Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 23:07   #179
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Barnett zerknęła na nią wzrokiem świętej poddawanej próbom.
- Wybacz. Pójdę się ubrać. Spróbuj proszę zlokalizować dziecko… - poprosiła rudowłosa.
Bee skinęła głową, dając do zrozumienia, że tak zrobi.
- Jestem jeszcze nieco rozbita… Dla mojego świętego spokoju znajdźmy ją - dodała Harper. Ruszyła na górę po schodach, teraz spiesząc się nieco.
- Przepraszam za to… - Bee zawiesiła głos, spoglądając za oddalającą się Alice. - Ja… po prostu byłaś moim priorytetem - mruknęła, westchnęła i ruszyła dalej.
- Wiem… - rzuciła Alice ze schodów. Dostała się na górę jak najszybciej mogła w najbezpieczniejszy sposób. Ruszyła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi i zaczęła się rozbierać. Wyciągnęła z torby koszulę, jeansy i bieliznę. Ubrała, podobnie jak adekwatne, wygodne buty i kurtkę. Wzięła swój telefon i sprawdziła wiadomości i ewentualne połączenia. Przeglądając komórkę, ruszyła w stronę sypialni Moiry. Chciała sprawdzić, czy dziewczynka może była u siebie.
Otworzyła drzwi. Spostrzegła, że mała siedziała na krześle przed biurkiem, na którym był włączony laptop. Chyba grała w The Sims, takie przynajmniej Alice odniosła wrażenie. Zdawała się tak pochłonięta losami stworzonej przez siebie rodziny, że kompletnie nie zauważyła pojawienia się Harper.
- Tak, to chłopczyk! - uśmiechnęła się wesoło. - Będziesz… “Dobry” i będziesz… “Lubił Przebywać na Zewnątrz” - mruknęła.
Chyba wybierała cechy charakteru noworodkowi.
Harper odetchnęła.
- Hej Moiro, w co grasz? - zapytała. Poczuła jakby wielki głaz spadł jej z pleców. Przy całym napięciu, wywołanym przez sen, teraz naprawdę martwiła się o losy małej Hastings. rozejrzała się po jej pokoju czujnie, oceniając czy cokolwiek się nie zmieniło od poprzedniego dnia.
Wszystko wyglądało w porządku. Jak pokój każdej małej dziewczynki. Tak właściwie zdawał się jedyny normalny w całym Injebreck House. Darleth jak burza szła przez wszystkie pozostałe pomieszczenia i sprzątała je z wigorem, doprowadzając do stanu katalogowego. Najwyraźniej nie mogła poradzić sobie z tym jednym pokojem, po którym walały się sterty zabawek, kredek, rysunków i innych rzeczy. A może Moira zdołała zrobić ten cały nieporządek w ciągu ostatnich kilku godzin. Filipinka raczej nie była w nastroju na zajmowanie się domem w tym czasie.
- O, Alice? - odwróciła się na chwilę, zarzucając brązowymi lokami. - The Sims 3. Tata kupił mi tę grę na urodziny - uśmiechnęła się. - Grałam w dwójkę i miałam wszystkie dodatki, ale bardziej podoba mi się trójka, choć wydaje się taka pusta… nie ma moich ulubionych dodatków, czyli Zwierzaków i Czterech Pór Roku - westchnęła cicho. - Mam zainstalowane tylko Wymarzone Podróże oraz Karierę. Chcesz zagrać?
Alice zastanawiała się chwilę… po czym podeszła do dziewczynki. Zerknęła na ekran.
- Hm… A jak to się robi? Znaczy wiesz, słyszałam tylko o The Sims… O, już wiem. Zrób mnie i siebie i kogo jeszcze chcesz, a ja za moment przyjdę, muszę powiedzieć Bee, że nie musi cię szukać, bo myslałam że poszłaś biegać po dworze - powiedziała rudowłosa. Pogłaskała Moirę po głowie, po czym wyszła i wybrała numer Barnett, mając nadzieję, że miała telefon przy sobie. To by oszczędził jej biegania.
Na szczęście miała przy sobie komórkę. Dzwoniła do Bee. Tymczasem obserwowały, jak oczy dziewczynki powiększyły się. Chyba nie wpadła na taki genialny pomysł.
- Tak! Tak zrobię! - zapaliła się. Od razu wybrała opcję zapisywania i wyjścia do menu głównego. - Czy masz może wasze zdjęcia? Żebym lepiej odwzo… odzwro… - nie mogła poradzić sobie z trudnym słowem.
- Od-wzo-ro-wać - pomogła jej Alice.
- Niestety nie mam. Zrób z pamięci, też będą dobre - zaproponowała.
Tymczasem Barnett odebrała.
- Alice? Coś się stało? - zastygła. Chyba nie spodziewała się w żadnym wypadku dobrych wieści.
- Nie, na szczęście nie. Znalazłam zgubę. Jest u siebie. Odwołuję alarm. Póki nie idziemy na dwór, a reszta się zbiera do kupy, możesz w takim razie poszukać informacji w internecie? Tak jak mówiłam wcześniej - Alice mówiła nieściśle, bo w końcu Moira była blisko i słyszała.
- Informacji na temat Edwina? - zapytała Bee po chwili wahania.
- Zacznij od dzieci. Myślę, że będzie powiązanie - powiedziała krótko Alice. Za chwilę zakończyła rozmowę.
Albo miała problemy z pamięcią, albo była od rana naprawdę rozproszona. Tak właściwie Barnett wydawała się być dość emocjonalną kobietą, która nie cieszyła się najmocniejszym charakterem. Po akcji z Darleth mogła być jak najbardziej wytrącona z równowagi, a kolejne zamieszanie z kąpielą Alice też nie pomogło odpocząć psychicznie i dojść do siebie.
- Ale nie bardzo kojarzę pana Kita… - Moira wydała się zawstydzona. Rzeczywiście, miała z nim mizerną styczność, jako że mężczyzna większość czasu spędził półżywy u siebie w pokoju. - Czy jeśli go pominę, to się obrazi?
- O ile dowie się, że gramy w The Sims. Pomogę ci z nim - zaproponowała Harper. Podeszła do biurka i przysunęła sobie drugie krzesło usiadła obok Moiry i wyjaśniła jej jak powinna stworzyć Kita. Obserwowała jak dziewczynka tworzyła domowników.
Dziewczynka weszła w tryb kustomizacji koloru włosów. Można było wybrać inne barwy odrostów, koloru podstawowego, pasemek i końcówek. Zdawało się, że wzięła sobie za punkt honoru jak najlepsze odwzorowanie zabarwienia fryzury Kaisera. Jechała suwakami w prawo i lewo, prosząc Alice o wybranie idealnego, najlepiej pasującego odcienia różu.
- Sama też chciałabym mieć kolorowe włosy. I też różowe. Nie wiem tylko, czy wolę bardziej mocny odcień, tak jak Pinkie Pie, czy jaśniejszy jak Fluttershy. Podobają mi się też połączenia z fioletem, tak jak u Sweetie Belle.
Harper wpisała w wyszukiwarkę hasła rzucane przez Moirę. Chyba mała spodziewała się, że Alice będzie rozumiała te wszystkie pojęcia. Zapewne nie przyszło jej do głowy, że istniał ktoś, kto nie był dobrze zapoznany z My Little Pony.
- Sweetie Belle wygląda ciekawie. A co do różu, wiesz, jak zrobisz taki mocny i go zostawisz, to po półtora miesiącu zrobi się jasny, bo się wypierze podczas mycia głowy - zauważyła Alice. Schowała telefon do kieszeni. Podała Shane’owi swój telefon i miała nadzieję, że napisze, albo zadzwoni, on jednak nie dał znaku życia, przez co nie mogła go o niczym poinformować… To było nieco uciążliwe. Wróciła do obserwowania rodziny na ekranie. Zerknęła kogo już Moira miała, a kto jej jeszcze został.
W pierwszej kolejności zajęły się Alice i Bee. Dziewczynka widziała obie kobiety rano, więc miała w głowie ich najwierniejszy obraz. Potem stworzyli Kita, bo Moira była nim widocznie zainteresowana. Kiedy ukończyli go, dziewczynka stworzyła nowego sima i nazwała go “Jennifer”.
- Ma dwa, ładne, blond kucyki, albo rozpuszczone włosy… - chyba nie mogła się zdecydować, którą fryzurę wybrać.
Tymczasem Alice usłyszała brzęczenie telefonu. Nie jej własnego, ale również znajdował się w pokoju, choć nie była pewna, w którym miejscu. Komórka była wyciszona i Moira nie zwracała na nią uwagi. Chyba kiedy grała w The Sims, prawdziwy świat tracił dla niej znaczenie.
- Telefon ci dzwoni Moiro - powiedziała Alice, zwracając na to uwagę młodej Hastings. Ustawiła Jennifer kucyki, uznała, że to w jakiś sposób pasuje do Jenny. Następnie wybrała jej głos i cechy charakteru, by powrócić do tworzenia wyglądu. Ciekawiło ją kto dzwonił, zgadywała, że może to jej ojciec.
Dziewczynka skrzywiła się. Chyba bardzo nie lubiła być odciągana od komputera, kiedy coś ją pochłonęło. Bez słowa jednak zeskoczyła i ruszyła prędko w stronę łóżka. Leżała na niej żaba z Ikei. Miała schowek w jamie ustej, który otwierało się poprzez rozsunięcie zamka biegnącego pomiędzy ustami. Był jednak wszyty w ten sposób, że wcale nie rzucał się w oczy. Wyjęła ze środka dwa duże opakowanie owocowej gumy rozpuszczalnej, talię jakichś specjalnych kart… oraz telefon. Odebrała go i przyłożyła do ucha.
- Tak, tato?
Następnie zamilkła, słuchając Shane’a.
- Wszystko w porządku. Nie, nie ma Darleth. Jestem najedzona, zjadłam pyszną owsiankę i Alice opowiedziała mi bajkę, a teraz gramy w simsy - wytłumaczyła ojcu. Po czym zamilkła, słuchając go dalej.
- Moiro, skarbie, dasz mi go na chwilę, muszę zamienić z twoim tatą słowo - poprosiła rudowłosa spoglądając na dziewczynkę. Miała nadzieję, że ta usłyszała.
- Tato, Alice chce z tobą rozmawiać - mała przerwała ojcu i prędko podała komórkę Harper.
Następnie wgramoliła się z powrotem na krzesło i zaczęła kompletować składowe ubrania wizytowego Jennifer. Najwyraźniej widziała ją w długiej, niebieskiej sukni z przewieszoną przez środek białą falbanką. Potem utonęła w wybieraniu makijażu.
- Jenny preferuje czarne ubrania - podpowiedziała jej Alice, biorąc od dziewczynki telefon. Następnie wstała i tym razem wyszła całkiem na korytarz. Ruszyła w stronę swojej sypialni.
- Pan Hastings... ? - zapytała spokojnym tonem Alice do telefonu.
- Pani Harper? - Shane odezwał się po drugiej stronie. - Jestem pani wielkim dłużnikiem, że opiekuje się pani Moirą. Zdaję sobie sprawę, że przyjechała pani tutaj, żeby bawić się ze znajomymi, a nie znosić wybryki policji i patrzeć za małymi dziewczynkami… Dlatego… co powie pani na to, że zaproszę panią i pani znajomych do Villa Marina? To interesujące miejsce spotkań u nas w Douglas. Nie wiem, czy orientuje się pani w tym mieście, ale budynek jest zlokalizowany w Harris Promenade i ma piękny widok na Zatokę Douglas. Dzisiaj o dwudziestej będzie mieć miejsce bankiet charytatywny. To powinno być miłe wydarzenie z dobrym jedzeniem i muzyką. Tak się składa, że towarzystwo, do którego należę, nie mogło dzisiaj wziąć w nim udziału i mam dodatkowe cztery bilety. Nawet pięć, ale waham się, czy zaprosić Darleth. Obowiązuje strój wieczorowy, lecz atmosfera nie powinna być zbyt sztywna… - zawiesił głos.
Harper milczała kilka chwil.
- To niezwykle uprzejme z pańskiej strony i jestem zaszczycona tym zaproszeniem, jednakże jest coś, co musimy omówić… właściwie… Kilka cosi… Zaczynając od tego, że może pan uznać, że sobie żartuję… Jednak to nie będą żarty. Czy jest jakaś możliwość, by wrócił pan dziś wcześniej do domu, przed tą kolacją charytatywną? To dość poważna sprawa i ma związek z obecnością policji u nas dziś rano - wyjaśniła.
- Niestety nie za bardzo, wyszedłem w trakcie zebrania. Miałem do pani zadzwonić, ale najpierw chciałem do córki. Nigdy nie odbiera mojego telefonu, ale to chyba po części moja wina… Nieważne. Nie sądzę, że mógłbym znaleźć się w Injebreck House przed siedemnastą, jednak zamierzam zamówić nianię dla Moiry, więc proszę się nie obawiać. Nie chciałbym w tej chwili za dużo zadań powierzać Darleth. Myślę, że potrzebuje wsparcia i nie może być dla nas w tej chwili… no cóż, wsparciem.
- Proszę mnie więc posłuchać. Mam pewne przypuszczenia sądzić, że to co zabiło mężczyznę nad brzegiem jeziora, może mieć też jakiś związek z tutejszymi zaginięciami dzieci. Bardzo bym chciała, żeby Moirze nic się nie stało, bo rodzina Hastingsów już raz straciła dziecko w tej lokalizacji. Jeśli chce ją pan zostawić z nianią, to niech to będzie osoba, która naprawdę się nią zajmie… Szczerze powiedziawszy, rozważam, czy nie polecić tego któremuś z moich przyjaciół… Porozmawiam z nimi. To nie tak, panie Hastings, że jesteśmy tutaj całkiem tylko po to, żeby odpoczywać, ale jak mówiłam, wolę o tym porozmawiać twarzą w twarz. Co do kolacji, ustalę wszystko z przyjaciółmi. Proszę do mnie napisać wiadomość. Odpowiem przed siedemnastą - powiedziała spokojnie Alice.
W międzyczasie coś zaczęło skrobać w okno. To nie był do końca przyjemny dźwięk. Nawet zdołał odwrócić uwagę dziewczynki od gry.
- Kotek! - pisnęła i zerwała się z miejsca, aby otworzyć okno.
Wyciągnęła ręce do czarnego dachowca, który skoczył prosto w jej ramiona. Przytuliła go mocno, ale zwierzak syknął i puściła go. Zgrabnie wskoczył na parapet i zaczął obserwować na zmianę dwa źródła dźwięku - czyli komputer oraz Alice.
- Myśli pani, że to zabójstwo i zaginięcia… - Shane wydawał się zaniepokojony. - Ale w jaki sposób mogłoby je coś łączyć? Nie rozumiem, ma pani jakieś nowe informacje? Czy przedstawiła je pani policji? Oczywiście, bezpieczeństwo dziewczynki jest dla mnie bardzo ważne, dlatego będzie miała zagwarantowaną dobrą opiekę. Proszę nie kłopotać przyjaciół. Zainteresowała mnie pani wzmianką o tym, że nie jesteście tutaj na wakacjach. Z chęcią porozmawiałbym o tym na bankiecie, albo po nim - mruknął. - Nie rozumiem tylko z czym mam do pani napisać. Chodzi o to, że mam powiadomić panią, kiedy załatwię nianię dla Moiry?
- Raczej chodziło mi o wiadomość, abym mogła do pana odpisać w sprawie bankietu i moich ustaleń z przyjaciółmi. Nie wiem czy wszyscy mają strój wieczorowy, albo nastrój na takie wydarzenia… - wytłumaczyła Harper.
- Co do reszty, wytłumaczę, gdy się spotkamy - powiedziała spokojnie rudowłosa. Czy miała nastrój na bankiet charytatywny? To było takie w stylu de Trafforda… Aż ją serce zabolało.
- Oczywiście, to tylko zaproszenie, nie kolejny obowiązek - odpowiedział Shane. - W żaden sposób nie naciskam, tylko przedstawiam taką możliwość. Nie mogę doczekać się powrotu do Injebreck House, bo zaintrygowała mnie pani. Rozumiem, że ta wiadomość… to tak naprawdę nie chodzi pani o żadną wiadomość, tylko o zdobycie mojego numeru? - zapytał mężczyzna. - Ale przecież jest on zapisany w komórce Moiry… Czy też mam w tym SMSie zamieścić jakieś szczegóły bankietu…?
Chyba nie mogli się dzisiaj dogadać.
Alice zamknęła oczy.
- Nie pomyślałam o telefonie Moiry, w porządku, to z niego wezmę numer. Muszę powrócić do tutejszych spraw. Skontaktuję się w sprawie bankietu. Proszę na siebie uważać - poleciła mu Harper. Poczekała, czy coś doda.
- Dziękuję za rozmowę, ja też już muszę kończyć. Czy mogłaby pani na chwilę podać mi do telefonu Moirę? - poprosił.
- Oczywiście - powiedziała Alice i ruszyła z telefonem do sypialni dziewczynki.
- Moiro, twój tata chce jeszcze z tobą porozmawiać - zwróciła się do niej, w międzyczasie myśląc nad przebiegiem rozmowy. Czy Hastings był taki rozkojarzony, czy to ona mówiła niejasno? O cokolwiek chodziło, no nie szło się dogadać.
- O, dobrze - powiedziała dziewczynka. Odebrała telefon od Alice. - Tak, nie będę się naprzykrzać. Jestem grzeczna, tato… nie, nie wchodzę nikomu na głowę… dobra, pa. Nie będę jadła słodyczy - pod koniec w głosie dziewczynki zaczęło przebijać się coraz większe zirytowanie. Z ulgą rozłączyła się i schowała telefon w paszczy żaby. Alice przeczuwała, że za kilka lat, kiedy dziewczynka wejdzie w etap dojrzewania, zrobi się ciekawie w relacji pomiędzy nią, a Shanem. Już teraz łatwo się denerwowała.
- Co to za kot Moiro? - zapytała Harper i przyjrzała się gościowi. Miała nadzieję, że w żaden sposób nie będzie wyglądał znajomo… Jak na przykład mieszkaniec Puszczy Bogów…
- Jakiś czarny - dziewczynka momentalnie uspokoiła się. - Tutaj jest dużo kotów. Praktycznie za każdym razem, jak patrzę przez okno, to jakiegoś widzę w pobliżu. Tata mówi, że to dlatego, bo jest dużo myszy na polach. Zarówno po wschodzie, jak i zachodzie. Ale wydaje mi się, że to wcale nie jest związane z tym domem, bo gdziekolwiek nie mieszkam, tam zawsze jest dużo kotów - powiedziała tak, jakby to było kompletnie zwyczajne i normalne. Tak właściwie… może tak właśnie było. - Gramy dalej? - uśmiechnęła się do Harper.
Tymczasem kot chyba znudził się przebywaniem w pokoju i wyskoczył na zewnątrz.
Alice obserwowała go uważnie przez chwile, nim podeszła do okna i je zamknęła. Rozejrzała się po okolicy, tak dla upewnienia, że wszystko było w porządku.
- Gramy dalej? - zapytała dziewczynkę, nieświadoma powtórzenia jej pytania.
- Tak! - mała ucieszyła się, że wreszcie będą mogły powrócić do rozgrywki.
Skończyły kreować Jennifer. Następnie Moira zastanowiła się.
- To zostałam ja, tata i Darleth. Czy mogę być nastolatką? - spojrzała na Alice.
Chyba wiedziała, że nie jest, ale najwyraźniej spieszyło jej się już do dorastania.
Alice zerknęła na nią.
- Hm… No… Dobrze, jeśli chcesz. Ale pamiętaj, że to tylko gra i nieważne jakie dziwne decyzje podejmie twój Sims, ty tak nie rób - powiedziała rozbawionym tonem i pogłaskała dziewczynkę po głowie.
Moira poświęciła może pięć minut na swojego ojca, trochę więcej na Darleth. Zrobiła z niej dużo bardziej stereotypową Azjatkę, niż ta nią była w rzeczywistości. Miała wybitnie żółty odcień skóry, kimono oraz słomkowy, szpiczasty kapelusz. Na samym końcu dziewczynka zaczęła tworzyć siebie. Nagle zwolniła. Zdawało się, że z odtworzeniem własnego wizerunku miała największe trudności. Trochę na ekranie laptopa walczyły dwa obrazy. Tego, jak Moira wyglądała w rzeczywistości i tego, jak chciałaby wyglądać. Między innymi z tego powodu nastolatka posiadała różowe włosy i długie, złote szpilki.
 
Ombrose jest offline