnął w końcu ręką i dołączył do pozostałych. Zaczęli się kręcić po okolicy na ten moment zostawiając magazyn w spokoju.

- Jak widzisz - zasyczal Gveir, naciskajac mocno jednym z ostrzy w bok czlowieka - żadna pomoc nie przyjdzie. A to oznacza, że wreszcie możesz przestać zgrywać twardziela. Gwarantuję, że zanim staniesz się trupem, może zejść na to wiele, wiele czasu.

Po czym zwrócił się do Esmonda:

- Zabieramy go? - zapytał.

Widząc rozchodzacych się najemnikow, lowca odetchnął z ulga. Mogło sko czy się nie wesoło.

-Wpierw zaczekamy aż towarzystwo się rozejdzie, nie przeniesiemy go niezauważalne jeśli będą w okolicy. Smok ucieszy się na jego widok- dodał, tak by Mevel usłyszał.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline