Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 22:51   #169
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- W porządku. Bo tak to powiedziałaś, że zabrzmiało, jakbyś pragnęła czasu w cztery oczy z nim - powiedziała Jenny. - Więc uznałam, że to może coś poważniejszego - rzekła i zaczęła schodzić w dół.
Bee nie przysłuchiwała się im, a zamiast tego po prostu weszła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i Alice pozostała sama na korytarzu. Wnet usłyszała dźwięk spłukiwanej wody. Światło w łazience paliło się.
Harper popatrzyła chwilę na światło, weszła na moment do siebie, by zostawić sól, po czym zostając całkowicie sama ruszyła na dół. Może było coś w czym mogła pomóc jeszcze przed przygotowaniem kolacji. Tak naprawdę jedyne czego już dziś chciała, to zaspokoić głód, a potem wejść do ciepłej kąpieli…
Minęła Darleth, która szła na piętro. Wymamrotała pod nosem kilka słów, które chyba były uprzejmym przywitaniem. Harper kiwnęła jej głową, a potem ruszyła w stronę kuchni. Spostrzegła Shane’a. Miał na sobie niebieską koszulę oraz dżinsy, które były tylko odcień ciemniejsze. Jennifer nalewała wody do czajnika, natomiast mężczyzna spoglądał na danie w piekarniku. Wyglądało to tak, jak gdyby próbował upiec je nie tylko ciepłem w zamkniętej przestrzeni, ale również natężeniem własnego spojrzenia. Jeszcze nie zauważył przybycia Harper.
Alice nie odezwała się, żeby żadnego z nich nie przestraszyć, skierowała się więc do stołu przy którym będą jedli i rozejrzała się, czy zostały rozłożone talerze. Uznała, że może w ten sposób zdoła jakoś przyczynić się do przygotowania całego wspólnego posiłku.
Nie było ich jeszcze. Wtedy właśnie Shane usłyszał jej kroki.
- Pani Harper, miło panią widzieć - powiedział, spoglądając na nią. Rzucił jej tylko ukradkowe spojrzenie, po czym wrócił do przeglądania zawartości piekarnika. - Nie do końca wyszło nam porozumienie się na temat alerganów, więc kupiłem same najbezpieczniejsze składniki - rzekł. - Oczywiście bez przesady. Wiem, że niekiedy można być uczulonym dosłownie na wszystko. Nawet pszenicę lub inne zboża. Moja kuzynka niestety cierpiała na podobną przypadłość. Nie mówię o pani de Trafford - dodał. - Ona cierpiała na coś dużo gorszego - powiedział smutnym głosem. - Czy wszyscy będa na kolacji?
Alice zwróciła uwagę na Hastingsa.
- Cóż, uciekł pan tak szybko, że nim zebrałam informacje, to już nie miałam jak ich bezpośrednio przekazać… Ale to nic, ja, Bee i Jennifer nie jesteśmy uczulone na nic, co zapewne znajduje się w tej zapiekance. Tymczasem Christopher nie czuł się najlepiej po podróży i położył się już. Po posiłku pewnie zostanie nieco zapiekanki, więc najpewniej spróbuje jej dopiero jutro. Rozłożę talerze, czy mogłabym się dowiedzieć gdzie je znaleźć? - zapytała uprzejmie.
- Jak miło z pani strony. Proszę spojrzeć, czy jest odpowiednio duży komplet w kredensie w salonie - powiedział. - Będziemy jeść w nim? Tam jest bardzo kameralnie, tyle że siedzielibyśmy na kanapach. Jeżeli wolicie nieco elegantsze okoliczności, to będziemy mogli przejść do jadalni. Minus jest taki, że znajduje się w nieco gorzej ogrzewanej części domu - rzekł. - Darleth nie potrafi zmienić konfiguracji przepływu ciepłej wody do kaloryferów w odpowiednich częściach domu i stąd proszę nie zdziwcie się, że niektóre pokoje są ciepłe, a niektóre zimne. Całe pierwsze piętro jest niestety nieogrzewane. Ja jeszcze nie zająłem się tym. Nie byłem w kotłowni. Nie czułem takiej potrzeby, bo przebywałem w samych ciepłych pomieszczeniach, natomiast Moirze było ciepło na górze - wzruszył ramionami. - To chyba dlatego, bo tyle biega i porusza się. Aktywnym osobom zazwyczaj nie doskwierają aż tak niskie temperatury… choć i tak wolałbym nie wyziębiać mojej córki - jego mina wskazywała, że czuł się trochę winny, że jeszcze tego nie dopatrzył. - Przepraszam, kompletnie zboczyłem z tematu.
- Nie szkodzi… Możemy zjeść w salonie, będzie cieplej i jakby to ująć… Mniej oficjalnie. Skoro mamy tu spędzić wspólnie czas, to nie musi oznaczać, że nie możemy się po prostu czuć nieco swobodniej, zwłaszcza, że pan już wykonał pierwszy gest w tę stronę, proponując wspólny posiłek, który własnoręcznie zrobił - Alice wyraziła swoje myśli.
- Pójdę poszukać odpowiedniego zestawu naczyń - oznajmiła, po czym ruszyła do salonu poszukać zastawy i rozłożyć ją na stole w salonie. Rozejrzała się, czy trzeba było może jakoś przesunąć lepiej fotele. Zaczęła też szukać serwetek.
W kredensie znalazła trzy różne komplety zastawy. Pierwszy wydawał się bardzo drogi i stary, ale Alice nie do końca chciałaby z niego jeść. Przypominał bardziej dzieło sztuki i zdawało się, że tam właściwie nie był przystosowany do noży i widelców. Drugi był również elegancki, ale dużo nowszy. Biały że złotymi obwódkami. Trzeci komplet był zupełnie zwyczajny. Alice nawet dostrzegła logo Ikei pod spodem.
Harper wybrała ten ze złotymi obwódkami. Lubiła eleganckie rzeczy w domu.. A może to Terrence nabawił ją takiego smaku? Na pewno dołożył do tego swoją rękę… Rozłożyła je na stole równo, odliczając w myśli osoby, które będą jadły. Następnie poszła po sztućce i wróciła poukładać je koło talerzy. Wreszcie nadeszła pora na meble...
- Pomogę ci z fotelami - zaproponowała Jennifer i przysunęła jeden z nich do ławy. Wcześniej były zwrócone w stronę kominka. - Czy ten barek można otworzyć? - zapytała. - Mamy swój alkohol, ale nie pasuje do obiadu.
Rzeczywiście, kupili tylko whiskey, wódkę i bezalkoholowe szampany.
- Nie trzeba, mam wino w lodówce - powiedział Shane. Otworzył piekarnik i sprawdził podniósł nieco wieko naczynia żaroodpornego, w którym piekła się zapiekanka.
Tymczasem Darleth zeszła wraz z Moirą.
- Mamy problem, proszę pana - powiedziała Filipinka.
Moira wyglądała na skrzywdzoną i smutną.
- Wbiła mi się drzazga - powiedziała.
Harper uniosła brew.
- Jak to? Oparłaś się o coś starego i drewnianego Moiro? Drzazga to nie taki duży problem, gorzej jakby jej nagle wyrosły czułki… - rzuciła, ale nie wyrywała się pierwsza do oglądania zadry. W końcu to Shane był ojcem małej, choć wzbudzała w Alice odruchy opiekuńcze. Kobieta zerknęła na Hastingsa czekając co zrobi.
- Mówię ci, żebyś tylko nie skakała po domu - powiedział Shane. - Poczekaj chwilkę - lekko skrzywił się. Następnie założył rękawice i wyjął zapiekankę na drewnianą deskę do krojenia. Alice nie widziała, co było w środku, bo naczynie było całe metalowe.
Następnie Hastings usunął materiał z rąk i podszedł do dziewczynki.
- Pokaż, skarbie - westchnął ciężko, jak gdyby Moira codziennie kaleczyła się w ten czy inny sposób.
- Tutaj - szepnęła dziewczynka, pokazując dłoń.
Shane próbował chwilę skubać paznokciami, jednak to za bardzo nie pomogło. Jedynie podrażniło dziewczynkę.
- Darleth, czy masz może igłę?
Kobieta pokiwała głową i prędkim krokiem opuściła pomieszczenie. Tymczasem Shane wstał i przeciągnął się, jak gdyby nieco go rozbolał kręgosłup. Zerknął na ławę, na której były już talerze.
- Jak miło z waszej strony - powiedział do Alice i Jennifer.
Następnie zastygł, niepewny, co dalej zrobić.
- Poczekaj tutaj na Darleth - nakazał córce. - Ja przywiozę dziadka z jego pokoju w tym czasie - rzekł. - Ręka ci nie odpadnie, nie martw się - uśmiechnął się delikatnie do małej i poczochrał jej włosy. Następnie ruszył w stronę korytarza po swojego ojca.
Gdy Shane wyszedł, uwaga Alice spadła na Moirę.
- Jak to się stało, hm? - zapytała i podeszła trochę bliżej.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem… - powiedziała. - Najpierw tego nie było, a potem coś mnie zaswędziało i ja podrapałam, a potem mnie zabolało, a ja patrzę, a mam zaczerwienioną skórę - powiedziała.
- Pokaż rączkę - poprosiła. Harper chciała tylko zerknąć gdzie i jak wbiła się małej drzazga. Pamiętała jak jej w dzieciństwie notorycznie się wbijały, ale nie tylko… W wakacje przecież też złapała ze dwie podczas całych wydarzeń w Helsinkach. Zamyśliła się nad tym głęboko. Chyba jednak nie było nad czym za bardzo rozważać. Spisek paranormalnych drzazg sadystów zdawał się mało prawdopodobny. Moira pociągnęła nosem, jak gdyby była okaleczona już na całe życie. Tymczasem Bee zaczęła schodzić po schodach, a Jennifer otworzyła lodówkę, chyba zainteresowana winem kupionym przez Hastingsa. Mężczyzna wnet pojawił się w zasięgu ich wzroku. Akompaniował mu dźwięk kół jadących po drewnianej posadzce. Dziadek coś mruknął pod nosem, widząc tyle osób w jednym miejscu. “Wciąż tu są”, jeśli Alice dobrze zrozumiała. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna był najmniej serdecznym i gościnnym członkiem rodziny.
- Jeszcze nie ma Darleth? Pewnie nie może znaleźć igieł. W dzisiejszych czasach nie są wykorzystywane zbyt często - powiedział Shane. - No cóż… - rzekł, umieszczając dziadka przy stole.
Alice zerknęła na drzazgę w dłoni Moiry, czy może była w stanie chwycić ją czubkiem paznokci, jeśli nie, zostawiła rączkę małej w spokoju, aż do pojawienia się Filipinki. Chciała pomóc swojej małej przyjaciółce. Jej paznokcie były dłuższe od paznokci Shane’a, ale i tak nie mogły pomóc. Na zewnątrz nic nie wystawało, jedynie czarna kreseczka była widoczna w naskórku.
- Cóż, to zależy czy ktoś szyje, czy też nie. Rzeczywiście w obecnym czasie mało które kobiety się tym zajmują… A co do drzazgi, zawsze jeśli mamy miód można spróbować za jego pomocą… - zasugerowała. To była bardzo stara sztuczka na wbite kolce i drzazgi, z jakichś niewyjaśnionych przyczyn, miód wyciągał je z ranek.
- Miód? - zapytał Shane. - Nie słyszałem o tym nigdy. Dlaczego miałby pomóc miód? - zapytał. Ale jego uwagę od Alice odciągnęła kolejna osoba, która pojawiła się na schodach. - Pani Barnett, miło panią widzieć - przywitał kobietę.
- Bee, masz może igłę? - spróbowała Jenny.
W oczach Barnett pojawiły się pytajniki, ale pokiwała głową.
- Zawsze biorę przybornik do cerowania - powiedziała. - A co?
Jenny posłała Alice porozumiewawcze spojrzenie. Tymczasem Darleth wróciła do pomieszczenia i pokręciła głową.
- Niestety, nie przywiozłam z sobą takich rzeczy. Był komplet igieł, ale bardzo starych, już zardzewiałych, musiał należeć pewnie do matki pani Ernestine.
Alice uznała, że skoro nikt nie zna sztuczki z miodem, nie ma sensu jej teraz objaśniać i tłumaczyć, skoro byli w posiadaniu bardziej nowoczesnego przyrządu, którym była igła.
- Moira wbiła sobie drzazgę, możesz przynieść igłę? Mamy tu jakąś wodę utlenioną? Dobre by było ją odkazić przed wbijaniem w skórę… - zauważyła i rozejrzała się. Burczało jej leciutko w brzuchu, na szczęście jeszcze niezbyt głośno. Zapach zapiekanki, mimo, że jeszcze nie odkrytej, zaczął roznosić się po pomieszczeniu, a ona przecież od śniadania w Trafford Park nic nie jadła.
- Nie ma sprawy - powiedziała Bee, po czym zrobiła zwrot w tył o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyła z powrotem do swojego pokoju.
Alice dopiero teraz zauważyła, że przebrała się w bardzo ładny strój. Miała czarną sukienkę, która u dołu posiadała pojedynczy czerwony wzór przypominający wstążkę z kokardkami. Kolczyki w jej uszach przypominały wisienki. Ten typ ubioru bardzo pasował do jej urody. Po kilkunastu sekundach Bee znów pojawiła się z przybornikiem w dłoni. Dokładnie wiedziała, co gdzie posiada.
- Dziękuję - powiedział Shane, po czym odebrał metalowy, ostry przedmiot i zaczął wydzierać nim kawałeczek drewna. Zajęło mu to bardzo mało czasu. Albo miał w tym wprawę, albo drzazga rzeczywiście postanowiła współpracować. - Już kryzys zażegnany - rzekł żartobliwie. - Pani Harper ma rację, przemyj to wodą utlenioną - powiedział do Moiry. - Jest na pewno w łazience.
Dziewczynka wystrzeliła na korytarz.
- Tylko wolniej! - Shane krzyknął za nią lekko zirytowany. - Bo znów się potkniesz - mruknął ciszej.
- Dobrze, miło mi, że choć raz mój przybornik na coś się przydał - powiedziała Bee, odbierając go od mężczyzny i ruszyła z nim do swojego pokoju.
Alice kiwnęła głową.
- Zdecydowanie okazał się dziś niezastąpiony - powiedziała do Bee, nim ta całkiem wyszła. Następnie westchnęła i splotła palce dłoni.
- Trochę atrakcji przed posiłkiem zapewne zaostrza apetyt - stwierdziła pół-żartem, pół-serio.
- Bardzo was za to przepraszam - powiedział Hastings. - Prawda jest taka, że sam nie potrafię zapanować nad córką. Choć cieszy mnie, że jest taka żywa, to jednak codziennie boję się, że wpadnie do jakiejś studni lub przytrafi się jej coś złego. Wiem, że to raczej nie jest sposób na idealne rodzicielstwo, ale najchętniej nałożyłbym na nią łańcuch - powiedział, uśmiechają się półgębkiem. - Zawsze miałbym w pobliżu jego drugi koniec.
- Dzieci to tylko dzieci. Mają swój rozum i choć można się rzeczywiście spodziewać, że coś sobie zrobią, to będą na siebie bardziej uważać, jeśli są przywiązane do swoich rodziców i boją się, że jak sobie coś zrobią, to ci będą smutni.
- To chyba moja córka w takim razie nawet nie wie o moim istnieniu… jeżeli przywiązanie jest w stanie uczynić takie cuda - odparł Shane, lekko wzdychając. - Nie przesadzajmy, każdy w dzieciństwie złapał drzazgę, to nie koniec świata - chyba chciał już porzucić ten temat.
- A Moira to mądre dziecko, choć zdecydowanie jest iskierką… Mam nadzieję, że zapiekanka smakuje równie wyśmienicie jak wygląda - postanowiła pochwalić kunszt kulinarny Shane'a, głównie dlatego, że jeszcze pięć minut zwielkania i zmieni się w wilka… A poza tym, jedzenie rzeczywiście dobrze pachniało. Miała zamiar poczekać na Bee i Moirę z zasiadaniem do posiłku.
Mężczyzna ruszył w stronę naczynia żaroodpornego.
- To przez ser. To ten ser tak pachnie - powiedział. - Mam nadzieję, że będzie wam smakować. To makaron penne zapiekany ze smażonym kurczakiem, szpinakiem i suszonymi pomidorami. A sos ze śmietanki, camemberta i mozzarelli - wyjaśnił. - Jeszcze niech chwilkę zastygnie, to będzie łatwiej ją nabierać - powiedział. - Mam nadzieję, że nikt z was nie jest wegetarianinem? - zapytał. - Jeśli tak, to mogę zrobić coś jeszcze. Kupiłem dużo składników… Zapomniałem o to zapytać. Wychodzi, jak często zapraszam gości na wspólny posiłek - zaśmiał się. - Choć to ogromnie ironiczne, jak się zastanowić.
- Może nalejemy wina? - zaproponowała Jennifer.
- Oczywiście… - Shane skinął głową. - Pani Harper, czy widziała pani kieliszki w kredensie?
Śpiewaczka kiwnęła głową.
- Owszem. Już wyciągam… - powiedziała i ruszyła do kredensu.
- Jak mniemam pana ojciec nie pije? - zapytała, bo wolała się upewnić. Już odliczyła siebie i Moirę. Spojrzała na Hastingsa znad otwartej szafki i czekała na jego odpowiedź.
Dziadek poruszył się nerwowo na fotelu.
- Pije, pije - akurat to potrafił powiedzieć po angielsku.
Shane kompletnie go zignorował i pokręcił głową.
- Nie może z powodu lekarstw - powiedział. - Dlatego proszę nawet nie wyjmować dla niego kieliszka.
Starzec przeklął paskudnie pod nosem. Jennifer zaśmiała się. Stanęła za Shanem, który otwierał lodówkę.
- Czerwone czy białe? - zapytał.
- Może czerwone - powiedziała Jennifer.
Bee już schodziła. Tymczasem Darleth i Moira również się pojawiły w pokoju.
- Darleth, ciebie oczywiście również zapraszam na kolację - powiedział Shane. - Będzie mi bardzo miło, jeśli dotrzymasz nam towarzystwa.
Filipinka wyglądała na bardzo zaskoczoną… i nieco zmieszaną. Spojrzała na Alice, jakby chcąc wyczytać z jej twarzy, co ona sądzi na ten temat.
 
Ombrose jest offline