Kraków, 1910
Nie usłyszał jej, lub raczej nie chciał słuchać. Chwilowa nadzieja na to, że to on okaże się rozsądny uleciała w mgnieniu oka. Byłoby łatwiej, gdyby teraz pozostał dżentelmenem. Tylko czy w takiej sytuacji można nim być?
Jej ciało odpowiadało ochoczo na każdy jego dotyk. Stała się jednym wielkim pożądaniem. W ułamku sekundy zapomniała o tym, co wypada, a co nie. Zatopiła dłonie w jego włosach, drapiąc paznokciami skórę głowy, gdy jego usta poczęły ssać żarliwie jej sutki. Drżała jak struna poruszona przez wprawnego wirtuoza. Przymknęła oczy i odpłynęła w krainę przyjemności. Bezwstydnie rozchyliła uda, czując jego oddech zbliżający się coraz bardziej do jej kobiecości. Nie panowała już nad sobą i reakcją ciała, która objawiała się niekontrolowanymi westchnieniami i jękami. Mur, o który się opierała, chłodził i drażnił swa chropowatością, co kontrastowało z kolei z gładkością języka muskającego jej najintymniejsze miejsce. Z trudem powstrzymała jęk zawodu, gdy nagle jego usta postanowiły ją opuścić, lecz szybko zrozumiała intencję wyrażoną w geście jaki uczynił, kładąc jej dłoń na jego kroczu. Nie zastanawiała się nawet sekundy. Szybko wyswobodziła nabrzmiałą podnieceniem męskość z krepujących okowów spodni. Jego ręce natychmiast chwyciły ją w pasie i uniosły do góry. Jej pozostało tylko podciągnąć suknię i opleść go udami.
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |