Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2019, 20:41   #56
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Uczucia miotające siedzącym w fotelu Kennethem zmieniały się jak w słynnym kalejdoskopie Brewstera. Gdyby można je było pokolorować, gawiedź, która w czasach wiktoriańskiej Anglii witała feerię zmieniających się barw ochami i achami, na widok emocjonalnych ekspresji angielskiego detektywa dostałaby czegoś na kształt orgazmicznego delirium.

Gdy Kenneth wszedł do pokoju i usłyszał, jakie plany ma Evelyn oraz czego spodziewa się dowiedzieć, ogarnęło go sceptyczne rozbawienie pomieszane z niedowierzaniem. Może zbyt krótko pracował w Agencji... a może zbyt długo. Dość długo, by napatrzeć się na różnej maści hochsztaplerów i szarlatanów udających media, osoby mające kontakt z siłami pozaziemskimi czy innych jasnowidzów, których jedynym prawdziwym talentem była zwykle umiejętność trafnego przewidywania wyniku ustawionej karcianej gry ulicznej. Co prawda nie podejrzewał Evelyn o to, żeby kiedykolwiek w życiu siadała przy ustawionym w londyńskim zaułku stoliku i pracowicie wyciągała od przechodzących ciężko zarobione pensy, ale był mocno sceptyczny w stosunku do wszelkich prób wywoływania duchów czy kontaktu z kimś zmarłym. Pragmatycznego policjanta nauczono kiedyś, że to żywych należy się obawiać - martwi nie zagrażają już nikomu.

Rozpoczęcie seansu wprawiło Kennetha w stan lekkiego znudzenia i otępienia... na tyle skutecznie, że o mało nie zasnął. Obudził go ledwo dostrzegalny podmuch chłodniejszego powietrza, jaki przeszedł przez pokój. Pewnie Evelyn nie domknęła okna, pomyślał w pierwszej chwili. Gdy jednak powietrze zaczęło wyraźnie gęstnieć, Kenneth poczuł wzrastający niepokój i napięcie. Bardziej wyczuł niż zobaczył, że włosy na głowie i wszędzie na ciele zaczynają mu się prostować od tego ledwo dostrzegalnego, ale coraz bardziej namacalnego napięcia. Ochota na sen uleciała. Anglik intensywnie wpatrywał się w ogarniętą hipnotycznym transem Evelyn.

W końcu zaczęła mówić. Innym, zmienionym głosem. Niższy, jakby męski tembr, wyraźny akcent z Estuary. Jakby ktoś włączył elektryczną lampę w głowie Kennetha - stanęła mu przed oczami linijka z dossier Johna Wainwrighta, w której jak byk było napisane, że za życia posługiwał się takim akcentem, chociaż pochodził z okolic Lymington, bardziej na zachód, w kierunku Atlantyku. A więc jednak! John Wainwright był tutaj i mówił przez Evelyn!

Sceptycyzm ulotnił się jak kamfora. Kenneth, jak zaczarowany, siedział w fotelu, obserwował i słuchał. Inni agenci zadawali pytania. John Wainwright... bo to on był w ciele Evelyn... zdawał się nie słuchać, albo nie do końca rozumieć, co agenci chcą od niego usłyszeć. Jednak wkrótce rzucone przez któregoś z agentów słowo musiało okazać się kluczem, wywołując chaotyczny monolog zawieszonego w zaświatach bytu, który bardzo okrężną drogą trafił wreszcie w ten zaułek ulatującej pamięci, który interesował agentów. W miarę jak mówił, w głowie Kennetha narastały dwa kolejne uczucia - obawa i ciekawość. To, co duch Johna Wainwrighta przekazał siedzącym w pokoju agentom, budziło jednocześnie grozę i euforię.

Grozę, bo oto istota z zaświatów, dysponująca zapewne możliwościami dostrzeżenia czegoś, co przed oczami śmiertelników musiało pozostać ukryte, ostrzegała, że przeciwnikiem grupy agentów są potężne nadnaturalne byty, którym ciężka woda wydaje się być potrzebna do stworzenia potężnej broni o niesamowicie niszczycielskich możliwościach. To, że Wainwright i jego towarzyszka zostali bezlitośnie i bezceremonialnie zabici świadczyć mógł tylko o jednym - przeciwnik nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel, a każdego, kto mu przeszkodzi, zlikwiduje równie bezwzględnie.

Euforię, bo seans nie tylko dostarczył informacji, ale jednocześnie potwierdził tezę, którą Kenneth układał sobie w głowie od początku śledztwa.

Wątek niemiecki, wyraźnie potwierdzony przez Wainwrighta. Kenneth nie wiedział, skąd zmarły oficer miał tą wiedzę, ale mówił tak, jakby był tego pewny. Było to nawet logiczne - jedynym krajem będącym w stanie wojny zarówno z Anglią, jak i z Francją, była hitlerowska Rzesza.
Opis strzelaniny podany przez ducha potwierdzał ustalenia z furgonetki - zarówno ze śladów, jak i z opowieści Wainwrighta wyglądało to tak, jakby dwóch ludzi wysłanych przez tamtych wskoczyło na pakę, gdzie Johnowi udało się ich pokonać i zlikwidować, ale tamci mieli przewagę i widząc, że John stawił opór, zlikwidowali jego. Kenneth poczuł coś na kształt szacunku do zmarłego agenta. Przynajmniej nie sprzedałeś tanio skóry, kolego, pomyślał. Anglia cię pomści.
"Tego nadętego gliniarza też"... no proszę. A więc sierżant Grimard również zginął z ich ręki. Kenneth zastanawiał się, czy powinni przekazać tą wiadomość paryskiej policji. Pewnie sami dojdą do tego, że pocisk, który go zabił, wystrzelono z tej samej broni, którą zabito oboje agentów.
Lapoint? Kenneth na chwilę zgłupiał. Kim był ten cały Lapoint? Po chwili dopiero policyjny mózg Kennetha podłączył luźno zwisającą wtyczkę między neuronami. No tak. To na pewno kryptonim Alliera. Francuski wywiad też na pewno nie wysyłał ludzi na ich prawdziwej tożsamości, więc logiczne, że francuski agent też musiał występować pod pseudonimem. Duch twierdził, że Niemcy go schwytali i że "dwa razy im się wymknął w Norwegii". A więc niemiecki wywiad próbował zapewne już wcześniej przechwycić przesyłkę... albo porwać Francuza. Ciekawe, czy jego przełożeni o tym wiedzieli.
Reszta informacji, podana dość chaotycznie przez ducha, pomogła uzupełnić kilka szczegółów na obrazku. Niemcy byli zmuszeni pozbyć się ciał dwójki swoich ludzi, zastrzelonych przez Johna. Duch twierdził, że zabrali ich ze sobą, ale policyjny nos Kennetha podpowiadał, że dwa "sztywniaki" wyłowione z Sekwany to właśnie ci, których John po dżentelmeńsku puścił przodem w kolejce do wieczności. Pozostało tylko potwierdzić to z patologiem. Dwie ostatnie informacje były kluczowe - numer furgonetki, choć dość mętnie i wieloznacznie podany, był tą właśnie informacją, dla której Kenneth był gotów wyrwać Sorena i połowę paryskiej policji z łóżek, z objęć kochanek czy skądkolwiek indziej, aby tylko spróbowali przechwycić uciekający pojazd jak najszybciej. Gdy już mieli tą informację, pozostawało działać, tym bardziej, że duch też potwierdził, że ścigane pojazdy jadą w kierunku Niemiec.

* * *

Seans się skończył. Zgęstniałe powietrze odzyskało normalną konsystencję. Zebrani popatrzyli po sobie. Kenneth, którego głowa wciąż jeszcze mieliła otrzymane informacje i układała je w odpowiednich przegródkach jego systematycznego umysłu, utkwił wzrok w Noemie. Belgijka zadziałała jak dynamit żgnięty płomieniem.
- Pakujcie się. Jedziemy za nimi. - oczy Noemie zlustrowały siedzących. - Agencja chce, byśmy odzyskali ciężką wodę za wszelką cenę. Odmeldujemy się z Luksemburga... z jakiegoś powodu te cholerne auta miały te zasrane naklejki. - Noemie zawiesiła wzrok na chwilę. Na jej twarzy odmalowała się widoczna irytacja. - Uwagi?
- Tylko jedna. - Kenneth trzeźwym wzrokiem popatrzył na Noemie. - Koniecznie przekażmy Francuzom to, co powiedział nam nasz świętej pamięci kolega. Przynajmniej jeśli chodzi o dane pojazdów i przypuszczalną tożsamość i trasę ucieczki naszych przeciwników. Niech policja francuska urządzi obławę i zablokuje granice... może uda im się jakimś cudem zastopować uciekinierów, zanim dotrą do Luksemburga. Jak już ruszymy, warto by było też pomyśleć, w jaki sposób będziemy się kontaktować z policją francuską. Możliwości są dwie... - zamyślił się na chwilę. - Albo dadzą nam radiostację dostrojoną do policyjnej częstotliwości, albo będziemy musieli regularnie dodzwaniać się do Sorena... albo kogoś, kto będzie koordynował akcję policji francuskiej. Prawda, że to rozsądny pomysł? - Kenneth spojrzał na Noemie przymilnym wzrokiem, uśmiechając się jak kot z Cheshire.
 
Loucipher jest offline