Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2019, 11:53   #271
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post


Wędrówka - czy też raczej marsz śmierci półżywych zombie, skazanych na zagładę przez promieniowanie - trwała dalej. Pustkowie było wciąż tak samo jednostajne. Być może te tereny rzeczywiście zostały zalane... może w czasie Wielkiej Wojny lub w latach tuż po niej z powodu zmian klimatycznych czy tajfunów. Teraz jednak cała woda znikła. Skraplacze ledwo wyrabiały. Nie było wiadomo, czy nadal łykali rady, czy to był "tylko" efekt krótkiej lub dłuższej ekspozycji w którymś momencie. Nie mieli pieprzonego licznika Geigera. Ani dość RadAway.

Harris i Manderson wydawali się trzymać najlepiej. Z wyglądu to i Kitty nie miał tak źle (oprócz łuszczycy i posiwiałych włosów). Najgorzej wyglądali Utangisila i Dubois... ale dzikus wydawał się jechać na jakimś rezerwuarze wewnętrznej energii, podczas gdy sanitariuszka czerpała swoją siłę z pomagania innym. Stąd też Max i Wade zgodzili się z Richardem: Igła miała dostać całą jedyną dawkę kroplówki RadAway, rozszerzoną o dawkę tabletek Rad-X. Ktoś musiał być na chodzie i trzymać resztę ekipy przy życiu... a starczyło tylko dla jednego medyka.

Podczas "popasów" (które wcale nie dawały nikomu wytchnienia), Harris i Manderson podłapali też momenty, kiedy Natalia czepiała się Martina. A konkretnie czytanie jego Scout Handbook. To było coś, co mogło choć na chwilę odwieść umysły od bólu i myśli samobójczych. Czytanie i nauka. Przyszli więc do Utanga i do MJa by ci im zreferowali ten podręcznik i dorzucili coś od siebie. Zrobili im wykład. Połączyć przyjemne (na tyle, na ile było to możliwe w tych warunkach) z pożytecznym. Może parę osób więcej zaczęłoby rozglądać się za łowami.

Mniej więcej dwa dni od "nocy nauki", dotarli do czegoś, co przełamało rutynę. Odległe góry i wzgórza stały się dużo bliższe, a jedna z nich - bardzo bliska. Skalista, dość niewielka góra stołowa typu mesa. Lornetka pokazywała dość spore, "wygodne" wejście do środka - grotę. Głęboką. W sam raz by nabrać wody skraplaczami, odpocząć w chłodzie, a może nawet coś upolować. Cokolwiek żyłoby na tym poziomie Piekła, miałoby swoją norę tam. Przez chwilę więc zapomnieli o bólu, beznadziei i utyskiwaniu. Mieli przed sobą cel: jakkolwiek mały. Mieli na czym skupić umysły.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=n4SVNVCEEn8[/MEDIA]

"Szturmowcy" sprawdzili obejście i pierwsze metry jaskini. Było czysto. Były też ślady bytności jakichś kreatur. Trzeba było uważać. Lucky odpalił jedną z flar i w jej świetle powiódł śmiałków do wnętrza całkiem głębokiej miejscówy. Szybko znaleźli rezydentów. Utang i MJ rozpoznali tą odmianę. Była wytrzymalsza, twardsza od tej powszechnej na Zachodzie (i, jeśli wierzyć podaniom, Wschodzie), a także dysponowała gruczołami jadowymi - ale była też dużo bardziej powolna. W sam raz by potrenować strzelanie albo uniki. Utangisila pamiętał też, że niektórzy tribale przybyli z Midwestu mówili, że wyciągali z tych radkaraluchów flaki aby je następnie kisić albo trzymać w solance. Takowy "specjał" miał podobno usuwać nadmiar radów i chronić przed przyjęciem kolejnych. Czyżby to miało być ocalenie?

Nie minęło paręnaście minut jak wysprzątali jaskinię z dwudziestu maluchów i dwóch gigantów. Te ostatnie były jeszcze twardsze, jeszcze wolniejsze i jeszcze paskudniejsze. Harris i Manderson się tutaj nie patyczkowali, gęsto obsiewając je ołowiem z automatów nim zdechły.

Na końcu jaskini odkryli też coś nowego. Coś, co (jeszcze bardziej niż kiszone flaki z radkaraczanów) mogło ocalić im dupę. Przedwojenny skład. Skała przeradzała się w skorodowany metal. Widać było ściany, podłogę, sufit. Obok było pomieszczenie z brudną szybą z plexiglasu - stróżówka. W środku biurko, krzesło, niedziałający komputer pod ścianą. Przeszukanie nie przyniosło rezultatów. W głównej części tej oazy stali były też twardo i głucho zawarte wrota. Winda. Obok panel sterujący... nie działał. Lampy też. Wszystko milczało, i to prawdopodobnie od czasów Wielkiej Wojny. Obok był generator.

Lucky zajął się nim, na wszelki wypadek każąc wszystkim się odsunąć. Grzebał przy nim i grzebał... aż wreszcie krzyknął "mam!" I zaraz potem stała się tragedia. Generator ożył, halogenowe lampy zaczęły mrugać... ale pojawiły się też istne fontanny iskier i łuki wyładowań. Manderson tańczył do muzyki elektryki. Pozostali odruchowo chcieli mu pomóc, ale Harris ich powstrzymał. Prąd jechał po całej metalowej konstrukcji.

Wreszcie, coś mocno trzasnęło i wszystko znów pogrążyło się w mroku (pomijając płonącą flarę). Ludzie pobiegli padającemu towarzyszowi na ratunek. Już do niego dopadali, kiedy znowu się zaczęło palić. Zamarli w bezruchu. Adrenalina skoczyła pod powałę. Zaraz mieli wszyscy zginąć, usmażyć się jak Max!

Halogeny zamrugały chwilę, po czym ustabilizowały się. Dawały światło na poziomie może dwudziestu watt. I nic. Generator szumiał. Winda zastukała. I nic więcej. Zaraz więc Igła dopadła do leżącego bez ruchu Maxa.

Odszedł.

Spiker w suficie zatrzeszczał mechanicznym głosem.

- <kzzzt> P-p-power restored.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 08-05-2019 o 12:12.
Micas jest offline  
Stary 11-05-2019, 22:34   #272
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dotarcie do góry było... było czymś niezwykłym. Takim promykiem nadziei. Nadziei na... w sumie nie wiadomo na co.

A tak... na cień.

Grota... grota dawała nadzieję na chłód. I pokarm.

W malignie dotarli do wgłębienia w skale i wymordowali to co tam mieszkało sami walcząc bardziej jak zwierzęta niż jak ludzie.

Gdzieś w głowie Utangisili tkwiła informacja że z wnętrzności radkaraluchów można przyrządzić pokarm odpędzający Niewidzialny Ogień. Patrzył po ciałach wymordowanych istot. Szczerze mówiąc nie czuł najmniejszego strachu walcząc z nimi.
Tak jakby było mu już wszystko jedno czy umrze czy nie.
Dopiero myśl o wywarze z flaków mutantów dała mu ten promyk nadziei na życie.

Kiedy pozostali zainteresowali się tunelem i windą Utangisila zajął się wydłubywaniem odpowiednich części z trucheł. Trzeba było czym prędzej przyrządzić odpowiedni wywar, aby uchronić się przed śmiercią i pośmiertnymi męczarniami w żarze Niewidzalnego Ognia.

Pomimo perspektyw jakie dawał umieszczony we wnętrzu góry schron to Utang się nim nie przejmował skupiony na swoim zadaniu. Jak zwykle.

Dopiero przywrócenie prądu i śmierć Mandersona poderwała go od jego zajęcia...
Jednak widząc jego przysmażone przez Ogień i Prąd ciało nie uronił nawet łzy.

Raz że miał na to za mało wody w ciele.

Dwa że Manderson zdołał wydostać się z tego świata i być może zrobił to w miejscu gdzie już Niewidzialny Ogień nie sięga. Można było się tylko cieszyć, że najprawdopodobniej towarzysz nie będzie już dalej cierpiał.

Utang wykonał nieokreślony gest dłonią.

- Niech jego Duch śpi w spokoju. Duchy Metalowej Groty przyjęły ofiarę z życia naszego towarzysza i zapraszają nas w swoje progi. - wychrypiał.
 
Stalowy jest offline  
Stary 12-05-2019, 00:21   #273
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
I dalej i dalej i krok i krok... idą sobie dalej i nic się nie dzieje. No prawie była lekcja z sztuki przetrwania. Arch słuchał wszystko było lepsze niż rozmyślanie o tym czy da rade to przeżyć. Zapamiętał nawet kilka tricków surwiwalowych.

W końcu zmiana otoczenia i nawet jaskinia. Chłód woda z skraplaczy może jakieś robactwo do jedzenia. Ruszyli, a Brufford czuł jak odżywa w nim nadzieja.

Fakt w środku spotkali trochę robactwa. Arch pomógł jak mógł coś z pistoletem, albo nożem. Na Betsy brakło sił. Niedożywienie, brak wody i wyczerpanie zrobiło swoje. Może gdyby nie to wszystko to Lucky by przeżył. Może jak by nie byli tak wyczerpani i nabuzowani nadzieją, że przeżyją ktoś by zdał sobie sprawę, że zabawa w elektryka mając na sobie metalowe opancerzenie to proszenie się o nieszczęście. Szkoda.. był inteligentnym i przydatnym towarzyszem. Przynajmniej zasilanie wróciło w znaleźnym wejściu do... schronu?

Arch przyjrzał się uruchomionym przez Mandersona maszynom. Swoim okiem mechanika chciał ocenić stan i wyczaić w miarę możliwości możliwe niebezpieczeństwa. Proponował, by pogrzebać Maxa i przywołać windę, albo spróbować zejść po linie i poszukać w znalezisku czegoś do jedzenia czy czegoś dzięki czemu przeżyją.

Rzeczy po martwym towarzyszu przejrzał i dał reszcie czy ktoś czegoś nie chce. Co zostanie to do przysłowiowego wora na handel wyląduje. Tak jak tam patrzył przed wejściem na pustynie to całkiem ładną fortunę w towarze zebrali. Jak dotrą gdzieś gdzie jest cywilizacja, że tak powiedzmy to będą mogli nieźle się doposażyć.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 12-05-2019, 19:11   #274
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień, kolejna bezsensowna śmierć. A już było tak dobrze. Wyszli wreszcie z tej cholernej pustyni, znów odżyła w nich nadzieja. A przynajmniej w pozostałych. Billy poczuł tylko swego rodzaju ulgę, nic więcej. Krótka walka z robactwem na chwilę przywróciła go do "żywych", ale po wszystkim znów stał się osowiały i stronił od innych.

Nawet śmierć Lucky'ego tego nie zmieniła. Kiedyś zapewne by nim wstrząsnęła, lecz teraz poległego towarzysza zaczynał traktować jako element codzienności. Wolał nie patrzeć na przypalone ciało Mandersona. I tak nieraz go zobaczy w swoim dyżurnym śnie, w którym zajmie zaszczytne miejsce w paradzie trupów.

W schronie Sticky postanowił rozejrzeć się za medykamentami i oczywiście alkoholem...
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-05-2019, 21:40   #275
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Na każdym postoju, na jakim od kilku dni zatrzymywali się w swojej straceńczej wędrówce, MJ desperacko poszukiwał ulgi. Ulgi od coraz natrętniejszej myśli o szybkim i definitywnym zakończeniu tego wszystkiego jednym pociągnięciem spustu. Ulgi, którą powoli, zrazu niedosłyszalnym, ale potem coraz wyraźniejszym szeptem, obiecywał mu trzymany w rękach pistolet.

Na szczęście broń nie spełniła swojej groźnej, niewypowiedzianej obietnicy, nie przyniosła młodemu zwiadowcy ulgi. Przyniosło mu ją co innego.

Niezawodna Natalie, której nieprzeciętne medyczne zdolności były tylko dodatkiem do wspaniałej empatii oraz niezłomnej psychicznej siły i odporności, błyskawicznie "rozpracowała" Martina, domyśliła się, co kryje się za jego małomównością i tendencjami do izolowania się od grupy. Jednego wieczoru nakryła go z pistoletem w dłoni... w pozie, która mówiła niemal wszystko, a czego nie powiedziała Igle poza i zbolały wzrok MJa, to dopowiedział jej własny mózg i kobieca intuicja.

MJ nigdy wcześniej nie usłyszał takiego kazania, jak wtedy. Nawet nie wiedział, jak bardzo było mu to potrzebne.
Dziewczyna nagadała mu za wszystkie czasy. Że to największa głupota, jaką mógłby zrobić. Że jest wszystkim potrzebny. Że dopóki życia, dopóty nadziei. Że każdy powinien starać się i troszczyć o siebie i innych, a nie kombinować, jak dać sobie spokój z Pustkowiem i tymi, którzy jeszcze na nich egzystują. Że jeśli już raz wyrwali się ze szponów Legionu, to nie po to, by kończyć z kulą w głowie na jakiejś pustyni.

A potem dała mu zadanie. Przyniosła książkę, tą samą, którą MJ wertował dla zabicia czasu i myśli. Przekartkowała ją i poprosiła, aby MJ, wraz z Utangisilą, wytłumaczyli pozostałym, co mądrego w tej książce może im się przydać i do czego.
Zanim MJ zdążył jeszcze na dobre otrząsnąć się z podziwu dla kreatywnego i konstruktywnego myślenia Igły, został wykładowcą w naprędce urządzonej Szkole Przetrwania na Pustkowiach. Semestr był krótki, wszystkiego jeden wieczór, ale pod koniec wykładu połączonego gdzieniegdzie z demonstracją praktycznego sposobu lub wskazaniem zjawiska w terenie potwierdzającego książkową regułę młody zwiadowca prawie uwierzył, że jednak jeszcze jest potrzebny. Skoro nawet ten nowy, Archie, ogarnął kilka podstawowych technik przetrwania, być może Opatrzność nie wyłożyła jeszcze na nich lachy i nie powiedziała "a, pieprzyć ich...".

Dwa dni później MJ wypatrzył przez lornetkę dużą górę z szerokim, spłaszczonym szczytem, której z początku nie było widać na tle pasma górskiego, do jakiego zbliżali się już od kilku dni. Gdy tylko ją zobaczył, poprowadził grupę w tamtym kierunku. Jak argumentował, jeśli uda im się wspiąć na tą skałę, to nawet jeśli nie znajdą tam nic ciekawego, będzie stamtąd lepszy widok na okolicę, no i będą bezpieczniejsi i trudniejsi do zaskoczenia przez cokolwiek, co mogłoby nadejść pustynią z dowolnego kierunku. Jak w warownej twierdzy na szczycie skały.

Gdy podeszli bliżej, MJ spostrzegł coś jeszcze innego.

Grotę. W zboczu wystającego ponad pustynię rondla widniał solidnych rozmiarów otwór, jakby pęknięcie lub dziura w skale. Jaskinia dawała nawet większe możliwości. Oprócz schronienia dawała cień, możliwość rozstawienia skraplaczy, a jeśli kryła w sobie coś, co dałoby radę zszabrować, to również pozwalała poprawić sytuację grupy. Gdyby nawet w jaskini coś było - zapewne tak - to jeśli dałoby się to ubić i byłoby jadalne, to mieliby też zapas żywności.

Grupa niewiele myśląc wzięła grotę szturmem. Zwalisty "Lucky" Manderson i twardy jak podeszwa wojskowego buta kapral Wade Harris wtargnęli do groty równie zdecydowanie, jak stary robot górniczy w Broken Hills w pokłady rudy uranu. Z równie dobrym skutkiem. Ich wtargnięcie wypłoszyło z zakamarków skał grupę opancerzonej odmiany zmutowanych karaluchów. Ku swojemu zaskoczeniu MJ odkrył, że słyszał o tej odmianie. Charakterystyczna dla Wspólnoty Równinnej i Wspólnoty Środkowozachodniej, acz spotykana też dość często na obszarze Wspólnoty Czterech Stanów. Pojedyncze kolonie można było spotkać również na wybrzeżach, choć tam zwykle ustępowały liczebnością typowym skrzydlatym karakanom, a w Kalifornii i w okolicach pustyni Mojave zwykle ich liczebność mocno ograniczały żyjące tam modliszki. Tu najwyraźniej miały swoje gniazdo.

Dopiero gdy umilkły strzały i bojowe wrzaski MJa i kompanów, do młodego zwiadowcy dotarło, do czego mogą wykorzystać świeżo ubite ścierwo. Utangisila też chyba o tym słyszał, bo podszedł do zabitych karaluchów i zaczął pracowicie je patroszyć. MJ zostawił go przy tej robocie, by pójść dalej, gdzie wołali go pozostali. Coś odkryli.

Chwilę potem MJ zorientował się, co to było. Jaskinia przechodziła w kawałek równego korytarza... na pewno nie był to wydrążony chodnik, tylko równa podłoga, ściany i sufit, zrobione z zardzewiałego, ale wciąż dobrze znoszącego upływ czasu metalu. Krótki korytarz kończył się dużymi, zamkniętymi na głucho drzwiami. Wyglądały na jakąś windę. Obok, za zwykłymi metalowymi drzwiami, znajdowało się pomieszczenie, z którego przez przeszklone, zakratowane okno widać było korytarz.
Drzwi do stróżówki łatwo ustąpiły pod naporem szturmującej je grupy. Kiedy jednak wpadli do środka i przeszukali pomieszczenie, niczego tam nie znaleźli. Szafki były puste. Biurko i krzesło były jednymi meblami w pomieszczeniu. Stojący na biurku terminal był wygaszony, pustym, niewidzącym okiem monitora beznamiętnie odwzajemniał spojrzenia poszukiwaczy.

Kiedy grupa podeszła do drzwi windy, wydawało się zrazu, że tam też nic nie znajdą. Obok zamkniętych na głucho drzwi znajdował się panel sterowania, podobnie zakurzony i nieaktywny jak terminal w stróżówce. Oświetlenie w korytarzu też nie działało, jedyne światło zapewniała trzymana przez MJa flara. Jednak przy stojącym obok generatorze badający stan całej maszynerii Lucky zatrzymał się na chwilę.
- Czekajcie - powiedział. - To maleństwo chyba jeszcze żyje. Spróbuję je obudzić... tylko się odsuńcie, bo może trochę iskrzyć!

Te słowa Lucky'ego MJ miał zapamiętać do końca życia. Będą mu one stały przed oczami wraz z obrazem Mandersona schwytanego w potężne snopy iskier, uwięzionego w potężnym, bladoniebieskim wyładowaniu między dwiema cewkami generatora, krzyczącego i charczącego, miotającego głową porośniętą wyprostowanymi jak kolce jeżozwierza włosami, wstrząsanego płynącym przez jego ciało prądem, roztaczającym wokół gryzącą w nozdrza mieszaninę woni ozonu, tlącej się izolacji przewodów i spalonego ludzkiego ciała.

Po trwającym kilka minut pokazie niszczycielskiego efektu energii elektrycznej dymiące, nadpalone ciało Mandersona po raz ostatni zetknęło się z podłogą. Dymiące włosy, wyszczerzone w śmiertelnym grymasie zęby, zesztywniałe ręce z palcami zakrzywionymi w spazmatycznych, szponiastych pozach, zeszklone i przekrwione oczy utkwione w sufit, niewidzącym wzrokiem patrzące w wieczność... w upiornym świetle flary MJ wyraźnie widział, że Manderson przypłacił życiem próbę uruchomienia generatora. Choć Igła przypadła niemal natychmiast do ciała ich towarzysza, sama ryzykując porażenie od ładunku, którym wciąż nasączone były tkanki Mandersona, MJ wiedział, że to na nic.

Szum windy, stuknięcie hamulca... a może kółka windy sunącego po szynie. Gwałtowna jasność, gdy halogeny rozbłysły, zalewając korytarz światłem, choć tak naprawdę nie było go więcej niż daje dobre ognisko lub kilka dwudziestowatowych żarówek. Monotonne buczenie generatora.

Faktycznie. "Maleństwo" ożyło. Szkoda, że umrzeć musiał Max.

- Niech jego Duch śpi w spokoju. Duchy Metalowej Groty przyjęły ofiarę z życia naszego towarzysza i zapraszają nas w swoje progi. - obok MJa rozległ się chrypiący głos Utangisili. On też widział, co stało się z Maxem.

MJ popatrzył z namysłem na Utanga. Pieprzony dzikus miał rację. Jak zwykle.

- Dokładnie - odpowiedział. - Nie po to Lucky dał się usmażyć tej cholernej maszynerii, żebyśmy teraz mieli nie pojechać tą windą gdziekolwiek nas zabierze i dowiedzieć się, co kryje ten kompleks. - MJ uważnie sprawdził, czy na podłodze i ścianach nie ma gdzieś jeszcze naładowanych obszarów. Nie uśmiechało mu się ginąć śmiercią Maxa. Upewniwszy się, że nic mu nie grozi, podszedł do pulpitu sterującego windą. - Osłaniajcie mnie. Spróbuję tą windę uruchomić.
 
Loucipher jest offline  
Stary 12-05-2019, 21:53   #276
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Reszta podjęła decyzję, że to jej dostanie się cała jedyną dawka kroplówki RadAway. Nie do końca się z tym zgadzała, a raczej rozumiała argumenty… że potrzebowali by ktoś się nimi zajmował… ale to ich miała ratować, a nie siebie. To drużynie chciała ulżyć w cierpieniu, a nie sobie. Nie miała jednak sił by się wykłucać. Na nic już nie miała sił. Resztki swojej energii poświęcała na to by choćby podtrzymać wszystkich na duchu.

I wtedy pojawiła się nadzieja. Odrobina cienia na tej przeklętej pustyni. Chwila oddechu od skwaru… szansa na jedzenie. Obecnie nawet kaktus mógłby być dla nich zbawieniem. Karaluchy… były niebezpieczne, ale teraz mogły stać się ich posiłkiem. Dzięki Maxowi wiedziała jak je przyrządzić.

A potem… świat się skończył. Nie chciała opuszczać Luckiego gdy ten grzebał przy generatorze. Chciała być obok.. Na wszelki wypadek. Nie pozwolili jej. Widziała jak trafia w niego wyładowanie. Jak świat rozświetlił się milionem świateł. Musiała się do niego dostać! Oderwać go! Jednak… dotarła za późno. Stojąc na martwym ciałem, poczuła jak traci siły. Opadła na kolana, jeszcze raz przesunęła dłonią po policzku Maxa. Jej Maxa. Wtedy też dotarło do niej, że to wszystko straciło sens. Cała nadzieja, którą jej dawał nagle zniknęła. Już nie będzie wspólnych wieczorów… nie miała po co iść dalej. Nie miała na to sił.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-05-2019, 09:56   #277
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Czyszczenie groty z karaluchów poszło sprawnie. Cienkie chitynowe pancerzyki nie mogły chronić robali przed śmiercionośnym ołowiem wypluwanym z luf ani bronią ręczną Utanga. Jinx planował z pomocą innych sanitariuszy sporządzić z karaluchów prowizoryczne lekarstwo na chorobę popromienną. Niby niewiele, ale nie mieli wyboru.

Lucky’ego szczęście opuściło w najmniej oczekiwanym momencie. Nie zginął w walce, trzymając spluwę w dłoni, tylko uruchamiając starą maszynerię. Generator wręcz usmażył Mandersona, zamieniając go w skwierczącą, gdzieniegdzie nadpaloną kłodę mięcha. Dziwna i okropna śmierć. Ale życie na postapokaliptycznym pustkowiu nigdy nie było łatwe.
-Usypmy mu jakąś mogiłę z kamieni. Przynajmniej tak możemy uhonorować towarzysza.

W schronie Jinx zamierzał uważać. Generator działał, więc działały też moduły SI i obronne. Nie wiadomo z jakimi robotami przyjdzie się zmierzyć w środku ani z jakimi pułapkami.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 14-05-2019, 13:21   #278
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Zjazd windą w dół musiał zaczekać. Mimo wycieńczenia - tak psychicznego jak i fizycznego - trudami wędrówki, Drużyna B wciąż miała pewne ludzkie odruchy i nie zatraciła ich w pełni pod piaskami Morza Wydm czy między wichrami radioaktywnego pustkowia. Zabrali osmalone, nadpalone ciało Maxa, na wpół stopione z metalowym pancerzem i pogrzebali je w jakiejś niecce pod kamieniami. Broń i resztę nietkniętego ekwipunku rozdysponowali lub wrzucili do wora na handel. Jeśli jakikolwiek handel miał w przyszłości się odbyć.

MJ, Jinx i Utang sprawili także karaluchy. Były praktycznie niejadalne, acz parę elementów dało radę jakoś ugotować i (ledwo) przełknąć. Wszystko dla zabicia głodu. Może nawet Max. Był duży, już na wpół upieczony, wystarczyło tylko go wyłuskać z tego złomu, dopichcić... i odrzucić człowieczeństwo. Przekroczyć barierę. Zawsze to była jakaś opcja. Ekstremalnie chujowa, ale jakaś. Lepsza (czyżby?) od samobójstwa czy śmierci głodowej. A on nigdzie już się nie ruszał i pewnie nie robiłby problemów.

Tak czy inaczej, karaluchy zostały sprawione i praktycznie pożarte. Flaki kusiły, ale bardziej kusiło wyzwolenie ich zdolności antyradowych. Zamknięto je w plastikowych butelkach, dolano wody, dosypano soli (którą przezornie wziął ze sobą Vernon). Po paru dniach będą gotowe - tak jako domorosły RadAway plus Rad-X, jak i posiłek.

Archie sprawdził generator i resztę tego całego złomu. Znalazł powód spięcia - obluzowane, przetarte kable prawie dotykające metalu. Ostrożnie, używając dostępnych materiałów, zabezpieczył je. Nikt nie chciał dzielić losu Mandersona.

Wreszcie nadeszła chwila prawdy. Otworzyli drzwi windy, zapakowali się do niej i zjechali na dół. Był tylko jeden poziom. Kiedy winda stanęła (a jechała długo, głośno i niepewnie) i wrota znów z ledwością się otwarły (trzeba im było pomóc siłowo), ujrzeli przed sobą zagracony korytarz, oświetlony jak na górze. Powietrze obezwładniało, śmierdząc starocią, kurzem i resztkami procesów gnilnych. Wszędzie walały się dwustuletnie pudła kartonowe, drewniane skrzynki, metalowe pierdoły, jakieś plastiki. Ktoś musiał tu szabrować, ale bardzo dawno temu. Po bokach korytarza były mniejsze pomieszczenia. Klasyczne, unoszące się do góry drzwi automatyczne były w różnym stanie. Niektóre zamknięte i niedziałające lub zacięte, inne odwrotnie albo gdzieś w różnym stanie pomiędzy. Wewnątrz tych pomieszczeń były metalowe regały, szafki, pudła. Większość niedbale pootwierana, pusta, zapchana śmieciami. Ale już widać było jakieś rzeczy do przeglądnięcia. Zwieńczeniem korytarza było dość spore pomieszczenie z kolejnymi pudłami, regałami, niedziałającymi komputerami, porzuconymi biurkami i krzesłami. Tu i tam walały się sterty wypłowiałych, kruszejących dokumentów. To musiał być jakiś magazyn.

I nic więcej.

Kiedy zaczęli rozpaczać (lub grzebać po śmieciach), wbito im gwóźdź do trumny.

Drzwi do windy zamknęły się, a sama kabina ruszyła do góry. Dopadli do przycisków. Nie odpowiadały. Szczekaczki w kątach korytarza zatrzeszczały. Zautomatyzowany głos coś mówił, ale nie szło nic zrozumieć. A przynajmniej do pewnego momentu, bo w powietrzu poczuli jakiś dziwny zapach. Jakby kwiaty jakieś. A potem rozmyła im się wizja, kręciło w głowach, głosy uwiązły w gardłach, a ciała przywitały się z podłogą. Ciemność.



Przebudzili się... i zaraz to odczuli. Jak po ciężkim kacu. Ale wszędzie wokół wciąż panowała ciemność. I... chłód? Lekki wiatr, świeże powietrze. Zamiast sufitu - gwiaździste niebo. Zamiast podłogi - ziemia Pustkowi. Wokół zaś znajome widoki, acz może łagodniejsze niż ta cholerna spękana ziemia przez którą się ostatnio przedzierali.

Czy to był jakiś sen? Jakieś halucynacje, zbiorowe w dodatku? Ten gaz jakoś skisł po dwustu latach i robił im jazdy jak po tribalowym ćpaniu?

Ale żaden haj nie dawał takich odczuć ani takiej... jasności umysłu. Byli trzeźwi. Skacowani, ale trzeźwi. Czuli, słyszeli, widzieli, mogli mówić i rozumować. Jakaś wizja, jak u dzikusów?

Przed nimi były jakieś ruiny, wyrastające z Pustkowi niczym poczerniała skała. Dość typowe, jak Nora czy Klamath na dalekim Zachodzie. Parterowe budynki, które kiedyś być może były piętrowe, o czarnych ścianach. Ulice na wpół oddane Pustkowiom. Pojedyncze ściany, kąty, mnóstwo dziur. Kompletna pustka, nawet bez śmieci, złomu czy mebli. Oprócz jednego, dobrze zachowanego budynku, całkiem sporego. Ten budynek... świecił. A raczej ktoś w środku był, paliło się światło, było słychać jakieś rozmowy i muzykę. Nad drzwiami wisiał podświetlony szyld.

"Cafe of Broken Dreams"

Nikogo nie było na zewnątrz ani w obejściu. Dobywszy broni, przezornie sprawidzili teren i ustawili się w szyku bojowym, gotów do wejścia "z buta". Nietypowa sytuacja ich otrzeźwiła i przywróciła dawne nawyki. Jakby... odzyskali rezon, pomimo stanu, w jakim znajdowali się od tygodni. Wreszcie - weszli do środka.





Ci wewnątrz spojrzeli na nowych gości, po czym wrócili do swoich zajęć - picia i rozmowy. Barman machnął sugestywnie palcami, by schowali broń i podeszli.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 18-05-2019, 10:30   #279
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ponieważ ciężko było ustalić czy Duchy się nad nimi zlitowały przenosząc ich do bezpiecznego miejsca, czy też była to po prostu wizja Utang postanowił nad tym nie rozmyślać.

Wetknął broń za pas i podszedł do baru.

- Coś na nadmiar radów we krwi, poproszę

Nie cierpiał tej nowomowy ale więcej ludzi rozumiało ten żargon niż prawdziwe nazwy rzeczy. Ale to nieważne byli zdesperowani. Łaknęli ratunku przed Niewidzialnym Ogniem, pragnieniem i głodem.

Te prozaiczne rzeczy nakazał mu znów pomyśleć o realności tego miejsca. I wtedy sobie przypomniał. Historie o Wybrańcu mówiły o położonej na Pustkowiu Kawiarni Złamanych Snów, miejscu do którego trafiają zbłąkani wędrowcy... Gdzie można trafić tylko całkowicie się gubiąc na szlaku.

- Możesz mi opowiedzieć o tym miejscu? - zapytał dzikus barmana.

Możliwe że to wszystko było dla reszty przerażające, ale Utang był spokojny. Jego umysł był otwarty na takie przeżycia. Wiedział że w ten czy inny sposób znaleźli wyjście z pułapki jaką była kraina Niewidzialnego Ognia i Grota Robactwa że Spichlerzem Strzaskanych Nadziei.
 
Stalowy jest offline  
Stary 18-05-2019, 18:23   #280
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Krótki pogrzeb i zjazd w dół. Szukali tam czegokolwiek co mogło się przydać. Jedzenie, woda, amunicja i broń. a także może coś extra.

Potem coś i obudzili się gdzieś. Arch za to wiedział tyle, ze nie wie gdzie jest i co robi i jak tu się znalazł, ale mało go to obchodziło bo widać było światełka.
Bar, a bar oznacza że jest tam jedzenie i napitek.

Wparowali tam szybko, a siedzące w środku osoby spojrzały na nich jak na idiotów. Opuścili broń i ruszyli do lady.
Utang pierwszy się wyrwał do barmana. Brufford choć specjalnie nigdy nie pił to jak ma to pomóc na rady to czemu by nie spróbować.
-Panie Barman co najmocniejsze tam masz i coś na ząb. Dla mnie i towarzyszy...- był szczęśliwy chyba przeżyli to teraz pora na zabawę.
-...,a dla tego podwójna- wskazał kciukiem na Stickiego
Pochylając się w stronę barmana mówiąc trochę już ciszej -Tamten płaci- skinął ukradkiem głową na Harisa.
 
Lynx Lynx jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172