Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2019, 19:47   #59
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
osiarz, jak można by nazwać tę dziwaczną abominację, roztaczał wokół siebie aurę strachu. Serca niektórych awanturników wypełniła trwoga wypaczająca myśli i trzęsąca członkami. Celaena wręcz instynktownie wyrzuciła przed siebie małą ognistą kulę, by następnie rozpłynąć się we mgle. Mgnienie oka później stała już kawałek dalej. Wtem monstrum zwróciło uwagę na elfka, który leżał nieopodal i wyciągał rękę ku mieczowi leżącemu parę kroków obok. Złożone z grubych pędów ramię pozbawiło go tchu w piersi, lecz nie przytomności umysłu. Neff natychmiast odtoczył się, kiedy nad jego głową znalazła się kosa. Ostrze wbiło się w ziemię zostawiając po sobie długą szramę.

Na monstrum spadły razy ze strony Astine oraz Mukalego, lecz to zdawało się ich nawet nie zauważać. Wówczas swą szansę dostrzegł Pelaios. Jednym ruchem znalazł się na nogach, by precyzyjnym pchnięciem wrazić swój rapier pomiędzy pędy i kości, a następnie jednym susem odsunąć się na bezpieczną odległość. Zupełnie jakby przewidział, że obok pojawi się ognista kula wielkości porządnej beczki. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że to zasługa Cely, lecz nie. Mocą tą dysponowała Hanah. Kapłanka wykonała rękami jeden płynny, zamaszysty gest i sfera pomknęła w kierunku Kosiarza. Ogień dosłownie przetoczył się po jego korzeniach podpalając co większe i spopielając mniejsze. Przez powietrze przetoczył się skrzekliwy syk bólu, gdy cielsko potwora pożerały płomienie. Na twarzy kapłanki zakwitł krótki uśmiech zadowolenia, lecz nie został on tam na długo. Ustąpił miejsca grymasowi bólu, gdy ramię kosiarza smagnęło ją z taką siłą, że byłaby się przewróciła, lecz ta abominacja miała inne plany. Skorzystała z okazji i złapała się w swe szpony. Kobieta bezskutecznie próbowała próbowała podtrzymywać swoje zaklęcie, lecz na próżno. Skupienie zniknęło w potoku bólu, który przetoczył się przez jej ciało. Cierpienie pulsowało od klatki piersiowej po brzuch. Postrzępione szaty zabarwiła szybko płynąca krew, a po osadzie rozniósł się krzyk.

Na twarzy Astine rysowała się trwoga i gniew. Rzuciła się na potwora i wkładając całą swą siłę w jedno uderzenie spróbowała odrąbać ramię, które trzymało kapłankę. Ostrze miecza zatrzymało się jednak na wystających kościach. Była za słaba by tego dokonać. Poszukała wsparcia u wilczycy, lecz tą zmógł strach. Zwierzę spanikowało i odskoczyło do tyłu. Ruch tropicielki dał jednak Hanah dość czasu, by święty blask objął jej ciało i zasklepił największe rany, z których zaraz mogły zacząć wylatywać flaki. Zdołała złapać oddech i szybkim ruchem dłoni nakreśliła przed sobą w powietrzu symbol ochronnego czaru. Wtem nagle zobaczyła Pelaiosa. Diablę z niesłychaną zwinnością momentalnie wspięło się na wysokości głowy kosiarza, a następnie wepchnęło mu prosto w oczodół buteleczkę pełną kwasu. Przez osadę przetoczył się skrzek, kiedy substancja z flakonu wyżerała większość dyniowatego łba odsłaniając skrytą w nim czaszkę. Trzymający Hanah uścisk rozluźnił się i uderzyła ona plecami o ziemię znów pozbawiając tchu.

Zaraz po tym jak diablę ugodziło swego adwersarza kwasem potężna fala mocy targnęła potworem odrywając kawałki ciała oraz kości. Elf miał nadzieję przestawić stwora albo wyrzucić go w powietrze, lecz najwyraźniej przecenił możliwości swych mentalnych zdolności. Obserwujący ten pokaz magii Pelaios zagapił się, co wykorzystał jeden z mniejszych dyniowatych i wbił mu ociekające pomarańczową mazią zębiska w bark. Po drugiej stronie Mukale wzniósł zaś bitewny okrzyk i zaczął prowokująco wymachiwać swą świętą włócznią. Miał on nadzieję, że zdobędzie zainteresowanie kosiarza, lecz w tej chwili przodkowie nie byli po jego stronie. Szczęście nie sprzyjało również Cely, której pociski z kwasu oraz ognia nie mogły dosięgnąć celu.

A kolejne zamaszyste razy kosiarza były celne i dewastujące. Zajęty drugim przeciwnikiem Pelaios nie zdołał na czas uskoczyć i smagnięcie ramieniem złamało mu kilka żeber. Kosa zaś rozorała pierś. Popłynął wodospad posoki. Tracąc dech w piersi oraz jasność widzenia wyciągnął przed siebie dłoń, jak gdyby chcąc złapać tego, który mu to uczynił. Z ust jego wydobyły się słowa w niezrozumiałym, mrocznym dialekcie. Pięść zacisnęła się... a monstrum stanęło w płomieniach. Ciało kosiarza momentalnie stanęło się ogniem, który spopielał co słabsze pędy. Potwór dosłownie zmalał w oczach, zdawało się, że już po nim. Ogarniająca go ognista furia diablęcia zniknęła tak samo niespodziewanie jak się pojawiła. W praktycznie spalonym ciele kosiarza tliła się jednak jeszcze iskierka nienaturalnego żywota.

Pelaios miał wrażenie, że zaraz się przewróci, lecz niespodziewanie siły powróciły, a płuca nabrały powietrza. Odzyskującym ostrość wzrokiem dostrzegł resztki złotego światła obejmującego jego rany oraz Hanah, która błyskawicznie znalazła się obok niego. Kobieta jednym płynnym, ale i brutalnym ruchem, złapała stojącego przy diablęciu dynioczłeka i cisnęła nim w kierunku dogorywającego kosiarza. Niestety żywy pocisk nie dosięgnął celu, ale swoje zrobił, bowiem posłała stwora na ziemię. Pelaios zaś nie tracił czasu. Chciał dokończyć dzieła. Minął kapłankę i wyprowadził jeszcze jeden cios rapierem. Dosięgnął celu, lecz to nadal było za mało. Wtem zareagował Neff. Skupił on swą mentalną moc i uderzył nią w kosiarza z taką siłą, że ten wyleciał w powietrze rozpadając się przy tym na zwęglone kawałeczki. Po okolicy rozległ się dźwięk czaszek uderzających o dachy. Poradzenie sobie z resztą potworów był już tylko formalnością.



dyszany elf rozglądał się po ziemi za swoim upuszczonym mieczem. Szybko nawiązał połączenie telepatyczne z resztą drużyny.
”Wszyscy cali? Proponuję byśmy porozumiewali się teraz w ten sposób. To cud, że inne dynie nie zareagowały na odgłos naszej walki.”
"Cali to chyba nie do końca, ale najważniejsze, że żywi. Jesteś pewien, że dasz radę udźwignąć tyle głosów w tej niemej konwersacji? " – spytała Celeana, kierując swe kroki w stronę towarzyszy. – "Po takiej walce to pewnie wyczerpujące…"
”Siedem osób wraz ze mną to akurat mój limit” – skrzywił się, dotykając posiniaczonego po uderzeniu potwora boku. Spojrzał jednak w stronę diablęcia i kapłanki – ”W porównaniu z innymi mam się całkiem dobrze. Myślisz, że dałabyś radę rozpuścić kwasem resztę z tych rozrzuconych czaszek?”
"Mogę spróbować, jednak może zająć to trochę czasu. Poszło by szybciej, gdyby ktoś inny także zajął się ich niszczeniem." – odparła.
Neff wyjął z bocznej kieszeni plecaka toporek, który znalazł przy ciele Drwala. Wydawał się odpowiednim przedmiotem, do odesłania jego pozostałości w podróż na następny świat.
“Oczywiście. Im szybciej tym lepiej.”
Astine szybko zbliżyła się do Hanah i Pelaiosa.
”Dacie radę iść? Musimy uciekać zanim przyjdą następne.
Kapłanka dotknęła torsu krzywiąc się.
To nie nogi dam radę…. eee ktoś jeszcze potrzebuje pomocy? - rozejrzała się po towarzyszach zatrzymując się na Neffie.
“Ze mną wszystko w porządku. To tylko niegroźne ugryzienie i trochę stłuczeń. Wy oberwaliście gorzej.” – odpowiedział mistyk.
–[i[“Neff ma rację… nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale w tej chwili wyglądasz najgorzej z nas wszystkich. Rozumiem, że chcesz pomagać innym, ale musisz być w stanie to robić, dlatego powinnaś najpierw zadbać o siebie. [/i] – stwierdziła Cely z troską w głosie. – To nie wygląda za dobrze. – pół-drowka wskazała na rany, które kapłanka otrzymała w trakcie walki. W tej chwili były one w większości zasklepione dzięki magicznemu światłu, lecz rozlana krew wsiąkała teraz w rozszarpane szaty kapłanki oraz ziemię dookoła.
“Po drodze się tym zajmę. Teraz i tak został mi już mało leczenia więc lepiej gnajmy dalej do tej wiedźmy.” – kobieta uświadomiła sobie, że mieli rozmawiać przez myśli.
”Chodźmy czym prędzej, mam wrażenie, że słyszę następne”Astine robiła się niespokojna.
Pelaios nie pomagał w niszczeniu czaszek, ani nie uczestniczył w rozmowie. Gdy tylko padł ostatni potwór, rozejrzał się czy nikt więcej ich nie atakuje i podszedł do resztek kosiarza - krzywiąc się trochę z bólu, który jeszcze nie był tak bardzo dotkliwy przez tętniącą w żyłach adrenalinę. Rozgarniając rapierem szczątki próbował odszukać odpowiedź, czemu ta istota była o wiele groźniejsza od pozostałych? Co mogło wpłynąć na to jak wyglądały i co potrafiły.
– [i]”Tak… chodźmy… bo ciemność dookoła nawet nie jest bliska wyrażenia tego, w jak głęboką… dziurę wpadliśmy. Następnym razem… jak dynia ma więcej czaszek, to znaczy że jest inteligentniejsza, sprytniejsza i niebezpieczniejsza… innymi słowy, uciekać.”
Diabelstwo nie zamierzało tu dłużej zostawać. Skinął głową do Astine i ruszył dalej, w kierunku, w którym wcześniej zmierzali.
Neff zatrzymał jeszcze Lisa ruchem ręki.
“Nim ruszymy, ty albo Dierlatka macie przyodziać ten materiał z magią obronną, którą była owinięta księga w świątyni. Każda dodatkowa ochrona może być teraz dosłownie decydować o życiu lub śmierci.”
Pelaios zmarszczył brwi jakby próbował zrozumieć o co dokładnie chodzi towarzyszowi. Musiało do niego dotrzeć bo skinął głową i sięgnął do plecaka wyciągając pomięty materiał. Spojrzał na niego sceptycznie, po czym wcisnął go kapłance.
Neff twierdzi że będzie ci z tym do twarzy”
”Hmm no w sumie pod błękitne oczy może i pasować… – po czym zawiązała chustę wokół szyi Pelaiosa. –” Ale chyba wolę jak ktoś inny mnie ratuje, ja mogę atakować z daleka, a ty nie.”
Zdecydowanie ci do twarzy. – zażartowała zaklinaczka próbując trochę się rozluźnić. – ale teraz chodźmy.
Tak, nie ma czasu do stracenia – zgodziła się Astine przywołując do siebie Lunę i ruszając w obranym wcześniej kierunku.



stine znów znalazła się na czole grupa, a Pelaios zaraz obok niej. Z kolei Mukale i Delran pilnowali tyłów. Nie bawili się już w przemykanie cieniami czy krycie się pomiędzy budynkami. Biegli ile sił w nogach, nie spoglądali ani do domostw ani do bocznych zaułków. Jedynymi rzeczami o jakie się troszczyli był dobry kierunek oraz dynie. Zbliżyli się już do krańca osady, kiedy musieli się zatrzymać. Astine wraz z Pelaiosaem szybko sprawdziła okolicę, bowiem do lasu był jeszcze kawałek, a gdzieniegdzie można było dostrzec leżące dynie. Chwilę oddechu wykorzystała Hanah. Sięgnęła po buteleczkę otrzymaną od kupców, odkorkowała i wypiła duszkiem. Smak był paskudny, ale kojący chłód rozlał się po jej ciele. Dzięki mocy pierścienia dostrzegła jak rany silniej się zasklepiają. Niemniej pomimo magii zostaną paskudne blizny.

Astine dzięki pomocy wszystkich tych, których obdarowano widzeniem w mroku zdołała wytoczyć najszybszą oraz najbezpieczniejszą ścieżkę przez pola. Biec mieli po jej śladach, zaraz za nią, tak by nikogo nie spuszczać z oka i w razie czego być w stanie pomóc jeden drugiemu. Kiedy wszystko zostało ustalone ruszyli. Pomknęli ile sił w nogach przez pełne dyń pole. Astine wraz z Luną zygzakiem wymijały każdego ze śpiących potworów. Przeskakiwały nad pędami i unikały grząskiej, zdradliwej ziemi. Pozostali zaś starali się dotrzymać jej kroku i większości szło całkiem nieźle, niestety nie wszystkim. W pewnym momencie Hanah oraz Neff potknęli się do dyniowe pędy zaścielające okolicę. Nim zdążyli się w porę podnieść skoczyły na nich dwa przebudzone stwory. Zatopiły w nich swe zębiska, lecz mieli przy sobie swych towarzyszy. Delran i Mukale jednym ruchem roztrzaskali ich mięsiste czerepy. Zbryzgani pomarańczową mazią pechowcy stanęli na nogi i szybko dołączyli do reszty. Pozostała część przeprawy przebiegła już bez niespodzianek. Wbiegli pod obumarłe korony drzew.

Zdyszani zatrzymali się chwilę później pod jednym z nielicznych buków starając się złapać oddech. Hanah czym prędzej zaczęła zajmować się ranami swoimi oraz Pelaiosa, które to zaczynały otwierać się z wysiłku. Krwawe ślady po kosie nie wyglądały najlepiej, a wraz ze znikającą adrenaliną zaczynał im doskwierać ból. Astine wraz z Cely wybrały się na szybki zwiad. Tropicielka znała te lasy najlepiej z nich wszystkich, a półdrowka potrafiła przebić wzrokiem wszędobylski mrok, który pośród drzew stał się głębszy, gdyż światło księżyca ginęło pośród umierającego listowia. Szukały przede wszystkim śladów owych kości, o których wcześniej opowiadała Astine, lub czegokolwiek, co mogłoby wskazać im właściwą drogę. Wokoło panowała martwa cisza. Żadnych ptaków, żadnego wiatru, jedynie ich kroki i oddechy. Kluczyły między drzewami, omijały wystające korzenie i nieliczne wykroty. W pewnym momencie Celaena wezwała do siebie łowczynię i wskazała jej ślady pozostawione pośród mchu i szarej ściółki. Dziewczyna zbadała tropy, a Luna je obwąchała. Wilczyca zawarczała i obnażyła kły, zrobiła się niespokojna.
Ktoś jeszcze jest w tym lesie. Ktoś i coś…Astine podniosła się z ziemi i rozejrzała się niespokojnie próbując bezskutecznie przebić wzrokiem mrok. – Chodźmy jeszcze kawałek, gdzieś tutaj musi być ścieżka do domu tej kobiety – dodała z mieszanką frustraci i niepewności.
Ruszyły dalej, minęły rozgałęziającą się na troje lipę i zapuściły się w gęstszy fragment lasu. Nagle rozległ się trzask, na dźwięk którego niemal dostały zawału. Zerknęły pod nogi i zobaczyły tam małą, złamaną białą kosteczkę. Oczy Astine zrobiły się większe, ręką chwyciła najbliższe gałęzie.
Wierzby… – rzekła jedynie, po czym zrobiła kilka kroków przed siebie. Kawałek dalej dostrzegły zawieszony w pośród gałęzi znak wykonany z kości. Jakby dłoń ściskającą w pięści coś dłuższego z wiszącymi po bokach kolejnymi kośćmi.
To tutaj… Musimy szybko wracać po resztę.



wiadowczynie wróciły po dłuższym czasie nieobecności, który przez wszechogarniającą ciszę był jeszcze bardziej niepokojący. Ich nadejście wywołało nerwowe poruszenie i sięgnięcie po broń, które jednak szybko została opuszczona. Włócznia Mukalego również nie alarmowała. Astine nie czekając przeszła do rzeczy:
Znalazłyśmy ścieżkę do chaty wiedźmy… ale to nie wszystko. Ktoś jeszcze jest w tym lesie. Cely dostrzegła pozostawione ślady i… coś jeszcze. Z początku nie byłam tego pewna, ale reakcja Luny potwierdziła to. Gdzieś tutaj kręci się jakiś wielki wilk, może worg. Nie wykluczone, że szedł śladem tamtych.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 14-05-2019 o 06:45.
Zormar jest offline