Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2019, 10:22   #30
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - 2519.VII.31; południe

Miejsce: Ostland; Wolfenburg; ratusz
Czas: 2519.VII.31 backertag (4/8); przedpołudnie
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, pogodnie



Tladin i Karl



- Kto? Schweiger i Frotzman? A do kogo przyszli? W jakiej sprawie? - urzędnik jaki obsadzał recepcję rozpoczął standardową procedurę załatwiania sprawy w urzędzie publicznym czyli obywatele musieli odczekać aż się okaże co i jak. Okazało się, że znajomi dwójki jaka dotarła do ratusza rzeczywiście byli wpisani w rejestr no ale mieli spotkanie jakie jeszcze się nie skończyło. Petenci więc musieli zaczekać na swoich kolegów.

W międzyczasie gdy czekali to z nudów mieli okazję poobserować trochę ratuszowy rytm dnia. Czekali w czymś pośrednim między standardowym korytarzem a jakimś otwartym pomieszczeniem gdzie mieściła się właśnie poczekalnia wypełniona mniej lub bardziej interesującymi osobnikami. Była też tablica z ogłoszeniami oraz listami gończymi.

Ze dwie osoby studiowały tą tablicę. Trudno powiedzieć czy z zawodowego zainteresowania czy podobnie jak dwójka towarzyszy dla zabicia czasu. Ogłoszenia były różne, głównie jakieś zarządzenia ratusza w sprawach miejskich. Zapewne wisiały tutaj na wszelki wypadek bo i tak przecież większość populacji była niepiśmienna. Wprowadzano nowy podatek przy bramie, ogłoszono kiedy i jaki cech ma warty na jakim fragmencie murów i tego typu potrzebne zarządzenia jakimi żyło każde większe i mniejsze miasto.

Trochę ciekawsze była tablica z listami gończymi. Jaka kolekcja różnych typów ludzkich i nieludzkich. Tam jakiś złodziej, gdzie indziej podżegacz, jeszcze jakiś oszust. Facjata ze trzech hersztów banitów z czego jeden chyba działał na mieście a dwa na podmiejskich traktach. Ale były i ciekawsze fizjonomie.

Na samej górze, niczym król całej kolekcji figurowała paskudna, bycza fizjonomia potwora z leśnych ostępów. Minotaur, zwany Ragush Krwawy Róg. Potwór miał być to straszny i wraz ze swoją bandą miał być przekleństwem tej ziemi. Karl zdawał sobie sprawę, że to żadna niespodzianka. Akurat jego rodzima prowincja nie na darmo nosiła w herbie byczą głowę i w leśnych ostępach do jakich nigdy nie docierał cywilizwany człowiek ani światło dnia, lęgły się całe hordy wypaczonych maszkar. W tym całkiem sporo minotaurów które były plagą tej ziemi. Widać znów jeden z nich zrobił się na tyle bezczelny by wychylić się z leśnej głuszy i pustoszyć zagubione w trzewiach pradawnej puszczy ludzkie sioła.

Numerem dwa była wręcz karykaturalny łeb jedynie z grubsza przypominający ludzkie rysy twarzy. Nic dziwnego bo w końcu miał to być wizerunek trolla który grasował gdzieś w okolicy jakiegoś młyna. Nagroda była mniejsza niż za minotaura ale też nie mała.

Numerem trzy pod względem nagrody była niejaka Simone Hertz. Wyjęta spod prawa herszt bandy grasującej na wschodnich kresach Gór Środkowych. Opis był jednak dość zaskakujący bowiem grasantka miała być jeźdźcem i być szefem konnej bandy.

Przez korytarz przechodziły w obise trony różni ludzie i nieludzie. W poczekalni część czekających wyszła a część doszła. Ktoś przyszedł rzucić okiem na tablicę z ogłoszeniami jak jakaś ubogo wyglądająca kobieta okryta luźną, brudną narzutą zakrywającą większość jej sylwetki. Ktoś wstał lub usiadł okazując typowe zniecierpliwienie dla czekających jak jakiś starszy jegomość który chyba był mieszczaninem ubranym w swój świąteczny ubiór skoro przyszedł do urzędu. Ktoś jeszcze wyszedł gdy widocznie doczekał się na swoją kolej w urzędzie jak dwaj młodzi ludzie którzy aż tryskali z nadmiaru energii lub zniecierpliwienia.

- Ciekawe czy jak ten złapałby tego to dostałby nagrodę czy stryczek… - mruknęła cicho młoda kobieta od której zalatywało ulicznym łajnem wskazując z zaciekawieniem na portret jednego i drugiego zbira umieszczonego na tablicy. Wydawała się rozbawiona takimi rozważaniami. Faktycznie mógłby być to ciekawy precedens skoro oba prawa były ze sobą równoważne. Za złapanie czy przyniesienie głowy skazańca należała się nagroda którą urząd zobowiązał się wypłacić wystawiając list gończy. Ale też gdyby zgłosił się z tym ktoś z tablicy ogłoszeń właściwie na nim też należało wykonać karę urzędową.

Ale też zdarzały się i żwawsze momenty które ubarwniały czekanie na to kiedy koledzy Tladina i Karla skończą swoje negocjacje z urzędzie. W pewnym momencie do uszu czekających doszły jakieś podniesione głosy. Z początku gdy pewnie jeszcze zakręty korytarzy czy drzwi blokowały dźwięk niezbyt zapowiadały,że ktoś jest tutaj bardzo oburzony, zdenerwowany i w ogóle ma jakieś roszczenia i pretensje.

- Ależ herr Snorrison! Co pan mówi! - przez tumult głosów przebił się wyraźniejszy, należący do jakiegoś mężczyzny. Wyrażał sobą głównie zaniepokojenie.

- A tak! Tak właśnie mówię! - w przejściu pojawiła się przysadzista, krępa sylwetka brodacza ubranego jak przedstawiciel jakiejś rzemieślniczej profesji. Tladin szybko rozpoznał po zdobieniach młotów i kowadeł, że pewnie należy do zacnej profesji kowali.

- Ależ herr Snorrison chyba nam pan tego nie zrobi? Może usiądźmy i porozmawiajmy? - zaproponował mężczyzna wyglądający na jednego z urzędników ratusza który co prawda nie miał trudności za nadążeniem za krótkonogim ale widocznie był zaniepokojony jego zachowaniem.

- Już rozmawialiśmy. - odburknął zdenerwowany khazad gdy przeszli przez poczekalnie i obaj zniknęli po przeciwnej stronie. Jeszcze chwilę było słychać ich głosy oddalające się korytarzem prowadzącym do wyjścia a widoczni petenci w miarę jak cichły ich głosy tracili zainteresowanie tą atrakcją wracając do własnych spraw.

Kolejnym razem szum głosów zdradził przybycie kolejnych zacnych gości. Przez okno na zewnątrz dało się zauważyć cały orszak otaczający nowo przyjezdną karocę. Czarna bryła zawieszona na nowoczesnych resorach i prowadzona przez sześć, bielutkich koni zdradzała bogactwo i władzę właściciela nawet jeśli nie uczyniłby tego osobisty orszak konnych. Część konnych niejako obydwaj goście “Włóczykija” już trochę znali z widzenia z dnia wczorajszego. Byli nimi bowiem Kozacy z Czerwonej Sotni. Tym razem byli konno i w pełnym rynsztunku. Średnie łuskowe pancerze, spiczaste hełmy tak popularne na wschodnich rubieżach, łuki, szable i lance. Czynili straż przednią i tylną orszaku. Sama karoca byłą jednak eskortowana przez specyficzną gwardię przyboczną złożoną ze słynnych, także w Ostlandzie, skrzydlatych lansjerów. Ci w porównaniu do Czerwonej Sotni prezentowali się dumnie jako pełnowymiarowa ciężka jazda zdolna rozgromić w pył każdego przeciwnika podczas zuchwałej szarży.

Jak się okazało, właściwie mieli do czynienia z właścicielką a nie właścicielem tego orszaku. Z karocy wysiadła bowiem starsza dama ubrana w coś przypominającego togę. Towarzyszył jej osobisty orszak kilku osób jakie wraz z nią wysiadły z powozu. Potem zniknęli w trzewiach ratusza ale niespodziewanie dla wszystkich mieli zaskakujące spotkanie już wewnątrz budynku.

Coś co wyglądało na delegację z Kisleva chociaż nie było wiadomo czyją dokładnie na korytarzu natknęło się na podobną delegację. O wiele bardziej egzotyczną bo długouchych elfów. Sądząc po barwach bieli, błękitów i złota z samej na wpół legendarnej kolebki elfiej rasy. Oba poselstwa stanęły naprzeciw siebie gdyż korytarz nie był na tyle szeroki aby mogły się swobodnie minąć. Jednych i drugich było z około tuzina. Kislevici byli zgrupowani przy swojej starszej damie. Sercem elfiej grupy był młody elf ubrany jak jakiś mag, kapłan czy uczony. Chociaż jak u wszystkich przedstawicieli tej rasy młody wygląd mógł być bardzo złudny. Obie formacje zatrzymały się obserwując się chwilę w milczeniu gdyż jasne było, że protokół dyplomatyczny traktował ich jako równorzędne strony więc ustąpienie miejsca mogło być poczytane jako uchybienie na honorze. Widoczni petenci i urzędnicy zamarli jakby w oczekiwaniu na jakąś scysję czy początku skandalu dyplomatycznego.

- Kapitanie, dlaczego się zatrzymaliśmy? Dlaczego ten młody człowiek blokuje nam przejście? - Kislevitka zwróciła się do szefa swoich gwardzistów na tyle głośno, że pewnie słyszało ją i pół korytarza z Tladinem, Karlem i elfami włącznie. Głos sugerował, że właścicielka nie jest zachwycona ani nawykłą do przeszkód tego typu. Sytuację rozładował sam “młody człowiek”.

- Najmocniej przepraszam, nie przybyliśmy tutaj sprawiać kłopotów. - odpowiedział z kurtuazją szef elfickiej grupki po tym gdy uniósł brew ze zdziwienia gdy nazwano go “młodym człowiekiem”. Zgrabnie jednak się skłonił i sam odsunął się na bok korytarza a reszta jego eskorty uczyniła to samo.

- No chociaż dobrze wychowany. Niech bogowie czuwają nad twoim losem młody człowieku. - Kislevitka okazała wyrozumiałość “młodemu człowiekowi” który okazał się być skłonny naprawić swoje niestosowne zachowanie. Jej kolumna znów ruszyła korytarzem mijającą się na uboczu elficką delegację. Przez chwilę napięta sytuacja się rozładowała gdy jedna a potem druga grupka zniknęły w odmętach ratuszowych korytarzy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline