Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 22:52   #170
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice założyła z góry obecność Darleth i nawet był już dla niej talerz.
- Szczerze powiedziawszy, również myślałam, że do nas dołączysz - powiedziała do Filipinki. Za moment przeniosła kieliszki na stół i poszła do kuchni po jakąś ściereczkę, by je przetrzeć. Za chwilę ustawiła je na środku blatu, bo nie było jeszcze pewnym kto gdzie zasiądzie. Jej wzrok padł na Shane'a, w końcu był gospodarzem i to on powinien zakomenderować rozpoczęcie kolacji.
Mężczyzna podszedł do stołu i zaczął nalewać wina do kieliszków.
- Proszę usiądźcie - powiedział w trakcie tej czynności.
Nie musiał powtarzać. Wyglądało na to, że wszyscy już solidnie zgłodnieli, nawet Moira.
- Jestem głodna - powiedziała. - Nie było jeszcze obiadu od rana. A wcześnie wstałam, bo śnił mi się straszny sen. Nie zrobiłam zadania domowego i musiałam zostać w szkole na zawsze za karę.
- A właśnie… czy ty nie masz teraz zajęć? - zapytała Bee szczególnym tonem, zarezerwowanym głównie dla dzieci.
Dziewczynka pokręciła głową.
- Mamy przerwę zimową - wytłumaczyła. - Trwa aż dwa tygodnie, a potem przedłuży się na przerwę świąteczną.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że nauczyciele nie chcą chodzić do szkoły tak samo, jak dzieci - zażartował Shane.
Miał na dłoniach rękawice kuchenne. Przybliżył się z naczyniem i zaczął każdemu nakładać. Zapiekanka prezentowała się bardzo kusząco nawet dla niejadków.


Harper tym razem postanowiła usiąść na kanapie. Kiedy przyszła jej kolej na otrzymanie zapiekanki podziękowała uprzejmie, ale nie zaczynała jeszcze, czekając na resztę. Poszła tylko do kuchni. Nalała soku sobie i dla Moiry, oraz ojca Shane’a. Domyślała się, że będzie im się chciało pić po takim posiłku. Przyniosła szklanki w dwóch kursach i usiadła na wybranym miejscu na kanapie. Zaczęła jeść dopiero, gdy wszyscy inni włącznie z Hastingsem zasiedli i zabrali się za posiłek.
Na razie nie rozpoczynała żadnych rozmów. Chciała zaspokoić głód.

Kiedy wreszcie się najadła, popijała posiłek sokiem.
- Swoją drogą, mieliśmy mieć jeszcze jakichś gości? Wydawało mi się, że widziałam kogoś z torbą poruszającego się wcześniej przed domem, ale nim dowiedziałam się co tu robił, to już zwiał do głównej drogi… - zauważyła, w formie rozpoczęcia swobodnej rozmowy po posiłku.
- Nic mi o tym nie wiadomo - odpowiedział Shane. - Zresztą miałem w planach zabrać dzisiaj Moirę do kina na wieczorny seans. Ale przełożyliśmy sobie ten wspólny wypad ze względu na waszą wizytę. To żaden problem, kino nie ucieknie.
- Chciałam was poznać - powiedziała Moira. - Poza tym już widziałam ten film.
- Nie ma aż takiego wyboru - wyjaśnił Shane.
Alice spostrzegła, że Darleth cała poczerwieniała. Zdawało się, że miała coś na sumieniu. Z drugiej strony… zdawało się również, że chyba nie chciała się tym za bardzo dzielić.
Mina Darleth odpowiedziała na wszelkie pytania Alice. Najwyraźniej ów mężczyzna był gościem, ale do niej. Skoro siedziała tu już kilka lat, nie dziwiło jej, że mogła mieć chłopaka. Rudowłosa przyglądała jej się chwilę uważniej.
- Wybaczcie, że trochę pokrzyżowaliśmy wam plany. Mam nadzieję, że w takim razie Moiro zdołamy odpowiedzieć na wszelkie twoje pytania - zagadnęła do dziewczynki.
Kiedy Alice wypowiedziała pierwsze zdanie, Darleth aż wypuściła widelec z rąk. Kiedy jednak w następnym wypowiedziała imię Moiry, przez chwilę w jej oczach czaiło się niezrozumienie. Zajęło jej kilka dodatkowych sekund, zanim zrozumiała, że Alice mówi do dziewczynki.
- Nie ma problemu, już i tak widziałam “Jak wytresować smoka”. Podobało mi się, ale was też chciałabym poznać!
Jennifer uśmiechnęła się półgębkiem. Miała jedno wielkie “czyżby” wymalowane na twarzy. Rzeczywiście… ciekawe czy Shane dalej chciałby jeść z nimi kolację, gdyby wiedział że należą do śmiertelnie niebezpiecznej sekty.
- Moiro, czy umyłaś ręce? - zapytał córkę.
Ta zmieszała się i zamilkła. Obie wyglądały teraz z Darleth z tego powodu jak matka i córka. Mimo że kompletnie różniły się rasą, a więc wyglądem.
Harper przyglądała się filipince i dziewczynce. Zastanawiała się, kiedy ostatnim razem słyszała takie pytanie skierowane do dziecka… Chyba jeszcze jak mieszkała z dziadkami. Pokręciła głową.
- Swoją drogą, panie Hastings, wspomniał pan o jakiejś linii Earcana wcześniej? Umknęło nam to w rozmowie, a nie znam tego hasła… - zagadnęła. Stukała palcami o szklankę cichutko, trzymała prawą dłoń nad lewą, żeby jej proteza nie zwracała za bardzo niczyjej uwagi…
- Linia Earcana? - Shane powtórzył zaskoczony.
- Mój dziadek ma na imię Earcan - Moira powiedziała tak, jakby było w tym coś dumnego.
- Linia Earcana to po prostu rodzina mojego ojca i jego dzieci, czyli tylko ja oraz wnuczka, czyli Moira - Shane tłumaczył, karmiąc mężczyznę, o którym mówili. - Chwilka - powiedział, kiedy trochę makaronu upadło na chusteczkę na kolanach Earcana. Wyczyścił to. - Jego ojciec Sean był drugim dzieckiem starej Ernestine. To trochę niegrzeczne, ale kobieta ma ponad sto lat. To moja prababcia. Pierwsze dziecko Ernestine, Ethelinda, to mama Esmeraldy - tłumaczył. - Esmeralda nie jest moją kuzynką, biorąc to słowo dosłownie. Jest chyba jakieś lepsze słowo na tę relację.
Alice zaczęła rysować sobie w umyśle drzewko genealogiczne rodziny Hastingsów.
- Mhmm, rozumiem - skwitowała tylko. W tym konkretnym momencie jej niepokoje zostały wyciszone.
- Tak jak już mówiłam wcześniej, postaramy się nie przeszkadzać nikomu w wypoczynku. Mamy zamiar odrobinę zwiedzać, więc zapewne większośc dnia przynajmniej części z nas nie będzie w domu. Sądzę, że mogę za to zaproponować wspólne kolacje, bo o tej porze tojuż raczej wrócimy - przedstawiła swój plan Shane'owi, ciekawa czy załapie haczyk i sam opowie o potencjalnych planach, poza wyjściem z Moirą do kina.
- Tato, może znowu zobaczymy koniki? Bo już trochę znudziły mi się kotki ze schroniska - zapytała Moira.
- Niestety nie będę cię już tam mógł zabrać, kochanie - powiedział Hastings. - Przecież te miejsca są zamknięte w zimie.
Moira wydawała się nieprzekonana.
- Tylko tak mówisz, bo nie chcesz mnie tam zabrać.
Shane westchnął.
- Kiedy twoja własna córka zarzuca ci bycie oszustem - pokręcił głową. - Życie jest okrutne, zwłaszcza samotnych ojców.
Moira wydęła usta.
Alice pomyślała o tym, jak bardzo życie będzie okrutne dla niej i jej dziecka, kiedy już przyjdzie na świat. Zmrużyła oczy niepocieszona. Pojawiało się pytanie ‘Gdzie zaginęła mama Moiry’, ale mogło być niestosownym, więc go nie wypowiedziała.
- My też chcieliśmy dziś zobaczyć koniki i faktycznie były zamknięte… Ale może w mieście kupimy jakieś planszówki? - zaproponowała.
- Tata mówi żebym nie grała w gry komputerowe, bo to niedobre dla oczu. Ale i tak wolę lalki - Moira miała bardzo tradycyjne podejście jak na dziecko w XXI wieku.
- W planszówki możesz - powiedział Shane. - Pomyliłaś z platformówkami. Czy jak tam nazywa się ten typ gier - machnął ręką.
- Tak, jest coś takiego jak platformówki - wtrąciła się Bee. - Swoją drogą… to może być niedyskretne pytanie, ale gdzie pan pracuje, panie Hastings? Ja i moja mama prowadzimy kwiaciarnię, jak pan już wie.
- Posiadam trzy kawiarnie. Można więc powiedzieć, że jestem biznesmenem. Dwie w Belfaście, a trzecią tutaj w Douglas. Między innymi dlatego tu jesteśmy. Ta trzecia jest dopiero otwierana i doglądam jej często.
- Moira wtedy jest w kinie. Widziałam już wszystkie filmy jakie tylko są na świecie - dziewczynka powiedziała, jednak to nie brzmiało, jakby się chwaliła lub cieszyła. - Taty często nie ma, bo jest na biznesowych wycieczkach i Moira zostaje sama w domu z nianią - dodała.
- Nie mów o sobie w trzeciej osobie - zganił ją Shane. - Mój biznes zastartował dzięki ilości słodyczy z fabryk Hastingsów - jeszcze wyjaśnił. - Mamy je po naprawdę okazyjnej cenie.
Earcan coś wymamrotał pod nosem. “Cały przemysł powinien być nasz”, Alice zrozumiała, choć nie była pewna “przemysłu” w tym zdaniu.
Harper zerknęła w stronę Earcana, ale nie komentowała. Gdyby ten człowiek pilnował i zarządzał wyrabianiem słodyczy, to chyba wszystkie byłyby z lukrecją. Zastanawiało ją, czy zgorzkniał tak może po śmierci żony, bo jakaś kobieta musiała z nim żyć, skoro istniał Shane… Rozejrzała się po salonie i zerknęła w górę na schody.
- Czyli Moira jest najlepszym znawcą kina, a pan otwiera kawiarnię. Mhmm… - podsumowała tylko. Dowiedziała się więc czego spodziewać się po Shane'ie. Zastanawiała się teraz, czy było coś jeszcze, o co chciałaby go zapytać, tym samym robiąc przestrzeń na jego potencjalne pytania.
- Dobre wino - powiedziała Jenny. - Ma pan dobry gust - powiedziała i zerknęła na Shane’a. Ten akurat spojrzał na nią i na moment ich oczy zetknęły się. Alice mogło wydawać się, ale powietrze jakby na sekundę najeżyło się elektrycznością. - Dość dobry - Jenny przerwała ciszę i napiła się jeszcze trochę.
- Cieszę się - Shane odpowiedział po krótkiej chwili zawahania. - A jak wam smakuje zapiekanka?
- Pyszna! - Bee powiedziała głośno. - Naprawdę. I kurczak, i szpinak są cudowne, ale kompletnie przepadłam z powodu tego serowego sosu. Uwielbiam mozzarellę i camembert, ale nigdy bym nie pomyślała o łączeniu ich.
- Cieszę się. Ja też o tym nie pomyślałem - wyjaśnił Hastings. - Po prostu postępowałem zgodnie z przepisem - zaśmiał się. - Swoją drogą, skąd się znacie? - zapytał. - Cała wasza czwórka? I co się stało z panem Keiserem? Mam nadzieję, że to nie grypa?
Rudowłosa przysłuchiwała się ich rozmowom ze spokojem. Kiedy nastąpiło pytanie o znanie się, wkroczyła z wyjaśnieniem.
- Ja i Bee pochodzimy z tego samego miasta i miałyśmy wspólnych znajomych. Tymczasem sytuacja z Jennifer, mną i Christopherwm jest o tyle prosta, że dotyczy wspólnych zainteresowań. Muzycznych. U państwa de Trafford pracuję jako muzykoterapeutka i stąd znam Jenny, a Christophera spotkałyśmy kiedyś na wspólnym wyjeździe i tyle… Co do jego dolegliwości, to nic zaraźliwego. Po prostu ma słabą odporność. Ma swoje leki i najwyraźniej zapomniał ich dziś wziąć. Będziemy go mieć na oku - wyjaśniła wciskając kity bez zająknięcia. W tym była zdecydowanie najlepsza… W tworzeniu historii nieprawdziwych, a prawdopodobnych.
Jennifer spojrzała na Alice z dumą. Mało kto tak sprawnie mieszał prawdy z półprawdami i kłamstwami.
- A dlaczego zostałaś muzykoterapeutką? - zapytał Shane.
‘Ponieważ musiałam mieć wymówkę, aby pozostawać w Trafford Park jako kochanka męża twojej kuzynki…’ - pomyślała Alice.
- Uznałam, że to będzie bardziej przyszłościowy rozwój, niż stres związany z próbami utrzymania pozycji śpiewaczki scenicznej - nie dodała, że lepiej płatny.
- To nie jest zbyt częsty zawód. Coś cię do niego skłoniło? Słyszałem, że stoisz za uratowaniem Esmeraldy… czy mógłbym zatrudnić cię dla mojego ojca? Kuzynka już czuje się dobrze, natomiast są jeszcze inni ludzie w potrzebie… - Hastings uśmiechnął się do niej rozbrajająco.
Pierwszy raz zrobił to w ten sposób. Nagle w głowie Alice pojawiła się myśl, że jeżeli ten mężczyzna naprawdę czegoś pragnie, to najprawdopodobniej jest w stanie to zdobyć. Zwłaszcza jeśli tę rzecz posiada kobieta.
- Esmeralda jest już zdrowa, ale z Earcanem jego gorzej każdego dnia - Shane westchnął. - Bardzo przydałby nam się kolejny cud. Nie musisz martwić się o względy finansowe, zapłacę tyle, co Esmeralda.
Harper wyraźnie zastanawiała się nad ofertą złożoną przez Hastingsa. Miał miły uśmiech, ale na nią działały tylko trzy uśmiechy - de Trafforda, Joakima Dahla i ten należący do wroga w niewygodnej dla niej sytuacji. Hastings do żadnej z grup się nie zaliczał.
- Z chęcią pomogłabym panu Earcanowi, jednak nie chciałaby robić nic wbrew jego woli, więc jeśli wyrazi taką chęć… W tej chwili jestem na miejscu i mogę pomagać, a później, porozmawiam z panią Esmeraldą i skontaktuję się z panem. Oczywiście wszystko pod warunkiem, że pana ojciec się zgodzi. W końcu ma swój rozsądek - zauważyła.
- Nie do końca - odpowiedział Shane. Następnie westchnął i zerknął na Moirę. - Wolałbym nie zagłębiać się w szczegóły choroby mojego taty, nie przy tak przyjemnej kolacji. Jednak ból, który odczuwa, jest już tak silny, że środki opioidowe nie są w stanie mu pomóc. Będziemy musieli wybrać się do lekarza medycyny paliatywnej i zapytać, czy możliwe jest przepisanie czegoś innego lub zwiększenie dawki. Jedyny rodzaj leczenia, o jaki tata prosi, to eutanazja, ale…
- Tato, co to jest eutanazja? - zapytała Moira.
Shane pobladł. Mocniej chwycił widelec i postukał nim w talerz. Następnie zaczerpnął powietrza i wypuścił je przez otwarte usta.
- To zabicie bardzo chorej osoby, aby już nie męczyła się - powiedział szybko, jak gdyby chciał mieć już za sobą. Zdawało się, że nie zamierzał oszukiwać córki lub mydlić jej oczu, nawet jeśli było to dla niego trudne pod względem emocjonalnym.
- Cóż, o ile w jakiś sposób mogę pomóc przebywając tu to spróbuję… - Alice zastanawiała się, czy tydzień terapii z obecności Gwiazdy mógł pomóc mężczyźnie. Zapewne to za krótko. Jednak wątpiła by potem miała czas zajmować się nim, ze względu na swoje prawdziwe obowiązki… Choć współczuła Hastingsowi, od jego rodziny nie chciała nic, poza pieniędzmi. Była w końcu bizneswoman i szefową Kościoła Konsumentów. Musiała oszacowywać korzyści. A nie sądziła, by Shane za jej usługi faktycznie dał jej tyle pieniędzy ile płaciła Esmeralda…
- Dziękuję. Może teraz znajdziemy jakiś radośniejszy temat… - zasugerował Shane i zamilkł. Chyba sam nie miał pomysłu.
- Moiro, czy masz rodzeństwo? - Bee zapytała uroczym głosem.
Dziewczynka pokręciła głową.
- Ale chciałabym mieć siostrę, z którą mogłabym się bawić. Ale widziałem taki film, w którym dwie siostry się nie znosiły, więc już sama nie wiem - tłumaczyła. - Może byśmy się kochały, a może nie cierpiały. Chyba dlatego lepiej mieć koleżankę, bo jak koleżanki nie lubisz, to możesz z nią nie rozmawiać, a z siostrą to trzeba.
- Wygadana jest mała - Jennifer powiedziała. - Zjadłabym trochę więcej zapiekanki - mruknęła. Wyciągnęła rękę, zatrzymując Shane’a, który już wstawał. - Sama sobie nałożę, spokojnie - powiedziała.
- Nie przyszykowałem żadnego deseru… - westchnął mężczyzna.
- Tata zawsze mówi, że słodycze są niezdrowe - powiedziała Moira.
- Miałaś nikomu o tym nie mówić - Hastings uśmiechnął się lekko. Był chyba jedynym rodzicem, który musiał się kryć z potępianiem czekolady.
- Zabawne, zwłaszcza, że to ze słodyczy słynie pańska rodzina, no ale nie znaczy to, że każdy jej członek musi być ich fanem, czyż nie? - powiedziała spokojnym tonem.
- To, że produkujesz amunicję nie znaczy, że chcesz widzieć ją w ciele swojej rodziny - odpowiedział Shane. - Zresztą ja nie produkuję, tylko sprzedaję w moich kawiarniach. Na szczęście obie są w całkiem dobrej lokalizacji. Nawet trzeba dzwonić, aby zamawiać stoliki, jeżeli chce się w nich spotkać ze znajomymi. Nie żebym się chwalił. Przynajmniej w weekendy jest konieczność rezerwacji, bo w trakcie tygodnia zazwyczaj nie są aż tak oblegane.
- To interesujące - odpowiedziała Bee.
- A co umiesz śpiewać Moiro? - Alice zapytała dziewczynkę, taktycznie zmieniając temat. Była zmęczona, ale postanowiła, że może godzinę jeszcze ze wszystkimi posiedzi, nim pójdzie do siebie i zajmie się sprawami Kościoła, a potem swoim relaksem.
- Śpiewać? - zapytał dziewczynka. - Niestety nie śpiewam aż tak dobrze - powiedziała nieco smutna.
- To nieprawda, cudownie śpiewasz! - Shane zachwycił się. Choć zdawało się, że była w tym fałszywa nuta.
- Nie… - mała pokręciła głową.
- Zaśpiewaj nam coś - zachęciła ją Bee.
Dziewczynka uciekła wzrokiem w podłogę. Nie była zbyt nieśmiała, ale w tej chwili zdawała się rzeczywiście zawstydzona.
- Dajcie jej spokój - mruknęła Jenny, wracając i siadając z zapiekanką. Spojrzała na kieliszki wina, które zostały uzupełnione przez Shane’a. - Cudownie - uśmiechnęła się.
Alice uśmiechnęła się do małej.
- Nie martw się, jak już będziesz mieć ochotę, to sobie pośpiewamy - powiedziała spokojnym tonem. Jenny miała butelkę, Bee zdawała się skupiona na osobie Shane'a i chciała zająć Kitem… Wyglądało na to, że ona będzie mogła w spokoju popracować.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline