Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 23:16   #184
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Śpiewaczka wygrzebała się spod koca i kołdry. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż zadrapała się paznokciem w policzek. Zapiekło ją i syknęła. Dyszała. Była wściekła, że nie dowiedziała się, czego chciał. Była wściekła, że w ogóle się pojawił… wszystko ją bolało. Przytknęła dłonie do twarzy i zaczeła płakać.
Trwała tak chwilę. W końcu jednak zmęczyła się. Wtedy wstała z łóżka. Wzięła ciasteczko. Zjadła je.
Nie pomogło.
- Moje korzenie…? To co robię najlepiej? Ranię bliskich? Konsumuję… Musisz być bardziej szczegółowy, zamiast opowiadać mi o pięknym krajobrazie… - warknęła. Ruszyła w stronę pokoju Moiry. Spojrzała na komputer. Chciała wyłączyć tę grę, ale na moment po prostu ją puściła. Była ciekawa co robiły wszystkie postacie… Skoro nie mogła uciec do własnej wyobraźni, może chociaż to jej pozwoli rozluźnić się. Choćby na chwilę.

Różowowłosa Moira znajdowała się właśnie w pięknej altance tuż nad morzem. Stała i całowała przystojnego chłopaka o brązowych włosach. Tymczasem Kit i Jennifer stali tuż przed szpitalem. Blondynka z dwoma kucykami przytulała niemowlę, natomiast mężczyzna siedział na ławce i czytał książkę o wychowywaniu dzieci. Bee i Alice znajdowały się w domu. Pierwsza gotowała obiad w bardzo skromnie wyglądającej kuchni. Składała się na nią jedynie lodówka, pojedynczy blat oraz najtańszy piekarnik. Tymczasem Harper siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Miała krytycznie niski pasek zabawy po ciężkim dniu w pracy. Alice sprawdziła, że jej komputerowy odpowiednik pracowała w “Edukacji” na poziomie pierwszym. Była opiekunem placu zabaw. Shane spał, podobnie jak Earcan. W domu nie było praktycznie nic oprócz łóżek, niewielkiej kuchni oraz sedesu. Nie było nawet prysznica. Nie starczyło na niego pieniędzy.
- Opieka placu zabaw… Nie nadaję się do pilnowania jednego dziecka, co dopiero całej zgrai… - powiedziała i nagle pomyślała o swoim dziecku. Tym, które zamierzała urodzić… chciała sobie poradzić z opieką nad nim, ale jeśli to je spotkałoby coś takiego? Jeśli to jej dziecko zostałoby porwane przez wróżki? Prawdopodobnie wtedy to ona stałaby się nadchodzącą zagładą świata, nie kosmici z Bibliotheki.
Pokręciła głową… Wróciła do obserwowania ekranu i zachowań Simsów. Popatrzyła na funkcje, coś mogła zrobić, czy te ludziki żyły sobie swoim życiem? Przesunęła kamerą po okolicy.
Rozgrywka miała miejsce w świecie o nazwie Sunset Valley.


To było miasto - o ile rzeczywiście można było je nazwać miastem, kilka ulic na krzyż - z podstawowej bazy The Sims 3. Każdy, kto tylko kupił grę, mógł grać jedynie w nim. Z internetu można było jeszcze ściągnąć Riverview, ale Moira albo tego nie zrobiła, albo chciała po prostu zagrać w Sunset Valley. Inne światy pochodziły z dodatków. Dziewczynka wspominała, że posiadała Wymarzone Podróże. Z tym rozszerzeniem simowie mogli odwiedzić Francję, Egipt oraz Chiny, choć na stałe mieszkać musieli wciąż w Sunset Valley lub w Riverview. Drugi zainstalowany dodatek, Kariera, umożliwiał zamieszkanie w trzeciej lokacji o nazwie Twinbrook. Alice prędko zauważyła, że gra umożliwiała rozgrywkę w całym mieście bez ekranów ładowania pomiędzy zmianą lokacji. Mogła więc prędko przeskakiwać pomiędzy szpitalem, żałosnym domem i altanką nad morzem. W ustawieniach można było ustawić poziomem wolnej woli simów. Były trzy opcje. Pierwsza nadawała im najwięcej autonomii. Sami decydowali, co chcą robić, jeżeli grający nie dał im polecenia. Druga opcja zakładała, że simowie mogli decydować co do czynności koniecznych do ich przeżycia. Jeśli byli bardzo głodni, to jedli, jeśli bardzo im się chciało spać, to zmierzali do łóżek. Jednak nie czytali spontanicznie książek, ani nie rozpoczynali z sobą rozmów. Ostatnia opcja kompletnie ubezwłasnowolniona miniaturowych ludzi. Gra była ustawiona na pierwszej opcji, ale Alice mogła to dowolnie zmienić.
