Dotarcie do góry było... było czymś niezwykłym. Takim promykiem nadziei. Nadziei na... w sumie nie wiadomo na co.
A tak... na cień.
Grota... grota dawała nadzieję na chłód. I pokarm.
W malignie dotarli do wgłębienia w skale i wymordowali to co tam mieszkało sami walcząc bardziej jak zwierzęta niż jak ludzie.
Gdzieś w głowie Utangisili tkwiła informacja że z wnętrzności radkaraluchów można przyrządzić pokarm odpędzający Niewidzialny Ogień. Patrzył po ciałach wymordowanych istot. Szczerze mówiąc nie czuł najmniejszego strachu walcząc z nimi.
Tak jakby było mu już wszystko jedno czy umrze czy nie.
Dopiero myśl o wywarze z flaków mutantów dała mu ten promyk nadziei na życie.
Kiedy pozostali zainteresowali się tunelem i windą Utangisila zajął się wydłubywaniem odpowiednich części z trucheł. Trzeba było czym prędzej przyrządzić odpowiedni wywar, aby uchronić się przed śmiercią i pośmiertnymi męczarniami w żarze Niewidzalnego Ognia.
Pomimo perspektyw jakie dawał umieszczony we wnętrzu góry schron to Utang się nim nie przejmował skupiony na swoim zadaniu. Jak zwykle.
Dopiero przywrócenie prądu i śmierć Mandersona poderwała go od jego zajęcia...
Jednak widząc jego przysmażone przez Ogień i Prąd ciało nie uronił nawet łzy.
Raz że miał na to za mało wody w ciele.
Dwa że Manderson zdołał wydostać się z tego świata i być może zrobił to w miejscu gdzie już Niewidzialny Ogień nie sięga. Można było się tylko cieszyć, że najprawdopodobniej towarzysz nie będzie już dalej cierpiał.
Utang wykonał nieokreślony gest dłonią.
- Niech jego Duch śpi w spokoju. Duchy Metalowej Groty przyjęły ofiarę z życia naszego towarzysza i zapraszają nas w swoje progi. - wychrypiał. |