Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 22:41   #159
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak, wszystkie są regularnie sprawdzone. Mam na to papiery - powiedział i otworzył szufladę biurka. Wyjął z niej pękaty segregator, na którego widok zrobiło jej się niedobrze. Skojarzył jej się z tymi wszystkimi dokumentami, którymi zajmowała się w Trafford Park. Kościół Konsumentów prowadził zdecydowanie zaskakująco skropulatną dokumentację zasobów i wydatków. Zarówno wtedy, kiedy żył Abascal, jak i gdy przejęła po nim pałeczkę.
Jennifer delikatnie złapała ją za rękę i wskazała logo Ronaldsway Airport Car Rental. Najwyraźniej to była placówka należąca bezpośrednio do lotniska, a nie prywatny biznes Goodmana. Co sugerowało, że wszystkie samochody mogły mieć rzeczywiście regularnie sprawdzane wnętrzności. Następnie mężczyzna zaczął przedstawiać im ceny, które różniły się od modeli, typu ubezpieczenia oraz czasu wynajmu. Alice oceniła, że nie było ani tanio, ani drogo. Wszędzie musiałaby płacić podobne kwoty. Miała na tyle pieniędzy w budżecie od Esmeraldy, że było stać ją nawet na najdroższą opcję. Tylko czy jej potrzebowała? Nie dysponowała małą ilością środków, jednak nie wiedziała, jakie dokładnie wydatki ją czekały i czy zdoła je wszystkie pokryć. Co jeśli będą musiały tu spędzić nie tydzień, lecz miesiąc? Choć liczyła na to, że dużo szybciej zdołają się uporać ze wszystkim.
Harper postanowiła przedyskutować z Goodmanem, którymi pojazdami poza terenówką zdołają jeszcze przejechać na spokojnie po nie asfaltowej drodze bez oberwania zawieszenia i jakby w oparciu o te informacje, zamierzała dokonać wyboru. Terenówka była dobrą opcją, bo mogliby nią wjechać dosłownie wszędzie. Jeśli którykolwiek inny, z nieco tańszych aut potrafił to samo, skłonna była wziąć jego. W innym przypadku - terenówka.
Niestety Alice sama nie wiedziała, po jak bardzo wyboistych i nieprzystępnych drogach przyjdzie im jechać. Terenówka była przystosowana prawie do wszystkiego, jednak w ofercie znajdował się również volvo o całkiem dobrym roczniku. Miało grube, duże koła i na pewno mogło wytrzymać jazdę po wertepach, choć szalone ucieczki po pagórkach i błotnistych kotlinach mogły być już nie w jego typie.
- Onufria - syknął Kit, przekładając kolejną stronę komiksu.
Alice prowadziła teraz ciężkie wyliczenia… Jak duże było prawdopodobieństwo, że będą jeździć po bagnie, albo pagórkach? Nikłe, ale znając jej szczęście - możliwe… Jednakże, znając jej szczęście, może się równie dobrze nic nie wyjaśnić, ani nie wydarzyć, a im zabraknie pieniędzy, bo wynajęli terenówkę… Nie lubiła podejmować tego typu decyzji… Były męczące…
- Weźmiemy volvo - podjęła w końcu decyzję, stawiając na oszczędność. Uznała, że jak będzie trzeba przejechać po jakimś wyjątkowo bardziej skomplikowanym terenie, to wynajmą quada, albo coś… Westchnęła, co najmniej jakby podejmowała najcięższą decyzję w życiu.
- Tak! - krzyknął Kit.
Goodman uśmiechnął się.
- To bardzo dobry wybór - przyznał, kompletnie nieświadomy, że Keiser miał na myśli scenę, w której stara niania Felicia przekazuje Barbie jeden z listów, który wypadł z rękawa Onufrii, kiedy ta opędzała się przed stadem wygłodniałych, wściekłych pszczół. - Proszę tutaj podpis i o tutaj, a także należy wpłacić zaliczkę…
Kwadrans później Alice trzymała już w garści kluczyki. Goodman dość niechętnie wyszedł z ciepłego wnętrza i zaprowadził do volva.
- Mam nadzieję, że będzie państwu dobrze służyć - uśmiechnął się.


Volvo XC90 prezentowało się zaskakująco dobrze. Było skryte pod osłoną. Umyte, nabłyszczone i nawoskowane. Miało ciemny kolor na pograniczu granatu i czerni. Wyglądało elegancko i całkiem solidnie. Nie było terenowe, jednak jako SUV crossover powinien spełnić całkiem dobrze swoje zadanie. Alice nie musiała płacić tyle, co za terenówkę, jednak samo volvo również nie było szczególnie tanie. To był nowy model, mający dopiero rok.
Samochód prezentował się porządnie i Alice uznała, że może lepiej, że wzięli taki, niż tą terenówkę. Uśmiechnęła się jeszcze raz do Goodmana.
- Na dokumentach mam pański numer telefonu, w razie czego. Dziękuję bardzo i widzimy się za jakiś czas - pożegnała mężczyznę, koniec końców uściskiem dłoni, po czym, kiedy już zostali sami sobie, zakomenderowała wsiadanie do samochodu, a kluczyki oficjalnie podała Jenny. Wsiadła na miejscu pasażera z przodu. Westchnęła zapachem czystego wnętrza samochodowego. Czekało ich teraz około pół godziny drogi, może nawet mniej jeśli drogi będą puste. Nie znali drogi zbyt dokładnie, a jedynie z gpsu jak wskazywała ją Esmeralda, więc zapewne Jennifer za pierwszym razem pędzić nie będzie. Wcześniej też kobieta studiowała trasę na mapie kupionej w księgarni, choć pewnie niezbyt dokładnie. Tylko próbowała zmierzyć trasę dojazdu, raczej nie studiowała dokładnie wszystkich zakrętów.
- Czyli do Injebreck? - zapytała Jennifer. - Powinniśmy kupić po drodze jakieś zapasy, czy jedziemy prosto do celu? Wydaje mi się, że to nie jest jakaś wielka mieścina ze sklepem, tylko dosłownie pojedyncza droga biegnąca przez środek wyspy. Zdaje mi się, że w Union Mills jest monopolowy - powiedział z pokerową miną.
- O nie, cholera - przeklął Kit.
- Tak, dobrze będzie zrobić najpierw jakieś zapasy, chodźby na dziś i na śniadanie. Dojedziemy potem na miejsce, ocenimy, czy nadaje się do mieszkania i ewentualnie wybierzemy się do motelu, jeśli nie. Tak widzę spędzanie dzisiejszego dnia. Na zadomawianiu się i rozeznaniu po posesji. A od jutrzejszego poranka zaczniemy przeszukiwanie informacji o tamtym konkretnym wydarzeniu. Wszystkim pasuje? - zapytała rozglądając się przez ramię po pozostałych. Zerknęła też na Kita.
- Tak, to dobry plan - powiedziała Bee. - Przestudiujmy w spokoju plany Isle of Man i zastanówmy się dobrze, co dokładnie zamierzamy jutro zrobić. Jak będziemy mieć dobry plan, to unikniemy chaosu.
Jenny nie zdawała się osobą, która szczególnie chętnie unikałaby chaosu, jednak skinęła głową. Nie zamierzała się w ogóle sprzeciwiać.
- Co tam u Księżniczki? - Alice zagadnęła Kita.
- Niania Felicia biegła po schodach na górę, do Księżniczki Barbie, ale zły Kot Sebastian, należący do Macochy Onufrii, podstawił jej ogon - Keiser śledził kolejne panelu komiksu z wypiekami na twarzy. - Felicia spada w dół prosto do piwnicy i tam Kot Sebastian zatrzaskuje kłódkę. Koniec wątku. Wracamy do Księżniczki Barbie, która stoi na balkonie i wypatruje Żebraka Kena…
- Jedziemy - powiedziała Jennifer.
Wyjechała drogą A5 na północ. Na pierwszym maleńkim rondzie skręciły prosto, a na drugim w prawo, omijając pub Whitestone Inn. De Trafford wyglądała, jak gdyby chciała się w nim zatrzymać, ale nic nie powiedziała. Minęły komis samochodowy i kwiaciarnię, podążając teraz A5 na wschód.
- Przed nami pierwsza atrakcja… - powiedziała Bree, studiując mapę. - Fairy Bridge - powiedziała znaczącym tonem.
Harper zaciekawiła się.
- Fairy Bridge? - zapytała, ale już wyciągnęła swój notes i zapisała nazwę, celem późniejszego sprawdzenia tutejszych mitów i legend. Skoro coś miało taką wyjątkowa nazwę, skądś się ona wywodzić musiała. Harper chciała też w ten sposób rozproszyć swoją uwagę, by nie zasnąć podczas jazdy. Już się bała co mogło jej się przyśnić podczas podróżowania samochodem… Skoro w sypialniach śnił jej się dziwny seks, w samolocie samolot, podróż i kolejne dziwne rzeczy, to w samochodzie co? Pomyślała o różnych sytuacjach, w których miała styczność z tymi pojazdami i już tym bardziej jej się nie chciało spać.
- Możemy o niego potem popytać - powiedziała Bee. - Na pewno lokalni ludzie będę coś więcej o nim wiedzieć.
- O ile jakichś napotkamy w Injebreck - rzekła Jennifer. - Może lepiej byłoby zatrzymać się i już teraz go zbadać?
- Nie jestem pewna - mruknęła Barnett. - Z jednej strony rzeczywiście już tu jesteśmy i moglibyśmy spojrzeć na to przy okazji. Z drugiej… czy to rozsądne, kiedy nie wiemy nic o tym miejscu? Poza tym mieliśmy już wcześniej jakiś plan i czy to dobrze tak szybko go porzucać?
Rudowłosa zastanawiała się.
- Dobra, to zróbmy tak. Jeśli zauważymy jakiegoś mieszkańca, zwolnimy i go zapytamy. Albo się dowiemy o moście, albo nie. Pewnie później jak będziemy w archiwum też się coś na ten temat znajdzie - zasugerowała jej zdaniem najprostsze rozwiązanie.
Jennifer zaczęła jechać nieco wolniej. Wpierw Alice spostrzegła po prawej stronie drzewo oklejone jakimiś napisami, kartkami i przypinkami. Nie mogła dostrzec żadnych słów. Musiałaby wysiąść z samochodu i podejść. Następnie znajdował się dość niski murek ułożony z kamiennych bloków. Tuż za nim teren gwałtownie obniżał się i na spodzie zbudowano niewielki domek o możliwie najprostszym, prostokątnym kształcie. Jego ściany były usypane z bardzo podobnych kamieni. Wprawiono w nie tylko jedno, bardzo małe okienko. Mniej więcej w połowie jego długości ustawiono tabliczkę tuż przed murkiem, prawie na drodze. Napis był bardzo prosty i jednoznaczny - “FAIRY BRIDGE”. Ustawiono go pod kątem - w ten sposób, że był widoczny bardziej dla osób jadących w stronę lotniska, niż tak, jak w ich przypadku - zmierzających z niego wgłąb wyspy.
- I gdzie jest ten most? - zapytała Bee.
- My teraz po nim jedziemy?
Było trudno odczuć, że droga była czymś więcej, niż zwykłą drogą. Za domkiem znajdowała się drobna droga biegnąca prostopadle do tej głównej. Wyszła z niej pani w średnim wieku. Jednak już teraz posiadała dość duży, siwy kok oraz okulary, co dodawało jej razem z dwadzieścia lat.
Alice zerknęła na starszą kobietę.
- O proszę, mamy mieszkańca… I to przy samym Fairy Bridge. Zatrzymaj, może się dowiemy - zaproponowała. Przytrzymała się ręką o schowek i rączkę nad oknem, po czym poczekała, by otworzyć okno, jeśli Jenny oczywiście na czas zatrzymała samochód.
Właśnie to uczyniła. Okno zostało opuszczone. Tutejsza mieszkanka stanęła w miejscu, widząc to. Już się obracała, gotowa do ucieczki przed kolejnymi nachalnymi turystami.
- Już przeczytałem całe - mruknął Kit i schował komiks do plecaka. Następnie przesunął wzrok na okno i spojrzał melancholijnie na drzewa, jak gdyby skończył się już jeden z najpiękniejszych rozdziałów jego życia.
- Cicho bądź teraz, wywiad z mieszkańcem - Bee syknęła, siedząc obok niego.
Alice spojrzała na kobietę, lekko wychylając się przez opuszczone okno.
- Dzień dobry, przepraszam bardzo, czy wie pani może czemu ten most ma taką ciekawą nazwę? To dość wyjątkowa nazwa i wraz z przyjaciółmi chcielibyśmy się dowiedzieć od czego pochodzi. Jeśli ma pani momencik… - zagadnęła ją uprzejmie i prosząco. Nie naśmiewała się, ani po raz setny nie pytała o drogę. Miała nadzieję, że jej pytanie będzie na tyle interesujące, że kobieta jednak nie ucieknie.
Mimo wszystko tutejsza mieszkanka nie wykazywała wielkiego entuzjazmu. Powoli podeszła bez uśmiechu do samochodu. Kiedy spojrzała na ludzi jadących volvem, wydała się nieco bardziej zainteresowana. Trzy przyjaciółki na wakacjach oraz młodszy brat jednej z nich. Tylko której? Chyba chciała to samo rozgryźć i spoglądała po twarzach kobiet, szukając jakichś wspólnych rys z Kitem.
- Ballalona to była zawsze Ballalona - odpowiedziała. - Istnieje kilka zasad, którymi trzeba się kierować. Jeżeli nie powitasz Mooinjer Veggey, przechodząc lub przejeżdżając przez most, spłynie na ciebie nieszczęście. Nawet taksówkarze zatrzymują się, przejeżdżając przez most, jeśli ludzie, których wiezie, nie przywitają wróżek. Choć my, prawdziwi ludzie manx, nigdy tak ich nie nazywaliśmy. Już od połowy wieku istnieje zwyczaj, że jeżeli człowiek z zewnątrz przywita się z Mooinjer Veggey, to może otrzymać od nas poradę - powiedziała.
- A ile taka porada kosztuje? - Jennifer wypaliła.
Oczy kobiety zwęziły się.
- Nic - powiedziała głosem przypominającym syk węża.
Alice zerknęła na Jenny.
- Zjedź na pobocze. Idziemy powitać Mooinjer Veggey - poleciła, po czym wysiadła z samochodu, uważając czy nikt nie jedzie.
- A jakimi słowy powinniśmy się zwrócić by odpowiednio je powitać? - zapytała rudowłosa kobietę. Nie wyglądało na to, że udawała, czy chciała wyśmiać tutejsze tradycje. Była śmiertelnie poważna. Kto jak kto, ale ona nie miała zamiaru igrać z przesądami danego miejsca.
Kobieta uśmiechnęła się leciutko, widząc wszystkich ludzi wychodzących na zewnątrz z samochodu.
- “Dzień dobry wróżkom!” będzie odpowiednie - powiedziała.
- Dzień dobry, dobre wróżki! - krzyknął Kit tak głośno, że pewnie wystraszył okoliczną zwierzynę w odległości kilkudziesięciu metrów. Bee i Jennifer powtórzyły za nim nieco ciszej.
Ostatnią była Alice. Zwróciła się w stronę kamiennego murku, nabrała powietrza w płuca i zawołała swoim donośnym, melodyjnym głosem.
- Dzień dobry wróżkom! - zawołała, podłapując odrobinę tutejszy akcent, który zasłyszała u starszej kobiety. Miała nadzieję, że to powitanie starczyło, by nieszczęście ominęło ich szerokim łukiem. Westchnęła i zerknęła na kobietę.
- Cieszymy się w takim razie, że panią spotkaliśmy, nie chcielibyśmy rozgniewać Mooinejer Veggey - powiedziała spokojnym tonem. Była ciekawa, czy mogli ją teraz faktycznie poprosić o poradę, czy może na przykład za dzień, czy dwa kiedy pojawia się jakieś konkretne pytania na temat zagadek tej wyspy.
- Też się cieszę. Mooinjer, jeśli łaska. Nie Mooinejer - poprawiła akcent Alice. - Jeżeli chcecie, to mogę wam opowiedzieć o niskim ludzie - wytłumaczyła. - Jeżeli jednak spieszycie się, to nie będę was zatrzymywała. Najważniejsze jest to, że już wróżki zostały zaspokojone. Przynajmniej do czasu, aż nadjedzie kolejny samochód - powiedziała.
Harper zerknęła na swoich towarzyszy, a potem na kobietę.
- Proszę, chętnie posłuchamy - powiedziała i splotła palce obu dłoni za sobą. Była ciekawa opowieści o wróżkach prosto z ust osoby, która wychowała się w sercu miejsca przesyconego legendą. Jakie bajki opowiadała tej kobiecie jej babcia i mama do snu? Jakie opowiadała swoim dzieciom i wnukom, jeśli już takie miała? Co o wróżkach wiedzieli tutejsi? Znikąd nie dostaną lepszych informacji. Archiwum na pewno posiadało jakieś zanotowane legendy, ale to właśnie te z opowieści najczęściej najwięcej wnosiły do sprawy.
- Macie ochotę na herbatę i biszkopty? - zapytała kobieta. - Czy wolelibyście tutaj posłuchać opowieści?
Jennifer i Bee spojrzały po sobie. Chyba obydwie nie mogły zdecydować, co będzie najlepszą opcją. Przy pierwszej kobieta pewnie bardziej rozgada się w komfortowym otoczeniu, co chyba było dobre. Przy drugiej oszczędziłyby dużo czasu.
Tymczasem Kit ruszył na sam brzeg murku i spojrzał za niego. Następnie przeszedł kilka metrów dalej i podniósł kamień, chcąc sprawdzić, co się w nim kryło. Ruszył nieco głębiej między drzewa i wydął usta, próbując zajrzeć do dziupli.
Alice zerknęła na konsumentki.
- Tak naprawdę nie spieszy nam się, więc możemy się zatrzymać na herbatę i biszkopty… - powiedziała jednoznacznie sugerując która z opcji jej najbardziej odpowiadała.
- Można tutaj zaparkować w jakimś bardziej odpowiednim miejscu? - zapytała. Zerknęła w stronę Kita, miała nadzieję, że żadna z wróżek nie pomyli się uznając, że jest małym chłopcem i że warto go porwać…
- Zajedźcie w tę drogę, która jest za domem - powiedziała, wskazując niewielkie zagłębienie obok zielonego kosza na śmieci i słupa wysokiego napięcia. - Tak właściwie to nawet nie jest droga, jedynie pół samochodu na niej zmieścicie - powiedziała. - Dalej od razu przekształca się w schody, ale z waszej perspektywy możecie tego nie widzieć.
Jennifer wsiadła do samochodu i zaparkowała tam, gdzie wskazała jej kobieta. Następnie ruszyli w piątkę schodami w dół.
- Jestem Chevonne - przedstawiła się. Przykucnęła przy grządce. - Czy wy też lubicie melisę w herbacie? - zapytała, skubiąc gałązki.
Jenny rzuciła Alice niepewne spojrzenie. “Ona chce nas otruć”, mówiło.
 
Ombrose jest offline