Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 23:06   #178
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Zawsze może się okazać, że sprawy przeszłości mają związek z tym, co dzieje się aktualnie. Kto wie, może w jeziorze żyje coś, co robi to wszystko, a my będziemy mogli to znaleźć i przy okazji skonsumować? - zauważyła rudowłosa.
Bee wstała i powoli ruszyła w stronę schodów. Pewnie po to, żeby zająć się Kitem. Wcześniej jednak chciała dokończyć rozmowę z Alice.
- Zobaczymy co jeszcze będzie miała do dodania Jenny - zaproponowała jeszcze Harper i dopiero wtedy sama też wstała. Ruszyła do swoich rzeczy, by wziąć je i skierować się do łazienki. Potrzebowała pomyśleć i umyć się, a potem wykonać telefony…
- To musisz poczekać na nią jeszcze kilka godzin - Bee zaśmiała się. - Chyba że ją obudzisz. Jeśli taki masz plan… polecam ci ubrać się do niego w schron atomowy… - dodała, wchodząc po schodach na górę i znikając Alice z oczu.


Łazienka na parterze była tak duża, jak obie na piętrze razem wzięte. Kiedy tylko Alice weszła do niej, oszołomiła ją biel. Było jej aż za dużo. Wszystkie meble należały do kompletu. Miały nieco niebieskawy, a nieco szarawy odcień. Przez dwa okna wpadało do środka bardzo dużo światła, nawet pomimo rolet. Alice uzmysłowiła sobie, że z tej łazienki korzystali Darleth i Shane. Gdzie były ich środki czystości? Albo pochowane w którejś z szuflad, albo mieli je we własnych pokojach. Na blatach nie było ani jednej rzeczy, zbłąkanej suszarki czy kostki mydła. Jedynie ręcznik został powieszony i oprócz przyrządów do mycia przy wannie… to był chyba jedyny obiekt, który można było swobodnie przesuwać. Alice nie spostrzegła prysznica.
Harper westchnęła. Podeszła do okien i zasłoniła rolety, a następnie ściągnęła szlafrok. Zamknęła drzwi, upewniając się, że nikt jej nie wejdzie, po czym zaczęła nalewać wody do wanny. Ściągnęła z siebie koszulę i obejrzała się w lustrze. Po tym zabiegu, weszła do wanny. Siedziała i patrzyła na lecącą wodę. Pogrążyła się w myślach. Ta wyspa działała na nią tak, jakby czytała bajkę braci Grimm. Miała to samo dziwne, nieprzyjemne uczucie w żołądku. Popatrzyła na swoje odbicie w kranie, a potem na swoje dłonie. Lewej brakowało dwóch palców. Zgięła pozostałe trzy i rozprostowała. Miała nadzieje, że to wszystko jej nie przerośnie… Oparła się i spojrzała w sufit. Zamknęła na moment oczy i słuchała szumu. Medytowała, robiąc porządek z informacjami w głowie.
Woda była ciepła, w odróżnieniu od tej na piętrze. Co chwile piecyk zapalał się i gasł. Wnet całą Alice otuliło ciepło. Zamknęła oczy i stopą zakręciła kran. Zdawało jej się, że rozpływa się w tej wannie. Pomimo gorąca nie było jej duszno. Może to dlatego, bo nie zauważyła trzeciego okna, które było co prawda zasłonięte, ale uchylone od góry. Po wyłączeniu napływu wody, wokół zapanowała cisza. Była sama i nikt nie rozpraszał jej uwagi. Wnet rozchyliła oczy. Ujrzała przed sobą odbicie w tafli wody tuż nad własnym ciałem. W pierwszej chwili nie przestraszyła się. Wnet jednak spostrzegła… że to nie jej twarz odbijała się. Choć była bardzo, bardzo podobna…
Alice cała spięła się i wstrzymała oddech. Poruszyła głową, chcąc sprawdzić czy to jej odbicie i woda reagowała jak lustro, czy też może było to zupełnie co innego.
- Znowu ty… Kim ty do cholery jesteś - szepnęła napiętym tonem.
Kiedy poruszyła głową, również zgodnie zmieniło się odbicie. Jednak nie należało do niej. Wnet jednak spostrzegła, że usta mężczyzny zaczęły wyginać się w uśmiech, choć jej własne pozostawały nieruchome. Mimowolnie wzdrygnęła się. Po tafli wody przebiegła fala, która zaburzyła efekt lustra. Kiedy uspokoiła się, Alice znów spostrzegła odbicie… jednak tym razem swoje własne.
Serce jej dudniło niespokojnie. Zacisnęła oczy i oparła się znowu o brzeg wanny. To jej nie pomagało. Nie rozumiała co widzi. Kogo… Siebie? Swojego brata bliźniaka, którego… pożarła jeszcze w brzuchu swojej matki? (czytała o czymś takim kiedyś), a może to był jakiś diabeł? Nie mogło to mieć związku z Isle of Man, bo postać pojawiła się jeszcze podczas jej snu w samolocie, więc nie łączyła jej bezpośrednio z tym miejscem. Była jednak na tyle zagadkowa, że już utworzyła dla niej osobną szufladę w swej głowie. Uspokoiła oddech, a następnie odnalazła ręką swoją kosmetyczkę. Otworzyła oczy, żeby czasem jej nie strącić.
Nawet nie zauważyła, że zasnęła.

Znalazła się w kompletnej czerni.
Po chwili jednak podłoga, na której stała, zaczęła wirować. Pojawiły się na niej świetlne wzory. Kreski biegły za sobą niczym ławica ryb. Były dynamiczne i poruszały się szybko. Wypełniały całą nieskończoną przestrzeń wokół Alice. Wnet zrobiły się na tyle jasne, że mogły rozświetlić nieco strefę, w której znajdowała się rudowłosa. Wpierw poczuła ukłucie strachu, gdyż spostrzegła, że nie znajdowała się tutaj wcale sama. Kilkanaście… nie, kilkadziesiąt nagich kobiet stało w mniej lub bardziej regularnych odległościach od siebie. Wszystkie nie poruszały się. Ani jednej nie zadrżała sylwetka choćby przez chwilę. Wtem jednak Alice poruszyła się… i spostrzegła, że pozostałe kobiety powtórzyły za nią ten ruch. Harper potrzebowała jeszcze kilku dodatkowych sekund, żeby zrozumieć, że znajdowała się w sali pełnej luster i wszystkie ukazywały właśnie ją.


Było to piękne. Bez wątpienia hipnotyzujące. Jednak zarazem… nieco niepokojące.
Przełknęła ślinę i westchnęła. Następnie rozejrzała się, zaczynając powoli iść. chciała znaleźć wyjście. Cieszyło ją, że tym razem jedyne co było niepokojącym to lustra i podłoga. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że świat mógł być bardziej okrutny, a w zamian za to, pokazywał jej coś tak niesamowitego. A mimo wszystko, zamiast po prostu stać i patrzeć, zaczęła szukać ucieczki…
Szybko okazało się jednak, że wokół niej znajdowały się tylko lustra. Nie było żadnych drzwi. Tak właściwie nie dostrzegała też sufitu, ale to może dlatego, bo światło podłogi było zbyt słabe. Wszystkie tafle łączyły się z sobą. Co więcej… kiedy Alice dotknęła jednej z nich… odkryła, że wcale nie jest taka twarda. Zdawała się nieco poddawać jej dotykowi. Im bardziej Harper napierała na nią, tym opór stawał się mocniejszy. Jednak lustrzana sfera poddawała się jej dotykowi. Powinna przeć naprzód? Czy też wycofować się bez obaw, że naruszy przestrzeń dookoła siebie?
Rudowłosa najpierw podniosła dłoń i obejrzała ją. Przestrzeń wokół siebie już znała… Nie wiedziała jednak co było po drugiej stronie lustra…
- Alice po drugiej stronie lustra… - mruknęła tytuł kolejnej opowieści o Alicji i Krainie czarów, po czym… Po prostu ruszyła sprawdzić, czy może przejść przez lustro. Wystawiła dłonie przed siebie i wstrzymała oddech.
Musiała skorzystać z całej swojej siły. Odbicie zdawało się wahać, czy uderzyć w nią z powrotem, czy też poddać się jej. Wreszcie upór Alice wygrał. Lustro pękło niczym bańka. Harper z rozpędu zrobiła kilka kroków do przodu…

Po to tylko, żeby odkryć, że znalazła się w dokładnie takim świecie, jak ten, z którego uciekła.
Choć po chwili… coś się zmieniło. Rudowłosa podniosła wzrok. Spostrzegła nieziemską istotę odzianą w złoto i biel. Była przepiękna i dziwnie… znajoma. Suknia wiła się wokół sylwetki burzliwie niczym morze. Tak samo obłoki włosów tańczyły wokół ślicznej twarzy, jak gdyby znajdowały się pod wodą lub może wręcz przeciwnie… w przestrzeni kosmicznej. W stanie nieważkości. Alice nie bała się istoty. Nawet kiedy zaczęła opadać w dół, prosto w jej stronę. Dotknęła podłogi za jej plecami tak delikatnie, jakby była co najwyżej płatkiem śniegu. Następnie objęła śpiewaczkę. Wokół jej nagiego ciała zaczęły tańczyć złote fałdy sukni i fale włosów.
Harper obserwowała ją z zaciekawieniem i fascynacją. Całą jej trasę w dół. Nic nie powiedziała, gdy istota objęła ją. Nie poruszała się, jedynie badając zachowanie złotego bytu. Jej serce jednak biło odrobinę szybciej. Czy naprawdę mogła ufać istocie? Miała wrażenie, że tak, nie czuła lęku, po prostu pozostawała uważna. Zerknęła po jej ciele i po swoim w odbiciu. Łopot ubrań był fascynujący, a dotyk materiału na skórze całkiem miły.
Istota delikatnie głaskała ją po ciele, co było przyjemnym uczuciem. Nic nie mówiła. Mijały kolejne sekundy i Alice uzmysłowiła sobie, że najprawdopodobniej nic więcej nie zadzieje się. Chyba że… ruszy ponownie przez lustro? A może nie powinna poruszać się, kiedy niebiańska istota opiekowała się nią tak czule? A co, jeśli rozpryśnie się, jeśli Alice choćby drgnie? Nie miała pojęcia, co się wydarzy.
- Dasz mi przejść kolejne lustro? - zapytała Harper. Skoro nie była pewna, czemu po prostu nie mogła zapytać. Poruszyła się, podnosząc dłoń. Z czystej ciekawości, dotknęła palcami dłoni istoty. To było przyjemne uczucie, ale oprócz tego nic się nie wydarzyło.
Kompletnie nic. Postać nie odpowiedziała. Tylko uśmiechała się do Alice, jak gdyby nie rozumiała języka, którym posługiwała się Harper, ale i tak bardzo ją lubiła.
Rudowłosa pogłaskała chwilę jej dłoń, po czym powoli ruszyła do przodu. Obserwowała jej minę, kiedy zbliżała się do lustra. Nie spieszyła się, szła spokojnie. Chciała jednak przejść dalej, ciekawiło ją co jeszcze zobaczy.
Postać zdawała się jej aniołem stróżem, choć technicznie rzecz biorąc nie posiadała skrzydeł. Kiedy Alice poruszyła się, podążyła za nią. Chyba nie stawiała kroków, a zamiast tego lewitowała, jednak Harper nie miała absolutnej pewności, jako że znajdowała się istota znajdowała się za jej plecami. Mimo wszystko bała poruszać się zbyt gwałtownie i rozglądać na boki, bo efemeryczna dama zdawała się dość krucha i delikatna… choć zarazem nietykalna, co pewnie powinno sobie przeczyć. Kiedy Alice dotarła do lustra i znowu na nie naparła, złota pani podniosła dłoń i wierzchem palców pogłaskała jej policzek. To zdawało się niezwykle kojące i piękne. Łatwo było się wzruszyć, a nawet uronić łzę.

Harper wytężyła siły… i przeszła do trzeciej przestrzeni. Wpierw spostrzegła, że w odbiciach wokół niej pojawiała się piękna istota. Najwyraźniej przeszła wraz z nią. Jednak nie przytulała się już do dziesiątek nagich, rudowłosych kobiet. Zamiast tego otulała taką samą liczbę mężczyzn. Wtedy Alice uświadomiła sobie, że jej ciało… zmieniło się.
Wstrzymała oddech i tym razem tempo jej kroku stało się dużo żwawsze niż poprzednim razem. Zdecydowanie chciała się wydostać z tej sfery dużo bardziej niż z poprzedniej. Nie akceptowała tego, że rudowłosy mężczyzna, którego widywała mógłby być nią. Wystawiła dłonie przed siebie i chciała przejść.
Kiedy zbliżała się do lustra, zbliżało się też do niej jej własne odbicie. Choć tak właściwie… nie do końca własne. Złota dama w dalszym ciągu przytulała się do jej ciała i chyba nie spostrzegła jakiejkolwiek różnicy. Alice spojrzała na odbicie swojej twarzy. Wyrażała wszelkie jej emocje. Wnet jednak… tuż przed tym, jak naparła na lustro po raz trzeci… uśmiechnęła się do niej. Choć usta Harper ani drgnęły. Wtedy właśnie odbicie ustąpiło, a Alice… obudziła się.
Harper poruszyła się w wannie, aż siadając. Mrugała kilka sekund, próbując dojść do siebie.
- Kurwa… - sapnęła cicho i zasłoniła twarz dłonią. Próbowała wymazać spod powiek uśmiech rudowłosego mężczyzny. Po chwili zdecydowała, że dłuższe siedzenie w wannie nie pomoże, a nie chciała ponownie zasypiać. Umyła się i wyszła z wody, która w międzyczasie zdążyła kompletnie wystygnąć. Wytarła się ręcznikiem i założyła ponownie w koszulę i szlafrok. Chciała opuścić łazienkę i udać się do siebie by ubrać…
Odkładała ręcznik, kiedy nagle usłyszała dziwny, niepokojący odgłos… Po chwili uzmysłowiła sobie, że dochodził od strony drzwi. Przypominał… skrobanie? Miejscami jakby… stukanie? Był cichy, ale bez wątpienia słyszalny. Chyba że w międzyczasie do reszty postradała zmysły i to wszystko dalej działo się w jej głowie.
Alice nie należała do strachliwych, jeżeli chodziło o takie dźwięki. Potrzebowała widzieć, czego ma się bać, a znała wiele takich rzeczy w prawdziwym świecie. Tajemnicze skrobanie w drzwi nasunęło jej tylko myśl kto też próbował dostać się do łazienki, którą prawdopodobnie zajęła na jakąś godzinę…
Kiedy je niespodziewanie otworzyła, osoba klęcząca po drugiej stronie wpadła do łazienki. Musiała opierać się o drzwi i kompletnie nie podejrzewać je o to, że nagle zostaną rozwarte.
- Kurwa, Alice - to była Jennifer. Blond włosy były tym, po czym Harper ją rozpoznała. - Nie dajesz mi spać!
Bee stała dwa metry dalej. Wydawała się przestraszona, ale kiedy spostrzegła, że Alice była cała i zdrowa, na jej twarzy pojawiła się ulga. Tymczasem de Trafford wstała i rzuciła na podłogę śrubokręt, którym próbowała rozpracować zamek.
- Bee chciała wybijać okna z zewnątrz - powiedziała. - To teraz, jak już wiemy, że niestety jesteś cała i zdrowa… zwolnisz miejsce dla mnie - mruknęła i wślizgnęła się do łazienki. Zaczęła ściągać czarną górę z piżam, kiedy zastygła w bezruchu. - Nie ma żadnego żelu? - rozejrzała się w poszukiwaniu jakichkolwiek środków do kąpieli.
- Weź mój - Alice wyciągnęła tubkę z kosmetyczki i podała Jenny.
Tymczasem Barnett westchnęła.
- Byłaś tam przez całą godzinę! - pokręciła głową.
- Miałam bardzo dziwny sen… Możliwe, że za bardzo przejmuję się wszystkim tutaj… Tak czy inaczej… Coś się działo? Z Kitem ok? - zapytała i popatrzyła najpierw na Jenny, a potem na Bee.
- I to wszystko co masz do powiedzenia? - zapytała Jennifer dość ciężkim głosem, ale przyjęła od niej tubkę.
Bee spojrzała na de Trafford.
- Bardzo martwiłyśmy się o ciebie. Dlaczego nie odpowiedziałaś, kiedy krzyczałyśmy? - zapytała spokojnie. - Ja już narobiłam rabanu, że to ten morderca… i znajdziemy cię kompletnie wyssaną z krwi.
Jennifer parsknęła.
- I uwierz mi, kiedy słyszałam takie rzeczy tuż po gwałtownej pobudce, już drugiej tego poranka, miałam duże trudności ze zrozumieniem - mruknęła. Następnie spojrzała na Bee. - Przepraszam cię za tamto.
Barnett tylko pokręciła głową na znak, że nie gniewa się w ogóle.
Harper spięła się i wyprostowała.
- Chwileczkę… Krzyczałyście? - wydawała się szczerze zaskoczona i zmieszana. Nie słyszała ich. Nie obudziło jej to. Czy był to zwyczajny sen, czy też wpadła w jakiś trans? Kim była złota postać? Alice miała nadzieję, że nie była manifestacją Dubhe, bo jeśli tak, rudowłosy zaczynał pakować jej się w bardzo intymne miejsca… właził w jej duszę. Harper zbladła nieco. Spojrzała w bok i zdawała się strapiona.
- Przepraszam was… - powiedziała nadal z tym wyrazem twarzy. Teraz martwiła się o siebie. Wszelkie zagrożenie dla niej, oznaczało zagrożenie dla jej dziecka. Automatycznie przytknęła dłoń do brzucha, jakby chciała je osłonić przed wszelkim złem świata.
- Pójdę się ubrać… - powiedziała, ale poczekała chwilę, czy któraś z pań nie chciała nic powiedzieć, w końcu zadała pytania, na które nie dostała odpowiedzi.
- Pójdź - Jennifer rzuciła.
Chyba nie za bardzo przejmowała się towarzystwem kobiet, bo wnet pozbyła się wszelkich ubrań i naga weszła do wanny. Odkręciła kurek.
- No nie wiem, Jennifer, jeśli z tą łazienką jest coś nie tak… nie wiem, czy to bezpieczne - Bee zmarszczyła brwi i spojrzała niepewnie na de Trafford. Ta jednak ją zignorowała, więc spojrzała ponownie na Alice. - Ja ciebie teraz nie zostawię samej. Będę się o ciebie bała - zapowiedziała.
- Ja czułam, że nic się nie stało - Jennifer rzuciła. - Inaczej nie bawiłabym się w śrubokręty, tylko wywaliłabym te drzwi od razu.
- Nic się nie stało - Barnett westchnęła. - Na szczęście nic się nie stało - powtórzyła. - Najpierw przyszłam ja, a kiedy nie odpowiadałaś na moje słowa, czy nawet krzyki… przestraszyłam się i pobiegłam po Jennifer. Na szczęście Darleth już wróciła, to powiedziała nam, gdzie są śrubokręty i inne narzędzia. Przeprosiła, że nie może pomóc i poszła się położyć.
- A Moira i Kit? - zapytała Alice. Zerknęła na Jenny w wannie, po czym ruszyła w stronę wyjścia z pomieszczenia. Miała nadzieję, że Bee podąży za nią. Chciała też wreszcie poznać odpowiedzi na swoje pytania. Musiała za wszelką cenę odwrócić swoją uwagę od rudowłosego, bo inaczej oszaleje. Zamierzała więc skoncentrować się na dzisiejszych zadaniach. Pierwszym było ubranie i sprawdzenie komórki, a dalej… Szukanie znikającego psa. Tak. To był plan. A nie… Problemy z wkradającym się w jej umysł alterego…
- Kit czuje się nieco lepiej. Chyba nawet zszedł. Ale spodziewaj się kogoś po lobotomii, bo trochę tak się zachowuje. A Moira… szczerze mówiąc, nie wiem, gdzie jest Moira. Kompletnie o niej nie myślałam. Tak właściwie to ucieszyłam się, że jej nie ma, bo nie powtórzy tego Shane’owi. Wydaje mi się, że to ten typ mężczyzny, który jest w stanie przyjąć na bark tylko określoną ilość dziwności, a policja to już i tak było dużo na dzisiaj. Ale psychologiem nie jestem - Bee mruknęła i stanęła na korytarzu. - Czy naprawdę powinnyśmy zamykać te drzwi? - spojrzała na przejście, nad którym całkiem długo pracowały z Jenny.
- Bee… Pamiętasz co ci mówiłam o znikających dzieciach? Do cholery? - powiedziała lekko zirytowanym tonem Alice. Po czym zamilkła. Przełknęła ślinę i się opanowała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline