Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 22:50   #167
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nie mogła tego wykluczyć, jednak wszystko wskazywało na to, że mężczyzna nie chciał im zaszkodzić w sposób bezpośredni. Inaczej czaiłby się gdzieś niedaleko z nożem. Tak właściwie nie wydawało się, żeby jego misja na terenie posesji była bardzo cicha. Ostatecznie przyszedł tutaj główną drogą i wyszedł tym samym sposobem. Gdyby Harper chciała zinfiltrować wrogi obóz, zaparkowałaby dużo dalej i naszła ich od wschodu. Przecież Injebreck House wcale nie było ogrodzone. Najbardziej zastanawiające były nerwowe i pospieszne ruchy mężczyzny.
Właśnie ten sposób poruszania mężczyzny najbardziej wzbudzał niepokój Alice. Obserwowała go, nim zniknął w mroku. Wtedy dopiero po raz ostatni rozejrzała się po najbliższym otoczeniu wejścia do domu, a następnie ruszyła do środka domostwa. Była lekko zamyślona. Wróciła do kuchni i poszukała jakiegoś papieru i długopisu, by zostawić dla Shane’a kartkę o tym jak się miała ona i konsumenci do alergii. Następnie udała się na górę do swojej sypialni. Wzięła z walizki luźną białą bluzkę z długim rękawem w delikatne, szare paseczki. Bluzka miała szerokie rękawy, które kończyły się nieco poniżej łokcia. Miała prosty, zupełnie niegłęboki dekolt z delikatnym ściągaczem, który nadawał bluzce ładnego kształtu i sprawiał, że była luźna i nieograniczała ruchów ciała, na przykład opinając się na nim. Do tego Alice wybrała miodową spódnicę z ozdobnym materiałowym wiązaniem w pasie. Wzięła ręcznik, telefon satelitarny i swoja kosmetyczkę, po czym udała się do pomieszczenia, które według informacji od Bee, miało być łazienką. Chciała się nieco odprężyć.
Wyszła ze swojego pokoju, ruszyła korytarzem… i przystanęła. Jej serce zaczęło bardzo szybko bić. Wpierw uznała, że zobaczyła ducha. Jednak to nie zjawa opierała się o ścianę. To był Kit. Miał na sobie tylko spodnie. Alice dopiero teraz zobaczyła, jak nienaturalnie szczupłe było jego ciało. Mogła spostrzec mięśnie brzucha układające się w tak zwany kaloryfer, ale to nie dlatego, bo były tak dobrze wyrzeźbione. Nie widziała na Keiserze ani grama tłuszczu, który mógłby cokolwiek przykrywać. Na dodatek kolor jego skóry był bardzo jasny, wręcz marmurowy. Różowe włosy wydawały się bardziej przyklejone do jego głowy, a z kącika ust sączyła się strużka krwi. Opierał się barkiem o ścianę, jak gdyby nie mogąc znaleźć siły do kolejnego kroku. Jednak go uczynił, chwiejąc się nieco. Chyba sam również zmierzał w stronę łazienki.
- Ładnie… wyglądasz… - pochwalił ubiór Alice.
Śpiewaczka przyglądała mu się uważnie.
- Dobrze się czujesz? Pomóc ci dojść do łazienki? - zapytała wyraźnie zmartwionym tonem. Wyglądał zadziwiająco dobrze i gdyby nie fakt, że na swój sposób wydawał jej się być jak jej młodszy brat, którego nigdy nie miała, to nawet mogłaby uznać, że miał w sobie jakiś urok.
- Potrzebujesz czegoś przeciwbólowego? Jesteś strasznie blady i zdaje mi się, że w nienajlepszym stanie… - podeszła do niego kilka kroków i przyjrzała uważnie.
- A masz? - zapytał Keiser. - Jak masz, to daj… choć to pewnie nie ma… sensu. I tak zwymiotuję - mruknął.
Otworzył drzwi do łazienki i zrobił kilka kroków do przodu. Z trudem oparł się o umywalkę. Nawet nie patrzył na swoje odbicie w lustrze. Włączył strumień wody i opryskał nim twarz. Następnie zgiął się. Krwista treść wypłynęła z jego ust. Teraz Christopher już na pewno nie wyglądał zadziwiająco dobrze. Sprawiał wrażenie anorektycznego uchodźcy z Auschwitz, który znajdował się na skraju śmierci. Mocniej chwycił się brzegu umywalki, żeby nie upaść, jednak i tak jego postawa wyglądała bardzo niepewnie. Alice uświadomiła sobie, że zostawienie go samego, kiedy był w takim stanie, zdawało się nie do końca rozsądne.
- O Boże… - syknęła tylko, po czym podeszła do niego. Harper odłożyła kosmetyczkę i ręcznik na jakąś półkę, po czym przyszła do niego i odgarnęła kosmyki różowych włosów, które wysunęły mu się podczas leżenia na łóżku z kitki, żeby ich nie pobrudził. Znowu związała je gumką. I tak nadawały się do mycia. Były przetłuszczone. Mężczyzna był cały rozpalony, miał na pewno gorączkę. Pewnie dlatego się rozebrał do samych spodni.
- Zgaduję, że to nie jest zbyt częste, że wymiotujesz krwią… - zagadnęła ponuro. Zastanawiało ją co było powodem. To, że został opętany i narysował ten symbol? Czy to, że go zmazała? Jak na razie stała przy nim, pilnując, by nie upadł.
- Już mi się to… zdarzało - powiedział Kit. - Ale bardzo rzadko. Nie mam pojęcia… przez to jest wywoływane… ale ogólnie jestem dość… chorowity…
Ciężko mu było nie uwierzyć. Mężczyzna podniósł do góry lewą rękę. Tym gestem chciał dać do zrozumienia Alice, aby nieco cofnęła się. Wydało jej się, że znów straci przytomność, bo zaczął lecieć do tyłu, ale w rzeczywistości Keiser jedynie usiadł na zamkniętej muszli klozetowej. Nie było w tym zbyt wiele gracji, jednak ciężko było wymagać jej od niego w takiej sytuacji.
- To trochę… uwłaczające - powiedział. Pewnie nie chciał, żeby ktokolwiek widział go w takim stanie. - Ja… hmm… - chyba chciał zażartować lub powiedzieć coś inteligentnego, jednak jego ciało za bardzo mu dokuczało, żeby mógł się w pełni na tym skoncentrować.
Śpiewaczka przyglądała mu się uważnie.
- Wiesz, może to być związane z twoimi zdolnościami specjalnymi Kit. Twoje ciało może nie móc przerobić takiego natężenia ich wykorzystania, a ty nie jesteś tego nawet świadomy. Dziś zaobserwowałam, że nawet nie wiesz, że z nich korzystasz… Może w takim razie powinieneś dziś położyć się i odpocząć? Przyniosę ci coś do jedzenia i picia, żebyś nie musiał siedzieć na dole i wystawiać się na potencjalne sytuacje, gdzie twoje zdolności znów się uaktywnią… - zasugerowała. Rozejrzała się za jakimś wolnym niedużym ręcznikiem. Zmoczyła go zimną wodą, po czym wykręciła i przytknęła mu do czoła.
- Mogłabyś… zaświecić światło… i napuścić gorącej wody? To mi może… pomoże… czasami przynajmniej… Bo niekiedy tracę przytomność i nie czuję się… źle…
Najwyraźniej Kit miał bardzo kontrowersyjne sposoby na radzenie sobie z bólem. Tak właściwie to było cudem, że wciąż żył, jeżeli wcześniej zdarzało mu się przeżyć samotnie tego typu rzeczy.
- Czyli mam… moce? Co to jest… - nagle zgiął się i oddał kolejną falę torsji. Udało mu się trafić w bok, do wanny. Zapach był niezbyt przyjemny, metaliczny, kwaśny i zarazem słodkawy. Bez wątpienia Alice nie widziała Keisera w momencie jego świetności.
Śpiewaczka czekała, aż skończy. Ponownie zmoczyła ręcznik zimną woda, po czym przytknęła mu tym razem do karku. Martwiła się o niego mocno, nie chciała by im tu zszedł.
- Może chcesz gorącej herbaty? Albo może lepiej mięty? - zaproponowała, po czym puściła wodę w wannie, żeby spłukać zawartość jego żołądka. Następnie udała się zapalić światło i wróciła, żeby puścić ciepłej wody do wanny, którą zatkała korkiem.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Gorąco może sprawić, że znowu zemdlejesz? - zapytała poważnym tonem.
- No właśnie mówiłem… mdleje dzięki cieple i wtedy już nie czuję się tak źle… - Kit wystękał.
Tymczasem Harper usłyszała kroki na korytarzu.
- Alice? Jesteś tu? - zapytała Jennifer. - Shane już przyszedł…
Kit, o ile to możliwe, spiął się jeszcze bardziej.
- Niech tu nie wchodzi - szepnął. - Niech Jenny tu nie wchodzi - powiedział szybko. - I herbata… nie wiem, czy to pomoże. Chcę zasnąć… - zawiesił głos, podnosząc na Alice spojrzenie przekrwionych oczu. Jego ręka była położona na brzuchu. Najpewniej coś go w nim uciskało i gniotło.
Rudowłosa kiwnęła głowa, po czym wyszła z łazienki i zamknęła drzwi.
- Jenny, w środku jest Kit, nie czuje się najlepiej, a nawet rzekłabym, raczej fatalnie. To z powodu przeładowania użyciem mocy, tak myślę. Potrzebuje gorącej herbaty. Czy mogłabyś ją tu przynieść? Raczej nie zje z nami dziś na dole. Ja przyjdę później, tylko chwilę mu pomogę - wytłumaczyła jej sytuację. Chciała się umyć i odprężyć, a zamiast tego musiała się zająć biednym Keiserem. Uznała, że najwyżej zajmie się sobą dopiero po posiłku. I tak była głodna…
Jenny miała mokre włosy. Pewnie sama już skorzystała z łazienki.
- Może mu się polepszy - powiedziała. - Zapiekanka dopiero się robi. Pewnie nie będzie wcześniej, niż za godzinę, więc to trochę czasu. I nie sądzę, żeby Hastings ustalił sobie w głowie jakąś konkretną godzinę, po przekroczeniu której zacznie wytykać ludziom spóźnienia. Co to ma być za herbata? Zwykła, czy jakaś ziołowa? Prądowa, czy bezalkoholowa?
- Coś na załagodzenie torsji… Rzyga mi tu krwią… - powiedziała Alice.
- Aha… - Jenny mobilizowała swoją wiedzę na temat ziołolecznictwa, ale chyba nie była zbyt wyjątkowa.
- Ziołowego i delikatnego - Harper wytłumaczyła bardziej precyzyjnie.
- Dobrze - de Trafford skinęła głową. - O ile tylko będzie.
- Prosił o gorącą kąpiel, bo chce znowu zemdleć, nie sądzę, żeby za godzinę już był na powrót zdrowy i w pełni sił - Alice dodała jeszcze cicho.
- To nie brzmi mi na dobry pomysł… - blondynka zawiesiła głos. - Mam na myśli prowokowanie utraty przytomności - westchnęła i ruszyła w stronę schodów prowadzących na dół.
- Wrócę do niego, żeby mi tam nie upadł… - Alice powiedziała, po czym zapukała i weszła. Rozejrzała się, mając nadzieję, że Kit nie leży na podłodze.
Wciąż się trzymał. Ale wyglądał na równie delikatnego, co kartka papieru. Harper odniosła wrażenie, że gdyby nieco zbyt mocno złapała go za rękę, to mogłaby przedrzeć pergaminową skórę.
- Jennifer poszła? - zapytał, zerkając w stronę Harper. W jego oczach czaił się lekki lęk. Potem jednak ustąpił grymasowi bólu. Najgorsze było to… że Alice widziała, że Kit hamował się przy niej. Starał się ukryć to, jak fatalnie się czuł. A skoro tak bardzo mu to nie wychodziło, to znaczyło… że musiał zmagać z naprawdę fatalnym stanem.
- Tak, poprosiłam ją o herbatę dla ciebie. Myślę, że utrata przytomności od gorąca to słaby pomysł, ale mam coś na chory żołądek i może powinieneś mimo wszystko położyć się do łóżka - zasugerowała. Zaczęła się kręcić po łazience, szukając, czy była tu jakaś miska, mógłby ją zabrać do pokoju i do niej zwracać. Spędzenie nocy w wannie nie było najlepszym pomysłem.
- Tak… tak… tak… - Kit powtarzał cicho. - Dobra. Skoro tak uważasz.
Następnie spróbował nachylić się nad wanną, aby umyć włosy, jednak był na to zbyt słaby. Mógł siedzieć nieruchomo, jednak stanie, zwłaszcza w ugiętej pozycji, stanowiło już za duży wysiłek. Więc zrezygnował. Alice tymczasem odnalazła miskę, która mogła okazać się całkiem przydatna. Kit przepłukał usta wodą. Nadusił do nich nieco pasty do zębów, aby się odświeżyć, po czym wypluł pianę. To chyba jednak nie było zbyt dobrym pomysłem, bo mentol przyprawił go o kolejny atak torsji.
- Dobra - Keiser westchnął, kiedy to się skończyło. - Wracam do siebie. Kamienie widzą… Kamienie słyszą…
Jego oczy tylko na moment zabarwiły się bielą, po czym zgasły. Tak samo jak świadomość Kita. Mężczyzna runął na podłogę.
Nim jednak upadł, Alice rzuciła miskę i go podtrzymała, żeby nie rozbił sobie głowy.
- Jakie kurwa kamienie… - powiedziała ponuro.
- Widzę, że nie tylko na mnie to miejsce działa… Na ciebie też… Musimy na siebie bardziej uważać Kit… - powiedziała do niego, mimo, że był już nieprzytomny. Podtrzymywała go, po czym ostrożnie położyła. Zatrzymała lecącą wodę. Następnie otarła czoło z potu, bo przejęła się nim. Nie była w stanie przenieść go sama… potrzebowała Jennifer.
Wyprostowała się i podeszła do drzwi wejściowych. Otworzyła je i czekała na pojawienie się Jennifer.
Zamiast tego Moira wesołym, sprężystym krokiem szła w stronę swojego pokoju. Ten znajdował się w odnodze korytarza, w którym były pokoje Kita i Alice. A także ta łazienka. Przystanęła, widząc nieprzytomnego Kita. Spojrzała na Harper.
- Co się stało temu panu? Czemu śpi na podłodze? - nie mogła zrozumieć.
Trzymała w objęciach wszystkie swoje lalki. Zdawało się, że chciała je odnieść do pokoju przed kolacją.
Alice wyszła na korytarz i zamknęła drzwi.
- No, czasem jak jest bardzo zmęczony to zasypia w bardzo dziwnych miejscach. Taka choroba, ma ją od małego. Tylko nie mów o tym nikomu, dobrze? To będzie nasza mała tajemnica między przyjaciółkami, dobrze? Nie chcemy go zawstydzać. Byłoby mu smutno - powiedziała do dziewczynki.
- O, wiem o czym mówisz! - Moira ucieszyła się. - Dziadek ma dokładnie tak samo. Zasypia podczas kolacji, spacerów, a nawet oglądania telewizora!
- Nie martw się, jutro już będzie wszystko dobrze. A tymczasem, szykujesz się na kolację? - zapytała starając się skierować uwagę Moiry na coś innego.
- Tak, ale tata dopiero kroi warzywa. Ma swój ładny fartuszek. Jak już będę bogatą artystką, to kupię mu czepek kucharski. Taki duży, biały. Który wygląda jak pieczarka - dziewczynka powiedziała tak, jak gdyby koszt czegoś takiego liczono w milionach.
- Podoba ci się moja spódnica? - Harper zapytała mając nadzieję, że to już całkiem rozkojarzy dziecko od śpiącego na podłodze Kita.
- Tak, jest całkiem fajna. Ja też mam dużo spódnic - powiedziała Moira. - Ale wszystkie są czarne, albo szare, bo Moira nosi je tylko na eleganckie okazje. Najbardziej lubię spodnie, są najwygodniejsze, a w zimie najcieplejsze. Ale nie jestem chłopczycą, lubię się przebierać i malować… To jest musztardowy, czy miodowy? - zapytała, chwytając krawędź spódnicy Alice.
Tymczasem Jenny wchodziła po schodach z kubkiem naparu w dłoni.
Alice uśmiechnęła się do niej.
- Taki pomiędzy, ja zwykle myślę o niej jak o miodowej, bo wydaje mi się nieco bardziej złota i brązowa, tymczasem musztardowa byłaby bardziej żółta w stronę zieleni… Tak myślę - Harper zerknęła w stronę Jennifer.
Moira kiwała głową. Na pewno bardzo uważnie słuchała. Harper przez chwilę czuła się wykładowczyni na Akademii Sztuk Pięknych, czy w jakiejś podobnej instytucji.
- Zaniesiesz mu do pokoju? Potrzebuję twojej pomocy. Musimy go przenieść do łóżka - powiedziała, po czym zerknęła znów na Moirę.
Blondynka skinęła głową. Spojrzała na dziewczynkę, ale nic nie powiedziała, tylko ją wyminęła. Schyliła się w stronę kubka i powąchała herbatę. Rzeczywiście pachniała bardzo przyjemnie, ziołowo.
- Moiro, pójdziesz do siebie? Będziemy teraz musiały przenieść śpiącego Christophera przez korytarz - Alice wyjaśniła jej spokojnym tonem. Uważała, że do dzieci wcale nie trzeba było mówić cały czas pieszczotliwie, przecież miały swoje małe rozumki.
- A mogłabym jakoś pomóc? - zapytała. - Bo w swoim pokoju to nikomu nie pomogę… - powiedziała. - Kiedy dziadek zaśnie, to ja mu śpiewam tak długo, aż się obudzi. Może panu też to pomoże? - zaproponowała.
Tymczasem Jennifer wyszła już z pokoju Kita i ruszyła z powrotem w stronę łazienki.
Alice zastanawiała się.
- Może na razie nie, bo mógłby się na przykład zawstydzić, jak się obudzi? Zapytamy go jutro i jeśli powie, że chętnie posłucha jak śpiewasz, gdy będzie taki zmęczony i we śnie, to wtedy nawet razem mu pośpiewamy, może być? A dziś… Dziś możesz mu pomóc tak… Masz może jakiegoś misia? Takiego do przytulania? Może mógłby dziś być jego strażnikiem, żeby fluorescencyjne małpki nie atakowały snów Christophera? - zapytała dziewczynkę w jej języku.
- One nie atakują snów, ale wiem, co masz na myśli - Moira pokiwała głową i ruszyła prędko do swojego pokoju. Miały ją z głowy, przynajmniej na razie. - Który miś będzie najlepszy… - jeszcze usłyszały jej głos, kiedy wchodziła do swojego pokoju.
Jennifer otworzyła drzwi i spojrzała na Kita leżącego na podłodze.
- O kurwa - obejrzała się na Alice. - A kto go tak załatwił? - zapytała.
Następnie przykucnęła i przytknęła palce do jego szyi, mokrej od potu. To, że badała jego tętno wcale nie było takie głupie. Keiser rzeczywiście wyglądał na nieboszczyka.
- On był w takim stanie, jak go ostatni raz widziałaś? - Jenny zmarszczyła brwi.
Alice oceniła, że Kit nie wyglądał wcale gorzej, jednak to nie było żadnym osiągnięciem.
- Tak… Tylko wtedy jeszcze się ruszał i wymiotował… Mówię ci, zdaje mi się, że za dużo razy napadła go jego moc. Powiedział, że czasem zdarzało mu się już coś takiego, więc to nic nowego. Potrzebuje dużo picia i jakiegoś lekkiego jedzenia, żeby mógł się posilić jak się potem obudzi. Musimy go przenieść do sypialni… Tylko nie wiem czy to dobry pomysł, by spał w tej, którą sobie wybrał… Wygląda dość folklorowo… Chociaż… Zaraz coś wymyślę… O, zanieśmy go tam, a potem rozsypiemy sól na parapecie i przy drzwiach. Mam nadzieję, że to powstrzyma wszelkie potencjalne wróżki - powiedziała cicho. Weszła za Jenny do łazienki i wzięła Christophera za nogi, to by znaczyło, że Jenny miała wziąć go za ręce, aby mogły go tak wynieść.
Okazało się, że Alice mogłaby przenieść mężczyznę sama, gdyby bardzo chciała. Zdawało się, że nie ważył nawet sześćdziesięciu kilogramów. Przy pomocy Jennifer poszło im łatwo i szybko. Wnet Kit spoczął na swoim łóżku.
- To, że wygląda folklorowo chyba nie spowolni jego zdrowienia… - blondynka zawiesiła głos. - Nie wiem, co takiego mógłby zjeść. Może są jakieś suchary, albo czerstwy chleb. Chociaż nie wiem, czy to takie lekkostrawne. Zaraz pójdę po sól. Chyba owoce i warzywa nie będą zbyt dobre dla niego. Jogurt? Może jogurt? Choć na razie Kit śpi… - mruknęła. - Mam nadzieję, że się nie przekręci. Spójrz na niego. Czy ktoś go widział poza nami?
 
Ombrose jest offline