Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2019, 12:03   #61
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bury łagodnie skręcił nie zwracając na siebie uwagi. Nagle włączył kierunkowskaz i wjechał w boczną uliczkę porzucając tym samym plan objechania byłej fabryki wódki. Z daleka widział, że coś jest nie tak jak być powinno. Na parkingu, jednym z potencjalnych miejsc załadunku, znajdował się człowiek, który natychmiast zniknął za rogiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż ubrany na czarno mężczyzna miał przewieszony na szyi karabin. Wyglądał jak żołnierz, lecz Bury nie potrafił go zaklasyfikować. A może policjant z jakichś oddziałów specjalnych?

- O kurwa… - mruknął pod nosem Witold, zmieniając nieoczekiwanie kierunek jazdy. Obstawa z karabinami? Tego się nie spodziewał. Pocisk wystrzelony z takiej broni przeszedłby przez jego lekką kamizelkę jak nóż przez masło. Mężczyzna obstawiał, że ma do czynienia z jakąś prywatną firmą ochroniarską i to taką nawykłą do pracy w krajach ogarniętych wojną. W Iraku nieraz widział uzbrojonych po zęby najemników z firmy Blackwater. Problem jednak w tym, że nie znajdowali się w Iraku, lecz w Bielsku! Tutaj ochroniarze nawet podczas konwojowania paru milionów srali na wyposażenie. Hełm? Niewygodny podczas jazdy - nie zakładali! Kamizelka kuloodporna? Jak jest gorąco to leci w kąt bo i po co? Pistolet? Trzeba mieć, bo ustawodawca wymaga, ale nikt nie zawracałby sobie głowy ani maszynówką, ani shotgunem, ani tym bardziej karabinkiem. Wszystkie te rodzaje broni palnej dopuszczała ustawa i nic poza tym. A ten tutaj miał pełnoprawny karabin wojenny!
Bury postanowił nie wjeżdżać na parking na tak zwanym przypale. Nie siedział za kółkiem pancernego, firmowego Merca, lecz w Golfie. Miał sentyment do swojej bryki, ale nie zniosłaby dobrze ostrzału z karabinu. Witek nie był pewny z kim ma do czynienia - być może strzelają bez pytania. W powietrzu unosiła się złowroga atmosfera… Zaparkował samochód w pobliskim zaułku, a sam postanowił rozejrzeć się pieszo. Przeklinał w duchu, że zapomniał zabrać lornetki. Przez pośpiech odstawił cholerną amatorszczyznę!
Witold zamierzał rozeznać się w sytuacji, pozostając w ukryciu. Przede wszystkim chciał poznać rozmieszczenie i ilość uzbrojonych w karabiny strażników. Jeśli w okolicy był jakiś niestrzeżony budynek - zamierzał dostać się na dach i wykorzystać konstrukcję jako punkt obserwacyjny.

Przeszedł przez ulicę niczym nie różniąc się od zwykłego przechodnia. Choć nie było ich wielu. Musiał zacząć uważać dopiero wtedy, gdy miał zamiar wskoczyć do środka opuszczonego budynku znajdującego się naprzeciw prowizorycznego szpitala. Wyczekał odpowiedni moment na uboczu wiążąc buta. A potem drugiego. Gdy upewnił się, że nikt nie widzi wskoczył do środka. Piach, odłamki szkła, kawałki drewna z framugi i niewielkie odłamki gruzu zachrzęściły pod stopami. Przez okna wpadały promienie słoneczne. Oświetlały obszerne, puste pomieszczenie. Wyższe kondygnacje wsparte były na metalowych filarach. Prawdopodobnie stalowych lub żelaznych. Wielka hala ciągnęła się wzdłuż ulicy. Skręcił w lewo i trzymał się dalszej ściany, by zminimalizować ryzyko dostrzeżenia przez duże okna. Z resztą z tej samej strony znajdowała się duża wnęka z klatką schodową. Łososiowa farba odchodziła od ścian. Nierzadko razem z tynkiem, przez co Bury trzymał się bliżej rozchybotanych barierek. Tam zalegał głównie kurz i pył. Wspiął się na drugie, najwyższe piętro, jeśli nie liczyć dachu, i jedyną drogą, szerokim korytarzem, ruszył w kierunku okien.


Pomieszczenie przypominało to, które widział na parterze. Było prawie tak samo. Podłoga zasypana pyłem, kurzem, piachem, tynkiem, farbą oraz wszelkimi śmieciami, jakie można było zastać w takim miejscu. Od niewielkich, metalowych fragmentów czegoś, co od dawna nie istniało, po elementy instalacji wentylacyjnej. Różnicą były dwie skrzynki manifestujące obecność instalacji elektrycznej, z czego z jednej wyrwano drzwiczki. W hali parterowej była pojedyncza otwarta, w trzech czwartych, szafa. Wyrwane skrzydło drzwi ziało pustką, natomiast drugie zasłaniało wnętrze wisząc na jednym zawiasie. Tutaj wnętrze wyglądało na kompletne, ale Bury nie był inżynierem elektrykiem. Kolejną różnicą były pomieszczenia, jakie miał po swojej prawej i lewej stronie. W większości otwarte na różne sposoby. Puste zawiasy, strzaskane drewno lub naśladownictwo szafy z elektryką na parterze. Ostrożnie podszedł do przeciwległej ściany i wyjrzał przez resztki potłuczonej, brudnej szyby.
Znajdował się dokładnie naprzeciwko parkingu. Przy wejściu do dawnej rozlewni wódek stał zauważony przez Burego człowiek. Sam na niemal pustym placu. Niemal, ponieważ znajdowało się tam kilka samochodów, w tym jeden, który przykuł szczególną uwagę żołnierza.


Volkswagen Jetta. Nie był to samochód najnowszy, bo VI, a nie VII generacji. Zakurzony, w kilku miejscach obsrany przez ptaki, brudny brudem miejskim samochód niczym nie wyróżniający się spośród typowych aut typowych mieszkańców. Prawie niczym. Miał przyciemniane szyby. Oczywiście to nic dziwnego. Wielu zwyczajnych obywateli także takie miało, ponieważ kojarzyło się z filmami gangsterskimi, chroniło prywatność czy po prostu dobrze wyglądało. Bury wiedział jednak, że Jetta jeździła w Meksyku. Była produkowana w Puebla od początku swojej historii. Nie jest tajemnicą ilość strzelanin między kartelami narkotykowymi oraz gangami. Nierzadko giną postronni ludzie. Niemiecka firma wyszła naprzeciw zapotrzebowaniom mieszkańców południowej części Ameryki Północnej tworząc opancerzoną wersję. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja, ponieważ jego koszt to kilkadziesiąt tysięcy dolarów. A meksykańskie peso były kilkanaście razy słabsze od waluty Stanów Zjednoczonych. Którego mieszkańca będzie zatem stać na taki samochód? Tego z najwyższymi dochodami. Przykładowo z kartelu lub gangu. Niemniej mimo wszystko, Jetta z przyciemnianymi szybami nie wzbudziłaby najmniejszych podejrzeń, gdyby nie obecność pilnującego wejścia mężczyzny. Wszystko dodane do siebie sprawiło, że to Jetta, a nie stojące nieopodal czarne BMW stało się najbardziej prawdopodobnym środkiem transportu.
Postawił krok nieco bliżej, by stać pewnie na obu nogach. Z wnętrza rozlewni wyszedł mężczyzna w garniturze, lecz uwaga Burego była w tym momencie gdzie indziej. Przy własnych stopach. Fragment farby ze ściany pod naciskiem buta odchylił się. Znajdował się pod nim niedopałek papierosa zgaszonego centymetr przed filtrem. Bibuła była biała.


