Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2019, 21:09   #63
KlaneMir
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
,,O ja… nie wierze, udało się! Wiedziałem że wszystko się uda!" Takie słowa ktoś mógłby wyczytać z myśli Mitrasa, jakby ktoś się znał trochę na telepatii. Może to był Austriak, czy Bawarczyk, bo nie udało mu się nas wytropić. Po zatem całe szczęście że Angii nic się nie stało, dobrze że jest prawie tak utalentowana jak Mitras. Choć w rozmowie dużo jej brakuje do poziomu Nimy. Choć Angii pewnie jeszcze wiele ukrywa przed Mitrasem, najdziwniejsze jest z tego że słyszał jej głos jeszcze kilkanaście chwil temu.

Na przystankach jak zwykle, można było dostrzec kunszt projektanta, a na rozkładzie nowe metody załamywania czasu. Autobus o dziwo się spóźnił tylko o kilka minut, choć momentami bywało gorzej w tym mieście. Ale warto było czekać, chyba jeden z nowych Autobusów po nas przyjechał… Ursus! Chociaż jeszcze większym sukcesem niż ucieczka, jest to żę podczas podróży naszą ukochaną komunikacją miejską, nie złapał nas jakiś Kanar aka Kontroler Biletów. Pierwszy raz od dawna Mitras, uczynił coś tak nielegalnego… Oby ostatni raz

Angii poprowadziła by wyjść na Żeromskiego, Mitras znał tą okolice z porządnego baru z chińszczyzną. Podobno ojciec właściciela pracuje w sanepidzie… można w to uwierzyć jako że, pierwsze kilka razy po spożyciu, organizm klienta amatora przyswaja nową florę, i może faunę. Choć Mitras mógłby spokojnie jeść jedzenie z najbardziej podrzędnych miejsc w Indiach, i nic by mu się nie stało. Chyba zaczął już trawić salmonelle…

Choć jedzenie aktualnie nie jest problemem. Przeszkodą są kajdany, brak pieniędzy, brak dokumentów, brak torby, brak broni, czy to tam jeszcze miał. A no tak telefon jeszcze tam był. Niemieckojęzyczni agenci na razie ich nie odszukali, choć to tylko kwestia czasu aż się spotka inną grupę nimi zainteresowaną. Najważniejsze żeby jak najmniej zagrozić innym ludziom, a zwłaszcza tym którzy im pomagają. W sumie dobrze że to wszystko dzieje się na razie w Malji, a nie w jakieś Brazylii. Tam mogło być bardzo nieciekawie, już bez tego dzieją się wystarczająco złe rzeczy… głównie można się tego dowiedzieć z internetu, metodami gdy trzeba używać kilku zabezpieczeń. Tak przynajmniej mówili Mitrasowi koledzy.

Angela poprowadziła do niewielkiej uliczki, gdzieś pomiędzy blokami. Był jakiś sklep, schody pożarowe, oraz kontener. Angie, i Mitras postanowili usiąść za kontenerem, przechodząc obok Mitras zauważył w śmieciach wiele skarbów, puszki na złom, stary monitor, kartony po lunch box’ach Vifon, połamany telefon na klapkę wyglądający jak smartphone, noże, i pewnie gdzieś na dnie także złoty pociąg. Ciekawe ile z tego freeganie by zjedli, pewnie jeszcze jakiś kawior znaleźliby na dnie, choć jak to można wywnioskować, za darmo to i awokado dobre.

Po tym jak usiedli pod kontenerem Mitras postanowił wykorzystać, tak zwaną wiedzę bezużyteczną, i godziny spędzone po północy, nad sztuką zwaną Life Hacki. Na szczęście kajdanki nie były za stare, ani za nowoczesne, były idealne. Można wykorzystać kilka problemów z jej budową.
Wpierw łańcuch, możliwy do przerwania bez specjalistycznych narzędzi, jednak za krótki łańcuch może nie wystarczyć, a z długim byłoby za dużo zabawy. Żeby się wszystko udało, trzeba ułożyć łańcuch by się sam na sobie zablokował, i z całej siły szarpnąć! Fachowcy z Meksyku, Turcji, i Rosji potrafią robić to za pierwszym razem, choć najważniejszym warunkiem udanej ucieczki jest mieć kajdanki przed sobą. Dlatego prawie zawsze zapina się ludzi od tyłu, i dlatego dobrzy chłopacy patrzą na świat zza krat.
Metoda Zwei, czyli druga. Jeżeli zostało trochę miejsca do pełnego zapięci kajdanek, czyli od momentu co trzeba wyłamywać sobie kości, do wykonania metalowej opaski uciskowej. Trzeba włożyć jakieś płaskie coś, najlepiej odpowiednio przycięta blaszka po puszcze. Do mechanizmu z zębatkami kajdanek, troszkę wpuścić blaszkę w trakcie delikatnego zaciskania kajdanek. Tak by to co blokuje zęby od powrotu, odbezpieczyć. Na to szanse są ograniczone, bo zawsze może się skończyć miejsce na ściskanie kajdanek.
Metoda Tres. Uderzać ile wlezie w coś twardego, tym stale umieszczonym ogniwem łańcucha co wszystko trzyma razem. Metoda podobna do bicia kajdanek kamienień, jednak tutaj walczy się tylko z cienkim metalem. I cholernie bolesna.
Metoda Four! Wyłamać sobie kości, na początek kciuk, potem mały palec. Jak do tego momentu nie pomogło ani trochę, to połamałeś sobie palce dla doświadczenia. Prosze nie próbować tego w domu! Jednak jak ktoś chce, to palce należy łamać jak najniżej, najlepiej w dłoni. Wtedy powinno się wszystko udać.

Po dłużej chwili metoda pierwsza, i najprostsza, okazała się prawidłową. Bo kilkunastu minutach przeklinania, wzdychania, i układania łańcucha. Wszystko się udało! Kto by się spodziewał że te life hacki jednak się przydają? Jednak uczucie spełnienia po uwolnieniu się, było porównywalne z kupowaniem nowej broni. Mitras zebrał resztki łańcucha do kieszeni, będzie na pamiątek. Po dostrzeżeniu że Mitras jest już wolny, Angii poprosiła go o pomoc. ,,Co ty byś beze mnie zrobiła...’’ to chętnie wypowiedziałby Mitras, gdyby nie to że życie jeszcze jest mu miłe. Po udanym wsparciu towarzyszki, udali się w dalszą podróż do… właśnie gdzie? Bo kilku gestach Angii zaczęła go prowadzić, do jak to się okazało po kilkudziesięciu metrach, sklepu papierniczego.

Pewnie chodziło jej o jakiś przedmiot do komunikacji, wybrał jakieś proste, przydatne i tanie rzeczy. Szkoda że to tylko papierniczy, ciekawe ile tutaj jest jakiś unikalnych rzeczy, których nie ma w Markecie. Choć pewnie te rzadsze rzeczy są w tych droższych działach. Jak kilkaset rodzajów ołówków, czy papierów… dobrze że niektórzy są wstanie powiedzieć różnice.Jednak aktualnie nie ma czasu na zwiedzanie, a takie rzeczy taniej można kupić na chińskich stronach. Po zakupach, i oddaniu portfelu, Angii poinformowała o swoich znajomych, oraz planach. Wychodzi że trzeba wrócić do parku, do tego komunikacjią. Kolejne szanse na zostanie złapanym, i to nie tylko przez Germańskich szpiegów. Należałoby się też martwić o bezpieczeństwo znajomych Angeli, jak i jej samej, Mitras dałby radę sobie sam ze wszystkim… jednak ciekawiej być kompanem Angeli.

W tramwaju było spokojnie, jednak Mitras ciągle wypatrywał zagrożenia, może zaczną strzelać do tramwaju? Ci którzy mówią rodowicie po Germańsku, lubią takie zawody. Tak przynajmniej wychodzi z rasistowskich żartów o Niemcach i im podobnych. Jednak w tramwaju było już niebezpiecznie zanim weszli, grupa fanów metalu w najbardziej stereotypowych strojach popijali potajemnie, lub ci bardziej odważni jawnie. Butelki taniego piwa, oraz ci z największym doświadczeniem trzymali pryte. Chyba picie alkoholu w takim miejscu jest nielegalne… ale kto tam wie. Dobrze że w tramwaju nie było innych subkultur, z kibolami byłoby źle jechać, z hipsterami bez telefonu jeszcze gorzej.

Przepychając się przez tłum ludzi, jednych idących wraz z prądem i próbujących wysiąść z tramwaju, drugich na siłę wciskających się do środka, Angie starała się mieć wszystko i wszystkich na oku. Niepokój nadal tkwił uparcie wewnątrz jej głowy i dyktował zachowaniem. To, że pomoc była tuż, tuż i że właśnie zmierzali w jej kierunku, nie znaczyło że wszystko nie mogło tak po prostu gruchnąć. Z doświadczenia wiedziała, że w takich właśnie chwilach wszystko to, co mogłoby iść źle, tak właśnie szło. Prawo Murphy’ego miało się świetnie.
Nie tym razem jednak, a przynajmniej jeszcze nie dostrzegła jego efektów. Czarna limuzyna stała dokładnie tam, gdzie ją wypatrzyła. Na zewnątrz, opierając się o maskę, towarzyszył jej wysoki, umięśniony i czarnoskóry mężczyzna. Ubrany w jeansy i białą koszulkę ani trochę nie pasował do eleganckiego środka transportu, który służył mu za podporę. Ktoś, kto nie znał tego człowieka, mógłby nawet uznać, że planuje on coś nie do końca zgodne z prawem. Szrama na prawym policzku, liczne tatuaże zdobiące ręce i niezbyt przyjazny błysk w oczach dość nachalnie wspomagały tą sugestię. Nic bardziej mylnego, a przynajmniej w tej chwili. Jacob, takie bowiem nosił imię, wyprostował się gdy tylko dostrzegł zbliżającą się parę. Jeżeli towarzystwo, z jakim przybyła Angie zrobiło na nim jakieś wrażenie czy chociaż go zdziwiło, to nie było tego widać.
- Spóźniłaś się - poinformował ją, rozejrzał się po okolicy i jakby od niechcenia przeniósł swoją osobę do tylnych drzwi po czym równie niedbale je dla nich otworzył. Zapraszający gest dłonią był tak samo lekceważący jak całe jego dotychczasowe zachowanie. Angie z jakiegoś niewyjaśnionego powodu właśnie za to go lubiła. No, i za parę innych rzeczy.
Nie mogąc przywitać się z nim jak zwykle, machnęła tylko dłonią i wskoczyła na wolne miejsce, sadowiąc się wygodnie chociaż z pewną dozą ostrożności, obok czekającego już na nich mężczyzny w czarnym garniturze. Pozostało poczekać ąż Mitras zajmie miejsce obok niej i mogli wreszcie opuścić nieprzyjazną im okolicę.

-Emm… Witam, to ja może już usiądę…-. Znajomy Angii nie wygląda na jakiegoś niesamowicie przyjemnego człowieka. Bardziej wygląda jak postać z Amerykańskiego filmu czy serialu, o wątkach bardziej kryminalnych, niż bohaterskich. Choć w tej sytuacji to chyba nawet lepiej, najważniejsze że mamy już kogoś do pomocy. Mitras usadowił się wygodnie na swoim miejscu, oraz zapiął pasy. -Ładny samochód. Naprawde… Więc gdzie teraz się udajemy?-.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał się Mitrasowi, w którym to czasie Jacob zamknął drzwi i usadowił się na fotelu kierowcy. Samochód ruszył, płynnie włączając się w ruch drogowy. Wewnątrz zapanowała cisza, która z jednej strony budziła niepokój, a z drugiej miała w sobie jakieś dziwne, uspakajające działanie, a przynajmniej w taki sposób odczuwała ją Angie.
- W bezpieczne miejsce, młody człowieku - odpowiedział mężczyzna, przenosząc wzrok na jedyną w tym towarzystwie kobietę. - Jak się czujesz moje dziecko? - zapytał, a w głosie, w którym wcześniej dominował chłód, pojawiły się nuty troski. W odpowiedzi otrzymał lekkie uniesienie kącików ust i skinięcie głową. Notes i długopis ponownie znalazły się w dłoniach Angie.
- Gdzie jest Babette? - zapytała, przesuwając kartkę notesu tak, żeby czarnoskóry mężczyzna mógł przeczytać.
- Czeka na nas. Nie martw się, wkrótce ją zobaczysz - zapewnił, uśmiechając się niemal łagodnie. - Jak rozumiem ten młody człowiek znajduje się teraz pod twoją opieką? - sam zadał pytanie, ponownie przenosząc uwagę na Mitrasa. Lavelle skinęła głową.
- To dość… zaskakujące - podsumował ową informację. - Papa Morbi - przedstawił się, wyciągając do Mitrasa dłoń. Wyraz jego twarzy przypominał nieco węża, który szykuje się do ataku na zagonioną do kąta ofiarę.

-Mitras Nima… Miło mi.-. Zrobiła się strasznie dziwna atmosfera, po zatem Mitras nie znajduje się pod żadną opieką… to tylko próba znalezienia chwili spokoju, tak to tylko to. Student szybko się przywitał ręką, wręcz dał szybkiego śledzia. -Lepiej chyba skupić się na drodze w tej chwili. A ja w tym czasie będę udawał że wiem o co chodzi w aktualnej sytuacji.-. Mitras spojrzał na otoczenie skryte za przyciemnionymi szybami. Z zewnątrz chyba nie dało rady zobaczyć środka, może to że ich nie widać da wystarczające poczucie bezpieczeństwa na czas jazdy. Gorzej jak nas widziano jak wchodziliśmy do limuzyny, wtedy kolejna osoba została wciągnięta w nasze problemy. -Oby wszystko było w porządku… choć bardziej by pasowało, by nie było gorzej niż aktualnie. Ciekawe jak u innych którzy się przebudzili. Coś mówiono w telewizji… Papo? Morbi?. Ciekawe czy Papa to pseudonim artystyczny, czy naprawdę tak się zwie.

Dłoń Papy jeszcze chwilkę tkwiła w tej samej pozycji nim cofnęła się by zająć poprzednią pozycję na udzie właściciela.
- Są pewne… wzmianki - odpowiedział na pytanie, przybierając obojętny wyraz twarzy. - Jestem pewien że będziesz mógł wszystko sprawdzić gdy już dojedziemy na miejsce - dodał, chociaż lekkie uniesienie prawego kącika ust sugerowało, że ów pełny dostęp do informacji i swoboda mogą być jedynie tymczasowym mydleniem oczu i że kryje się za tym jakiś niecny plan.
- Czyli gdzie? - napisała swoje pytanie Angie, ponownie skupiając na sobie uwagę bokora.
- W jedyne miejsce, w którym będę mógł zapewnić ci bezpieczeństwo - odpowiedział, a ona w lot zrozumiała o czym mówił. Była tylko jedna taka lokacja, a była nią willa, w której mieszkał.
- Cmentarz - zaproponowała, bo w przeciwieństwie do willi, na cmentarzu czuła się jak w domu, to był jej świat, jej miejsce i jej domena. - Już uzgodniliśmy tą kwestię - uciął dyskusję zanim się rozpoczęła. - Uwierz mi, moje dziecko, tam gdzie cię zabieram będziesz bezpieczniejsza - dodał, ponownie uśmiechając się w ten swój diaboliczny sposób, który sprawił że pomimo przyjemnej temperatury jaka panowała wewnątrz samochodu, Angie wzdrygnęła się czując strużkę lodowatego potu spływającą jej po kręgosłupie. - Jestem także przekonany że twój towarzysz będzie się tam czuł lepiej niż wśród starych grobowców - dodał, wiedząc, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że wykorzystuje w tej chwili jej słabość w postaci Mitrasa.
W odpowiedzi posłała mu harde spojrzenie. Jeżeli wydawało się mu, że to co do tej pory dla nich zrobił wystarczy by się ugięła to jej nie znał. Śmiech, którym wybuchnął dodatkowo pogorszył jej nastrój. Pomyśleć, że już prawie zaczynała go lubić. Prawie…

Grobowce, cmentarze, krypty, nekropolie, dobre miejsce na schronienie. Jednak Morbi podobno ma już lepsze miejsce na schronienie. Ciekawe jakie… może stare nazistowskie bunkry? To byłoby marzenie Mitrasa, wielkie kompleksy pod ziemią…-Jak narazie wszystko jest trzymane tajemnicy to, Angii napiszesz czemu akurat cmentarz byłby dla ciebie idealny? Trzeba jakoś porozmawiać w trakcie jazdy, może potrwa długo.-

Prawa brew Papy uniosła się ku górze, jednak nie wtrącał się gdy Angie pisała w swoim notesie.
- Cmentarz znam lepiej - wyjaśniała - Tam spoczywają moi przodkowie i tam czuję się bezpiecznie. To miejsce w którym swobodnie moglibyśmy się ukryć i gdzie nikt nie powinien nas szukać. Dodatkowo można by tam na spokojnie pomyśleć. Jest cicho, nie ma tłumów, jest… To po prostu najlepsze miejsce - zakończyła, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły swojego życia. W końcu nie znali się tak długo. Dodatkowo Angie nie była jak Mitras zareaguje gdy dowie się więcej niż ktoś, kto nie jest członkiem kręgów w których się ona obraca. Był obcy, mógł nie zrozumieć, a ona miała za dużo na głowie żeby brać jeszcze próby tłumaczenia mu, że to co wygląda źle, wcale złe nie jest.
- Zaufaj mi, tam byłoby lepiej - przekonywała. W przeciwieństwie do niego wiedziała co może czekać na nich tam, gdzie obecnie zmierzali. O ile ona mogła się przed tym jakoś bronić to on już nie. Zwyczajnie się o niego martwiła, tylko nadal próbowała to jakoś nawet przed samą sobą ukrywać.

Niesamowite, oby nie byli to rasistowscy czarnoskórzy… wszystko na to wskazuje. Może argument że nie jest europejczykiem przejdzie? Jeżeli na cmentarzu byłoby lepiej niż tam gdzie prowadzi Morbi to Mitras nie chce mysleć do jakiej dzielnicy, i miejsca aktualnie jedzie. Może w tym miejscu opieka Angii się jednak przyda. Angii ma niesamowitych znajomych, może zna jakiegoś Rosyjskiego handlarza bronią, najlepiej co ma magazyn pełen radzieckiej technologii. No i jeszcze poznanie nowej zdolności, ciekawe czemu ciągle widzi świat w trzecim wymiarze, akurat po ,,teleportacji”. No i czemu Angii już się nie odzywa, może naprawde mu się wtedy w parku wydawało? Cóż czas pokaże. -To ja chwile pomedytuje, może będziemy jechać dłużej niż te 10 minut .-. Mitras oparł się o szybę, i zamknął oczy. Może zgłębienie się w swój świat troszkę pomoże, z zrozumieniem nowego daru, czy klątwy. Na razie trudno zadecydować.

- Będziemy - odpowiedział Papa, chociaż odpowiedź ta została rzucona mimochodem, jakby to co w tej chwili robił czy zamierzał robić Mitras, nie miało dla niego większego znaczenia. Angie także nie sprawiała wrażenia chętnej do dalszej konwersacji. Zamknęła notes i oparła się wygodniej. Od świata zewnętrznego odcięła się poprzez zamknięcie oczu. Przyszłość zaczęła malować się w nieciekawych barwach. Nadal nie wiedziała dlaczego nie była w stanie mówić. Nadal nie wiedziała w jaki sposób wydostali się z samochodu porywaczy. Nie wiedziała także dlaczego ich porwano, chociaż mogła się tego domyślić. Problem polegał na tym, że nie lubiła bazować na domysłach. Fakty, najlepiej rzetelne, były dla niej zdecydowanie lepszą podstawą do działania. Korzystając zatem z okazji, postanowiła przeanalizować to, co już wiedziała i te domysły, które sprawiały wrażenie bycia bliskich owym faktom. Przede wszystkim był zamach, to od niego wszystko się zaczęło. Eksperyment szalonego naukowca, który najprawdopodobniej na zawsze zmienił życie setkom, o ile nie tysiącom ludzi. Następna była choroba, a raczej epidemia chorób i objawów nie dająca wytłumaczyć się w inny sposób niż jako efekt uboczny zażytej substancji. Kolejną rzeczą byli porywacze. Jak nic wiedzieli oni więcej niż ona i Mitras. Bez dwóch zdań zostali wysłani by ich dopaść, tylko dlaczego akurat ich? Trochę także wyglądało to tak jakby złapali dwójkę, która się akurat nawinęła… Nie, to nie mogło być tak, tamci sprawiali wrażenie doświadczonych w swoim fachu zatem szansa na to że zgarnęli pierwszą lepszą parę była raczej znikoma. Ktoś zatem wiedział lub domyślał się co się działo. Może współpracownicy profesora? On sam? Czy było tak, że to wszystko było z góry zaplanowane i wystarczyło tylko pozbierać owoce tych planów? Cóż, bez dwóch zdań domysł ten miał w sobie dość sporo elementów przemawiających za tym, że był słuszny. Nie mogła jednak w tej chwili potwierdzić niczego. Podobnie jak nie mogła wyjaśnić wypadków, które sprowadziły ich do parku. Jedyne co się jej nasuwało na myśl to teleportacja, tyle tylko że takie rzeczy były możliwe w filmach sf czy fantasy, a nie w rzeczywistym świecie. Gdy jednak wszystkie inne możliwości zostały odrzucone, prawdą musiała być ta, która pozostała, bez względu na to jak nieprawdopodobna się wydawała. Teleportacja… Angie uważała siebie za osobę o otwartym umyśle, musiała być będąc tym, kim była i zajmując się rzeczami jakimi zajmowała, to jednak… Teleportacja… No ale dobrze, jak już przełknąć tą nieprawdopodobną pigułkę, można było iść dalej w to szaleństwo. Skoro można się było przenosić z miejsca na miejsce za pomocą… Cóż, nie była pewna czego… Woli? Niech będzie, że za pomocą woli… To co jeszcze było możliwe? Na dobrą sprawę - wszystko. Czy to zatem oznaczało, że ona także mogła coś potrafić? O ile przyjmie się, że to co zrobił Mitras było wynikiem eksperymentu i późniejszej choroby, to logicznym wydawało się założenie, że u niej także mogła się jakaś umiejętność rozwinąć, tylko jeszcze nie miała pojęcia jaka. To, że nie mogła mówić pozwalało wytyczyć względny kierunek w jakim powinny iść domysły. Tyle, że w sumie próbowała już niektórych opcji. Bez dwóch zdań nie mogło tu chodzić o fale dźwiękowe, chyba że niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Nie zauważyła jednak żadnej reakcji otoczenia na swoje próby wydania głosu. Po prawdzie to jednak nawet nie próbowała ich zauważyć, liczyło się dla niej wtedy tylko to by ten głos z siebie wydobyć. Co więc jej pozostawało? Myśli? Porozumiewanie tym sposobem? Była pewna, że kiedyś widziała film, w którym występował taki bohater i na sto procent czytała o takich mocach w książkach. Tylko jak się do tego zabrać? W powieściach było to dość proste. Skupić się na osobie, której chce się przekazać informację i voila. Oczy już i tak miała zamknięte, więc…
Nie śpij bo cię okradną - skupiła się na tych słowach i na Mitrasie. Wiedziała, że to głupie ale nic lepszego jej do głowy nie przyszło. Nie śpij, nie śpij, nie śpij, nie śpij… A jak słyszysz to mnie szturchnij - dodała do monologu kolejną myśl, bo jakby się jej udało to nie chciała żeby zareagował zbyt gwałtownie i skupił na sobie uwagę Papy. Wątpiła jednak by ten pomysł wypalił. Najpewniej jej brak głosu był po prostu reakcją organizmu na środek, który był w wodzie. W najgorszym razie już nigdy nie będzie mówić, w najlepszym odzyska głos za parę godzin, jak to zwykle bywało po porządnej anginie.
Niestety, nie wyglądało na to by coś miało się wydarzyć. Czy jednak niestety? Nie była pewna czy czułaby się dobrze mieszając w ludzkich głowach, nawet w tak niewielkim wymiarze jakim było przesyłanie myśli. Przodkowie, pomóżcie mi znaleźć drogę w tym chaosie zwróciła się do tych, na których zawsze mogła polegać. Gdyby znaleźli się na cmentarzu mogłaby ową prośbę przekazać we właściwy sposób, teraz jednak nie miała takiego luksusu do dyspozycji. Nadal także nie wiedziała dokąd zmierza, nie licząc tego, że jechali w ostatnie miejsce, które chciałaby odwiedzić.
Skoro zaś nie myśli to może obrazy? Nie była pewna dlaczego ale akurat tego typu komunikacja wydawała się jej wyborem najbardziej logicznym z dostępnych. Nie widziała u siebie żadnych zmian fizycznych, nie licząc tego gardła, no ale w sumie u Mitrasa też nie było widać. Tyle, że on przynajmniej mógł mówić i na dobrą sprawę sprawiał wrażenie okazu zdrowia pod każdym względem. Pomysł z mocami zaczął dość szybko zaczął się od niej oddalać, niczym fragment snu, który pamięta się zaraz po obudzeniu ale wraz z mijającymi minutami, umyka on z pamięci. Może Babette znajdzie na to radę, gdy już się z nią spotka i podzieli spostrzeżeniami.

Spotkanie to zbliżało się z każdą chwilą. Villa Papy, podobnie jak dom babci, znajdowała się w dzielnicy Francuskiej. Można było wręcz rzec iż oba budynki były niczym przeciwne sobie bieguny, z równikiem w postaci cmentarza. Angie ów fakt jak najbardziej odpowiadał. Otworzyła oczy gdy limuzyna zatrzymała się przed wysoką bramą, która sprawiała wrażenie jakby nawet czołgiem nie dało się jej pokonać. Grube deski wzmocniono szerokimi sztabami żelaza i ozdobiono symbolami, które dla zwykłego zjadacza chleba były po prostu dziwnymi ornamentami. Angie do takowych nie należała. Dla niej wystarczył jeden rzut oka by zdać sobie sprawę, że oto wkraczają do siedziby bokora/ Papa Morbi nie krył się z tym, kim był ani jakie zyski z tego czerpał. Wyraźnie o owych zyskach świadczył dom, stojący na końcu dość długiego podjazdu. Jego biały kolor sprawiał iż lśnił wśród zieleni niczym diament. Piękny, chociaż przegniły w środku. Woda w fontannie mieniła się kolorami, gdy podjeżdżali do drzwi frontowych. Jacob zatrzymał się tuż przed nimi, wysiadł, a następnie otworzył drzwi po stronie Papy, który jako pierwszy opuścił samochód. Angie zamarudziła nieco, szybko pisząc w notesie i pokazując kartkę Mitrasowi.
- Trzymaj się blisko i bądź ostrożny - ostrzegła. *

Można byłoby się spodziewać spokojnego domku na wsi, czy na jeziorem, chatka gdzieś w lesie, czy obskurne mieszkanie w najgorszej dzielnicy… no i w sumie kanały miejskie, to są ciekawe miejsca na kryjówke. A nie willa, w takiej dzielnicy, i to jeszcze… taka dziwna. Oby to był taki budynek jak z pierwszego Residenta, w takim by nas nie znaleźli. I może bunkry, czy schrony znajdują się także tutaj! Choć na początku było uczucie jak wjazd do parku rozrywki, jednak po ostrzeżeniu Angii, poczuł już inne uczuci. Przyjazd najbardziej białego człowieka do getta w Detroit. Za moment pewnie Mitras będzie obserwowany dziesiątkami spojrzeń, i oby tylko nie napakowanych ,,ochroniarzy”. Mitras Biały ciężko przełknął ślinę, i trzymał się bezpiecznie Angii, to wcale nie tak że się nim opiekuje w tym momencie.

Angie wysiadła i nie bez oporów ruszyła za Papą Morbim, który był już przy drzwiach wejściowych. Po przekroczeniu progu, oczom wchodzących ukazała się duża, otwarta przestrzeń na bazie hexagramu. Cztery przejścia, po dwa na każdy bok, prowadziły do dalszych pomieszczeń znajdujących się na parterze. Naprzeciwko wejścia znajdowały się z kolei szerokie schody, po których wspiąć się można było na kolejne z trzech pięter. Wszędzie panował ład i porządek. Czarna, lśniąca niczym lustro posadzka, sprawiała wrażenie jakby nigdy nie została zbrukana ludzką stopą. Na stoliku znajdującym się dokładnie w samym centrum hexagramu, znajdowała się duża, czerwona waza wypełniona równie krwistymi różami. Ich woń wypełniała wnętrze, chociaż zdawałą się służyć bardziej jako zasłona dymna dla innych zapachów, niż główny aromat. Czuć było bowiem także typową dla kościołów woń kadzidła, gdzieś w tle kryła się woń dymu, a wśród tego wszystkiego snuł się słodki, odurzający zapach czegoś, czego póki co nie dało się zidentyfikować.
- Lukas zaprowadzi twojego przyjaciela do jego pokoju - poinformował Papa, wskazując na ubranego w biały garnitur, starszego, czarnoskórego mężczyznę, zmierzającego właśnie w ich stronę. - Dla ciebie przygotowałem osobne pomieszczenie. Zapewne będziesz chciała odzyskać spokój po tych przeżyciach. Chodź moje dziecko, oni już na ciebie czekają - dodał, kładąc dłoń na ramieniu Angie. - Nie martw się, twojemu podopiecznemu nie spadnie włos z głowy - zapewnił, uśmiechając się przy tym w sposób, który mógł oznaczać coś kompletnie przeciwnego.
- Babette... ? - zaczęłą Angie, jednak nie dał jej dokończyć.
- Czeka już na ciebie - odpowiedział na urwane pytanie, zanim zdołało rozbrzmieć. - Jacob, zajmij się resztą - zwrócił się do swojego szofera, delikatnie popychając towarzyszkę Mitrasa w kierunku łukowego przejścia po lewej stronie schodów.
- Panicz pozwoli za mną - Lukas, nie czekając na Mitrasa, ruszył powoli w stronę wiodących na górę stopni.

Mitras będąc miłym, i przykładnym gościem słuchał się gospodarzy. Udał się za Lukasem… który nazwał go Paniczem! Jednak widać że to najlepsze miejsce do jakiego można było trafić! Ile tutaj mogą mieć rzeczy, może nawet światłowody? Ciekawe jakie komputery tu się znajdują. Może już wszystko ma przygotowane w pokoju? Jak tak to przydało by się dowiedzieć co się dzieje. Jak nie ma nic z elektroniki, to ładnie poprosić gdzie jest takie miejsce, lub laptop. No i jeszcze trzeba pozbyć się kajdanek. Raczej w tym miejscu będziemy mieli dłuższą chwile odpoczynku, nie należy się przyzwyczajać. Prawdopodobnie trzeba będzie udać się dalej, może za granice. Teraz trzeba odpocząć, i się wyposażyć.
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 14-05-2019 o 23:42.
KlaneMir jest offline