Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2019, 07:09   #64
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Annie nie udało się wrócić do jednej postaci. Poczuła narastającą panikę - każda z trzech dziewczyn ją poczuła, a to bynajmniej nie pomagało w opanowaniu się. Zbyt wiele jednak działo się wokół, aby mogła skupić się na sobie. Ci szaleńcy, którzy zainicjowali całe zamieszanie przy drzwiach, faktycznie się wydostali. Wzrok personelu i ochrony skupił się na nich. To była szansa dla Anny i Dominika, by wymknąć się mniej spektakularnym ale nie mniej skutecznym sposobem. Zresztą czy nie było to w pewnym sensie spektakularne? Jedna z Ann spojrzała na kratę, którą ksiądz przeciął. Wcześniej poranił Smitha i ją. Chyba... chyba podejrzewała jaką mocą on włada.

Kolejna Anna, która rzuciła się w stronę Dominika, gdy ten upadł, pochyliła się nad nim. Chciała go pogładzić po policzku, lecz kto wie czy i tam nie skrywał jakichś ostrzy? Delikatnie więc potrząsnęła ramieniem mężczyzny.
- Ej, udało ci się. Nie wiem jak, ale udało ci się, księżulku. Jeszcze dwie kraty i spadamy z tej imprezki... Pomogę ci. Znaczy... my ci pomożemy. Kurwa, jakie to pojebane. Ja przytrzymam ci plecy... a my dwie złapiemy kraty, znaczy tamte dwie... znaczy... no ja pierdolę! Ty tylko znów dotknij tych szczebli swoimi łapkami, dobra?

To prawdopodobnie byłby ten moment, w którym ojciec Dominik pozostałby już na tej posadzce za nic mając związane z tym zagrożenia. Ponownie otwarte rany nie były jakoś dużo bardziej bolesne od reszty jego ciała. Decydujący był moment, w którym rozerwały się szwy, a z obitych plecami o podłogę płuc księdza z kłującym bólem uleciał cały zapas powietrza. Zobaczył jednak nad swoją twarzą dłoń, która powędrowała do jego ramienia i ostatecznie pozwolił by dotarły do niego jej słowa. A w każdym razie jednej z jej.
Uniósł przed siebie dłonie przyglądając im się ze zdziwieniem i niejaką ostrożnością. Rany cięte… pręty... strupy po… zaraz… znów miał paznokcie?
Skinął najbliższej Vanili głową próbując z jej pomocą choć bez udziału dłoni wstać.
- … na podobieństwo jego… - szeptał bez ładu i składu luźne myśli - …przenicowani deonami… Iskrą Bożą….
Nie po to by zginąć.
Złapał za kraty. Szarpnął i… nic się nie stało. Spróbował ponownie, lecz z identycznym skutkiem.
- Nie rozumiem - młody ksiądz pokręcił głowa i obejrzał się na Vanillę. Jedną z Vanilli. Wyciągnięte przed siebie dłonie trzymał jak jakieś niezrozumiałe, obce urządzenie - Ale to chyba już nie ważne. Zobacz.
Wskazał na sanitariuszy, którzy zabrali nieprzytomnych morderców do łazienki. Zagrożenie było jakby zażegnane… ale aura sprzeczności i drugiej strony lustra pozostawała. W dziwnie tańczących po pomieszczeniu cieniach. W ciele minotaura, który chwilę temu był starszym panem. W skutym lodem łóżku dziewczynki. I przede wszystkim w trzech blondynkach. To wszystko nie pozwalało się normalnie zachować. Wzywać pomocy, czy choćby sprawdzić, czy minotaur i postrzelony pacjent jeszcze żyli. Bo może przecież potrzebowali…

Dominik gwałtownie odwrócił się w stronę okna i ponownie ułapił za pręty. Tym razem skupiając się nie na szarpaniu, a na znalezieniu powierzchni tnącej. Przyłożył paznokcie do starej stali. Poskrobał ją kilkukrotnie, lecz jedynym skutkiem było zgromadzenie pod nimi warstewki rdzy. Metal nie wyglądał na… Jeden z prętów miał wyżłobienie. Bardzo cienkie. Przebiegało w miejscu, po którym przejechał paznokciami. Spojrzał na swoje dłonie. Keratynowy twór na palcu wskazującym prawej ręki był dłuższy niż pozostałe, choć niewiele. To, co przykuło uwagę Dominika był kształt. Był delikatnie spiczasty. Im dłużej się mu przyglądał, tym bardziej wydawał się wydłużać i zaostrzać. Dołączyły do niego pozostałe paznokcie. Początkowo zaokrąglone płytki przeradzały się w szpony. Gdy przytknął je ponownie i przejechał nimi po powierzchni metalu, poczuł opór ze strony żelaza lub stali właściwy dla jednej substancji wdzierającej się w drugą. Pręt ustąpił i z brzękiem uderzył o podłogę.
- Panie wszechmocny... - szepnął cicho ksiądz wbijając wzrok w odcięty kawałek stali i to coś, co wyzierało z jego palców. To coś nieludzkiego - Vanillo… Czym my...
Dopiero teraz zwrócił uwagę, że dziewczyny w swoim specyficznym stanie przyglądają się swoim obrażeniom. Jakoś odruchowo uznał, że ta najbliżej niego to ta prawdziwa, a reszta to tylko odbicia. Wyraźnie widział, że wszystkie Vanille były prawdziwe. Ale osoba w nich jest przecież jedna. Tak jak dusza. Problem polegał na tym, że były ranne. Każda inaczej. Więc każda mogła zginąć. Czy śmierć jednej zabije Vanille? Jeśli tak to jest ich za dużo.
- Vanillo, spróbuj złapać się za ręce. Znaczy… złapać resztę Vanill za ręce.
Trzy dziewczyny o tym samym obliczu zmarszczyły brwi.
- I co, może jeszcze mamy zacząć się modlić? Pierdolę to - ruchem ręki wskazała na otoczenie. Zrobiła to tak gwałtownie, że aż się skrzywiła, łapiąc się za prawy bok, który został draśnięty w jednej z jej wersji.
- Coś nam zrobili... skurwysyny. Nie pierwszy raz i nie ostatni pewnie ktoś mnie wyruchał wbrew mojej woli, ale wiesz co? To nie znaczy, że wygrali. Zrobili ze mnie dziwadło. I chuj, będę dziwadłem. I zamierzam nauczyć się z tego korzystać. Ty... znaczy ja... - dwie postrzelone dziewczyny wskazały na tę, która była cała - Idź pierwsza, zrób zwiad.
Trzecia tylko uśmiechnęła się półgębkiem, po czym wspięła się na okno.
- Niedaleko mój manager zaparkował swoje auto. Jest to jakaś opcja. Czy masz coś lepszego? - zapytały Dominika te dwie Anny, które zostały w pokoju.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline