Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 22:40   #158
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Harper rozważyła jej słowa…
- Trudno jest znosić sny, w których nie rozróżniasz czy jest to jawa, czy sen i gdzie tak naprawdę jest prawda, a gdzie nie… To takie męczące… - sapnęła ciężko i przetarła dłonią czoło.
- Daleko jeszcze do lotniska na wyspie? - zapytała. Nie była pewna co działo się naokoło. Już wystartowali? Jak długo lecieli? Była kompletnie oderwana od tej rzeczywistości.
- Dwadzieścia minut - odpowiedziała Jenny. - Cały lot trwa trochę mniej niż godzinę, a ty przespałaś już więcej, niż połowę. Swoją drogą myślałam, że dłużej będziemy lecieć. Chyba nie do końca dobrze ogarniam odległości i czas potrzebny do ich przebycia.
Stewardessa pojawiła się tuż obok siedzeń trzech kobiet. Przyniosła komplet szklanek oraz dzban wody, w której znajdowało się kilka plasterków cytryny. Postawiła naczynie przed śpiewaczką i napełniła je.
- Czy ktoś jeszcze ma ochotę?
Jenny i Bee skinęły głowami. Również otrzymały swoją porcję. Alice spróbowała zawartość szklanki. Zwykła woda, ani smaczna, ani niedobra. Jednak na spierzchnięte gardło będzie doskonała.
- Co dokładnie ci się śniło? To, jak umierał? - blondynka chciała wiedzieć.
- Nie jestem pewna, czy chcę o tym mówić… Ale… Nie rozpoznawał mnie w tym śnie… Tak jakbym była dla niego naraz kimś obcym i kimś kogo zna, bo jego senny umysł mu tak mówi… - Alice powiedziała tylko, po czym skupiła się na piciu wody. Była orzeźwiająca. Harper potrzebowała tego. Chciała się całkiem rozbudzić. Nie chciała już więcej zasypiać w trakcie tej podróży… A jeśli to w ogóle możliwe, już nigdy więcej… W ogóle. Rozglądała się teraz po samolocie. Czy coś się zmieniło? Arabowie nadal byli tam, gdzie byli wcześniej? Czuwała.
Pozostawali tam, gdzie byli. Nagle wybuchnęli głośnym, rubasznym śmiechem. Dla Alice wydawał się obrzydliwy. Czy była niesprawiedliwa? Przecież akurat ci ludzie w żaden sposób jej nie zawinili. Akcje kilkunastu ich przedstawicieli nie powinny pogrążać całej rasy i tych, którzy nie mieli z tym nic wspólnego. A jednak trudno było dyskutować z własnymi odczuciami. Nie były one kompletnie bezzasadne i znikąd.
- Nie, Księżycowy Pufie - Kit mruknął przez sen. - Nie zmieniaj się w księżniczkę… - był kompletnie nieświadomy tego, co działo się w samolocie. Zresztą nie zdarzyło się tutaj nic szczególnie wartego uwagi oprócz tego, że Alice miała kolejny zły sen.
Harper zerknęła przelotnie na Christophera, ale nie odnajdując w jego słowach żadnej logiki, ani sensu po prostu ponownie skupiła się na skanowaniu samolotu. Nie miała nic innego do roboty przez najbliższy czas. W pewnej jednak chwili, po tej wodzie, zachciało jej się do łazienki, więc postanowiła przejść się, korzystając z okazji… ruszyła do punktu, gdzie była toaleta.
Musiała chwilę poczekać, bo ktoś znajdował się w środku. Wnet usłyszała dźwięk spłuczki i z pomieszczenia wyszła mała dziewczynka z warkoczykami.
- Dzień dobry - przywitała się z Alice. - Mam na imię Susan - powiedziała, wyciągając rękę.
Tymczasem jej ojciec wyciągnął głowę ponad rząd siedzeń i ruszył w stronę córki. Chyba nie chciał, żeby rozmawiała z nieznajomymi. Nie tylko kłopotała pasażerów, ale jeszcze sama wystawiała się na większe lub mniejsze niebezpieczeństwo.
- Witaj Susan. Ja jestem Alice… Wracaj szybciutko do swojego taty, nim zacznie się martwić. Pamiętaj, że nie powinnaś rozmawiać z nieznajomymi - powiedziała Harper miłym tonem do dziewczynki. Uścisnęła jej dłoń uśmiechając się do niej lekko, po czym zerknęła w stronę jej ojca i do niego również się uśmiechnęła, kiwając mu głową, by się nie martwił. czekała, aż mała ustąpi jej drogę do wnętrza łazienki.
Alice skorzystała z toalety, po czym wróciła na swoje siedzenie. Kiedy tylko to zrobiła, stewardessa poinformowała przez głośniki, że czas przygotować się do lądowania. Wnet samolot zaczął tracić wysokość. Na szczęście w sposób kontrolowany. Alice poczuła dziwny ucisk w żołądku, kiedy koła dotknęły asfaltu.
- Już jesteśmy - powiedziała Bee.
- Zaczyna się - Jennifer westchnęła. Zdawało się, że w ogóle nie była zafascynowana perspektywą zwiedzania wyspy.
- Książę, nie, to pułapka…! - Kit mamrotał przez sen. - Te skrzydła zabiorą cię ku nieszczęściu… Nie leć do wieży…!
Obudził się dopiero, kiedy w samolocie zapanowało poruszenia i wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Podniósł rękę i wytarł ślinę z twarzy. Zamknął usta i rozejrzał się po otoczeniu. Wydawał się nie do końca wiedzieć gdzie i dlaczego się znajduje. Następnie zajął się wygrzebywaniem śpiochów z kącików oczu. Choć pewnie ich tam w ogóle nie było jedynie po niespełna godzinie snu.
- Gdzie zniknęły? - zapytał, nie mogąc dostrzec trzech kobiet. Akurat kilku wysokich mężczyzn stanęło w przejściu, zasłaniając je. Jednak Keiser mógł się domyślać, gdzie mogły się znajdować.
Alice zastanawiała się, czemu ona nie mogłaby mieć snów o księciach i księżniczkach, zamiast tego co śniło się jej. Alice założyła płaszcz i wzięła swoją torebkę. Wyłączyła tryb samolotowy w komórce, jednocześnie dopuszczając teraz wszelkie połączenia i wiadomości na dotarcie do niej. Poczekała, aż ludzie przejdą, zatrzymując Barnett i de Trafford. Wyjrzała na Kita i pomachała do niego ręką. Co prawda dzielił ich wąski korytarzyk, ale wolała się upewnić, że Konsument nie zacznie panikować, nie mogąc ich znaleźć. Poczekała aż zrobi się luźniej i dopiero wtedy zakomenderowała swoim towarzyszom opuszczenie samolotu. Ruszali ku ‘przygodzie’. Miała nadzieję, że nie przeliczy się co do swych możliwości rozwiązania tej sprawy. Zależało jej, by wszystko się udało.

***

Isle of Man. Dependencja korony brytyjskiej, znajdująca się na wyspie Man. Nie była częścią Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej, przynajmniej pod względem prawnym, jednak nie wszyscy o tym pamiętali. Posiadała swoją własną flagę - trzy nogi złączone ze sobą na czerwonym tle - a także herb, dewizę i hymn. A nawet język manx, w którego dialekcie była nazwana jako Ellan Vannin. Od 979 roku działał tutaj niezależny, dwuizbowy parlament, Tynwald. Przez wieki głównym źródłem dochodu mieszkańców wyspy było morze - rybołóstwo, żegluga, a także nielegalny przemyt importowanych towarów do Anglii, jednak w XVIII wieku zmieniło się to ze względu na zdecydowany odwet Korony Brytyjskiej. Mieszkańcy Isle of Man zajęli się rolnictwem, hodowlą i przemysłem wydobywczym. Było to możliwe ze względu na w dużej mierze nizinny charakter wyspy. Jedynie na północy znajdowały się wzgórza, choć nie rekordowo wysokie. Najwyższa góra, Snaefell, miało 621 metrów wysokości. Najwięcej ludzi na wyspie mieszkało w jej stolicy Douglas. Znajdowało się tam nieco powyżej jednej czwartej ludności całej wyspy. Tylko połowa ma rdzenne korzenie u celtyckich Mańczyków. Resztę stanowili imigranci z Wielkiej Brytanii, ale także Polski, Bułgarii, czy Rumunii.


Wylądowali na głównym lotnisku Ronaldsway, które znajdowało się na południu wyspy. Śpiewaczka szła po kolejnych stopniach spuszczonego podestu. Wreszcie dotarła na sam jego koniec. Położyła pierwszą stopę na gruncie i w tym właśnie momencie poczuła się… dziwnie. Słabo. Jak gdyby uderzyła w nią fala czegoś bliżej niesprecyzowanego. Jakieś obcej energii. Historii? Musiała złapać się ramienia Jennifer, aby nie upaść.
Śpiewaczka przytrzymała się Jennifer i rozejrzała uważnie, jakby to nie aura ją napadła, a ktoś kto ją wysyłał stojąc w odległości od niej. Zmarszczyła nawet brwi i zmrużyła oczy, jednak doszła do wniosku, że to po prostu to miejsce. Tak bywało, gdy znajdowała się w starych, historycznych punktach… albo takich chorobliwie przesyconych Fluxem. Miała nadzieję, że w tym przypadku chodziło o opcję numer jeden, wolała nie zacząć rezonować z energią tej wyspy.
- Do autobusu, po odbiór bagaży, a potem do głównej hali lotniska. Potrzebujemy mapy i pinezek - wyjaśniła wszystkim plan działania. Następnie jak poleciła, tak też zrobili. Nie było na co czekać. Chciała już zakupić wszystko co potrzebne i udać się do rezydencji Esmeraldy…
- Tak jest - Bee odpowiedziała gotowa na wypełnianie rozkazów. Jenny skinęła głową, a Kit podniósł głowę, aby obserwować mewy latające nad nimi i skrzeczące. Lotnisko było położone tuż nad wybrzeżem, więc obecność tych ptaków wcale nie dziwiła.
Odebrali walizki i wnet znaleźli się wewnątrz lotniska. Bee wypatrzyła niewielką księgarnię. Ruszyli w jej stronę i wnet okazało się, że rzeczywiście były tu zarówno mapy, jak i przewodniki.
- Za dziesięć lat będzie dużo ciężej - przewidziała Jennifer, zerkając na Alice. - Pewnie komórki w całości wyprą te drukowane mapy. Nikt nie będzie ich kupować, ale my wciąż będziemy ich potrzebować. O ile będziemy żyć tak długo - powiedziała. Rzeczywiście, dziesięć lat brzmiało jak szmat czasu.
- Niestety nie mamy pinezek - powiedziała sprzedawczyni. Jeżeli słyszała słowa de Trafford, to nie dała po sobie poznać, że ją zdziwiły.
- Jeśli dobrze pójdzie, to niedługo i nam takie mapy nie będą potrzebne… Bo będziemy mieć swoją własną wyznaczoną na ziemi. Tylko, najpierw musimy rozwikłać to zadanie, żeby to się udało… - powiedziała Alice do blondynki. Brak pinezek był problematyczny, ale Harper nie poddawała się, rozejrzała się, czy było tu coś, czym na przykład mogłaby tym razem zastąpić pinezki.
Spostrzegła magazyn Księżniczka Barbie, oczywiście dla bardzo młodych dziewczynek. Były do niego dołączone opakowanie z plastikowymi, mieniącymi się tęczowo gwiazdkami. Nie mogły się wbić w mapę, ale może nie musiały? Wystarczyło, żeby opadły we właściwe miejsce? Alice nigdy nie przetestowała podobnego rozwiązania. Trzeba było kupić je po drodze na lotnisko. Jennifer zaproponowała zatrzymanie się w mieście znajdującym się na trasie, ale ani jej, ani Harper nie przyszło to wtedy do głowy.
Alice wzięła do ręki czasopismo z gwiazdkami, po czym postanowiła je zakupić. Jeśli położy mapę na podłodze, to gwiazdki chyba powinny wylądować w odpowiednich miejscach… Przynajmniej miała taką nadzieję, a jeśli nie… Czekają ją dwa dni czekania przed kolejnym szukaniem na mapie, które najpewniej spędzi zapoznając się z historią wyspy. Tymczasem jednak, zakupiła różowe czasopismo i schowała je do torby.
- Dobrze by było wynająć samochód z lotniska. Będzie nam się łatwiej poruszać po wyspie - zasugerowała.
- Racja - odpowiedziała Barnett. - Wydaje mi się, że powinniśmy znaleźć coś przed gmachem. Tak powinien być parking z tego typu samochodami.
- Ciągłe opieranie się na taksówkach byłoby męczące. Zwłaszcza jeśli nie wszystko będziemy mogły załatwić w Injebreck. Isle of Man nie jest ogromna, ale też nie jest maciupka - powiedziała, przeglądając odległości na zakupionej przez Alice mapie. - Mamy stąd do Injebreck nieco ponad dwadzieścia kilometrów - mierzyła odległości palcami.
Tymczasem Kit wydął usta i spoglądał na Alice tak, jakby go zdradziła w którymś momencie, a przynajmniej mocno zawiodła.
Harper zerknęła na niego.
- Nie bawiłeś się niczym groźnym w samolocie, chcesz posłuchać o swoich zdolnościach? - zapytała. Ona doskonale pamiętała co mu obiecała. Ciekawiło ją, czy dąsa się, bo uznał, że zapomniała, czy może z jakiegoś zupełnie innego powodu.
- Nie. Chcę mój magazyn - powiedział, wyciągając rękę w stronę Alice. - Dlaczego mi go kupiłaś, a potem schowałaś? - jego głos lekko zadrżał. - Czy mam kupić sobie swój własny? Rozumiem, że tamten dla ciebie, a jeśli ja chcę swój, to mam liczyć na siebie? W porządku, ja nie szukam powodów do kłótni. Nienawidzę dram - rzekł i ruszył po kolejny numer Księżniczki Barbie.
Alice zatrzymała go.
- Poczekaj, dam ci go, ale potrzebuję tych gwiazdeczek co są dodawane w prezencie, zależy ci na nich, czy na samym czasopiśmie? - zapytała. Nie przypuszczała, że mogło mu chodzić właśnie o to. Szczerze, to ją zaskoczył, ale w taki miły i dość zabawny sposób.
- Możesz zatrzymać gwiazdki, choć mógłbym ozdobić nimi plecak. Ale do tego potrzebowałbym mocnego kleju, a go nie mam, więc odpuszczę je sobie - rzekł, jednak jego mina mówiła “jeszcze wrócę do tego tematu w przyszłości”. - Ciekawi mnie, czy w tym numerze wreszcie Księżniczka Barbie odkryje, że zła Macocha Onufria przechwytywała listy miłosne od Żebraka Kena. Tylko dlatego, bo jest biedny. Tak, jakby to, że jest przystojny, nie miało żadnego znaczenia - Keiser pokręcił głową. - Bo to osiemdziesiąty pierwszy numer komiksu, prawda?
Alice wyciągnęła go ze swojej torby i sprawdziła, czy na pewno to był ten. Okazało się, że na szczęście tak. Ostrożnie odczepiła opakowanie gwiazdek i to je schowała do torby, a czasopismo podała Kitowi.
- Proszę. A potem mi opowiedz, co było dalej - zaproponowała uprzejmie. Miała nadzieję, że tym sprawi, że Christopher nieco się z nimi oswoi, a przynajmniej z nią. Nie robiła tego sztucznie, po prostu była zaciekawiona jego zainteresowaniami, jak bardzo infantylne by one nie były. Zerknęła na Jenny i Bee, że chyba kryzys zażegnany i można było udać się, aby wynająć auto.
Barnett patrzyła na Kita z politowaniem, a de Trafford tylko zmrużyła oczy i zastanawiała się, czy mężczyzna tylko tak zgrywał się, czy rzeczywiście przeczytał osiemdziesiąt wydań Księżniczki Barbie.
- Moja córka też to czyta - powiedziała sprzedawczyni. Trochę tak, jakby Keiser był synem Harper, choć wyglądali już prędzej na rodzeństwo.
- A co dalej? Jak już zdobędziemy samochód? - zapytała Jennifer, poprawiając zapięcie płaszczyka. Wyszli przez duże drzwi obrotowe na parking. Od razu spostrzegli napis “wypożyczalnia samochodów”. - Masz papiery ze swoim prawdziwym nazwiskiem, czy wzięłaś fałszywki? - to też chciała wiedzieć.
Śpiewaczka zastanawiała się…
- Mamy jedne i drugie… Teraz rozważam, których użyjemy… Właściwie to… To mogę je wziąć na siebie, tylko na to nieprawdziwe. Zdążyłam się go nauczyć, na wszelki wypadek - powiedziała i zaczęła grzebać w torebce za dokumentami, które tam zapakowała w swojej sporej portmonetce.
- Mam… - powiedziała po chwili.
- Tylko czy to, że wynajmuję na siebie, oznacza, że ja mam prowadzić? Bo wolałabym nie szarżować z tym - powiedziała zaraz zerkając na Jennifer. Nie wynajmowała dotąd auta.
- Myślisz, że w środku jest zamontowana kamerka? I jak zobaczą, że nie ma rudej głowy za kierownicą, to zgarnie nas policja na sygnale? - de Trafford zażartowała.
- Tak właściwie… biorąc pod uwagę, że nie zajmują się szukaniem zaginionych dzieci, to nie zdziwiłabym się, gdyby w tym akurat byli wyćwiczeni - Bee mruknęła pod nosem.
Blondynka skinęła głową. Chyba dostrzegła w tym pewien sens.
- Ale myślę, że jednak zaryzykujemy - powiedziała. Otworzyła drzwi do małej budki, w której znajdowało się biurko, kilka krzeseł, komputer oraz mężczyzna w kurtce przy grzejniku. Nawet nie było aż tak zimno, jednak on najwyraźniej marzł. Alice słyszała też radio, ale go nie dostrzegała. Musiało być skryte pod biurkiem.
- Dzień dobry - pracownik wstał. - Proszę wejść, niestety nie mam aż czterech krzeseł. Moje nazwisko John Goodman. W czym mogę służyć? - zapytał uprzejmie.
Alice rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym skupiła uwagę na Johnie. Uśmiechnęła się lekko, uprzejmie.
- Witam. Jestem Ann Spencer. Chciałabym wynająć samochód na mój czas pobytu na wyspie wraz ze znajomymi - przedstawiła sprawę w najprostszy możliwy sposób. Miała nadzieję, że formalności pójdą szybko, łatwo i przyjemnie…
- Oczywiście, miło mi panią poznać, pani Spencer. Dobrze pani trafiła, tym się właśnie zajmujemy.
- Zamierzamy zostać tu kilka dni, może tydzień. Szukamy jakiegoś samochodu, którym swobodnie damy radę poruszać się po całej wyspie. Może coś terenowego jak da radę? - zapytała i zerknęła na Jenny. Ta posłała jej pytające spojrzenie. Prowadzenie terenówki nie różniło się aż tak bardzo od jeżdżenia zwykłym samochodem. Powinna podołać temu zadaniu.
- To nie jest częste żądanie, pani Spencer, ale rzeczywiście mamy jeden samochód terenowy. Liczę na to, że się pani spodoba. Niestety jest jednym z droższych w ofercie. Mogę również zaproponować zwykłe, rodzinne pojazdy, lub też szczególnie tanie trzydrzwiowe. Wliczając bagażnik - wyjaśnił kobiecie.
Alice zastanawiała się.
- To skoro tak zręcznie przeszedł pan do tematu cen, panie Goodman, proszę nam o nich nieco opowiedzieć. Nie potrzebujemy dokładnych liczb każdego modelu, może być statystyczna tych najtańszych i na koniec ta, którą wziąłby pan za terenówkę. Interesuje mnie również, czy wszystkie auta mają aktualny przegląd, bo zależy nam na bezpieczeństwie i wierze, że się świetnie dogadamy - powiedziała i ponownie posłała mu uśmiech. Miała nadzieję, że kupi go tym, choć czuła się parszywie. Wchodziła jednak w rolę idealnie od zawsze…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline