Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 23:04   #177
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Będziemy musieli porozmawiać ze wszystkimi domownikach Injebreck House. Ale myślę, że zostawię tutaj moją wizytówkę i zgłoszą się do mnie w późniejszym terminie - powiedział Abban. Zdawał się emocjonalnie wycieńczony. - Przekazałem informację dobrze, jednak to informacja była zła, pani Harper - powiedział, patrząc na Alice. - Informacja. Nie ja.
Wyciągnął portfel i zostawił wizytówkę na komodzie.
- Czy przekaże pani moje zaproszenie swoim znajomym? - zapytał uprzejmie.
- Sądzę, że nie mam innego wyjścia. Przekażę… - powiedziała spokojnym tonem.
- Zapewniam jednak pana, że nikt z nas nie opuszczał tego domu po południu, wieczorem, ani nocą… - powiedziała, podchodząc do funkcjonariusza i biorąc od niego papierek. Zerknęła na niego krótko, po czym wsunęła do kieszeni szlafroka.
- Szczerze mówiąc… skąd pani to wie? - Abban spojrzał na Alice. - Czy w posiadłości są kamery i przejrzała pani z nich zapisy? A może wszystkie okna i drzwi zamykane są na klucz, które posiada tylko pani? Nie, żebym implikował, iż podejrzewam kogoś z tego domu. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Jednak dziwi mnie to, że jest pani aż tak pewna, co działo się tej nocy w domu, a nawet za dnia, że jest w stanie mnie pani nawet zapewnić - mruknął.
Jego ton był nieco oschły, ale na samym końcu uśmiechnął się, jakby przypominając sobie o dobrych manierach.
Alice uniosła brew.
- Fakt. Nie jestem w stanie zapewnić tego w stu procentach, ale wiem na pewno kto tej nocy wyjść stąd nie mógł… Jednak samotnego ojca, albo starca na wózku bym nie podejrzewała… Ja byłam u siebie, a moje przyjaciółki opiekowały się kolegą, który poczuł się źle po zjedzeniu czegoś, czym się zatruł… Więc o ile nie zasugeruje mi pan, że mogła to zrobić Darleth, która właśnie doznała szoku krytycznego z powodu utraty ukochanego, jak zgaduję… To zostaje jeszcze Moira… Właśnie skończyła swoją owsiankę… - Alice przechyliła głowę.
- Tak czy inaczej, poinformuje resztę, że chce pan z nimi porozmawiać na posterunku - powiedziała i na koniec też się lekko uśmiechnęła.
- To byłoby cudowne - Abban uśmiechnął się. Po czym zastygł w bezruchu. Alice widziała, że walczył z sobą. Z jednej strony chciał coś powiedzieć, a z drugiej milczenie wydało mu się rozsądniejsze. Mimo wszystko otworzył usta. - Pani osądy mogą bywać nie do końca celne… - zawiesił głos. - Skoro dyskwalifikuje pani ojca jako potencjalnego kandydata do zbrodni tylko przez to, że nie ma kobiety u boku - mruknął. - Choć rozumiem, że powinien być z tego powodu szczęśliwy i nieskłonny do agresywnych zachowań - zażartował.
Następnie obrócił się w stronę salonu.
- Bernie? Jesteś tam, Bernie?
- Przesłuchuję panią w kuchni! - w oddali rozległ się głos Williams.
Mężczyzna skinął głową i ruszył w stronę kuchni.
- A jak zginął listonosz? - zapytała Alice, powoli idąc w stronę salonu, ale przystanęła przed wejściem i zerknęła na funkcjonariusza.
Abban przystanął. Był zwrócony do niej plecami.
- Nie powinienem tego mówić. Z drugiej strony zaraz będzie o tym w wiadomościach.
Obrócił się w jej stronę i spojrzał na nią poważnie.


- Mężczyzna został znaleziony na plaży. Kompletnie porzucony. Blady jak ściana i bez plam opadowych. Nawet najmniejszych. Został osuszony z krwi. Całkowicie.
Następnie obrócił się w stronę drzwi do kuchni. Właśnie otworzyły się i wyszła przez nie Bee oraz Bernie. Twarz Abbana błyskawicznie rozpromieniła się i porzuciła tę powagę oraz złowieszczość.
- Bernie, wszystko opowiesz mi po drodze, będziemy się już zbierać.
- Już teraz? - Williams podniosła brwi do góry, jakby zaskoczona.
Abban skinął głową.
- Są różne inne ślady do sprawdzenia, a najbardziej zależało nam na rozmowie z panią Darleth Santos. Miło mi panią poznać, pani… - Joel Abban podał rękę drugiej kobiecie, która wyłoniła się z kuchni.
- Bee…
- ...Barnett - mężczyzna dokończył. Po uścisku skierował się do drzwi wyjściowych.
Alice nie zatrzymywała funkcjonariuszy.
- Owocnych poszukiwań odpowiedzi - powiedziała uprzejmie w formie pożegnania. Poczekała aż opuszczą dom. Wtedy zerknęła na Bee.
- Pytała o coś konkretnego? - zapytała cicho.
- O wiele różnych rzeczy - Barnett szepnęła.
Podeszła do drzwi. Obok znajdowało się okienko. Delikatnie rozchyliła zasłonę i spojrzała na podwórze. Potem jednak poprawiła wszystko tak, jak było i odwróciła się w stronę Alice.
- Ale chyba trochę ją frustrowałam, bo naprawdę nic nie wiedziałam. Zirytowałam ją nawet tym, że przekręciłem imię Dar… Darleth - wymówiła słowo, choć trochę niepewnie. - Nie znałam nigdy żadnej innej Darleth. Wracając do tematu… nad jeziorem miało miejsce morderstwo znajomego kobiety, ale to już wiesz. Sama mi powiedziałaś. Jedyne, co zrobiłam źle, to zareagowałam zaskoczeniem na nazwę West Baldwin Reservoir. Bo nie wiedziałam, że to akurat miało miejsce przy tym jeziorze. Zdaje mi się, że kobieta zauważyła, że moje zachowanie trochę się zmieniło, ale nie potrafiła tego zinterpretować. A ja nic tak właściwie nie powiedziałam, tylko się wzdrygnęłam. Mimo wszystko trochę mi głupio, że nie rozegrałam tego jak pokerzystka… - wzruszyła ramionami.
- Żadne z nas nie jest niczemu winne, więc nie mamy się czego obawiać - powiedziała Harper.


W międzyczasie Moira do nich dołączyła. Jednak raczej nie słyszała wypowiedzi Bee, bo pojawiła się dosłownie na sam jej koniec.
- Opowiedz mi tę bajkę - poprosiła, tuląc do siebie misia. Chyba znudziła się czekaniem.
- Już idę… - oznajmiła Alice. Odwróciła się i ruszyła do salonu. Zamierzała rzeczywiście opowiedzieć bajkę Moirze.
- Nie pamiętam jej dokładnie, ale postaram się… Siadaj obok Pana Serdelka… - poleciła dziewczynce, siadając sama na kanapie. Zerknęła na moment na telewizor, czy nadal leciały kreskówki. Leciały. Ale kiedy tylko Alice zaczęła opowiadać, dziewczynka sięgnęła po pilot i ściszyła głos do minimum. Bez wątpienia chciała w tej chwili słuchać Harper, a nie reklam Cartoon Network.

Dawno, dawno temu, żył sobie pewien młynarz, bardzo lubił opowiadać barwne, wymyślone historie. I któregoś razu skłamał, że jego córka potrafi prząść złoto ze słomy. Król usłyszał tę historię, zachwycił się i polecił przywieźć córkę młynarza. Zamknął ją w wieży na trzy dni z takim kołowrotkiem i stertami słomy i polecił jej zrobić z nich złoto… Ale wiesz co? - Alice zawiesiła na moment głos…
- Co?! - Moira już po tym jednym akapicie była kompletnie zanurzona w świat opowieści.

- Ta dziewczyna tak naprawdę nie potrafiła prząść złota, a zagrożono jej śmiercią, jeśli tego nie uczyni… Załamała się i bardzo płakała… I w nocy przyszedł do niej mały człowieczek o spiczastych uszach i długim nosie… I zaoferował jej pomoc. W formie zapłaty, zażyczył sobie jej pierścionek, który miała po swej babci. Dziewczyna oddała go, a karzełek zmienił słomę w złoto. To oczywiście zachwyciło króla, więc następnego dnia przyniósł jej więcej słomy… znów była strapiona, ale ku jej uldze karzełek znów się pojawił. Tym razem w zamian za przemienienie słomy w złoto, zażyczył sobie jej naszyjnika. Kiedy kolejnej nocy znów miała prząść złoto ze słomy, a karzełek przyszedł, dziewczyna niestety nie miała już nic, co mogłaby mu zaoferować… wiesz co zażyczył sobie jej gość? - zapytała Alice, zerkając na buzię Moiry.
Bee akurat weszła do salonu. Usłyszała końcówkę opowieści i zaczerwieniła się. Zapewne miała swoją własną odpowiedź na tę zagadkę.
- Może… jeśli miała ładne włosy, to poprosił ją o to, żeby je dla niego ścięła? - zapytała mała. Patrzyła na sufit, zastanawiając się. Chyba chciała przedstawić jeszcze inną propozycję. - Albo chciał, żeby za niego wyszła! - wpadła poniekąd na to samo, co Bee.
- Otóż nie… Zażyczył sobie, żeby oddała mu swoje pierworodne, to znaczy pierwsze narodzone dziecko. A dziewczyna nie miała wyboru, inaczej umarłaby… Zgodziła się - rozwiała wątpliwości Bee i Moiry. Rudowłosa kontynuowała.
- To ona była w ciąży, kiedy została porwana przez króla? - zapytała Moira. Chyba obawiała się, że zostanie posądzona o to, że nieuważnie słuchała. Jednak nie kojarzyła tego detalu.
- Niee, to było dużo później, po tym jak już wyszła za króla. To było jego dziecko. Po prostu karzeł miał takie życzenie - wyjaśniła spokojnie Alice.
- Ooch… - dziewczynka otworzyła usta, ciekawa, jak to się dalej potoczy.
- Król poślubił dziewczynę… A kiedy przyszło na świat ich dziecko… pojawił się znów karzeł, chcąc zapłaty. Dziewczyna, wtedy już królowa, proponowała mu inne rzeczy w zamian… Jednak karzeł nie chciał nic innego, ale zaproponował, że ustąpi, jeśli w ciągu trzech dni, królowa poda mu jego imię. Bo widzisz, wróżki, skrzaty i magiczne karły są bardzo związane ze swymi imionami, druidzi wierzyli, że można nimi władać, jeśli zna się ich imiona… Ale to inna opowieść… No i tak… Królowa była strapiona, no bo przecież nie znała imienia karzełka. Powiedziała całą historię królowi, ale ten kochał ją i polecił wszystkim swym strażnikom i posłańcom przeszukać królestwo w poszukiwaniu imienia karła… Nikt jednak niczego nie znalazł… Znaczy znaleźli, ale nie były tymi właściwymi… I ostatniej nocy, jeden z posłańców, wędrując wieczorem przez las w górach, usłyszał jak ktoś śpiewa. Ruszył, żeby posłuchać i dostrzegł… Małego jegomościa, ze spiczastymi uszami i długim nosem, który tańczył wokół ogniska i śpiewał…
’Dzisiaj będę warzył, jutro będę smażył, A pojutrze odda mi królowa dziecię! Bo nikt nie wie o tym, żem jest Titelitury, O tym nie wie nikt na całym świecie!’
- Ani mała myszka, ani kocur bury - Moira bezwiednie dokończył rym.
- I gdy następnego dnia, karzeł przyszedł do królowej, powitała go tymi słowy:
‘Miło, że przyszedłeś nas odwiedzić Titelitury’... Karzeł bardzo się zezłościł, bo jak już wiemy, to było naprawdę jego imię… Przeklinał, tupał nóżkami, aż w końcu powiedział: ‘Chyba sam diabeł ci to powiedział!’, po czym… rozdarł się na dwoje i zniknął. Jak myślisz, czego uczy nas ta bajka? - zapytała Alice.
- Że tak, jak nie wolno mówić swojego imienia i nazwiska nieznajomym, tak samo nie powinno się go powtarzać w samotności, bo ktoś może nas podsłuchiwać - odpowiedziała Moira.
Bee parsknęła śmiechem. Następnie spojrzała na Alice.
- Chyba utożsamia się z karzełkiem w tej bajce - szepnęła żartobliwie i wróciła do konsumowania miski owsianki.
Alice zaśmiała się cicho.
- Raczej po pierwsze, że nie powinno się kłamać, bo potem trzeba się mierzyć z konsekwencjami… A po drugie, że niedobrze jest być zbytnio zarozumiałym, bo Titelitury cieszył się z wygranej na głos, zanim nastał na nią czas… - wyjaśniła Harper.
- Aaa… - dziewczynka zrozumiała. Następnie zamilkła przez chwilę, przyswająjąc i zapisujac w pamięci opowieść. Na sam koniec porzuciła misia obok i nachyliła się, żeby przytulić Alice. - Kocham cię… - uścisnęła ją mocno, po czym odsunęła się na trochę. Spojrzała na Harper i uśmiechnęła się do niej szeroko. Rudowłosa popatrzyła na Moirę i uśmiechnęła się do niej, następnie pogłaskała ją po głowie.
- Och… - Bee szepnęła rozczulona. Uśmiechała się szeroko na tę scenę.
Dziewczynka zeskoczyła z kanapy i bez słowa ruszyła biegiem w stronę schodów. Następnie, po kilku sekundach wróciła po Pana Serdelka.
- Gdzie tak biegniesz? - zapytała Barnett.
- Ubrać się… a potem… może poszukam Ferniego! - odpowiedziała. - Albo też mogę opowiedzieć bajkę, ale chyba nie będę potrafiła tak ładnie, jak Alice… - zawiesiła głos.
- A mogę poszukać Ferniego z tobą? - zapytała Alice. Zerknęła na Bee, a tym spojrzeniem zasugerowała, że ma jej sporo do powiedzenia. Nie mogła jednak, póki Moira była w salonie.
- Hmm… to chcemy dzisiaj robić…? - Barnett zapytała miłym, dedykowanym dla dzieci tonem, choć patrzyła w oczy Harper. Chyba nie chciała powiedzieć przy Moirze nic więcej, ale zdawało się jasne, że w jej mniemaniu nie przybyli tutaj opiekować się dziećmi.
- Możesz, pewnie! - dziewczynka ucieszyła się, że będzie miała przyjaciółkę do pomocy. - I ty też możesz pójść - przeniosła wzrok na Bee.
- O, jak fajnie! - Bee ucieszyła się, albo bardzo dobrze to zagrała.
- No to leć się ubrać ładnie i spotkamy się w salonie, jak potem i my się ubierzemy… A przynajmniej ja - zauważyła Alice. Poczekała, aż Moira ucieknie na górę.

- Może być tak, że Darleth nie wróci, by się nią zająć. Dowiedziała się o śmierci swojego ukochanego i o ile wróci, będzie mieć depresję jak najwyższy szczyt w Alpach. Co więcej, giną tu dzieci. Dziś w wiadomościach było rano o kolejnym w ciągu trzech tygodni. Kojarzy mi się to z wątkiem brata Esmeraldy, nie sądzisz, że byłoby tragicznie, gdyby kolejne dziecko Hastingsów zaginęło?
- Och… wiem co masz na myśli - Bee nawiązała kontakt wzrokowy z Alice ponownie. - Ale mimo wszystko… czy to nie jest trochę… nazwij mnie słabą, ale okrutne? Użyć Moiry jako przynęty?
- Nieco, dlatego chcę ją mieć na oku. Zwłaszcza, że miewa… jak to ujęła, dziwne sny, które się powtarzają… - dodała rudowłosa.
Bee skinęła głową.

- Poza tym, policjant powiedział mi, że listonosza znaleziono nad wodą, kompletnie pozbawionego krwi, zgaduję że nie podrzucili go tam jacyś szaleni krwiobiorcy... - Alice westchnęła.
- Dlatego po pierwsze, będę musiała zadzwonić do Shane’a, bo nawet jeśli możemy zaopiekować się Moirą, to nie zdołamy jego ojcem, a po drugie, później będziemy musieli dokładnie zbadać całą tę historię. Po pierwsze jeziora, po drugie zaginięć dzieci, a po trzecie tutejszych legend. Może czegoś się dowiemy… No i martwi mnie Kit. Mam niepokojące wrażenie, że tutejsze duchy traktują go jak kolejne dziecko i dlatego też może być podatny na zostanie porwanym przez Wróżki - wyjaśniła swoje obawy Alice.
- Czy to tu się właśnie dzieje? - zapytała Bee. - Myślisz, że to wróżki zabiły tego mężczyznę i porwały dzieci? Kit mnie też niepokoi, jeszcze nie sprawdziłam nawet, co u niego - zawiesiła głos. Obejrzała się za siebie w stronę schodów, jakby zastanawiając się, czy właśnie teraz zacząć po nich wchodzić. - Ale jakie mamy konkretnie plany na dzisiaj? Obawiam się, że będziemy szukać psów i takie tam, po czym zrobi się nagle wieczór… - zawiesiła głos. - Tak naprawdę opieka nad Moirą i jej dziadkiem nie należy do naszych obowiązków, choć to ładnie z twojej strony, że o tym myślisz. Czy planujesz udać się nad to jezioro? Chyba raczej nie z Moirą… - mruknęła Bee. - Byłaś już u Kita?
Bez wątpienia w głowie Barnett panował prawdziwy chaos.
- Cóż, możemy poszukać znikającego psa z Moirą, póki Shane nie wróci. Gdy to nastąpi, wybierzemy się nad jezioro. Legendami zajmiemy się wieczorem w internecie, ewentualnie jutro w bibliotece miejskiej… I wiesz co? Jeszcze u niego nie byłam, szczerze to szłam na dół się wykąpać, a potem zaczął się cały ten harmider, a planowałam zajrzeć do niego jak będę wracać do pokoju… - powiedziała i zmarszczyła brwi.
- Zajrzysz do niego? To ja się w tym czasie ogarnę - poprosiła. Zerknęła na swoją porzuconą na komodzie kosmetyczkę i ręcznik.
- To też byłoby dobrze, gdybyś pomyślała na temat tych dzieci… Bo mamy dwa wątki, którymi mamy się zająć. Czy jest ich więcej? Po pierwsze, morderstwo. Po drugie, zaginięcia. I nawet nie wiemy, kto dokładnie został porwany. W ogóle… to mi się wcale nie podoba. Ani trochę. Przyjechaliśmy tutaj zająć się sprawą z przeszłości. Natomiast wokoło tyle różnych spraw, które są ekstremalnie świeże. Boję się, że nas rozproszą i kompletnie zapomnimy, że przyjechaliśmy tutaj, żeby dowiedzieć się, co przytrafiło się Edwinowi. Och, Edwin. To trzeci wątek.
 
Ombrose jest offline