Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2019, 23:23   #189
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Cytat:
Symbole


Od wieków symbolem wyspy jest triskelion, podobny nieco do sycylijskiej trinakrii. Trzy zgięte nogi, każda z ostrogą, złączone w udach. Triskalion manx zdaje się nie mieć oficjalnego designu. Publikacje rządowe, waluta, flagi, stanowiska turystyczne i inne instytucje korzystają z różnych wariantów. Większość, ale nie wszystkie, zachowują symetrię rotacyjną, inne biegną zgodnie z ruchem wskazówek zegara, lub też nie.
(...)
Trzy nogi są odzwierciedleniem łacińskiego motta wyspy (które zostało zaadoptowane już po dłuższym okresie funkcjonowania symbolu): “Quocunque Jeceris Stabit”, co można przetłumaczyć jako “Jakkolwiek/gdziekolwiek to rzucisz, tam będzie”...

‘A jednak, Pan Serdelek nie był’ - pomyślała sama do siebie Harper i wróciła do czytania dalej.


Początek Trzech Nóg Man (bo tak zazwyczaj symbol jest nazywany) jest tłumaczony legendą manx o tym, jak Manannan, którego imię momentalnie skojarzyło się Harper z pewną chwytliwa piosenką, z nuceniem w głowie, której refrenu walczyła przez dobre dziesięć sekund, nim wróciła do czytania dalej... odparł inwazję, przemieniając się w trzy nogi i staczając się w dół wzgórza, tym sam pokonując najeźdzców.


Mity, legendy i folklor

Nazwa Isle of Man jest eponimem pochodzącym od Manannána mac Lira - celtyckiego boga mórz według starego leksykonu irlandzkiego (Słownik Cormaca lub Sanas Cormaic). Ciekawostką mitologii manx jest to, że Manannan był “pierwszym człowiekiem na Man, staczającym się na trzech nogach przez mgłę niczym koło”. Nazywano Manannana mianem Trójnogiego Mężczyzny (Manx: Yn Doinney Troor Cassgh), a wszyscy mieszkańcy wyspy - jak wierzono - mieli trzy nogi aż do chwili pojawienia się Świętego Patryka na terenie Isle of Man.

Jak dla Alice, ten tekst wydawał się koszmarnie przekomiczny… Trzy nogi, to tak jakby porównywali swoje penisy do długości kolejnej kończyny… I w tym momencie spoważniała, kiedy pomyślała o potencjalnych celtyckich wojownikach, ubranych w te ich typowe ubrania i potencjalnie większość z nich mogła mieć rozmiar jak Dahl. Zbladła i pokręciła głową, waląc na moment dłonią w twarz, żeby wymazać ten obraz z pamięci… Nie szło, ale chociaż zdołała się skoncentrować. Przetarła tylko twarz dłońmi i wróciła do czytania...

...Tradycyjna ballada Mannanan beg mac y Leirr; ny, slane coontey jeh Ellan Vannin (“Mały Mannanan, syn Leirra, lub też cała Isle of Man”)(z roku 1507-22) - twierdzi, że Isle of Man była niegdyś pod rządami Mannana, który nałożył podatek na lud wyspy, aż przybył Święty Patryk i wygnał szaleńca. Jedna zwrotka rzecze: “Utrzymał ją nie mieczem/Ani też strzałami czy łukiem. / Ale kiedy widział nacierające statki, / Nakrywał ją mgłą.” (Str. 4) “. Tak więc tutaj rzekomo Mannanan podniósł mgłę, aby ukryć całą wyspę przed detekcją (cf. Féth fiada). Zapłata, jaką zażądał Mannanan, był snop szorstkiej trawy z bagien (leaogher-ghlass), przynoszony mu każdego przesilenia letniego (24. czerwca).
- Co jest z tymi bogami i bożkami i tym przesileniem, wszyscy odpieprzają wtedy jakąś gruba imprezę w świecie bogów, czy jak? - warknęła zawieszając się na tym na chwilę. Pokręciła głową i kontynuowała...


W tradycji i folklorze manx znajduje się wiele opowieści o mitycznych stworach i postaciach. Między innymi Buggane - złośliwy duch - który według legendy zdmuchnął dach Kościoła Świętego Triniana w napadzie złości. Często pomocny, ale nieprzewidywalny Fenodyree, Glashtyn - który może być włochatym goblinem lub też wodnym koniem, wynurzającym się z wodnych okolic, lub też Moddey Dhoo - czarny pies duch, który niegdyś przemierzał ściany i korytarze Zamku Peel, strasząc strażników na służbie.

Alice odniosła wrażenie, że chyba czytała nieco o Moddey Dhoo w kontekście piekielnych ogarów na całym świecie kilka miesięcy temu, kiedy zajmowała się Surmą. Czytała dalej.

Podobno Man jest domem dla mooinjer veggey, lub też małego ludu (tłumacząc z manx). Choć często lokalni ludzie wspominają o tym ludzie poprzez zaimek “oni”. Istnieje sławny Wróżkowy Most i podobno przemierzenie go bez pożyczenia wróżkom dobrego poranka lub popołudnia przynosi pecha. Kolejne typy wróżek to Mi’raj (???) i Arkan Sonney lub Arc-Vuc-Soney “Szczęśliwe-Dziko-Świnie”.
Irlandzka legenda przypisuje stworzenie Isle of Man irlandzkiego legendarnemu herosowi Fionnowi mac Cumhaillowi (często nazywanego Finnem McCoolem). Finn poszukiwał szkockiego giganta i chcąc uniemożliwić jego ucieczkę wpław przez morze, chwycił ogromną masę gliny i skał z masywu skalnego i rzucił nim w toń. Ale przesadził z siłą i masa ziemi trafiła w Morze Irlandzkie, tworząc tym samym wyspę. Dziura, którą w międzyczasie stworzył, stała się wkrótce Lough Neagh.
Harper zorientowała się, że herbata w jej kubku się skończyła. Była trochę zamyślona nad czytaniem. Nie była pewna, czy dowiedziała się czegoś przydatnego, jednak rozpoznawała już teraz, że kamienny symbol w ogrodzie, na którym leżała, miał symbolizować trzy nogi… wzięła swój kubek i ruszyła na dół przyrządzić sobie herbatę.

Głowa lekko jej pulsowała od myśli. Kto byłby w stanie jej pomóc, czy mogła powtórzyć sytuację z Akką? Ale wtedy okoliczności były zgoła inne…
Zalała torebkę wrzątkiem i poczekała aż się zaparzy. Zamieszała i ruszyła z powrotem na górę. Uznała, że starczy czytania. Teraz postanowiła zabrać się za mapę. Miała ją i pinezki. Wystarczyło rozłożyć ją na łóżku i użyć mocy Dubhe… Taki miała plan na za chwilę…

Przygotowała wszystko, po czym stanęła przed łóżkiem. Zamknęła oczy i wzięła trzy głębokie wdechy. Po tym zaczęła sięgać do mocy i ciepłej energii Dubhe. Pozwoliła jej sobą zawładnąć i czekała. Powoli otworzyła oczy, by spojrzeć jak się sprawy mają, kiedy poczuła, że całą jej skórę pokrywało to znajome, przyjemne ciepło.
Wnet Alice poczuła, że zaczyna unosić się nad ziemią. Jej włosy zatańczyły wokół jej głowy, jakby była syreną w morskiej toni. Ich kolor zaczął zmieniać się od końcówek w stronę cebulek. Rudość ginęła pod naporem świecącego złota. Astralna energia rozproszyła się po ciele Harper, płynąc wraz z krwią. Tętnice i żyły zmieniły się w światłowody, a w głowie zalśniła czysta jasność i pewność siebie. Alice rzadko kiedy czuła się tak pełna życia, jak wtedy, kiedy wchodziła w Imago.

Zerknęła na pinezki. Wszystkie pofrunęły w powietrze i zawisły nad mapą. Następnie zaczęły poruszać się, niczym pszczoły w ulu. Trwało to kilka sekund, po czym niektóre opadły prędko niczym błyskawice, wbijając się w mapę. Do tego momentu wszystko szło zgodnie z planem… Wnet zdarzyło się coś, czego Alice nigdy wcześniej nie widziała. Wbite pinezki… oderwały się od mapy i ruszyły do wspólnej puli, natomiast w tym samym czasie inne wbiły się w innych miejscach. Zdawało się kompletnie przypadkowych. Zupełnie tak, jakby igły nie wiedziały, gdzie chcą trafić… Albo chciały trafić wszędzie…
Tego Harper nie spodziewała się… Obserwowała jeszcze chwilę punkty, w które wbijały się pinezki… Może był jakiś kształt, lub wzór, który powstawał z dziurek po wbiciach.
Po około dwóch minutach jednak ustąpiła. Pozwoliła energii Dubhe rozpłynąć się. Wtedy też dokładnie przyjrzała się mapie, oceniając czy w tym wszystkim był w ogóle jakiś sens…
Nie. Nie było. To wyglądało tak, jak gdyby żona od dekad torturowana przez męża wreszcie złapała za nóż. Nie patrzyła, w które miejsce trafiała ostrzem, waliła jak popadnie. Tam gdzie mogła i tak często, jak tylko to było możliwe. Alice oceniła, że to porównanie było dość drastyczne… jednak w pełni oddawało agresję oraz chaos pinezek poruszających się pod wpływem mocy Dubhe.
To sprawiło, że Alice poczuła się nieco… Niepewnie. Odłożyła mapę na stolik, a pinezki wsypała do opakowania, następnie napiła się herbaty. To oznaczało, że cała wyspa była bombą atomową Fluxu… Czemu u licha IBPI się tym nie interesowało? To intrygowało ją chyba najbardziej. Pokręciła głową i opróżniła szklankę. Spojrzała na ekran komputera, czy ktoś coś napisał, potem na potencjalne wiadomości na telefonie, aż w końcu jej wzrok padł na godzinę.
Dochodziło wpół do piątej. Okazało się, że o dziwo nie otrzymała żadnych maili. Ani od Egelmana, ani od kogokolwiek innego. Być może właśnie teraz Konsumenci wcielali w życie plany z jej poprzednich odpowiedzi. Spostrzegła jednak, że wysłano do niej kilka SMSów.

Cytat:
Napisał Bee
Darleth właśnie zwymiotowała na środku sali z eksponatami, słodki boże…
Cytat:
Napisał Bee
Wszystko w porządku. Już jest lepiej. Kit wyszedł z Darleth, ale ja przeglądam eksponaty. Byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, czego szukać.
Cytat:
Napisał Kit
Hejooo
Cytat:
Napisał Jennifer
Shane spostrzegł mnie. Wyszedł właśnie do toalety. Powiedziałam mu, że szłam za nim, bo martwiłam się. Poszliśmy na lunch, jestem głodna. Jest całkiem miły. Trochę przypomina mi ojca. Nie wierzę, że napisałam to w charakterze komplementu xd
Cytat:
Napisał Kit
Co tam? :3
Cytat:
Napisał Bee
Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku.
Alice odpisała Bee jak wyglądała sytuacja z Shanem i o tym, że powróciła do rezydencji, popracować nad sprawą z kompem i pinezkami i żeby się nie martwili. Harper dopiła herbatę i westchnęła. Nie była jeszcze głodna, a miała sporo czasu… Postanowiła więc obejrzeć jakiś film. Przeniosła się z laptopem na łóżko i zaczęła wyszukiwać tytułów, które internet mógł jej dopomóc zająć czas do powrotu kogoś oczekiwanego do domu.
Oczywiście internet dysponował wieloma filmami oraz serialami. Była tylko jedna zagwozdka. Wcześniej korzystała z internetu z komórki, a nie posiadała nieograniczonego transferu danych. Natomiast nigdy nie poprosiła nikogo o hasła do wifi w Injebreck House. Gdyby obejrzała coś poprzez łączność satelitarną, straciłaby potencjalnie kilka cennych gigabajtów, a przynajmniej kilkaset megabajtów w zależności od jakości przesyłu. Czy opłacało się? Wyglądało na to, że mogła być nawet przewodniczącą potężnej sekty, a i tak pętały ją ziemskie ograniczenia sieci telefonicznych.
- Eh… - westchnęła, po czym ruszyła na dół, żeby zasiąść przed telewizorem w salonie i przeszukać jego zawartość. Miała nadzieję znaleźć tam coś interesującego, bo jeśli nie, to będzie musiała poszukać jakiejś książki…
W telewizji miała do wyboru kilka różnych seriali. Lecieli właśnie Przyjaciele na jednym kanale, a na drugim Bogaci bankruci. Jeżeli miała ochotę na coś, co nie było komediami, to zostały jej filmy. Oba dopiero co się zaczęły. Krzyk, pierwsza część. A na innym kanale Mechaniczna pomarańcza. Na pozostałych stacjach filmy były już w samym środku, albo kończyły się, więc oglądanie ich nie miało większego sensu. Mimo to mogła spędzić trochę czasu na kanapie, czekając na…
Na co, tak właściwie?
Być może Moira właśnie w tej chwili była torturowana, kiedy ona oglądała telewizję. Poza tym nie dowiedziała się tak właściwie niczego w sprawie Edwina. Z drugiej strony… co takiego mogła zrobić?
- Martwa na nic się im nie przydam… - skomentowała sama do swoich natrętnych myśli. Wyłączyła telewizor. Nie miała nastroju na horrory. Ruszyła poszukać jakiejś książki, gdziekolwiek, zaczynając od gabinetu. Może było tam coś ciekawego. Jeśli nie, chciała poszukać wejścia na strych, o ile znajdował się tu taki…
W gabinecie znajdowało się dużo książek, ale niezbyt rozrywkowych. Alice spostrzegła tytuły nawiązujące do statystyki, ekonomii, języków obcych, a nawet architektury i medycyny. Najciekawsza zdawała się półka z literaturą gastronomiczną. To były bardzo stare tomy, w którym znajdowały się ponadczasowe przepisy najróżniejszych kuchni. Mimo wszystko ciężko było to nazwać wciągającą lekturą. Harper ruszyła na piętro, kiedy otrzymała SMSa.

Cytat:
Napisał Jennifer
Zjedliśmy. Shane wraca do domu, a ja ruszyłam do muzeum. Bee poprosiła mnie o pomoc.
Alice obeszła piętro, ale nie zauważyła wejścia na strych. To zdawało się dziwne, jako że… mogłaby przysiąc, że powinna być jeszcze jedna kondygnacja. Tak jej się wydawało, kiedy patrzyła na Injebreck House z zewnątrz.
Harper przyszło do głowy, że może wejście na strych znajduje się w którymś z pokoi. Pamiętała, że czasem w domach drabinka była ukrywana w suficie garderoby.
Poszła więc przejść się po sypialniach, szukając, czy może któraś kryła taką skrytkę, jeśli jednak nie, zrezygnowała i wróciła do swojego pokoju. Wyszukała jakąś książkę w internecie i postanowiła ściągnąć e-book’a. Internet sugerował jej różne tytuły, ale jedna z okładek zainteresowała ją swoim mrocznym i tajemniczym wyglądem…
Autorką była Karen Marie Moning, a tymczasem książka nosiła tytuł ‘Darkfever’, była opowiadaniem fantasy o wróżkach, szukaniu mrocznej księgi, a także bohaterce, której siostra zmarła. Zdawało jej się również, że to chyba jakiś romans, bo był w tej sekcji. Postanowiła z nudów dać książce szansę. Ściągnęła ją i zabrała się za czytanie.
Alice zagłębiła się w lekturze. Zazwyczaj ludzie czytali książki lub oglądali filmy po to, żeby uciec od prawdziwego świata. Harper natomiast czytała powieść o wróżkach, jak gdyby miała ich za mało wokół siebie. Mimo to samo czytanie sprawiło jej przyjemność. Język książki był lekki i atrakcyjny. Przekładała kolejne strony, nawet nie czując upływającego czasu.

Wokół niej panowała kompletna cisza. Nie przerywało jej nic. Ani ćwierkanie ptaszków, ani szum wiatru… Kompletne zero decybeli. Rzadko kiedy przebywała w takiej próżni dźwiękowej. Kontynuowała czytanie kolejnego rozdziału… kiedy wnet usłyszała drobny odgłos. Było to ciche, rytmiczne stukanie… Być może o drewno? Ale nie miała pojęcia czego. Zdawało jej się jednak, że dźwięk dobiegał… gdzieś znad sufitu…
Harper zmarszczyła brwi. Uniosła głowę w górę i zaczęła nasłuchiwać. Podkręciła nawet odrobinę słuch. Kiedy po pewnym czasie dźwięk stał się już na tyle stały, że nie był wyłącznie chwilowym stukaniem, Alice niechętnie, ale odłożyła laptopa z książką, po czym zeszła z łóżka i zaczęła iść, szukając gdzie ten dźwięk był najwyraźniejszy.
Dźwięk zdawał się coraz mniej regularny. Tak samo jego głośność w pewnych momentach była dużo wyraźniejsza, a dźwięk bardziej miarowy, a potem kompletnie przygasało zarówno tempo, jak i natężenie odgłosu. Z tego też powodu Harper ciężko było stwierdzić, w którym punkcie na piętrze dźwięk zdawał się najmocniej zaznaczony. W pewnym momencie zapanowała kompletna cisza. Alice zastygła w bezruchu i słyszała już tylko bicie własnego serca. W każdym razie… jedno było pewne. Coś znajdowało się nad jej głową, nawet jeśli nie wiedziała, w którym dokładnie miejscu… ani co to takiego było. Ciężko jej wyobrazić sobie, co takiego mogłoby wydawać podobne dźwięki.
Rudowłosa stała tak jeszcze chwilę i słuchała rezydencji, czy może dźwięk nie przeniósł się gdzieś indziej.
W końcu jednak westchnęła i potarła twarz dłonią.
- Pewnie wiewiórka - powiedziała sobie i parsknęła, uświadamiając sobie, że zachowała się jak te postacie z horrorów… I że jej świat był zbyt paranormalny, by rzeczywiście szczerze uwierzyła, że była to tylko wiewiórka… Nie miała jednak jak wejść na strych, więc nie mogła nic z tym zrobić i liczyła, że działało to też w drugą stronę i to coś, czymkolwiek było… Nie mogło do niej zejść. Ruszyła do swojej sypialni z zamiarem powrotu do lektury książki. Główna bohaterka zaczynała swoje śledztwo w Dublinie i Alice była ciekawa jak jej pójdzie i kogo spotka… No i czy to wróżki zabiły jej siostrę.
Po pewnym czasie znowu usłyszała stukanie. Na początku szybkie i stosunkowo głośne, ale z każdą kolejną sekundą cichło. Jeśli to była wiewiórka, to bardzo lubiła powracać albo na strych, albo na dach Injebreck House. Potem jednak rozpadał się deszcz. Na początku chmury nieśmiało pokryły niebo i jedynie pojedyncze krople deszczu obijały się o szybę, jednak wnet lunęła potężna ulewa. Taka mocna, że Alice nawet nie była w stanie spostrzec, co działo się na zewnątrz. Po oknie spływał istny wodospad. Jednocześnie wydało jej się, że zrobiło się jakby… zimniej? Ubrania, które miała na sobie, nie wystarczały. Odniosła wrażenie, że powinna albo zakopać się pod ciepłą kołdrą, albo założyć gruby sweter.
Tymczasem… usłyszała kolejny odgłos. Na początku myślała, że to było to dziwne stukanie, jednak ten dźwięk brzmiał inaczej. Spojrzała na okno. Czarny kocur przyciskał do niego łeb. Prawą ręką skrobał o szybę, prosząc o wejście do środka. Musiał być cały przemoczony…
 
Ombrose jest offline