Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2019, 15:27   #104
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trolle śmierdziały, dzikusy rzucały strzałami, ale mimo to okazywały się być bardziej okrzesane od niejednego wysoko urodzonego paniczyka! Bądź, po prostu, człeczka urodzonego wśród czterech ścian domu i posiadającego dostęp do wody z mydłem.
Cała ta armijka mogła zaatakować w dowolnym momencie, szlachciurkom zrujnować wszystkim kolację, a artystom ich ciężko przepracowane występy. Ale nie! Nie, nie, nie! Wbrew pozorom barbarzyńskie trolle i zdziczałe długouchy wykazały się niezwykłym wyczuciem, przynajmniej wobec ognistych popisów Eshte. Zamiast je brutalnie przerwać, pozbawić ją burzy oklasków i gradu drogocenności sypiącego się u jej stóp, ta horda najzwyczajniej.. poczekała do jej ostatniego pokłonu. Może.. może nawet czając w ukryciu podziwiali jej występ! Brak kosztowności nie do końca czynił z nich publikę pożądaną przez sztukmistrzynię Meryel, jednak jak to mawiał drogi papcio – warto wciskać swój talent w każdy ryj, a dłonie w każdą kieszeń. Mądry był ten papcio.

Ale także i ta zgraja z wesołego lasu poważnie przekroczyła tolerancję kuglarki. Pośród latających strzał i żarłocznie wpatrzonych w nią kaprawych oczu przestała się czuć szanowaną artystką, a poczuła się.. zwierzyną. Celem do zestrzelenia z łuku, albo kawałem elfiego mięska mającym trafić do tłustego brzuszyska. Żadna z tych ról nie była godna jej talentu. Niestety wątpiła, by ta zbieranina była chętna wysłuchiwać żądań artystki. Kolejna strzała, która ze świstem przeszyła powietrze niedaleko jej ucha, tylko potwierdziła jej podejrzenia.

Myliła się sądząc, że zionięcie płomieniami będzie jej ostatnią sztuczką tego wieczoru. Teraz sytuacja wymagała od niej wykonania kolejnej, tej najbardziej oklepanej w wyposażeniu każdego kuglarza.

Musiała zniknąć.





* * *




Jej wóz! Wozik! Jej przytulny domek na czterech kółkach! Najcudowniejsze miejsce na całym świecie! Nie potrafiła sobie wyobrazić piękniejszego widoku!






Byłaby krzyknęła z radości, gdyby tylko nie brakowało jej oddechu po uciekaniu pomiędzy nogami trolli, umykaniu elfim strzałom i pochylaniu się co rusz ku błyskotkom leżącym na ziemi. Zabawne były te szlachciurki. Przerażeni zaczynali przypominać spanikowane kury, tyle że zamiast skrzydłami oni szaleńczo wymachiwali rękami i nie rozrzucali naokoło piór a gubili monety oraz świecidełka. Każde takie znalezisko uprzyjemniało Eshte ucieczkę przed niebezpieczeństwem.

Jej cudowny domek na kołach stał dokładnie tu, gdzie go zostawiła przed występem! Widać nie dotarli do niego żadni intruzi, ani ci uzbrojeni w łuki, ani ci o zielonej skórze, a już tym bardziej nie ci wydelikaceni i wypindrzeni w sukieneczkach. Jawił się w oczach kuglarki jako forteca nie do zdobycia. Warownia mająca ją uchronić przed napaścią dzikich elfów i trolli! Tak, jakiś ciekawski długouch mógłby wywalić drzwi z zawiasów ( narażając Eshte na kolejne wydatki, jak gdyby Pani Ognia nie była już wystarczająco dużym problemem! ) i znaleźć ją w środku. Ale POD wozem to już nikt nie będzie się jej spodziewał! A nikt go nie ruszy bez Małego Brida'. A Małego Brida' nikt nie ruszy, jeśli on nie będzie miał na to ochoty.

Zdyszana dopadła do najbliższej malowanej ściany, pochyliła się i z wyraźną wprawą wślizgnęła się za jedno z kół. Widać nie pierwszy raz musiała padać płasko na ziemię i w podobny sposób chować się przed zagrożeniem. Wszak zdawała się je do siebie przyciągać.
Tyle że tym razem jej kryjówkę ktoś już zajął. I wczołgawszy się pod wóz zorientowała się, że nie jest sama. I to nie Trixie się tu schowała ani nawet nie Loczek. Nie. Kuglarka leżała obok zgrabnej pupy, jasnej czupryny oraz sfatygowanej sukni należących do… Paniuni. Która, co prawda, była z tego faktu równie niezadowolona.

Sztukmistrzyni miała pełne prawo być wściekła, w końcu Paniunia wtargnęła na JEJ teren, ale przede wszystkim wypełniało ją.. szydercze, całkiem paskudne rozweselenie. Była całkiem przekonana, że gdyby teraz zaczęła się śmiać, to w końcu posikałaby się w portki. W międzyczasie zostałaby nakryta przez elfy i trolle, no ale głównie to by się posikała ze śmiechu. Bo przecież ta zadzierająca nosa damulka w tej swojej wielkiej sukni z ledwością mieściła się pod wozem! W barłogu powstałym z materiału przypominała.. napuszoną kwokę! Aaaaah, gdyby tylko dało się uwiecznić ten widok!

Wargi Eshte rozciągnęły się w uśmiechu, ale nie było w nim niczego życzliwego. Ich wykrzywienie uzewnętrzniało jej niewyładowane zasoby złośliwości.
-A Paniunia to drogę zgubiła? -syknęła cicho, bynajmniej nie z troską wobec tego jasnowłosego intruza -Do tatusia to raczej w inną stronę.

-Czekam na Tancrista. Teraz gdy wszyscy walczą ze sobą, możemy uciec razem stąd i rozpocząć nowe życie z dala od papy.
- rzekła hrabianka naburmuszonym tonem i potem zwróciła się wprost do elfki. - A co ty TU robisz? Nie powinnaś walczyć, jak porządna najemniczka… czy też twoje pokraczne wygibasy i jarmarczne fajerwerki to jedyne co potrafisz robić?
W zasadzie elfka powinna była się cieszyć z tego, że ktoś usunie Ruchacza z jej życia, ale… tatuaż nie był jeszcze usunięty. A i sama Eshte… jeszcze nie poukładała uczuć i myśli w związku z tym co robili razem… głośno i w obecności podekscytowanej wróżki.

Sztukmistrzyni Meryel.. na moment zabrakło słów. Nie to żeby głęboko ją dotknęła ta smutna próba urażenia jej w wykonaniu Paniuni, choć poniekąd właśnie ona miała udział w tym.. chwilowym przytkaniu się elfki.
A zatem nie tylko ta laleczka była głupia i irytująca. Nie tylko odznaczała się brakiem talentu magicznego, artystycznego, jak i całkowitym bezguściem w kwestii ubioru. Jak gdyby tego było mało, to jeszcze okazała się być SZALENIE NAIWNA. Po prostu kwintesencja wszystkiego co najgorsze w tych damulkach żyjących pod złotymi kloszami!
Ktoś o wrażliwym serduszku mógłby współczuć Paniuni. Ale nie kuglarka. Ona, wbrew trollom i dzikim elfom szalejącym po okolicy, bawiła się wprost wybornie!

-Nie muszę walczyć, bo to obowiązkiem mego męża jest obrona miłości swego życia. A rolą żony - tutaj Eshte urwała i w ciasnocie palcem wskazującym pokazała na siebie, aby ułatwić laluni zrozumienie tych słów - czyli moją, nie Twoją- te spotkanie były chyba jedynymi, w czasie których tak chętnie przyznawała się do swego „małżeństwa” z Czarusiem. Bo i warto było! - jest czekanie na niego w łóżku, by opatrzyć mu rany. I ukoić okładem z nagiego ciała, choć.. do tego wcale nie jest potrzebna wcześniejsza walka.

- Też mi ciało do okładów… kilka patyków doczepionych do płaskiej dechy.
- odgryzła się Paniunia zapominając o wprawiających ziemię w drżenie tąpnięciach stóp trolli, odgłosów walki i krzyków rannych - Musiał być pijany, gdy go zaciągałaś przed oblicze kapłana. I z pewnością z radością ucieknie w me ramiona od ciebie- jej głos przeszedł w radosny świergot, gdy to sobie wyobrażała. Najwyraźniej naprawdę widziała szansę w tej sytuacji na ucieczkę wraz z ukochanym. Choć akurat to Eshte miała okazję poczuć tu słodki dotyk Czarusia… na całym swoim ciele w dodatku. A wspomnienie tego budziło nieznośne ciepełko na policzkach i dziwnie przyjemne ciepełko w podbrzuszu.



„Bo przecież to rozpowiadasz, prawda? Wraz z lubieżnymi szczegółami, jakośmy to się namiętnie pobierali w druidzkim rytuale. Wyuzdane miewasz usteczka kochana żonko.
Co ci strzeliło do łba, żeby takie historyjki opowiadać, co?„



Dobrze pamiętała jak wściekły wtedy był Thaaneeekryyyst. Jak wparował do łaźni, wygonił służkę, okrzyczał bezbronną elfkę i jeszcze ochlapał ją wodą! Pierwszy raz widziała go tak wściekłego, przynajmniej na nią. A przecież to nie tak, że była przy nim niewiniątkiem.
Ale z drugiej strony.. pamiętała też, jak przepysznie Paniunia czerwieniła się ze złości. I jak w podskokach uciekała do tatusia.

-Oh, nie było żadnego kapłana. Jedynie Dzikun i nasze spocone, nagie ciała – i tyle było z gróźb Ruchacza. Kiedy elfka raz usłyszała zew, to już ciężko jej było zatrzymać język między zębami. Ale to też nie tak, że jakoś wyjątkowo próbowała - Wydajesz się straszliwie.. podniecać naszym ślubem. Mamy czas, mogę Ci o nim opowiedzieć... -szeptała obserwując różnorodność stóp przemykających w pobliżu wozu, nim zerknęła krótko na sponiewieraną laleczkę. Przymrużyła oczy w sposób zdradzający obsceniczność jej myśli - Wiesz, ze wszystkimi gorącymi szczegółami.

-Nie muszę wysłuchiwać jak to nieprzytomnego go dosiadłaś , by zaspokoić swoją chuć. Bo przecież żaden mężczyzna nie uznał by tak wychudzonego ciała… za warte uwagi. No chyba że jako drwa na podpałkę.
-odparła gniewnie blondynka próbując jakoś zbyć tę myśl, że jej ukochany leżał w jednym łóżku z elfką i nieobyczajne rzeczy czynił. Toż to nie mogło się stać! A przynajmniej tak sobie Paniunia za wszelką cenę próbowała wmówić.

-Tak na „to” mówicie w tych swoich pałacykach? - zapytała zaciekawiona kuglarka, która przecież była światowej sławy artystką i słyszała już różne dziwaczne języki. Ten szlachciurski musiał być jednym z najbardziej kuriozalnych.
-W takim razie nie mam nic przeciwko byciu drewnem na podpałkę twardej różdżki mojego silnego, najdroższego Ruchaczyka.. -westchnęła z rozmarzeniem, niby to wspomnieniami wracając do namiętnych wydarzeń z kamiennego kręgu. I najwyraźniej nie tylko z niego. Dopiero po chwili zorientowała się, że będąc tak szalenie zakochaną i młodą żonką nieumyślnie wypowiedziała na głos przezwisko przeznaczone tylko dla uszu swego misiaczka. Przejęła się tym na tyle, że umorusaną dłonią w powolnym, karykaturalnym geście przesłoniła usteczka rozchylone w niewielkie „o” -Ups, Puchaczyka.

-Phi… marna z ciebie podpałka… nie zaspokoiłabyś nawet chłopa oderwanego od pługa, a co dopiero szlachcica
.- zaperzyła się szlachcianka coraz bardziej rozwścieczona słowami konkurentki.- MÓJ Tancrist jest osobą wysublimowaną i potrzebuje partnerki znającej arkana Ars Amandi. A nie taką… co tylko kościsty zadek wystawia i oczekuje że ukochany zrobi resztę. Niech no się tylko on dostanie w moje dłonie, a zapomni w ogóle o takim… szkaradztwie jak ty.

Trudna to była sytuacja dla Eshte. Gdyby nie wtargnięcie damulki, to spokojnie i grzecznie siedziałaby sobie pod wozem, czekając aż rycerzyki przegonią elfy i trolle. A teraz, zamiast skupiać się na własnym bezpieczeństwie, ona pośród otaczającego je gwaru sączyła kolejne złośliwości do jaśniepaniuniowych uszu. Ba, była nawet gotowa pomóc wściekłej szlachciance wygrzebać się spod wozu! Kopniakiem prosto w kruchy tyłeczek.

-Widziałam, jak się kleiłaś do jego ramienia w trakcie występów. A wiesz, co mój rozkoszny Czaruś robił wcześniej? Kogo rozbierał i dotykał swoimi dłońmi? -nic sobie nie robiąc z tego, że umorusa sobie ubranie ziemią rozjeżdżoną przez wozy, kuglarka przy pomocy rąk i własnej zwinności zdołała się przyczołgać bliżej laleczki. Nie z przypływu jakiejś nagłej sympatii, temu przeczył paskudny uśmiech wykrzywiający jej wargi. I tylko częściowo powodem było całkiem niezaplanowane wdeptanie w ziemię kawałka sukni Paniuni. Ups.
-Wiesz co robił swoim językiem? Tuż nad naszymi głowami, w moim i jego.. -czasem szept potrafił być donośniejszy od krzyku. Szczególnie, kiedy ktoś z tak wielkim pietyzmem wypowiadał jedno z magicznych słów - MAŁŻEŃSKIM łożu.

-Bo zmusiłaś… i było mu cię żal. I wmówiłaś mu to małżeństwo. Jedyny powód tego całego dotykania było współczucie… i ów małżeński obowiązek. Pewnie to i to samo będzie robił mnie, bo… ja… wiem… jak mu się odwdzięczyć i to językiem. Czytał…
- parsknęła gniewnie szlachcianka niemal opluwając śliną współtowarzyszkę obecnej niedoli.- … am. I wiem co można zrobić kochankowi. I go ci odbiję. Bo ja… potrafię go docenić, a takie ladaco jak ty, nie. Więc ciesz się każdą chwilą, bo niedługo… już niedługo nie zobaczysz mojego Tancrista w twoim łóżku, ty elfia wywłoko.

Kto by pomyślał, że kuglarka zaangażuje się w spór gorętszy od bojów toczących się dookoła.

-A tatuś to wie, że jego córunia ugania się za żonatymi mężczyznami? Pewno to nie pierwszy raz, co? - odsyknęła Eshte, nie bez przerażenia obserwując lot kropelek śliny. Pomimo zagrożeń czających się poza wozem, to właśnie ten widok przyprawił ją o ciarki. Głównie obrzydzenia.
-Czekaj no. Żony całego świata mają jedno słowo na takie kobiety przyśliniające się do ich mężów.. - zamyśliła się do przesady, ubrudzoną dłonią gładząc się po niewidzialnej brodzie -Ulicznice.. harpie.. latawice.. bździągwy.. ścierwa.. - wyliczała cicho, przy okazji rozkoszując uszka Paniuni innymi określeniami pasującymi do jej osoby. W razie gdyby ich nie znała, to właśnie miała okazję się nauczyć! Sztukmistrzyni Meryel nie tylko bawi, ale również uczy - Ah, wiem!

Tak właściwie, to nawet nie wypowiedziała TEGO na głos. Nie musiała. Wystarczyło, że na oczach laluni baaaardzo powooooli i sugestywnie układała wargi w każdą kolejną literkę z jakich składało się to słowo na „k”. I nie były to „krowy”.

-Sama jesteś latawica!- wrzasnęła wściekle pannica czerwona na twarzy z gniewu zerkając z nienawiścią na elfką.- Wprost z najpodlejszego zamtuzu… wyczołgałaś się i porwałaś MEGO ukochanego! Nie myśl sobie, że uwierzę że tak po prostu on ożenił się z byle marną namiastką akrobatki wyciągniętą z rękawa!!

Krzyki te przyciągnęły uwagę rannego trolla, który znajdował się teraz blisko wozu kryjącego pod sobą obie antagonistki i podważał teraz ciężki wóz zdrową ręką ciekaw pewnie źródła hałasu.

Ooooooooh. To był ten powód, dla którego elfka w ogóle znalazła się w swej kryjówce, i to razem z Paniunią. Tak popłynęła w szydzeniu z jej cudownie wrażliwych uczuć, że zupełnie zapomniała o toczącej się naokoło bitwie. Na domiar złego, zamiast grzecznie rzucić się do ucieczki tak jak to sobie kuglarka zaplanowała, ta laleczka zaczęła się wydzierać jakby jej tu perukę zdzierali z głowy. Bezużyteczna.

Nie oglądając się na swą, uh, towarzyszkę, Eshte skorzystała z momentu zaskoczenia i wystrzeliła spod unoszonego wozu. Z początku mało zgrabnie na czworakach, nim udało jej się odrobinę podnieść i przemknąć pomiędzy nogami trolla. Wprawdzie wykorzystała większość swojej magicznej energii na nie-sa-mo-wi-ty występ, ale nadal miała swoją zwinność i szybkość. Miała tylko nadzieję, że zielony brzydal będzie delikatny z jej domkiem na kołach.

Kuglarka zwinnie niczym kotka przemknęła pomiędzy wielkim śmierdzącymi nogami trolla. Nie był to najbardziej przyjemny sposób na znalezienie się za potworem. Ale udało się. Monstrum spojrzało jednak za siebie łakomie oblizując się…. no tak, elfy są ich przysmakiem.
Na szczęście jego uwagę przyciągnął paniczny wrzask strachu Paniuni i zaczął dalej przewracać wóz. Hrabianka “pierdnęła” mu w pysk kulką błyskawic, ale tylko go to rozsierdziło. Ogniste jaskółki, które uderzyły w jego plecy poczuł o wiele wyraźniej, bo zaryczał z bólu.

Tancrist podbiegał do kuglarki, do wozu, do blondynki i trolla. Gotów się z nim zmierzyć, choć wydawał się już nieco zmęczony.

Elfka jęknęła głośno i cierpiętniczo.
Oczywiście, że właśnie teraz musiał się pojawić. Nie chwilę wcześniej, kiedy Paniunia wypluwała z siebie te wszystkie wulgaryzmy niegodne wysoko urodzonego dziewczątka. Nie chwilę później, kiedy tylko barłóg z tandetnej sukni umożliwiłby rozpoznanie jej w plamie, w jaką z pewnością przemieniłby ją troll jednym uderzeniem wielkiej pięści.
Nie, nie, nie. Thaaaneeekryyyyst musiał przybiec w idealnym momencie, aby bohatersko uratować damulkę z opresji, potem przerażoną zamknąć w ciepłym uścisku swoich silnych ramion i pewno na koniec odprowadzić do tatusia.. albo wręcz zanieść na rękach. A to wszystko ku uciesze tej k.. krowy, no.
Artystka poczuła nagły uścisk w żołądku. W końcu nie miała ŻADNYCH uczuć wobec czarownika, więc to pewnie ostatni ostatni posiłek wywrócił się do góry nogami. Bądź winę ponosił.. strach. Uderzył w nią gwałtownie, gdy zobaczyła swój wóz unoszący się coraz wyżej. I usłyszała lament desek poddawanych uściskowi trolla.

Uniosła ręce i palcami kurczowo wczepiła się w we własne włosy, które dzięki uciekaniu i tarzaniu się po ziemi zaczęły uwalniać się spod skomplikowanych upięć Loczka.
-Mójdomekmójdomekmójdomek! Coonakuźwazrobiła! -panikowała Eshte i to tym razem nie na żarty. Przecież w środku znajdował się cały jej dobytek, całe jej życie! Niewiele myśląc, a już na pewno nie myśląc zbyt logicznie, zerwała się żeby w biegu okrążyć trolla i dopaść do malowanych drzwiczek.

Za sobą słyszała ryki trolla i syk magicznych płomieni czarownika, ale to nie miało znaczenia. Sprintem dopadła drzwiczek wozu. Otwarła je, wpadła do środka i… znów złapała się za głowę. A potem za framugę drzwi, by utrzymać równowagę. W wozie panował bur...ehm… bajzel zamiast tradycyjnego artystycznego nieładu, który Ruchacz złośliwie nazywał bałaganem. Szarpanina trolla z wozem sprawiła, że wszystko się posypało. Z szaf wyleciały stroje, z półek spadły bibeloty, z otwartych klatek wyleciały gołębie gubiąc pióra w panice. Jej rzeczy wymieszały się z tobołami “męża”. Tragedia!
Przynajmniej troll porzucił wóz elfki skupiając się na Thaneekryście i przestał nim trząść. Sama konstrukcja zaś była ciężka i solidna więc nie ucierpiała tak mocno. Ale ten kolorowy obraz nędzy i rozpaczy… kto to posprząta?!
Paniunia, oto kto! Gdyby to nie ona wymarzyła sobie romantyczką ucieczkę z czarownikiem, gdyby nie schowała się pod wozem kuglarki i nie zaczęła wrzeszczeć, to teraz Eshte nie patrzyłaby w przerażeniu na pozostałości swych skarbów zbieranych przez lata tułaczki po świecie. To wszystko wina tej Paniuni! Trochę też i trolla, ale ten w najlepsze pilnował czubka własnego nosa, aż ona przyciągnęła go do wozu. I później to właśnie ona powinna to wszystko sprzątać! Najlepiej na kolanach i z burą chustą na włosach.

Coś roztrzaskało się głośno pod naciskiem bucika elfki, gdy niepewnie postawiła przed siebie kilka kroków. Brzmiało jak kawałki filiżanki, bo i takie miała w swym dorobku. Teraz o jedną mniej, jeśli w ogóle jakakolwiek przetrwała tę napaść.
-Skel'kel? Skel'kel! - wołała Eshte powoli przebijając się przez barwne pobojowisko. Wśród porozrzucanych materiałów, fragmentów ubrań, akcesoriów do występów oraz zaskakująco jak na nią zwykłych przedmiotów codziennego użytku, próbowała odnaleźć nie tylko swojego lisiego towarzysza, ale również.. broń. Najchętniej coś ostrego, sztylet lub noże do rzucania, by móc oskalpować tę jasnowłosą żm...znaaaaczyyyy, żeby wspomóc swego mężusia w walce z tą śmierdzącą paskudą. Trollem, gwoli ścisłości.

Była gotowa bronić wozu, tego jedynego miejsca na świecie nazywanego przez nią domem, niczym lwica chroniąca swojego terytorium. Albo.. jakieś mniejsze, o wiele słabiej napawające trwogą. Jak królik. Lub rozwścieczony świstak.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem