Uderzenie, które powinny złamać lub przetrącić nogę trafiło i ześlizgnęło się po ochraniaczu. Przeciwnik uderzył kolbą karabinu, ale Franko zdołał ją zablokować przedramieniem. Drugi znowu strzelił, włoch poczuł podmuch pocisków pod pachą. Wszystkie trafiły w pierś jego przeciwnika. Odwrócił się i runął na drugiego, cios trafił idealnie, aż podrzuciło wroga. Przeleciał kilk ametrów i odbiwszy się od ściany ciężko spadł na ziemię.
Coś ostrzegło Franko i rzucił się w bok, sekundę później trzy pociski seria rozpruła powietrze w miejscu gdzie była jego głowa. Spojrzał ze zdziwieniem na człowieka, który po dwóch ciosach stał na nogach.
Nagle jego ucho eksplodowało bólem. Ułamki sekund później kolejna seria mało nie zerwała mu kaptura z głowy. Z drugiego końca uliczki nadchodzili kolejni dwaj uzbrojeni po zęby komandosi.
pierwszy komandos jest niezniszczalny
Znowu minimalne rzuty, i z siły i z k6 za przerzut
ledwo szok, z którego wyszedł bez mrugnięcia okiem. Postrzał od kumpla też na minimalnych dmg.
Za to drugi pechowiec, oberwał za 18 i odpadł.
Posiłki trafiły, ale bez ran i szoków.
Inicjatywa się odwróciła, teraz oni pierwsi.
Niezniszczalny wraz z kompanami idącymi wolnym krokiem otworzyli ogień. Trzask wygłuszonych karabinów nie wychodził poza uliczkę. Kolejne pociski trafiały Franko w pierś, głowę i bark. Strzępy ubrania fruwały na boki. Wielkolud zatoczył się na ścianę oszołomiony. Z trudem zogniskował wzrok.