Witold uważnie przyjrzał się resztce papierosa. Wyrzucony kiep stanowił dowód na to, że ktoś bywał w tej opuszczonej hali. Nie był zakopany głęboko, więc ktoś palił stosunkowo niedawno… W głowie Burego rozbrzmiało zasadnicze pytanie: kto mógł palić papierosa przy tym oknie? Czy mógł to być zwykły bezdomny? Nastoletni gówniarze pijący alkohol? A może… Uzbrojony wartownik, pilnujący terenu? Naturalnie Witoldowi ostatnia opcja wydała się najbardziej prawdopodobna. Gdyby to on dbał o zabezpieczenie fabryki wódki, utrzymywałby stały posterunek w tej opuszczonej hali. Wychodzące na główny budynek okna wręcz prosiły się o rozlokowanie z karabinem snajperskim. A wnioskując po uzbrojonym w karabin ochroniarzu i prawdopodobnie pancernej Jettcie - ktoś tu się czegoś obawiał.
Odruchowo sięgnął po pistolet, odbezpieczając broń. Na razie nie świrował - lufę kierował w ziemię, a palec trzymał z dala od spustu. Wolał jednak mieć coś w zanadrzu. Nie był pewny co się tu święci. Hala co prawda wyglądała na opuszczoną, ale instalacja elektryczna zdawała się być w porządku. Czyżby ktoś korzystał z tego miejsca? Witold rozejrzał się po hali, patrząc czy nikt nie idzie, po czym jego uwaga ponownie skierowała się na srebrną Jettę. Chciał upewnić się czy mężczyzna w garniturze wsiada do samochodu i w którą stronę pojedzie. Jeśli wzrok pozwoli, starał się też rozczytać numery na tablicy rejestracyjnej wozu.

Obaj stali na parkingu i rozmawiali. Jeśli rozmową można nazwać krótkie kiwnięcia głową mężczyzny z bronią. W drugim z nich Bury rozpoznał tego samego człowieka, który był w izolatce. Wskazał dyskretnie dwa górne rogi budynku i powiedział coś jeszcze. Człowiek z bronią natychmiast stanął na baczność. Jego rozmówca machnął ręką i skierował się do samochodu. Zamrugały światła otwieranego BMW, zaś krótką chwilę lśniące czystością, czarne X7 wyjeżdżało z parkingu kierując się pierwotnie prosto na pozycję Burego. BLK 81909WN. Nieznajomy włączył prawy kierunkowskaz i nie zwalniając włączył się do ruchu ulicznego. Jeśli tak można było nazwać całkowicie pustą drogę.
Uwagę Witolda przykuł ruch w drzwiach. Na zewnątrz wyszedł Barański. Na białym kitlu znajdowały się smugi krwi, zaś jego twarz z jednej strony w sporej części zakryta była opatrunkiem. Bez słowa uścisnął dłoń uzbrojonego człowieka, oparł o ścianę plecy i jedną stopę, po czym wyjął papierosa. Zapalił, ale nie zdążył się dobrze zaciągnąć jak człowiek w czerni wyrwał mu z ust bibułę z tytoniem i rozdeptał. Barański jedynie spojrzał, a następnie wzruszył ramionami. Żaden z nich się nie odezwał.

Bury dyskretnie pstryknął zdjęcie telefonem zarówno mężczyźnie w garniturze, gdy wsiadał do samochodu, jak i stojącym przed fabryką ochroniarzowi i Barańskiemu. Jakość tych zdjęć była niestety beznadziejna na takim dystansie, ale lepszy rydz niż nic. Skrzętnie wprowadził za to w pamięć telefonu numery rejestracyjne BMW - BLK 81909WN. Być może będzie okazja sprawdzić blachy w późniejszym czasie…
Nie był pewny jak zinterpretować zachowanie stojących przed fabryką mężczyzn. Gdyby miał zgadywać, powiedziałby że ktoś coś spierdolił. Barański we krwi, rozgniewany strażnik wyrywający mu papierosa z gęby, facet w garniturze wskazujący na rogi budynków… Czyżby chodziło mu o rozlokowanie wart? A może o jakieś pomieszczenia wewnątrz budynku?
Nie zamierzał śledzić BMW. Nie był pewny dokąd pojechał mężczyzna w garniturze - być może po prostu do domu. Witoldowi zaś zależało na transporcie pacjentów. Chwilę nasłuchiwał czy ktoś nie wszedł na teren opuszczonej hali, po czym wrócił do obserwowania parkingu przy fabryce. Zakładał, że facet z karabinem i Barański stoją tam nie bez kozery. Może papieros został wyrwany “sanitariuszowi” po to, aby był gotowy do działania?
 
Bardiel jest offline