Harper zmieniła na chwilę opcję na manualne sterowanie. Wybrała siebie, po czym… Poleciła sobie udać się do miejsca, gdzie rozrywka mogła zostać zaspokojona, poszukała jakiegoś klubu, albo teatru. Następnie ponownie oddała sterowanie całkowicie grze. Usiadła wygodnie i patrzyła. Była ciekawa co uczyni jej cyfrowa wersja.
Niestety Alice nie mogła znaleźć żadnego klubu, ani też baru. Chociaż szukała. Było jednak dostępnych kilka innych parceli: Pamiątkowa Biblioteka Papirusowa, Słoneczny Instytut Sztuki Nowoczesnej, Siłownia Zadowolenia 28h, Basen “Rekinek”, Basen “Biała Niebieska Trawa”... istniała też taka opcja, jak… “Cmentarz Błogiego Spoczynku”. Oprócz tego Plaża za Starą Przystanią, na której obecnie znajdowała się Moira, Zagajnik Jarzębinowy, Źródła Letniego Wzgórza, Park Miejski i Łowiska. Kit i Jenny znajdowali się obecnie przy Szpitalu św. Trzustki, ale już wracali do domu. Alice spostrzegła, że nie było w nim niczego dla dzieci. Żadnego łóżeczka, bo chyba to było konieczne. Jednak brakowało pieniędzy na dokupienie, więc… musiała coś sprzedać. Okna, stół w kuchni, krzaki na zewnątrz, albo któreś łóżko… przecież wszyscy nie musieli spać jednocześnie.
Rudowłosa zastanawiała się… Potrzebowała zapewnić sobie jakąś rozrywkę, biblioteka wydawała się nudą, Sztuka nowoczesna już mniej, ale źle jej się kojarzyła… Siłownia brzmiała dobrze, podobnie jak oba baseny, ale nie wiedziała, czy sport zapewnia wzrost paska ‘rozrywka’. Najechała na niego, by przeczytać, czy może tak. Okazało się, że nie. Czytanie książek, oglądanie filmów, zabawne interakcje z innymi simami, gry, także na komputerze, uprawianie seksu natomiast wypełniało cały pasek zielenią, nawet jeśli wcześniej “rozrywka” była na krytycznym poziomie.
Cmentarz nie brzmiał rozrywkowo, ale jej nastrój pasował do wybrania się dokładnie tam. Harper zmarszczyła brwi. Seks… No tak… Zatrzymała grę i zaczęła rozglądać się po mieście za jakimiś interesującymi postaciami, z którymi mogłaby zaznajomić swoją postać… choć szczerze powiedziawszy, najchętniej zrobiłaby dodatkowe dwie postacie, albo trzy i wrzuciła je do gry… zmarszczyła brwi… właściwie, czemu nie? Sprawdziła, czy można jakoś dodać postacie do gry.
Wnet Alice odkryła, że mogła stworzyć dodatkowe postacie i wprowadzić je na parcele znajdujące się w mieście. Nie mogła jednak nikogo dołączyć do ich domu. Limit osób w jednym domostwie wynosił osiem. Wraz z urodzeniem dziecka Kita i Jenny do ich rodziny dołączyła ósma osoba. To znaczyło, że jeśli Harper nie wyprowadzi kilku osób na zewnątrz albo ktoś nie umrze, żadna simka nie będzie mogła zajść w ciążę, wprowadzić się z małżonkiem i tym podobne.
Harper to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, przynajmniej na razie. W tej chwili zaczęła tworzyć kolejną postać i postanowiła wprowadzić ją do gry… Zaczęła od wykreowania mężczyzny, a potem… Piekielnie niebieskich oczu. Wstrzymała oddech. A potem pojechała. Stworzyła Joakima. Dała mu miejsce zamieszkania w wolnym domku, który zdołała zapełnić prysznicem i kilkoma podstawowymi rzeczami, takimi jak dwuosobowe łóżko, bo reszta była w domku już bazowo. Dahl nie musiał mieć wielkiej posiadłości, mając dwieście simoleonów. Potem stworzyła Kaverina i umieściła go w wolnej zabudowanej domkiem parceli, najdalej jak się dało od domu Joakima. Nie chciała zobaczyć jakby to było, gdyby zamieszkali obok siebie… Obok Joakima wprowadziła jednak trzeciego sima, tym był Terrence. Wszystko zostało ustawione. Panowie mieli swoje domki. Alice westchneła, po czym puściła grę i postanowiła chwilę popatrzeć co będzie się działo samo z siebie.
Szybko odkryła, że jeżeli jej simowie nie odwiedzali domów tych trzech postaci, to co prawda mogła je zobaczyć od czasu do czasu na mieście… jak jechali do pracy, albo z niej wracali… jednak obecnie nie dostrzegła żadnych ciekawych interakcji pomiędzy trójką simów. Choć gdyby zapukała do ich drzwi, poznała ich, a potem zaprosiła na imprezę… mogłoby zrobić się ciekawie.
Tymczasem Jennifer zostawiła dziecko obok kosza na śmieci i poszła do domu załatwić się. Mały berbeć w niebieskich ciuszkach uśmiechał się do nieba, jak gdyby nigdy nic. Kit poszedł do kuchni. Wziął porcję spalonego spaghetti, które przygotowała Bee, jednak odmówił jedzenia go. Sam zaczął przygotowywać jakiś posiłek, kiedy nagle tani piekarnik zajął się ogniem. Alice przestała momentalnie oglądać film i pobiegła do kuchni. Zabawnie skakała, panikując. Kit zresztą tak samo. Jennifer również przybiegła wraz z Bee. Wnet Harper dostrzegła, że Kaiser zajął się ogniem…
Alice zatrzymała czas. Sprawdziła, czy były jakieś czujniki przeciwpożarowe, w cenie takiej, by mogła je zawiesić. Szybko jednak okazało się, że nie może nic sprawdzić, bo kiedy wybuchał pożar lub następowało włamanie, nie można było włączyć trybu budowania lub kupowania… Jednak Alice nie chciała, żeby Kit spłonął na dobre. W międzyczasie, dla zabawy, posłała się do domu Kirilla. Tak żeby się poznali. Postanowiła zachować chronologię zdarzeń…
Alice wybiegła z domu i wsiadła do taksówki, opuszczając mięśnie wydarzeń. Natomiast Bee wyciagnęła gaśnicę i zaczęła bohatersko gasić Kita. Jenny wciąż panikowała. Jej dziecko zaczęło płakać z samotności i głodu, jednak nikt nim się nie interesował. Wciąż leżało przy śmietniku. Alice skierowała Jenny, żeby ogarnęła swoje dziecko. Nakarmiła je i pobawiła się chwilę z nim. Na razie było dobrze, ale problemy zaczną się, jak będzie chciało spać się dziecku, a łóżeczka wciąż nie było… Z tym postanowiła poczekać, do zakończenia pożaru. Postanowiła sprzedać telewizor i kupić łóżeczko dla niemowlaka.
Tymczasem Harper znalazła się przed domem Kaverina. Wyszedł, z szerokim uśmiechem przywitał się z nią, podając jej rękę i wszedł do domu. Ruszył od razu do toalety, aby umyć zlew.
Alice parsknęła.
- Cały Kirill i jego nieumiejętność funkcjonowania z ludźmi. “Cześć Alice, fajnie że wpadłaś… Oh, muszę umyć zlew, poczekaj tutaj na ganku” - powiedziała sama do siebie i pokręciła głową. Z ciekawości sprawdziła co porabiał i gdzie Joakim, a potem Terry.
Harper już miała skierować kamerę do parceli Dahla, ale spostrzegła znajomą twarz przed domem Kaverina. Joakim jechał na rowerze bardzo niedaleko posiadłości Rosjanina. Chyba wracał do domu z pracy. Natomiast kiedy Alice zerknęła na dom de Trafforda i najechała na niego kursorem… otrzymała pojedynczą informację, że “Terrence’a nie ma obecnie w domu”. Nic więcej, nic mniej. Nie mogła pojechać do niego i zapukać do drzwi z tego powodu.
Śpiewaczka postanowiła więc pokierować Alice na spotkanie Dahlowi, o ile mogła go zatrzymać w trakcie jazdy na rowerze… Swoją drogą, widok Joakima na rowerze wydał jej się tak abstrakcyjny, że lekko ją rozbawił. Posłała się, po czym obserwowała bieg wydarzeń.
Harper dosłownie wybiegła na ulicę i na niej stanęła. Następnie chciała pójść łapać motylki, kiedy Joakim ją przejechał. I ruszył dalej, bo nie było żadnej kolizji. Najwyraźniej bardzo mu zależało na powrocie do domu. Natomiast cyfrowa Harper wykazała zdolność chwilowej dematerializacji, dzięki której uniknęła obrażeń. Prędko pobiegła w stronę trzech czerwonych motylków latających wokół siebie przy skrzynce na listy. Wnet znalazły się w jej wyposażeniu. Kirill tymczasem wyszedł na zewnątrz i zaczął czytać gazetę. Usiadł na ławce.
Alice potarła czoło.
- To trudniejsze niż myślałam… Czy to tak wiele, żeby sprawić, żeby któryś się z nią po prostu przespał? Eh… - denerwowało ją, że musiałaby do całego zabiegu doprowadzić sztucznie. Mogła nakłonić swoją simkę do rozmowy z którymś z nich, potem rozkręcić relację, a potem po prostu doprowadzić do romansu i seksu, ale to wydawało jej się takie sztuczne i nieprawdziwe. Jakby nienaturalne. Wizja wcielania się w jakiś byt, który steruje poczynaniami siebie samej napawał ją niewygodą. Najwyraźniej jednak ta gra chyba na tym polegała… Bo inaczej jej simka wolała ganiać za motylami… Pozwoliła jednak, by akcja rozgrywała się jeszcze chwilę samoistnie… Tym razem przyspieszyła czas, postanowiła popatrzeć co się stanie.

Przez chwilę spoglądała na Alice i Kirilla, którzy zaczęli z sobą rozmawiać. Harper korzystała z interakcji “rozwesel mu dzień”, kiedy nagle kamera sama ruszyła w stronę domostwa. Ukazała Bee przy telewizorze. Najwyraźniej musiał się zepsuć po tym, kiedy Alice go oglądała, ale nie wyłączyła z powodu alarmu pożarowego. Barnett najwyraźniej postanowiła zacząć go naprawiać. Jako że jej umiejętność “majsterkowania” w ogóle nie była wykształcona… została porażona prądem. Zginęła. Wszyscy domownicy zbiegli się. Oprócz Alice, która rzecz jasna była dużo dalej z Kirillem. Pojawił się Ponury Żniwiarz, który zabrał duszę kobiety. Nie zniknął po tym, a podszedł do płaczącego dziecka Jennifer. Leżało pozostawione obok sedesu. Zaczął się nim opiekować.


Ten obraz w pewien sposób wstrząsnął Alice. Bee umarła, czyli teoretycznie zwolniło się miejsce w domu, ale to jakoś jej nie uszczęśliwiało. Widok małego dziecka w objęciach śmierci nieco ją zatrwożył. Pokręciła jednak głową. Puściła bieg czasu ponownie. sprawdziła, czy Terrence wrócił do domu.
Akurat do niego wracał. Wysiadł z bardzo brzydkiego samochodu o nazwie Sloppy Jalopy, po czym zniknął za drzwiami swojego niezbyt pokaźnego domu. Tymczasem dosłownie cała rodzina zebrała się nad urną po Bee. Tyle po niej zostało. Płakali, a nad ich głowami pokazywały się dymki ukazujące ogromne zdenerwowanie i żałobę po Barnett.
Harper westchnęła. Powróciła do spoglądania na swoją postać, po czym w końcu znudziła się… A przynajmniej tak to sobie wmówiła. Ta gra z jakiegoś powodu stresowała ją wewnętrznie, zamiast pomagać. Niby rozumiała, że musiała mieć władzę nad losami postaci, ale wizja tego, że to ona musiałaby się uganiać za którymś z tych trzech mężczyzn… Bolał ją od tego żołądek. Jeszcze gorzej, jakby musiała przejąć któregoś z nich i sprawić by to on zabiegał o jej względy. Wolałaby, żeby sami jej pragnęli, a nie zostali do tego nakłonieni jakąś siłą wyższą. Zapisała i wyłączyła grę. Podniosła się od biurka i ruszyła na dół. Chyba była gotowa pogadać z ludźmi… Spojrzała na swoją komórkę, którą miała w kieszeni, czy ktokolwiek chciał się z nią skontaktować?

Tak. Dzwonił do niej raz Shane, ale to musiało być wtedy, kiedy medytowała. Tymczasem Bee, Darleth, Kit i Jennifer siedzieli na kanapie w salonie. Przed nimi były duże talerze z pokrojoną pizzą na kawałki. To musiała być ta z zamrażalnika, o której wcześniej mówiła Filipinka. Znajdował się też kubek z białą substancją, która była zapewne sosem czosnkowym. Alice rzecz jasna nie wiedziała, czy kupionym, czy też zrobionym domowo, jednak bez wątpienia wszystkim smakował, gdyż znajdował się na kawałkach w dłoniach wszystkich.
- Alice! - Bee ucieszyła się na jej widok. Na szczęście przynajmniej w prawdziwym świecie nie zginęła porażona przez prąd. - Zastanawiałam się, czy po ciebie iść… ale uznałam, że nie będę się naprzykrzać.
- Chodź, jest jeszcze dość dla ciebie - rzuciła Jenny.
Zdawało się, że pomimo wszystkich nieprzyjemnych i nadzwyczajnych rzeczy, które miały miejsce tego dnia… spokój i stosunkowa normalność nie była jeszcze kompletnie zachwiana.
Rudowłosa podeszła i wzięła sobie kawałek pizzy, jednak darowała sobie sos. Nie przepadała za oddawaniem z siebie zapachu czosnku.
- Co powiedzieliście opiekunce? - zapytała siadając w fotelu. Zaczęła jeść pizzę. Nie była głodna, ale musiała mieć pełny żołądek. Postanowiła więc wprowadzić w siebie posiłek z rozsądku. Popatrzyła po zebranych.
- Kit, nie gotuj nic, dobra? A jakby popsuł się telewizor, albo inny sprzęt elektryczny, Bee… Nie naprawiaj go… Proszę - powiedziała i dalej jadła kawałek pizzy.
Kit i Bee spojrzeli po sobie.
- To… dość szczegółowe wytyczne - powiedziała Barnett. - Na szczęście telewizor nie jest zepsuty, więc przynajmniej ja jestem oszczędzona - zaśmiała się, ale chyba nie była w nastroju na żarty.
- Ja natomiast miałem dużą ochotę ugotować sobie coś samemu - Kaiser mruknął pod nosem. - Ta owsianka mi nie smakowała. Ale pizza jest dobra.
- Najlepsza jaką mamy - Darleth wtrąciła się. - Przynajmniej na dziale mrożonek w supermarkecie, w którym kupuję.
Nieco posunęła się, aby zrobić Alice miejsce.
- Powiedzieliśmy jej, że są nadzwyczajne okoliczności i zapłaciliśmy jej za fatygę. I żeby nie dzwoniła do Shane’a, bo sami się z nim skontaktujemy. Czego, swoją drogą, jeszcze nie zrobiliśmy - Jennifer zawiesiła głos.
- Chyba zostawiłyśmy tobie tę przyjemność… - zaśmiała się Bee. Po czym zatopiła zęby w chrupiącym kawałku.
- Dziękuję, jesteście tacy dobroduszni… Zostawić mi to szczytne zadanie… Darleth, czy znasz już sytuację? Znaczy, czy ktoś ci wyjaśnił co się stało? - zapytała, bo zastanawiało ją, czy jej drodzy towarzysze i to zostawili na jej głowie. Kolejne gwoździe do krzyża na jej plecach, który i tak już był ciężki od całego tego żelastwa, które pakował w nią los.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline